Ponad rok. Tyle czasu minęło od
mojej ostatniej wizyty w Nowym Jorku. Cynthiana powiedziała, że w wielu krajach
chcą zbudować szpitale dla nieśmiertelnych. Poproszono mnie o pomoc, a ja
bardzo chętnie jej udzieliłam. Musiałam odpocząć i dojść do siebie, a okazja
trafiła się idealna.
Unikałam praktycznie wszystkich
oprócz Belladony i mojej ukochanej Kataliny. Przyjeżdżały czasem na parę dni do
miejsca, w którym aktualnie przebywałam. Moja przyjaciółka, jako dyrektorka
szpitala w Nowym Jorku, też była bardzo często pytana o radę. Przeważnie
odpowiadała listownie lub przeze mnie, bardzo rzadko osobiście. W końcu w Nowym
Jorku czekał na nią kochający narzeczony.
Razem z Gregiem i Vincem, moimi
wojownikami, upewniliśmy się, że nikt nas nie widzi i przemyciliśmy Kaelasa do
budynku. Pracownicy machali do mnie radośnie i palcami wskazywali na mojego
puszystego chłopca, dumnie kroczącego przy moim boku.
Jak tylko wysiadłam z windy na
swoim piętrze, Rose zaczęła piszczeć radośnie, niemalże łamiąc mi kości siłą
swojego uścisku. Rafael stał przez chwilę sparaliżowany jakby nie dowierzał
własnym oczom.
- Kurwa! Co to jest?! -
usłyszałam czyjś krzyk. Nie dostrzegając nigdzie mojego kociaka wpadłam do
gabinetu Rufina.
- Kaelas! - zawołałam piorunując
kota wzrokiem, gdy ten obwąchiwał kogoś. Zwierzak, zaalarmowany moim
głosem, przytruchtał do mnie. Dopiero
wtedy pozwoliłam sobie rozejrzeć się po pomieszczeniu.
Rufin przyglądał mi się bacznie.
Nie mogąc dłużej na niego patrzeć, spojrzałam w drugą stronę i... ja pieprzę.
Tam stał drugi Rufin!
- Aniołku, uszczypnij mnie -
zwróciłam się do Rafaela, którego aurę wyczuwałam za plecami. - Chyba podczas
mojej nieobecności wasi naukowcy wymyślili sposób na klonowanie, a Rufin
zgłosił się na ochotnika.
Odpowiedział mi wybuch śmiechu,
a ja poczułam się jakbym przegapiła coś ważnego. Skupiłam się na ich aurach.
Jedna była czerwona i była bardzo dobrze mi znana. Druga była bardziej bordowa
i mimo, że kolor był nie ten, od razu na myśl przyszła mi gorzka czekolada.
Zaczęłam bezczelnie przypatrywać
się drugiemu demonowi i od razu dostrzegłam różnicę. Miał zielone oczy i
troszkę inne rysy twarzy. Jasne włosy miał ułożone w dziwny sposób. Gdy wstał,
zauważyłam, że był takiej samej postury jak Rufin. Co się, do diabła, tu dzieje?
- Kate, to Ransom, brat Rufina -
Rafael uspokoił się jako pierwszy i przekazał mi tą istotną informację.
Rufin ma brata?
- Miło mi poznać. Jestem Ransom
- delikatnym ruchem chwycił moją dłoń muskając ją ustami.
- Katharina - nadal byłam w
totalnym szoku, ale po chwili uśmiechnęłam się lekko.
Demon wyprostował się, a ja
musiałam unieść głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Był tak samo wysoki jak Rufin.
- Więc to przez ciebie nie można
w ogóle dogadać się z Rufinem? - zapytał ze śmiechem, a jego słowa zawisły w powietrzu.
Spuściłam wzrok, intensywnie wpatrując się w swoje buty.
Zdawałam sobie z tego sprawę, że
powrót może być ciężki. Ale to co innego myśleć o tym, a odczuwać to na własnej
skórze. Wchodząc do tego gabinetu, upewniłam się tylko w tym, że moje uczucia,
wobec najwyższego Ameryki Północnej, ot tak nie wyparowały.
