Tom 2 - Rozdział 5

Chcąc nie chcąc musiałam się zabrać z Rufinem. Belladona była u niego i zasypywała mnie esemesami kim jest przystojniak w salonie. Czyli Rufin ulokował go u siebie. Wysiadając z samochodu spojrzałam tęsknie na moją śliczną, białą audi.
Weszłam do salonu akurat, aby zobaczyć jak Rafael ląduje w ogrodzie. Skrzydła są przydatne. Przydałyby mi się takie. Zdążyłam zarejestrować, że Belladona zerwała się z kanapy i już po chwili mocno mnie ściskała.
- Boże, jeeeeeść! - zawołałam próbując się uwolnić z objęć przyjaciółki. Czy oni wszyscy nie potrafią zrozumieć, że ja praktycznie dzisiaj nic nie zjadłam? Burknęła na mnie coś w stylu, że jestem niemiła. Poszłam do jadalni.
*
Usiedliśmy w salonie. Rafael już rozmawiał z Loganem. Wyglądali jakby bardzo dobrze się znali. Musiałam o to później zapytać.
Na "mojej" kanapie siedział Rufin. Nie zrażając się i tak tam usiadłam. W końcu to moja kanapa! Demon rzucił mi wymowne spojrzenie. No tak. Na jego kanapie siedział Logan z Belladoną. Rafael tradycyjnie wędrował po pomieszczeniu lub siedział okrakiem na krześle.
- ... jutro przed obiadem, prawda Kate? - Bella spojrzała na mnie.
- Co?
Czarnowłosa westchnęła sfrustrowana i zaczęła tłumaczyć.
- Zaprosiłam jutro Logana na obiad próbny, przyjdziecie razem po co ma siedzieć w domu i się nudzić. A że nigdy nie był w Nowym Jorku to go oprowadzisz. Ja nadal nie wiem co robię w tym mieście. - Uśmiechnęła się szeroko.
-  Mhm - mruknęłam tylko zastanawiając się nad ukrytymi motywami mojej przyjaciółki. - Przecież obiad jest o piętnastej!
- Tak. I co w związku z tym?
- Będę musiała wstać przed dziesiątą!
Belladona teatralnie wywróciła oczami.
- Wielkie mi rzeczy. - Wzruszyła ramionami.
- Wyjaśnijmy sobie coś cukiereczku. Wampiry śpią o takiej godzinie.
- Jesteś wampirem?
- No nie, ale...
- Więc nie widzę problemu.
- Przecież wiesz, że rano cudem jest dojechać tutaj w półtorej godziny od ciebie! - Sama do końca nie rozumiałam, dlaczego tak rozpaczliwie szukałam wymówki. Logan był przecież świetnym facetem. Na pewno dyszący mi nad karkiem Rufin nie ma z tym nic wspólnego. Na pewno.
- Zapomniałam ci powiedzieć, że nasze pidżama party odwołane. - Skrzywiła się. - Katalina gorączkuje, kicha, prycha i co tam jeszcze dusza zapragnie. Ma jedną z tych dziecięcych chorób.
Nieśmiertelne dzieci nie były wcale takie nieśmiertelne. Było kilka chorób, które musiały przejść. Nic groźnego. Można je porównać do ospy czy świnki. Czyli nie będę tkwiła w korkach tylko zabiorę Logana od razu ze sobą. O matko! Zostawałam tutaj.
Spojrzałam na Rufina, który nadal siedział spokojny. Posłał mi spojrzenie typu "przecież nic nie zrobiłem". To może się wydawać dziwne patrząc na nasze relacje, ale Rufin wolał, gdy byłam tutaj, w domu. Po części go rozumiałam. Bywam niesamowicie sprytna i głupia zarazem. Kiedyś powiedziałam, że śpię u Belladony, a wyszłam w nocy na miasto śledzić tutejsze gangi. Ba! Nawet się z nimi pobiłam. Ale tak naprawdę prawdziwy powód był inny. Przez to, że nie chciałam tutaj być porwał mnie Sebastian. Wzdrygnęłam się na te wspomnienia.
*
Chciałam się wyspać, naprawdę. Byłam w swoim pokoju, który był od zachodniej strony. Żadne słońce mi nie przeszkadzało. Poduszki były idealnie ugniecione, a kołdra odpowiednio ciepła w środku i zimna na zewnątrz, aby wystawić nogę. Warunki idealne. Do czasu.
Drzwi otworzyły się głośno. Nie z hukiem, nie walnęły wcale o ścianę. One po prostu zburzyły moje idealne warunki.
