Tom 2 - Rozdział 4



Ostatnio Klementyna spędzała coraz mniej czasu w swoim pokoju. Tak, świetna sprawa i tak dalej, ale co gorsze zawsze znajdywałam ją w gabinecie Johnathana. Dzisiaj i także ją tam znalazłam. W sumie to nie tylko ją.
- Czyżbym trafiła na jakieś tajne zebraniu klubu, do którego nie należę? - zapytałam wchodząc do gabinetu.
Oprócz Klementyny, która siedziała z książką w ręku na fotelu, był także Logan i półanioł, który chyba był drugim Johnathana.
- Śliczna Katharino, ty prawdopodobnie należysz do każdego klubu - powiedział leniwie wampir. Mogłam wyczuć w jego aurze znaczny wzrost mocy. Nie spodobało mi się to. Prawdopodobnie narobiłby niezłego bałaganu zanim komuś udałoby się go powstrzymać.
- Słodzisz. To nawet miłe, ale nie po to tu przyszłam.  - Podeszłam do okna patrząc na zachodzące słońce. - Klementyna będzie potrzebowała adidasów i stroju sportowego.
Ktoś wessał głośno powietrze, a ja mogłabym sobie rękę uciąć, że była to nimfa. Odwróciłam się do pokoju napotykając zdziwione spojrzenia.
- Od jutra, albo możliwie jak najszybciej, Klementyna zaczyna biegać.
Miałam ochotę walić głową w ścianę widząc ich miny. No dobra, może ja też nie byłam zadowolona, gdy Rafael ode mnie wymagał, abym była w stanie przebiec dwadzieścia pięć kilometrów.
- Ale... ale dlaczego? - Udało się w końcu wykrztusić Klementynie.
- Zapobiegawczo - wzruszyłam ramionami. - Jak wystąpi zagrożenie, albo znajdziesz się w niebezpieczeństwie będziesz mogła uciec.
- Ale przecież tutaj mi nic nie grozi. - Potoczyła oczami po zebranych.
- Tego nie wiesz.
- Johnathan mnie chroni - powiedziała jakby to było najlepszym argumentem świata.
- Do diaska! Wszędzie czeka na ciebie niebezpieczeństwo! Jesteś nimfą do jasnej cholery! A my jesteśmy wśród ludzi i to nie jest dwór!
Czułam jak krew się we mnie gotuje. Chciałam, żeby była przygotowana na wszystko. Wydawało mi się, że sama jestem gotowa na wszystko. Ale wcale nie byłam gotowa na to co się wydarzyło.
- Katharino, nie ma potrzeby się złościć. - Johnathan podniósł się z miejsca zasłaniając mi widok na nimfę.
- Owszem, nie ma, ale należy przekłuć bańkę, w której żyje. Na razie każę jej tylko biegać. Nie sądzisz, że postępuję wyjątkowo delikatnie? Mi Rafael kazał od razu biegać, ćwiczyć walkę i nauczyć się strzelać do ruchomych celów.
- Nie będę strzelać! - Klementyna zapiszczała, a ja miałam ochotę nawyzywać ją od chorych pacyfistek.
- Będziesz. Ale jutro zaczynamy od biegania. - Zazgrzytałam zębami. Nimfa popatrzyła błagalnie na Johnathana, a ten po chwili wymienił spojrzenia z półaniołem i Loganem.
- Katharina ma rację. Przecież nic się nie stanie jak Klementyna nabędzie trochę kondycji. - Półanioł przyznał mi rację, a ja miałam ochotę go wycałować. - Myślę, że kółko wokół posiadłości wystarczy.
- A ile to kilometrów? - zapytałam.
- Myślę, że coś koło siedmiu do dziesięciu.
- ILE!? - krzyknęłyśmy razem z Klementyną.
- Będziemy musiały zrobić milion zasranych kółek - mruknęłam pod nosem.
- Słucham? - Niestety nimfa mnie dosłyszała.
- Musisz być w stanie przebiec minimum dwadzieścia kilometrów.
Odpadła jej szczęka, a po chwili patrzyła rozpaczliwie w podłogę.
- A ty ile w stanie jesteś przebiec? - zapytała zrezygnowana.