- Ups, zrobiło się niezręcznie -
Ransom uśmiechnął się szelmowsko i dał kuksańca Rufinowi w ramię. Po chwili już
znowu siedział na kanapie.
- W sumie dobrze trafiłaś, Kate
- sytuację jak zwykle ratował Rafael. Dopiero teraz się zorientowałam, że
drapię Kaelasa za uchem. Mój chłopiec był jednak czujny, pomimo tego, że mrużył
ślepia z rozkoszy, wpatrywał się w demonów leniwie.
- Trafiłam na co?
Trójka mężczyzn wymieniła między
sobą spojrzenia, a ja stałam tam jak ta kretynka. Musiałam wrócić do swojej
dawnej pewności siebie. Najlepiej będzie jak zacznę już teraz. Usiadłam na
drugiej kanapie. Na moje szczęście Kaelas stwierdził, że na podłodze jest mu
wygodnie. Jeszcze tego by brakowało, aby pakował mi się na kolana.
- Będziemy wszyscy razem
pracować - oznajmił Rufin, a ja musiałam sobie przypomnieć, aby nie grzmotnąć
szczęką o podłogę. To zdecydowanie nie jest dobry pomysł.
- Dlaczego? - nadal nie
widziałam w tym jakiejś logicznej całości.
- Ransom zajął miejsce
Sebastiana - Rafael mówił cicho i spokojnie.
Te słowa podziałały na mnie jak
kubeł zimnej wody. Samo wspomnienie tego wampira wywoływało u mnie dreszcze. Robiłam
się podenerwowana. Kaelas od razu to wyczuł i gwałtownie się podniósł na łapy.
- Co się z nim stało? - musiałam
odchrząknąć zanim zdołałam coś powiedzieć.
- Nie żyje od pół roku - rzucił
Rufin lekko, a do mnie po chwili dotarł sens jego wypowiedzi.
Nie było mnie tutaj przez rok, a
Sebastian nie żyje dopiero od kilku miesięcy. Skoro Rufin mówi o tym tak lekko
to musiał mu zrobić coś okropnego. Gdzieś we mnie pojawił się spokój. Sukinsyn
zapłacił za to co zrobił.
- Dlaczego, tak właściwie,
przywiozłaś tutaj Kaelasa? - Rafael rozluźniony opierał się o ścianę.
- Bo chciał zapładniać wszystkie
koty, a przecież są z tego samego miotu - mężczyźni parsknęli śmiechem, a
Kaelas jakby dumny z siebie machnął dwa razy ogonem. - Właściwie to szukam dla
niego tymczasowego miejsca, póki nie znajdę czegoś dla siebie - wyjaśniłam, bo
to był na prawdę powód, dlaczego najpierw pojawiłam się tutaj, a nie u
Belladony.
- Chyba sobie żartujesz! -
zawołał anioł, a ja aż podskoczyłam na miejscu. - Nawet nie ma takiej opcji,
abyś zamieszkała sama - rzucił mi piorunujące spojrzenie, ale tylko się
nachmurzyłam.
- Nie rób takiej miny - mruknął.
- I myślisz, że jak będziecie
mieli mnie na oku to się nie wymknę? Na Kalipso, przecież ja już to kiedyś
zrobiłam! - wzniosłam oczy do nieba.
- Zwiała wam? - Ransom uniósł
brwi rozbawiony.
- Powiedzmy, że jest bardzo
przekonującą wampirzycą jak i demonicą - westchnął w odpowiedzi Rafael.
Ransom uważnie mnie zlustrował
co mi się nie spodobało. Skrzyżowałam dłonie na piersiach spojrzeniem dając mu
znać, że zachowuje się nietaktownie.
- Zanim coś wymyślisz, to
Belladona zgodziła się, że najbezpieczniejsza będziesz z nami - wolałam nie
patrzeć na Rufina.
Aż to wredny, mały cukiereczek!
Ja już jej dam popalić.
- Z nami, czyli? - uniosłam
brwi.
Spojrzeli na siebie, a potem na
mnie. Momentalnie zbladłam. Jeśli mam zamieszkać z ich dwójką to trzymajcie
mnie boginie, abym nie zwariowała.
