Tom 2 - Rozdział 1



Ponad rok. Tyle czasu minęło od mojej ostatniej wizyty w Nowym Jorku. Cynthiana powiedziała, że w wielu krajach chcą zbudować szpitale dla nieśmiertelnych. Poproszono mnie o pomoc, a ja bardzo chętnie jej udzieliłam. Musiałam odpocząć i dojść do siebie, a okazja trafiła się idealna.
Unikałam praktycznie wszystkich oprócz Belladony i mojej ukochanej Kataliny. Przyjeżdżały czasem na parę dni do miejsca, w którym aktualnie przebywałam. Moja przyjaciółka, jako dyrektorka szpitala w Nowym Jorku, też była bardzo często pytana o radę. Przeważnie odpowiadała listownie lub przeze mnie, bardzo rzadko osobiście. W końcu w Nowym Jorku czekał na nią kochający narzeczony.
Razem z Gregiem i Vincem, moimi wojownikami, upewniliśmy się, że nikt nas nie widzi i przemyciliśmy Kaelasa do budynku. Pracownicy machali do mnie radośnie i palcami wskazywali na mojego puszystego chłopca, dumnie kroczącego przy moim boku.
Jak tylko wysiadłam z windy na swoim piętrze, Rose zaczęła piszczeć radośnie, niemalże łamiąc mi kości siłą swojego uścisku. Rafael stał przez chwilę sparaliżowany jakby nie dowierzał własnym oczom.
- Kurwa! Co to jest?! - usłyszałam czyjś krzyk. Nie dostrzegając nigdzie mojego kociaka wpadłam do gabinetu Rufina.
- Kaelas! - zawołałam piorunując kota wzrokiem, gdy ten obwąchiwał kogoś. Zwierzak, zaalarmowany moim głosem,  przytruchtał do mnie. Dopiero wtedy pozwoliłam sobie rozejrzeć się po pomieszczeniu.
Rufin przyglądał mi się bacznie. Nie mogąc dłużej na niego patrzeć, spojrzałam w drugą stronę i... ja pieprzę. Tam stał drugi Rufin!
- Aniołku, uszczypnij mnie - zwróciłam się do Rafaela, którego aurę wyczuwałam za plecami. - Chyba podczas mojej nieobecności wasi naukowcy wymyślili sposób na klonowanie, a Rufin zgłosił się na ochotnika.
Odpowiedział mi wybuch śmiechu, a ja poczułam się jakbym przegapiła coś ważnego. Skupiłam się na ich aurach. Jedna była czerwona i była bardzo dobrze mi znana. Druga była bardziej bordowa i mimo, że kolor był nie ten, od razu na myśl przyszła mi gorzka czekolada.
Zaczęłam bezczelnie przypatrywać się drugiemu demonowi i od razu dostrzegłam różnicę. Miał zielone oczy i troszkę inne rysy twarzy. Jasne włosy miał ułożone w dziwny sposób. Gdy wstał, zauważyłam, że był takiej samej postury jak Rufin. Co się, do diabła, tu dzieje?
- Kate, to Ransom, brat Rufina - Rafael uspokoił się jako pierwszy i przekazał mi tą istotną informację.
Rufin ma brata?
- Miło mi poznać. Jestem Ransom - delikatnym ruchem chwycił moją dłoń muskając ją ustami.
- Katharina - nadal byłam w totalnym szoku, ale po chwili uśmiechnęłam się lekko.
Demon wyprostował się, a ja musiałam unieść głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Był tak samo wysoki jak Rufin.
- Więc to przez ciebie nie można w ogóle dogadać się z Rufinem? - zapytał ze śmiechem, a jego słowa zawisły w powietrzu. Spuściłam wzrok, intensywnie wpatrując się w swoje buty.
Zdawałam sobie z tego sprawę, że powrót może być ciężki. Ale to co innego myśleć o tym, a odczuwać to na własnej skórze. Wchodząc do tego gabinetu, upewniłam się tylko w tym, że moje uczucia, wobec najwyższego Ameryki Północnej, ot tak nie wyparowały.
- Ups, zrobiło się niezręcznie - Ransom uśmiechnął się szelmowsko i dał kuksańca Rufinowi w ramię. Po chwili już znowu siedział na kanapie.
- W sumie dobrze trafiłaś, Kate - sytuację jak zwykle ratował Rafael. Dopiero teraz się zorientowałam, że drapię Kaelasa za uchem. Mój chłopiec był jednak czujny, pomimo tego, że mrużył ślepia z rozkoszy, wpatrywał się w demonów leniwie.