- Trzydzieści pięć kilometrów, ale mam zamiar dobić do czterdziestu. - Mężczyźni mieli zszokowane miny. - No co? Zazwyczaj zostaje mi tylko ucieczka. Nie jestem wyszkolona do walki, ani nie mam ducha wojownika.
- W takim razie idę jutro z wami. To może być zabawne. - Logan zaśmiał się cicho.
*
Zaczęliśmy od porządnej rozgrzewki. Klementyna była już cała czerwona na twarzy z wysiłku. Na początku moich treningów miałam tak samo. Teraz dla mnie to była bułka z masłem.
Okazało się, że obok nas sparingi miała świta Johnathana. Mimo, że słońce już zachodziło, było niemiłosiernie gorąco. Klementyna, gdy zobaczyła mój strój, skrzywiła się. Dałabym sobie rękę uciąć, że teraz chciałaby się ze mną zamienić. Sportowy stanik i krótkie spodenki. Niby nic, a czułam jak pot cieknie mi po karku.
Zarządziłam, że czas na bieg. Po jednym okrążeniu Klementyna padła na trawnik jak zabita.
- Logan, przypilnujcie Klementyny! - zawołałam do stadka mężczyzn podając nimfie ręcznik i butelkę z wodą.
Logan wskazał kogoś rękoma, a potem powiedział coś do grupy. Wiedząc, że będzie bezpieczna ruszyłam przed siebie. Nie zdążyłam dobiec do zakrętu, gdy za sobą usłyszałam głosy. Odwróciłam się za siebie i dojrzałam grupkę mężczyzn, który wcześniej ćwiczyli obok nas. Pokręciłam głową parskając śmiechem.
- Ciekawe jak szybko wysiądziesz. - Logan zrównał ze mną krok.
- Chciałbyś - zaśmiałam się nie zwalniając tempa. Miałam w końcu przed sobą trzydzieści kilometrów.
W ćwiczeniach z mężczyznami jest jeden bardzo ważny problem. Zazwyczaj pozbywają się koszulki. Oh Calipso, co jest lepszego niż spocona męska klata? Miałam wrażenie, że jeszcze chwila i dostanę zeza. Czy to jest jakaś kara?
Biegli dookoła mnie gawędząc beztrosko, czasem zadając jakieś pytanie. Z każdym krokiem zaczynałam się zastanawiać, dlaczego postanowiłam unikać facetów. No bo naprawdę, oni są jak magnes!
Nogi wchodziły mi w tyłek, gdy w końcu postanowiłam się zatrzymać. Oparłam dłonie o kolana starając się powoli łapać oddech. Płuca krzyczały o powietrze. Gdy się uspokoiłam dopiero podniosłam wzrok.
- Trzydzieści siedem. - Johnathan uśmiechnął się kącikiem ust.
- Co? - zapytałam głupio.
- Kilometrów. Tyle przebiegłaś. - Klementyna, która leżała na trawie obok wampira, odpowiedziała beztrosko.
- Super - mruknęłam pod nosem i wyłożyłam się na trawie.
Było już ciemno. Pewnie była już pora śniadania. Pewnie dlatego praktycznie wszyscy skierowali się do zamczyska. Dla mnie nocne niebo było o wiele ciekawsze niż towarzystwo wampirów. Nazwijcie to traumą, urazem, doświadczeniem czymkolwiek chcecie.
- Zamierzasz tak przeleżeć całą noc? - Drgnęłam zaskoczona. Unosząc się na łokciach dostrzegłam, że Logan siedzi obok. Jakim cudem zachowywał się tak cicho? Czy to ja się wyłączyłam myśląc o głupotach? Pewnie to drugie.
- A nawet jeśli to co? - zapytałam ponownie kładąc się na trawie.
- To chętnie dotrzymam ci towarzystwa. - Usłyszałam szelest spodni i poczułam aurę po prawej stronie. Zaryzykowałam odwrócenie głowy. Na Calipso! On nadal nie włożył koszulki.
Idealnie wyrzeźbiona klata, aż prosiła się by przejechać po niej palcami. Momentalnie odwróciłam wzrok na niebo zszokowana swoimi myślami. Czyżby moje libido wyszło z depresji? Co tu się dziwić! Logan jest pociągającym mężczyzną, który na pewno wie jak zająć się kobietą. Wymierzyłam sobie mentalny policzek. Miałam przestać.