- A gdybym była naga? - burknęłam przewracając się na brzuch. Doskonale znałam tę aurę, więc nawet nie musiałam otwierać oczu.
- Już widziałem cię nagą - odpowiedział rozbawiony.
Boże, czego on ode mnie chciał. Resztki snu wymykały się jak woda ze stulonych rąk.
- Spadaj. - Tylko na taką odpowiedź było mnie stać o... - Na Kalipso, Rufin jest ósma rano! - krzyknęłam ciskając oczami błyskawice z rozbawionego demona.
Ubrany był w garnitur. Opierał się o framugę drzwi trzymając dłonie w kieszeniach. Musiał zaraz iść do pracy.
- To doskonała pora, aby wstać i pokazać swojemu znajomemu miasto - powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.
- Nie chcę cię słuchać - wyburczałam chowając się pod kołdrą. Sekunda. Dokładnie tyle minęło zanim moje ciepłe okrycie wylądowało na podłodze.
- Musisz. - Rufin stał w nogach mojego łóżka. Już chciałam się odezwać (a raczej wygrać konkurs na znajomość przekleństw), ale znowu się odezwał. - Masz się cały czas trzymać Logana. Jeśli coś będzie podejrzane dzwonisz do mnie, Rafaela, kogokolwiek. W audi masz GPS, więc staraj się parkować jak najbliżej, olej mandaty.
- Wlepiłeś do mojego samochodu GPS'a!? - zawołałam z niedowierzaniem.
- Oczywiście - odpowiedział jakby to było najgłupsze pytanie na świecie. - Jest tam od samego początku. - Uśmiechnął się diabelsko i w porę uniknął poduszki lecącej w jego twarz.
- Przysięgam, że będziesz umierał w męczarniach! - zawarczałam wyrzucając kolejne poduszki, aż w końcu nic mi nie zostało.
- Jasne, jasne. - Wywrócił oczami. Od kiedy Rufin przewraca oczami!? Wyszedł na korytarz, ale po chwili cofnął się błyskając bezczelnym uśmiechem. - Fajne majtki, Kate.
Spojrzałam w dół na moje Calviny Kleiny, a cała krew odpłynęła mi z twarzy.
- DUPEK!
*
Z Loganem praktycznie nic nie zwiedziliśmy. Kupiliśmy śniadanie i kawy w Starbucksie, a potem usiedliśmy w Central Parku. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Bardzo przyjemnie spędziłam czas.
Gdy wracaliśmy do domu moim białym audi pozwoliłam złamać sobie kilka przepisów. Logan przerażony trzymał dłonie na desce rozdzielczej. Moja jazda zawsze tak wpływała na pasażerów. Nie rozumiałam tego.
Zaparkowałam przed domem, bo zaraz i tak mieliśmy jechać do Belladony. Przyjechaliśmy się tylko przebrać. Bella wysłała mi esemesa, że podrzuciła mi sukienkę. Kochana, nie musiałam szaleć jeszcze na zakupach.
Weszliśmy do domu, a ja automatycznie wrzuciłam kluczyki do miseczki na stoliku w przedpokoju. Zajrzałam do salonu, ale było pusto. Na mojej kanapie leżała damska, żółta marynarka. Zmarszczyłam nos. Na pewno jej tam nie zostawiałam i na pewno nie była moja. Bella zostawiła mi rzeczy w pokoju. Usłyszałam głosy na górze.
Pobiegłam za Loganem, który był już prawie u szczytu schodów. Usłyszałam, że Rufin rozmawia z jakąś kobietą, a robił to dość głośno.
- ... szczęśliwy, że przyjechałam wcześniej! - Zębatki w moim mózgu zaczęły szybciej pracować wydając głośne zgrzyty.
Zatrzymaliśmy się z Loganem na korytarzu. On trzymał już rękę na klamce, chyba do swojego pokoju. Mój i Rufina był na samym końcu korytarza. Nogi same poniosły mnie w tamtym kierunku. Nie mogłam się powstrzymać i spojrzałam do pokoju Rufina. To jego wina, że zostawił drzwi otwarte. Jakieś walizki stały przy łóżku.
- Tak, ale nie musisz się od razu wprowadzać! - krzyknał Rufin.
Miernik mojej ciekawości, aż wybuchł. Stanęłam w korytarzu i już bezczelnie patrzyłam do środka. Zlustrowałam długie nogi odziane w krótką białą sukienkę. Brązowe włosy układały się w delikatne fale na plecach. Na ramieniem kobiety dostrzegłam wzrok Rufina. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Szybko mi się odechciało, gdy kobieta się odwróciła.