- Trafiłam na co?
Trójka mężczyzn wymieniła między sobą spojrzenia, a ja stałam tam jak ta kretynka. Musiałam wrócić do swojej dawnej pewności siebie. Najlepiej będzie jak zacznę już teraz. Usiadłam na drugiej kanapie. Na moje szczęście Kaelas stwierdził, że na podłodze jest mu wygodnie. Jeszcze tego by brakowało, aby pakował mi się na kolana.
- Będziemy wszyscy razem pracować - oznajmił Rufin, a ja musiałam sobie przypomnieć, aby nie grzmotnąć szczęką o podłogę. To zdecydowanie nie jest dobry pomysł.
- Dlaczego? - nadal nie widziałam w tym jakiejś logicznej całości.
- Ransom zajął miejsce Sebastiana - Rafael mówił cicho i spokojnie.
Te słowa podziałały na mnie jak kubeł zimnej wody. Samo wspomnienie tego wampira wywoływało u mnie dreszcze. Robiłam się podenerwowana. Kaelas od razu to wyczuł i gwałtownie się podniósł na łapy.
- Co się z nim stało? - musiałam odchrząknąć zanim zdołałam coś powiedzieć.
- Nie żyje od pół roku - rzucił Rufin lekko, a do mnie po chwili dotarł sens jego wypowiedzi.
Nie było mnie tutaj przez rok, a Sebastian nie żyje dopiero od kilku miesięcy. Skoro Rufin mówi o tym tak lekko to musiał mu zrobić coś okropnego. Gdzieś we mnie pojawił się spokój. Sukinsyn zapłacił za to co zrobił.
- Dlaczego, tak właściwie, przywiozłaś tutaj Kaelasa? - Rafael rozluźniony opierał się o ścianę.
- Bo chciał zapładniać wszystkie koty, a przecież są z tego samego miotu - mężczyźni parsknęli śmiechem, a Kaelas jakby dumny z siebie machnął dwa razy ogonem. - Właściwie to szukam dla niego tymczasowego miejsca, póki nie znajdę czegoś dla siebie - wyjaśniłam, bo to był na prawdę powód, dlaczego najpierw pojawiłam się tutaj, a nie u Belladony.
- Chyba sobie żartujesz! - zawołał anioł, a ja aż podskoczyłam na miejscu. - Nawet nie ma takiej opcji, abyś zamieszkała sama - rzucił mi piorunujące spojrzenie, ale tylko się nachmurzyłam.
- Nie rób takiej miny - mruknął.
- I myślisz, że jak będziecie mieli mnie na oku to się nie wymknę? Na Kalipso, przecież ja już to kiedyś zrobiłam! - wzniosłam oczy do nieba.
- Zwiała wam? - Ransom uniósł brwi rozbawiony.
- Powiedzmy, że jest bardzo przekonującą wampirzycą jak i demonicą - westchnął w odpowiedzi Rafael.
Ransom uważnie mnie zlustrował co mi się nie spodobało. Skrzyżowałam dłonie na piersiach spojrzeniem dając mu znać, że zachowuje się nietaktownie.
- Zanim coś wymyślisz, to Belladona zgodziła się, że najbezpieczniejsza będziesz z nami - wolałam nie patrzeć na Rufina.
Aż to wredny, mały cukiereczek! Ja już jej dam popalić.
- Z nami, czyli? - uniosłam brwi.
Spojrzeli na siebie, a potem na mnie. Momentalnie zbladłam. Jeśli mam zamieszkać z ich dwójką to trzymajcie mnie boginie, abym nie zwariowała.
*
Dziecięcy pisk zaalarmował mnie, że nasi goście już przybyli. Zerwałam się z łóżka i wybiegłam z pokoju o mało co nie zabijając się na schodach. Zdążył się już zebrać mały tłumek, ale to nie było dla mnie przeszkodą. Przepchałam się i ujrzałam najpiękniejszy widok. Mała dziewczynka siedziała na Kaelasie przetrzymywana przez swojego tatę.
- Jina! - krzyknęła mała lekko sepleniąc.
Ze śmiechem porwałam dziewczynkę w ramiona.
- Cześć, moja księżniczko! - zrobiłam z małą noski-noski i już po chwili obie się śmiałyśmy.
Katalina miała lekko ponad roczek. Belladona, przez stresy związanie z moim porwaniem, urodziła wcześniej. Na szczęście, mała była zdrowa.