*
Dziecięcy pisk zaalarmował mnie,
że nasi goście już przybyli. Zerwałam się z łóżka i wybiegłam z pokoju o mało
co nie zabijając się na schodach. Zdążył się już zebrać mały tłumek, ale to nie
było dla mnie przeszkodą. Przepchałam się i ujrzałam najpiękniejszy widok. Mała
dziewczynka siedziała na Kaelasie przetrzymywana przez swojego tatę.
- Jina! - krzyknęła mała lekko
sepleniąc.
Ze śmiechem porwałam dziewczynkę
w ramiona.
- Cześć, moja księżniczko! -
zrobiłam z małą noski-noski i już po chwili obie się śmiałyśmy.
Katalina miała lekko ponad
roczek. Belladona, przez stresy związanie z moim porwaniem, urodziła wcześniej.
Na szczęście, mała była zdrowa.
- A ze mną to się już nie
przywitasz? - prychnęła Belladona, ale mimo wszystko uśmiechała się szeroko.
- Damy mamie buziaka? -
zapytałam Katalinę.
- Nie - zachichotała a ja razem
z nią.
- A cioci dasz buziaka? -
szeroki uśmiech miałam dosłownie przyklejony do twarzy.
- Tak! - zawołała i nadstawiła
swoją słodką buźkę, a potem objęła mnie swoimi małymi rączkami za szyję
przytulając się mocno.
Katalina za każdym razem budziła
mój uśpiony instynkt macierzyński. Uwielbiałam ją trzymać, przytulać, rozmawiać
z nią. Była moim małym promyczkiem.
Gdy uniosłam wzrok napotkałam
spojrzenie Rufina. Patrzył na mnie tak... dziwnie. Gdyby wszystko potoczyło się
inaczej, moja mała czerwona aura miałaby może teraz cztery miesiące. I demon
chyba zdawał się o tym wiedzieć, a widok mnie trzymającej dziecko, mógł na
niego jakoś podziałać. Ale po co się okłamuję skoro wszystko jest skończone.
Niepotrzebnie rozpamiętywać to, co minęło.
- Nie rozpieszczaj jej, Rina! -
zbeształa mnie Belladona. W odpowiedzi wytknęłam jej język, a Lina
zachichotała. - Od kiedy ty masz kolczyka w języku?!
Pośpiesznie schowałam język
uśmiechając się niewinnie.
- Masz kolczyk w języku? -
zainteresował się Rafael.
- Przegrałam zakład w Pekinie.
Cukiereczku, nie miej takiej miny! Zobacz jaki śliczny! - zawołałam wystawiając
ponownie język i pokazując jej kolczyka w kształcie kwiatka.
Belladona była matką dopiero od
roku, ale doskonale potrafiła przybrać minę zdegustowanej rodzicielki. Moja
przyjaciółka totalnie straciła głowę dla swojego dziecka. Nie oznaczało to, że
małą rozpieszczała. Od tego była kochana ciocia Katharina.
- Chcesz pobawić się z kotkiem,
Lino? - zapytałam dziewczynkę, która chwyciła rączkami moje włosy i przykładała
je do swojej głowy.
- Taaa, kotek... - prychnął
Rafael. Gdy pogroziłam mu palcem uśmiechnął się lekko.
Rozsiedliśmy się w salonie, a
Kaelas leżał na podłodze i wydawało się, że skacząca po nim dziewczynka, wcale
mu nie przeszkadza. Pozwalał targać się za uszy i ciągnąć za ogon. Na pewno
wiedział, że to maleństwo i trzeba traktować je pobłażliwie. Ethan patrzył na
mojego chłopca podejrzliwie, ale Belladona była zrelaksowana i wiedziała, że
Kaelas nic nie zrobi Katalinie.
- Jak tam Egipt? - zagadnęła
Bella. Chyba tylko ona wiedziała, gdzie aktualnie przebywałam. Nie czułam
potrzeby, aby informować o tym resztę. Potrzebowałam wakacji.
- Daj spokój. Mają kłopoty z
upałami. Ich magowie tworzą jakieś dziwne zaklęcia chłodzące. Dopiero po kilku
dniach poprosili mnie o pomoc. Powiedziałam, że zobaczę co da się zrobić -
znacząco spojrzałam na przyjaciółkę.
- Przy tworzeniu zaklęć
korzystali z planów budynku?