W sumie minęło całkiem sporo czasu od... właśnie od czego? Od jakiegoś zbliżenia z mężczyzną? Czy przypadkowy pocałunek w klubie się liczy? Skąd mi sie wzięło takie filozofowanie?!
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że wzrokiem wręcz pożeram ciało Logana. A kiedy spojrzałam na jego twarz (cudny refleks, ja wiem) zdałam sobie sprawę, że on doskonale o tym wiedział. Zacisnęłam zęby i błyskawicznie odwróciłam wzrok. Dobiegł mnie zduszony śmiech.
- Nie wiem co cię tak bawi - burknęłam zła na siebie, że dałam się złapać we własną pułapkę.
- Nie codziennie ktoś pożera mnie wzrokiem. Oczywiście mi to pochlebia - dodał szybko, a ja mimowolnie przewróciłam oczami.
- Bajerant - mruknęłam.
*
W byciu bogatym i ważnym fajne jest to, że możesz sobie pozwolić na luksusy. Wlicza się w nie prywatny odrzutowiec, który ma przetransportować tylko dwie osoby. No właśnie. Zaszły jakieś rozmowy Buenos Aires - Nowy Jork, z których wynikało, że mam mieć prywatnego ochroniarza. Ba! Mieli nawet ochotnika. Logan wszedł za mną na pokład samolotu. Miał niedużą torbę sportową, którą zaraz rzucił na wolne miejsce. Ja ograniczyłam się do torebki. Praktycznie wszystkie ubrania miałam u Rufina. Co mi przypomniało, że z Belladoną będziemy musiały tam pojechać, bo to właśnie ona ma nas odebrać z lotniska.
Gdy ja się rozsiadałam w fotelu, Logan zdążył wyjść jeszcze dwa razy z samolotu, wykonać telefon i porozmawiać z pilotami. Wszystko musiało być w porządku, bo po chwili usiadł obok mnie zapinając pas.
Startowanie samolotu zawsze przypominało mi zjazd na kolejce górskiej. Takie same dziwne uczucie w żołądku. Gdy przestaliśmy się wznosić wyszła stewardesa mówiąc nam, że możemy odpiąć już pasy, a lot jest planowany na dziesięć godzin. Logan momentalnie wyprostował nogi kładąc je na fotelu przed nim. To był dobry pomysł - zrobiłam to samo.
-  Na kogo właściwie ślub jedziesz? - zapytał po chwili odwracając twarz w moją stronę.
No tak. W sumie nic im nie wyjaśniałam.
- Jeszcze nie na ślub. To próbny obiad ślubny mojej najlepszej przyjaciółki.
- Próbny obiad ślubny? - Uniósł jedną brew próbując się nie śmiać.
- Ja też tego nie rozumiem, ale kazała mi być. - Wzruszyłam ramionami. - Poza tym uda mi się zaliczyć zebranie rady, dopilnować kilku spraw i chyba mam jeszcze jakieś spotkanie - skrzywiłam się.
- Jesteś zapracowaną kobietą, co?
Roześmiałam się.
- Uwierz mi, jestem ostatnia do roboty.
- Mimo tego masz sporo na głowie. Po co sobie brać tyle obowiązków?
- Bo muszę.
Zapadła cisza. Skoro miałam tyle czasu to wyjęłam książkę do szwedzkiego.
- Poważnie? Zamierzasz się uczyć? - Logan śmiał się ze mnie. Naburmuszyłam się. Obrażona wlepiłam wzrok w podręcznik. Parskał śmiechem jeszcze przez chwilę.
- No dobra, dobra. Już rozchmurz się. - Szybkim ruchem wyrwał mi książkę. Ledwo nawet to zarejestrowałam. Cholera, szybki jest.
- Oddaj mi!
- Po co ci szwedzki? - Z niedowierzaniem próbował coś przeczytać.
- Wiesz, to bywa naprawdę bardzo irytujące, gdy starzy nieśmiertelni zaczynają mówić w innym języku, bo nie wiesz wtedy czy cię obgadują lub coś knują. - Westchnęłam ciężko. Spotkała mnie taka sytuacja raz czy dwa, gdy podróżowałam przez ostatni rok.
- Przecież znasz angielski, a wszyscy teraz znają angielski. Po co ci inne?
- Na dworze drugim językiem jest niemiecki. Znam staroniemiecki, a niemieckiego musiałam się uczyć w szkole. A! I francuskiego też. Na studiach miałam obowiązkowy hiszpański.