- A ze mną to się już nie przywitasz? - prychnęła Belladona, ale mimo wszystko uśmiechała się szeroko.
- Damy mamie buziaka? - zapytałam Katalinę.
- Nie - zachichotała a ja razem z nią.
- A cioci dasz buziaka? - szeroki uśmiech miałam dosłownie przyklejony do twarzy.
- Tak! - zawołała i nadstawiła swoją słodką buźkę, a potem objęła mnie swoimi małymi rączkami za szyję przytulając się mocno.
Katalina za każdym razem budziła mój uśpiony instynkt macierzyński. Uwielbiałam ją trzymać, przytulać, rozmawiać z nią. Była moim małym promyczkiem.
Gdy uniosłam wzrok napotkałam spojrzenie Rufina. Patrzył na mnie tak... dziwnie. Gdyby wszystko potoczyło się inaczej, moja mała czerwona aura miałaby może teraz cztery miesiące. I demon chyba zdawał się o tym wiedzieć, a widok mnie trzymającej dziecko, mógł na niego jakoś podziałać. Ale po co się okłamuję skoro wszystko jest skończone. Niepotrzebnie rozpamiętywać to, co minęło.
- Nie rozpieszczaj jej, Rina! - zbeształa mnie Belladona. W odpowiedzi wytknęłam jej język, a Lina zachichotała. - Od kiedy ty masz kolczyka w języku?!
Pośpiesznie schowałam język uśmiechając się niewinnie.
- Masz kolczyk w języku? - zainteresował się Rafael.
- Przegrałam zakład w Pekinie. Cukiereczku, nie miej takiej miny! Zobacz jaki śliczny! - zawołałam wystawiając ponownie język i pokazując jej kolczyka w kształcie kwiatka.
Belladona była matką dopiero od roku, ale doskonale potrafiła przybrać minę zdegustowanej rodzicielki. Moja przyjaciółka totalnie straciła głowę dla swojego dziecka. Nie oznaczało to, że małą rozpieszczała. Od tego była kochana ciocia Katharina.
- Chcesz pobawić się z kotkiem, Lino? - zapytałam dziewczynkę, która chwyciła rączkami moje włosy i przykładała je do swojej głowy.
- Taaa, kotek... - prychnął Rafael. Gdy pogroziłam mu palcem uśmiechnął się lekko.
Rozsiedliśmy się w salonie, a Kaelas leżał na podłodze i wydawało się, że skacząca po nim dziewczynka, wcale mu nie przeszkadza. Pozwalał targać się za uszy i ciągnąć za ogon. Na pewno wiedział, że to maleństwo i trzeba traktować je pobłażliwie. Ethan patrzył na mojego chłopca podejrzliwie, ale Belladona była zrelaksowana i wiedziała, że Kaelas nic nie zrobi Katalinie.
- Jak tam Egipt? - zagadnęła Bella. Chyba tylko ona wiedziała, gdzie aktualnie przebywałam. Nie czułam potrzeby, aby informować o tym resztę. Potrzebowałam wakacji.
- Daj spokój. Mają kłopoty z upałami. Ich magowie tworzą jakieś dziwne zaklęcia chłodzące. Dopiero po kilku dniach poprosili mnie o pomoc. Powiedziałam, że zobaczę co da się zrobić - znacząco spojrzałam na przyjaciółkę.
- Przy tworzeniu zaklęć korzystali z planów budynku?
- A chole... cholewka ich wie - pośpiesznie się poprawiłam, a ktoś parsknął śmiechem. "Cholera" przykleiło się do mnie już bardzo dawno temu i za nic w świecie odczepić się nie chciało.
- Jak mi załatwisz plany to im zrobię zaklęcie - Belladona była rozbawiona. - Więc jakie teraz plany, księżniczko?
- Oh, bujaj się! - burknęłam nieco obrażona.
Bella uwielbiała mi przypominać, że moimi biologicznymi rodzicami jest para królewska, a tym samym ja zyskiwałam status księżniczki. Kto by pomyślał, co?
- Teraz będziemy budować co innego - mruknęłam w myślach przeszukując moją sypialnię. - Belladono, pierwsza szuflada w moim biurku, zielona tekturowa teczka z białą gumką.