- Eliza - mruknęłam marszcząc nos. Nie lubiłam jej od momentu, w którym pierwszy raz na mnie spojrzała.
- Co ona tu robi?! - zapiszczała odwracając się do demona. Taktowanie milczałam czekając na reakcję Rufina.
- Mieszka - odpowiedział po chwili. Elfka zapowietrzyła się.
Przyswoiłam szybko fakty. Spojrzałam na walizki i przypomniałam sobie ich rozmowę. Nie mogłam powstrzymać parsknięcia śmiechem. Zrobiła niespodziankę Rufinowi wprowadzając się, z czego on nie był zadowolony i widocznie tego nie chciał.
- To ona może tutaj mieszkać, a ja nie?! - Oho! Została wyprowadzona ciężka artyleria. - Mówiłeś, że nic was nie łączy!
- Bo nie łączy - odpowiedział. Auć, zabolało. Bardziej niż chciałabym przyznać. Przygryzłam policzek od środka.
- I co tutaj tak sterczysz? - warknęła na mnie. Krew się we mnie zagotowała. Przybrałam swój najbardziej szyderczy uśmiech.
- Mój pokój jest tutaj. No wiesz, na przeciwko. - Wskazałam kciukiem za siebie. Eliza zbladła, a potem nagle poczerwieniała.
Rufin szybko stanął między nami, abyśmy przypadkiem nie mogły sobie wydrapać oczu. Kusząca propozycja. Spojrzał na mnie jakby coś chciał powiedzieć. Koniec końców westchnął tylko i delikatnie zamknął drzwi. Odwróciłam się do swojego pokoju, ale kątem oka dostrzegłam jakąś sylwetkę.
- Nie ładnie podsłuchiwać - rzuciłam starając się uśmiechnąć.
*
http://weheartit.com/entry/179444906/in-set/24278841-clothes?context_user=lolo9987695&page=3
To nie była sukienka. Patrzyłam na dwie części stroju zastanawiając się co Belladonie padło na mózg. Top był krótki i z dużym dekoltem. Miał grube ramiączka, ale niemożliwe było, aby ubrać do niego stanik. Spódnica była z podwyższonym stanem, sięgała przed kolano. Chcąc nie chcąc włożyłam na siebie tę brzoskwiniową kreację. Moja przyjaciółka wybrała dla mnie także buty i biżuterię. Chyba musiało jej się nudzić.
Włożyłam na stopy szpilki, na nadgarstki założyłam złote bransoletki, palce ozdobione były kilkoma pierścionkami. Wstrzymując oddech stanęłam przed lustrem. A niech cię cholera, Belladono!
Widać mi było kawałek brzucha (który udało mi się opalić w Buenos, tak jest!), a top ładnie eksponował dekolt. Nie wiedziałam czy chcę nakrzyczeć na Bellę czy ją wyściskać. Przeczesałam włosy palcami. Wyglądały dobrze, więc nie było sensu ich układać. Zrezygnowałam z torebki. Kluczyki od samochodu wrzucę Loganowi do kieszeni. Zanim wyszłam wypuściłam aurę na wolność w całej jej okazałości.
Przeszłam przez korytarz na dole szukając w koszyczku swoich kluczy do samochodu. Kręcąc nimi na palcu wróciłam do salonu. Rufin z Loganem siedzieli w milczeniu. Ten drugi zmierzył mnie z uznaniem i uśmiechnął się rozbrajająco. Demon zachował kamienną twarz. Obaj wstali, a po chwili rozbrzmiały kroki na schodach. Obejrzałam się przez ramię. Eliza była w białej sukience. Czy ten kolor nie jest zarezerwowany tylko dla panny młodej?
- Mam nadzieję, że będzie czerwone wino - westchnęłam rozmarzona.
Logan zaśmiał się cicho i zabrał klucze z mojego palca.
- Ja prowadzę. - Uśmiechnął się szeroko i kładąc rękę na moich plecach (niebezpiecznie blisko tyłka!) poprowadził mnie do wyjścia.
*
Pokierowałam nas do restauracji, w której Belladona z Ethanem wynajęli salę. Było tutaj bardzo elegancko. Mam nadzieję, że nie będzie leciała cały czas muzyka klasyczna.