Cholera, prawdziwa ze mnie lingwistka! Powinnam być z siebie dumna.
- Ja tam i tak uznaję tylko jeden język - stwierdził w końcu oddając mi książkę.
- Jaki?
- Język ciała. - Uśmiechnął się szelmowsko.
*
Szturchnięcie wybudziło mnie z drzemki. Lot był okropny. Jak turbulencje się już skończyły to nie mogłam zasnąć. Dziesięć godzin takiego koszmaru i czułam się jak zombie. To by było na tyle jeśli chodzi o spanie. Czułam się połamana w każdym miejscu. Logan wyglądał na tak rześkiego, że zapragnęłam mu przywalić.
Wyczłapałam się z samolotu mrużąc oczy w słońcu. Było koło dwunastej. Przeciągając się rozejrzałam po lotnisku. Zesztywniałam.
- No chyba sobie jaja robicie - mruknęłam pod nosem. Rozejrzałam się z nadzieją, ale na próżno. Chcąc nie chcąc podreptałam w stronę krzykliwego żółtego samochodu.
- Pieprzone, śliczne, żółte audi - warczałam pod nosem stojąc przy tym cudeńku. - Gdzie Bella? - zapytałam odrywając wzrok od auta.
- Musiała zająć się małą - odpowiedział i spojrzał ponad moim ramieniem. Oczy mu się lekko zwęziły, ale na ustach pojawił się uśmieszek. - Ty musisz być wojownikiem Johnathana.
Szczęka mi opadła.
- Co?! - zapytałam piskliwie. Logan jest jednym z trójcy ze świty Johnathana? Dobrze, że nie zaczęłam narzekać na te wielkie i zimne zamczysko. Czy on nie mógł być zwyczajnym facetem? Taa... zwyczajni faceci na pewno nie są walkiriami. Prychnęłam do swoich myśli.
- Nieważne. - Machnęłam ręką. - Nie zmieścimy się tutaj, a ja na pewno nie będę siedziała na niczyich kolanach. - Wskazałam na samochód.
- Nie ma takiej potrzeby. - Rufin uśmiechnął się szeroko, a to wcale mi się nie spodobało. Zignorował moją zdziwioną minę zwracając się do Logana. - Zabieram ją ze sobą. Będzie ze mną bezpieczna. Kierowca zawiezie cię do domu, tam ktoś pokaże ci pokój. - Odwrócił się by ruszyć do samochodu. - A, dzięki za dostarczenie Kate. - Uśmiechnął się bezczelnie do wojownika i otworzył mi drzwi.
- Dupek - mruknęłam ładując się do samochodu. - Dlaczego mnie porwałeś? - zapytałam, gdy ruszyliśmy z piskiem opon. Norma.
- Zaraz jest zebranie rady.
- Poważnie? Nie można było zorganizować go kilka godzin później? - zirytowałam się.
Za mną było dziesięć godzin lotu. Byłam głodna, śmierdziałam i chciało mi się spać.
- Ransom dzisiaj leci na dwór. Jego lot został i tak przełożony abyście się nie minęli. Więc teraz wszyscy czekają na ciebie.
- Cudownie.
Weszliśmy tylnym wejściem. Jak dla mnie lepiej.
- Jeszcze raz. Wytłumacz mi, dlaczego te zebranie jest takie ważne?
Cały rok radzili sobie beze mnie, a teraz musiałam się koniecznie zjawić.
- Ponieważ wybieramy członków rady.
- Super. Mogę cię podać do dymisji i pozbyć się twojego tyłka? - Na samą myśl uśmiechnęłam się szeroko.
- Nie. Nasza czwórka jest nietykalna. - Moje marzenia legły w gruzach. - Gorzej, bo ciebie też się pozbyć nie mogę.
- Urocze. - Skręciłam w inny korytarz niż Rufin.
- A ty gdzie?
- Każ im poczekać jeszcze dwadzieścia minut, muszę wziąć prysznic.
*
Wyszłam z łazienki z mokrymi włosami. Na szczęście do torebki zapakowałam czarną bokserkę na przebranie. W jeansach, koszulce i mokrych włosach prezentowałam się bardziej jako studentka, która zaspała na wykład, niż jako jedna z najważniejszych osób na kontynencie.