Czarnowłosa skupiła się, a ja mogłam dostrzec jak jej aura zaczęła falować. Widać było wokół niej drobinki mocy i magii. Gdy mrugnęłam w dłoniach już trzymała moje dokumenty. Belladona była ponadprzeciętnie uzdolniona. Niestety nie posiadała licencji z Gildii Magów, gdyż oblali jej testy. Zadania wykonała ponad normę, a to nie spodobało się komisji. Gdy wiedziała dokładnie jak wygląda dana rzecz i gdzie się znajduje, będąc wystarczająco blisko mogła ją przywołać.
- Nie mogłaś się po to ruszyć? - dogryzł mi Rufin. Wzięłam głęboki oddech. Zdążyłam już zapomnieć jaki potrafi być trudny.
- Pomyślałam, że będzie miło jak Kaelas cię dzisiaj nie zje. Chyba zmienię zdanie. - uśmiechnęłam się sarkastycznie.
Reszta towarzystwa parsknęła śmiechem, ale na ustach Rufina widniał ten łobuzerski uśmiech, którego nie do końca potrafiłam zinterpretować.
Pochyliłam się nad stołem otwierając teczkę. Była wypełniona po brzegi i ledwo się zamykała.
- Kate, kiedy się stałaś taką pracoholiczką? - Ethan spoglądał zdziwiony na te wszystkie dokumenty. Dostrzegając moją minę roześmiał się. - Nie żeby coś, ale tobie nawet na sesje się nie chciało uczyć i stwierdziłaś, że przecież są drugie terminy.
Towarzystwo ryknęło śmiechem, a Katalina patrzyła na nich zdziwiona. Wzywając boginie na pomoc rozłożyłam papiery. Ethan miał całkiem sporo racji. Nienawidziłam się uczyć. Można więc pomyśleć, że praca też nie jest dla mnie. Ale wpadłam w jakiś trans. Zapisywałam każdy pomysł i każdą myśl jakie mi wpadły do głowy. Pisałam, tworzyłam i kreśliłam, aby nie rozpamiętywać. Koniec końców moja własna terapia okazała się skuteczna.
- Co chcesz wybudować? - Rafael stał za mną pochylając się lekko, aby dostrzec moje zapiski.
- Szkołę - spośród kartek wygrzebałam wstępne plany wykonane przez Victorię, architektkę, przyjaciółkę Rose. - Aniołku, raczej nie będziesz miał za wiele do roboty. Wydaje mi się, że niezapowiedziane kontrole będą najlepsze. Rufin, musisz pogadać ze swoją radą. Nie wiem, jakieś zebranie czy coś? A właśnie, powiedz swoim pijarowcom, że nie będę ich wysłuchiwać czy to jest dobre dla mojego wizerunku. Jak będziesz musiał to zamknij ich w piwnicy. A ty - wskazałam palcem na Ransoma - masz najważniejsze zadanie. Musisz poszukać nauczycieli i przekonać śmiertelne władze, aby dyplom naszej szkoły był tak samo ważny na innych uczelniach. Najlepiej by było, gdyby zgodzili się na współpracę.
- Od kiedy słuchamy poleceń kobiety? - Ransom spojrzał na mężczyzn kciukiem i palcem wskazującym gładząc brodę.
Belladona zachichotała widząc moją minę. Nie lubiłam uświadamiać innych, że moje słowo ma jakieś znaczenie. I jeżeli miałam to znowu robić, to Kalipso, błagam, zlituj się.
- Uważaj co mówisz, bo zmieni się w sukuba, uwiedzie cię i zostawi niespełnionego w łóżku - spojrzałam na przyjaciółkę zdziwiona.
- Zrobiłabym tak? - uniosłam brwi.
- Zrobiłaby tak? - zapytał w tym samym czasie klon Rufina.
-  Może niekoniecznie to, ale mogłaby ćwiczyć jogę w salonie, gdy ty próbujesz pracować - Rafael spojrzał na Rufina, a po chwili ich wzrok powędrował na mnie. Co złego to nie ja!
Kiedyś dali mi areszt domowy i nie mogłam nawet wyściubić nosa poza drzwi. Byłam tak zbulwersowana tym faktem, że wpadłam na iście genialny pomysł. W skąpych ciuszkach ćwiczyłam dość specyficzne pozycje jogi tuż pod ich nosami. Tylko po to, aby narobić im apetytu i zwiać.
- I co z tego? - dopytywał Ransom. Rufin machnął na niego ręką, a Rafel pokręcił głową ze śmiechem. Nie rozumiałam o co im chodzi. Wolałam do tego nie wracać.