Prywatna sala była przystrojona kwiatami, które rozprowadzały w powietrzu piękny zapach. Konwalie! Wzrokiem przebiegłam po zebranych szukając przyjaciółki. Było tam kilku jej znajomych ze szkoły, parę kuzynostwa. Ludzie, których nie znałam to pewnie ich partnerzy. Na obiedzie próbnym było same młode towarzystwo. Nie patrzmy już na to, że Rafael miał pewnie kilka setek i właśnie wymieniał czułe słówka z Jessicą. Zaraz, co?!
Mrugałam kilka razy, ale nadal do mojego mózgu nie docierała ta informacja. Jessica i Rafael? Rafael i Jessica. Nagle przede mną wyrosła Belladona.
- Wiedziałam, że będziesz wyglądać w tym zajebiście. - Uśmiechnęła się niczym mały chochlik.
- Jess i Rafael...? - wybąkałam, bo nie byłam w stanie skupić się na niczym innym.
Bella odwróciła się przez ramię, potem na mnie i znowu na nich. Po chwili jakby coś zrozumiała, bo przewróciła oczami. Szczebiocąc coś słodko do Logana posadziła go na miejscu i pociągnęła mnie do toalety.
- Ale, że oni... razem? - Zmarszczyłam brwi próbując ogarnąć sytuację.
- No są już razem chyba z rok. - Szczęka opadła mi chyba do podłogi.
- I ty mi nic nie powiedziałaś?!
- Przez ostatni rok trudno było do ciebie z czymkolwiek trafić - skrzywiła się. Momentalnie poczułam wyrzuty sumienia.
- Przepraszam - wymruczałam spuszczając głowę. Belladona westchnęła teatralnie.
- Wiem, wiem. Nie mam pretensji. Rafael zabrał ją do siebie tuż po tym jak was znaleźli. Ona była po prostu szalona. Wydaje mi się, że Sebastian zmodyfikował jakoś przemianę. Niby wszystko jest w porządku, ale jak dla mnie to nadal szalona suka.
- Bella! To twoja szwagierka!
- I co z tego. Nigdy jej nie lubiłam.
Tym razem to ja westchnęłam.
- Logan to mega przystojniak - poruszała wymownie brwiami. Przyznałam to małym uśmiechem.
- Będzie czerwone wino? - zapytałam przypominając sobie.
- Nie wiem, pewnie tak. Czemu pytasz?
- Eliza założyła białą sukienkę.
- Zamówię kilka butelek - powiedziała z mordem w oczach, a ja parsknęłam śmiechem.
Gdy wróciłyśmy na salę okazało się, że wszyscy są już w komplecie. Miejsce miałam obok Belladony, oczywiście. Niestety, na przeciwko Rufina. Po aurach zebranych wyczuwałam, że są trochę zdenerwowani. Podejrzewam, że nieczęsto jadają obiad w towarzystwie Najwyższego Demona i kilkusetletniego anioła. Wyższe sfery? Wcale się tak nie czułam.
W końcu rozmowa jakoś ruszyła. Kuzynostwo Belladony jako tako kojarzyłam. Melania często się za nami włóczyła, a my tylko obmyślałyśmy tylko jak jej się pozbyć. Teraz się z tego śmiałyśmy.
Jedzenie było pyszne. Ku mojej radości Jessica piła czerwone wino. Chyba jako jedyna. Gdy w końcu nawiązałyśmy kontakt wzrokowy patrzyłam to na nią, na kieliszek i na Elizę. Musiałam powtórzyć to kilka razy. W końcu załapała. W jej oczach pojawił się złośliwy błysk. Nachyliła się do Rafaela, aby go namiętnie pocałować. Zupełnie przypadkiem wylała zawartość swojego kieliszka na Elizę.
Głośne "och!" ściągnęło uwagę wszystkich. Eliza natychmiast odsunęła się na krześle i patrzyła na Jessikę z mordem w oczach.
- Przepraszam - odpowiedziała Jess tak nieszczerze jak tylko się dało.
Belladona się cała trzęsła. Kopnęłam ją pod stołem, żeby się uspokoiła. Oddała mi i popatrzyła na mnie. Minę miała tak komiczną jakby miała się zaraz udławić, a jednocześnie jadła pysznego cukierka. Czułam jak kąciki moich ust zaczynają niebezpiecznie drgać. Nie mogłyśmy już z Belladoną na siebie patrzeć. Odwróciła się do Ethana świergocząc coś wesoło. Ja pochyliłam się do Logana pod pretekstem powiedzenia mu coś na ucho. Ale oparłam tylko nos o jego szyję i zaczęłam się cicho śmiać. Przeszedł go dreszcz, a po chwili objął mnie ramieniem.