Otworzyłam drzwi na salę konferencyjną, a chłodne powietrze sprawiło, że zadrżałam. Cholera, przyzwyczaiłam się do ciepła i nie zabrałam ze sobą niczego, aby narzucić na ramiona. Cudnie.
Usiadłam koło Rafaela, który uśmiechał się szeroko na mój widok.
- Nie szczerz się. To naprawdę irytujące, gdy wszyscy wokół ciebie są rześcy jak skowronki, a ty masz ochotę ułożyć się w trumnie i zasnąć na amen. - Na moje jakże piękne porównanie anioł wybuchnął śmiechem. Wypatrzyłam kubek z kawą.
- Kogo? - zapytałam.
- Rufina - odpowiedział mi Ransom.
- Czyli moja - mruknęłam cicho zadowolona przywłaszczając sobie napój bogów.
Najpierw weszli mężczyźni, których imion nie pamiętałam. Znaczy tkwiły gdzieś tam w odmętach mojej pamięci oczywiście. Chwilę po nich wszedł Rufin. Cholerny elegancik. Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi, ale miał na sobie grafitowy garnitur. Czytając jakieś dokumenty usiadł na krześle wyciągając po coś rękę. Trafiając na pustą przestrzeń zmarszczył brwi i podniósł wzrok prosto na mnie. Skąd on wiedział? Starałam się wyglądać jak najbardziej niewinnie znad kubka z parującą kawą. Westchnął.
- Zaczynajmy - oznajmił rozglądając się po zebranych.
Ransom patrzył na mnie z niedowierzaniem. Uśmiechnęłam się zwycięsko. Oto ja. Kradnę kawę i uchodzi mi to na sucho. Nawet jeśli to jest Najwyższy Demon Ameryki Północnej.
________________________________
Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale w moim życiu ostatnio sporo się namieszało. Facet nagle (znowu) mnie rzucił. Gdybym nie wyszła z rozmową to by przeciągał to po dziś dzień. Oprócz tego zdążyłam wpaść w sidła innego faceta, przy którym czuje się jakbym dostała skrzydeł i była najszczęśliwszą osobą na świecie. Lecz nic nie może przecież wiecznie trwać i wyszły problemy z jego byłą. Chyba nie muszę wspominać, że to odbija się na mnie? Ogólnie mówiąc jestem emocjonalnym huraganem i nie bardzo wiem co mam robić ze swoim życiem. Nie miałam ochoty na nic. Nie chciało mi się grać w gry (jestem okropną nerdką, gamergirl i co tylko chcecie!), nie czytałam żadnych książek (zawsze średnio czytam dwie tygodniowo). Wpadłam po prostu w dołek, z którego nadal się wygrzebuje łamąc ślicznie pomalowane paznokcie. Drama, drama, drama. Tak bym określiła ostatnie miesiące.
Mam nadzieję, że mi wybaczycie to, że tak długo rozdziały nie było. Czuję się z tym źle, ale po prostu nie miałam siły, aby wrócić do Kate.
Ah, dostałam się na filologię angielską!

P.S. Śliczny szablon, prawda? Zielony Kociak jest taka kochana <3

7 komentarzy:

  1. Oj nareszcie już myślałam że zapomniałaś a jednak nie na xd :) czekam na ciąg dalszy bo ciągle mam niedosyt :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że udało ci się coś dodać mimo niezbyt miłych miesięcy. Mam szczerą nadzieję, że następny rozdział ukaże się niebawem. Przyznam, że pomyliłam Logana z Rufinem i przez pół rozdziału się dziwiłam dlaczego się nie kłócą czy coś :D
    Z tego co czytałam to masz niezłe życie towarzyskie :) Liczę, że przez to nie zapomnisz o blogu i o nas :*
    Pozdrawiam cię cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! CZeść!
    To ja Free Woman. Zmieniłam sobie pseudonim, a co!
    Gdzie ty jesteś kochana?
    Czekam i czekam a tu miesiąc leci i dalej nic :(
    Pozdrawiam :*
    Ps. Zapraszam też do siebie...
    www.okutnespojrzenie.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Zostałaś nominowan do LBA więcej na http://powrotdoprzeszlosci.blog.onet.pl/2015/09/02/liebster-blog-award/

    OdpowiedzUsuń