*
Nadal nie mam pojęcia, dlaczego zgodziłam się mieszkać w tym domu pełnym wspomnień. Plusem było to, że Kaelas mógł swobodnie poruszać się po całej posiadłości. Założyłam dzisiaj białą sukienkę. Tylko po to, aby sprawić radość Belli. Kupiła mi ją jakiś czas temu (Boże, Kate! Ona jest taka piękna, że musiałam ją kupić. Tylko na mnie nie wygląda dobrze...), a dzisiaj wychodziłyśmy razem, aby załatwić parę spraw.
Wchodząc do jadalni z ulgą stwierdziłam, że moje miejsce jest wolne. Wsunęłam się na krzesło. Wzrokiem od razu zaczęłam poszukiwać kawy. Przed moimi oczami zmaterializował się duży różowy kubek. Odwróciłam się przez ramię obdarzając Bernarda uśmiechem.
- Żadnego dzień dobry? Cóż za brak wychowania! - dobiegł mnie rozbawiony głos. Podniosłam wzrok nad talerzem. Wbiłam mordercze spojrzenie w klona Rufina. Po chwili uśmiechnęłam się złośliwie.
- Dzień dobry, dupku - rzuciłam tracąc nim zainteresowanie na rzecz kawy.
- Dupku? Kobieto, ty przecież mnie nie znasz! - miałam cichą nadzieję, że da sobie spokój i zajmie się swoim jedzeniem. Jak widać, myliłam się.
- Nie muszę. Przypominasz mi kogoś - sięgając po tosty odważyłam się unieść wzrok. Po prawej stronie usłyszałam prychnięcie. Ransom przeniósł spojrzenie ze mnie na Rufina i wybuchnął śmiechem.
- Cieszę się, że się zrozumieliśmy - burknęłam zajmując się śniadaniem.
*
Milion osób przylazło do mojego gabinetu pod byle pretekstem. No dobra, może nie milion, ale bardzo dużo. Niektórzy szczerze (albo i nie) mówili, że się za mną stęsknili. To miłe uczucie, ale byłam już tym zmęczona. Dlatego z ulgą wsiadłam do cudownego audi i pognałam do domu Rufina. Nie potrafiłam inaczej nazwać tego miejsca.
Wyjechawszy zza zakrętu zdałam sobie sprawę, że ten wieczór może nie być spokojny. Przed domem stało zaparkowanych kilka czarnych samochodów. I nie, to nie były samochody Rufina. Te były z Dworu. Szlag by to.
Przy drzwiach stało dwóch królewskich strażników. Dam sobie rękę uciąć, że kilku jest jeszcze ukrytych niedaleko domu. Taka ilość ochrony przepowiadała ważne persony. Akurat dzisiaj nie miałam ochoty widzieć swoich biologicznych rodziców. Chcąc nie chcąc weszłam do domu.
W salonie ujrzałam całą tę śmietankę towarzyską. Kaelas, gdy tylko weszłam, poderwał łeb z kolan Romana i przydreptał do mnie łasząc się do nóg. Cynthiana stała za fotelem, na którym siedziała inna nimfa. Królowa trzymała uspakajająco dłonie na jej ramionach. Ciekawe.
Klony siedziały na kanapie. Byli nawet tak samo usadowieni. Ciekawe czy są bliźniętami. Będę musiała zapytać kiedyś Rafaela. Sam anioł tradycyjnie stał przy oknie trzymając czarne skrzydła blisko ciała.
- Bądź pozdrowiona, kapłanko - dygnęłam przed Cynthianą. Nimfa zerknęła na mnie nieufnie. Romanowi skinęłam tylko głową. Stanęłam za kanapą, na której siedziały demony. Wybrali je nie przypadkiem. Było to najlepsze miejsce do obserwacji.
- I ty, córko - uśmiech Cynthiany był ciepły. Wydawało się, że cieszy się z tego, że znam prawdę. Nie to, żeby ten zwrot coś zdradzał. Dla niej wszystkie nimfy były córkami.
Nawet nie próbowałam wycofać się do swojego pokoju. Po pierwsze, byłam ciekawa co oni kombinują. Po drugie, i tak by mi nie pozwolili wrócić do siebie. Heloł! Cynthiana przyprowadziła inną nimfę nie bez powodu.
- Przyjechał - zawiadomił Rafael odwracając się od okna.
Że niby kto? Musiałam zrobić dziwną minę, bo Roman patrzył na mnie rozbawiony. Uśmiechnęłam się ironicznie.