- To było wredne - powiedział mi cicho na ucho, a już nie mogąc się powstrzymać zaczęłam się śmiać.
____________________________
Przepraszam za te wszystkie przerwy, ale nadal jakoś ciężko pozbierać mi się do kupy. W sensie ciężko mi wrócić do pisania. Nie to, że nie mam pomysłów. Mam zaplanowany do końca cały drugi tom i pomysł na trzeci, ale nie mam pojęcia czy będę się za niego zabierać. Dodatkowo mam całą masę uczuć i emocji, które chce wpleść. Po prostu zmieniłam się trochę i jest mi z tym źle, bo nawet nie wiem kiedy wybrałam łatwiejszą drogę - one nigdy nie są dobre.

10 komentarzy:

  1. Cóż... Powiem tylko, że długo kazałaś na siebie czekać.
    Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział :D Warto było czekać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam całość jednym tchem (i o jednej kanapce z bekonem, o czym żołądek nie omieszkał mi teraz przypomnieć). Bardzo zaciekawiła mnie ta historia - szczególnie specyficzną atmosferą, z którą jeszcze się nie spotkałam. Świetnie wykreowałaś bohaterów i świat, w którym nie doszukałam się ani jednej logicznej luki :) Oby tak dalej! Zapraszam też do siebie:
    http://jestem-mentalnym-moherem.blogspot.com/
    http://dzienniknihalkruger.blogspot.com/
    http://magiczniidioci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj! Wpadłam zapytać się co u ciebie? Planujesz kontynuować tą historię?
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  5. czy masz w planach dokonczyc ten tom ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W planach mam, ale ciężko mi wrócić teraz do pisania.

      Usuń
  6. kiedy mniej wiecej wrocisz

    OdpowiedzUsuń
  7. Proszę, proszę, proszę wróć mi pamiętamy, a ty jeszcze nas pamiętasz? ��

    OdpowiedzUsuń
  8. Minęły juz 4 lata a ciebie nadal nie ma

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy potrafię jeszcze wrócić do tej historii, niestety... :(

      Usuń