Poczułam silną aurę, którą skądś kojarzyłam. Skupiłam się marszcząc czoło. Szkoda, że nie da się zamontować w mózgu jakiejś wikipedii. Wpisałabym "dziwna, silna aura" i bam! wszystko jasne. Tak bardzo mądre. Poznajcie córkę królewskiej pary, jednych z najsilniejszych nieśmiertelnych na globie! Tak, to ja. Walnięta nimfa, która jest jakąś wadliwą nimfą.
Do pokoju wkroczył wampir. Ale to nie byle jaki. A gdzież by to! Bo po co nam normalne towarzystwo. Jakby tego było mało dołączył do nas Najwyższy Wampir Ameryki Południowej. Cudownie!
- To by wiele wyjaśniało - mruknęłam pod nosem zanim zdążyłam się powstrzymać. Romanowi niebezpiecznie drgały kąciki ust, a Cynthiana miała minę jakby chciała mnie zganić. Cudnie.
_______________________________
Tadaaam! I jak wam się podoba? Tak, dałam rozdział dzień wcześniej (FreeWoman, tak dzięki Twojej sugestii <3) Ale nadal będe publikować rozdziały co dwa tygodnie w piątki. Mam nadzieję, że się cieszycie iż wróciłam z nową energią do pisania :)

9 komentarzy:

  1. Aaaaa!! Dzięki, dzięki :))
    Kurcze, nawet nie wyobrażasz sobie jak się stęskniłam za tą historią.
    To Rufin ma brata?? Od kiedy? :D
    Chyba nie chcesz powiedzieć, że królewska para ma więcej dzieci? I ten wampir...
    Liczę że w następnym rozdziale wszystko się wyjaśni :P
    To na razie tyle ode mnie,
    Do za tydzień :*
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że nowe ciacho na horyzoncie. Właśnie się dowiedziałam kto był narratorem prologu. ;) Współczuję Kate, na co dzień użerać się z Rufinem, mając świadomość co ich łączyło w przeszłości. Z niej to jednak bardzo silna kobieta. ;) Widzę, że akcja się dopiero rozwija, ale co się dziwić przecież to dopiero rozdział pierwszy. Strasznie mnie ciekawi jak poprowadzisz dalej tę historię, także czekam na ciąg dalszy. No i mam nadzieję, że pojawi się więcej przystojniaków. ^^ Jeszcze taka mała dygresja, o której, nie wiedzieć czemu, nie napisałam wcześniej. Jeśli chodzi o dialogi jeśli nie piszesz po pauzie takich słów, jak powiedział, spytała, wykrzyknęła, to przed pauzą ma być kropka/pytajnik/wykrzyknik, a po zaczynasz z dużej litery. Oto przykład:
    „- Nie muszę. Przypominasz mi kogoś. - Sięgając po tosty, odważyłam się unieść wzrok.”

    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś już kolejną osobą, która mi o tym mówi, a ja ciągle nie jestem w stanie tego zapamiętać :( Chyba powinnam nakleić sobie karteczkę na laptopa :D
      Tak btw. ostatnio chciałam skomentować Twojego bloga i ciągle miałam błąd strony :(

      amiś

      Usuń
    2. Czasami się tak zdarza, z moją pamięcią też jest krucho, więc doskonale rozumiem. ;)
      Hmm nie wiem sprawdzę to ;)

      Usuń
  3. Witam.
    W związku z ostatnimi zmianami na Rejestrze blogów podkategoria fantasy została podzielona na pięć podgatunków (dark, heroic, high, low, urban). Proszę o wybranie jednego z podgatunków i poinformowanie mnie o tym pod postami znajdującymi się na stronie głównej lub w zakładce „pytania i prośby”. W razie wątpliwości szczegółowe informacje na temat podgatunków można znaleźć TUTAJ.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy już minęły dwa tygodnie? ¿? ¿ :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam najgorszą odpowiedź ze wszystkich. Laptop mi się spalił i nie mam dostępu do moich plików, a głupia nie trzymałam drugiego tomu nigdzie w chmurze :(((
      /Amiś

      Usuń
    2. Oł noł!! :(
      Kurcze, no to lipa na potęgę..
      Mam nadzieje że jakoś odzyskasz swoje pliki... Trzymam kciuki!!
      Będzie dobrze :)

      Usuń
    3. jakoś odzyskać muszę, ale gorzej, bo nie wiem kiedy to się stanie :(
      /Amiś

      Usuń