- A chole... cholewka ich wie -
pośpiesznie się poprawiłam, a ktoś parsknął śmiechem. "Cholera"
przykleiło się do mnie już bardzo dawno temu i za nic w świecie odczepić się
nie chciało.
- Jak mi załatwisz plany to im
zrobię zaklęcie - Belladona była rozbawiona. - Więc jakie teraz plany,
księżniczko?
- Oh, bujaj się! - burknęłam
nieco obrażona.
Bella uwielbiała mi przypominać,
że moimi biologicznymi rodzicami jest para królewska, a tym samym ja zyskiwałam
status księżniczki. Kto by pomyślał, co?
- Teraz będziemy budować co
innego - mruknęłam w myślach przeszukując moją sypialnię. - Belladono, pierwsza
szuflada w moim biurku, zielona tekturowa teczka z białą gumką.
Czarnowłosa skupiła się, a ja
mogłam dostrzec jak jej aura zaczęła falować. Widać było wokół niej drobinki
mocy i magii. Gdy mrugnęłam w dłoniach już trzymała moje dokumenty. Belladona
była ponadprzeciętnie uzdolniona. Niestety nie posiadała licencji z Gildii
Magów, gdyż oblali jej testy. Zadania wykonała ponad normę, a to nie spodobało
się komisji. Gdy wiedziała dokładnie jak wygląda dana rzecz i gdzie się
znajduje, będąc wystarczająco blisko mogła ją przywołać.
- Nie mogłaś się po to ruszyć? -
dogryzł mi Rufin. Wzięłam głęboki oddech. Zdążyłam już zapomnieć jaki potrafi
być trudny.
- Pomyślałam, że będzie miło jak
Kaelas cię dzisiaj nie zje. Chyba zmienię zdanie. - uśmiechnęłam się
sarkastycznie.
Reszta towarzystwa parsknęła
śmiechem, ale na ustach Rufina widniał ten łobuzerski uśmiech, którego nie do
końca potrafiłam zinterpretować.
Pochyliłam się nad stołem
otwierając teczkę. Była wypełniona po brzegi i ledwo się zamykała.
- Kate, kiedy się stałaś taką
pracoholiczką? - Ethan spoglądał zdziwiony na te wszystkie dokumenty.
Dostrzegając moją minę roześmiał się. - Nie żeby coś, ale tobie nawet na sesje
się nie chciało uczyć i stwierdziłaś, że przecież są drugie terminy.
Towarzystwo ryknęło śmiechem, a
Katalina patrzyła na nich zdziwiona. Wzywając boginie na pomoc rozłożyłam
papiery. Ethan miał całkiem sporo racji. Nienawidziłam się uczyć. Można więc
pomyśleć, że praca też nie jest dla mnie. Ale wpadłam w jakiś trans.
Zapisywałam każdy pomysł i każdą myśl jakie mi wpadły do głowy. Pisałam,
tworzyłam i kreśliłam, aby nie rozpamiętywać. Koniec końców moja własna terapia
okazała się skuteczna.
- Co chcesz wybudować? - Rafael
stał za mną pochylając się lekko, aby dostrzec moje zapiski.
- Szkołę - spośród kartek
wygrzebałam wstępne plany wykonane przez Victorię, architektkę, przyjaciółkę
Rose. - Aniołku, raczej nie będziesz miał za wiele do roboty. Wydaje mi się, że
niezapowiedziane kontrole będą najlepsze. Rufin, musisz pogadać ze swoją radą.
Nie wiem, jakieś zebranie czy coś? A właśnie, powiedz swoim pijarowcom, że nie
będę ich wysłuchiwać czy to jest dobre dla mojego wizerunku. Jak będziesz
musiał to zamknij ich w piwnicy. A ty - wskazałam palcem na Ransoma - masz
najważniejsze zadanie. Musisz poszukać nauczycieli i przekonać śmiertelne
władze, aby dyplom naszej szkoły był tak samo ważny na innych uczelniach. Najlepiej
by było, gdyby zgodzili się na współpracę.
- Od kiedy słuchamy poleceń
kobiety? - Ransom spojrzał na mężczyzn kciukiem i palcem wskazującym gładząc
brodę.
Belladona zachichotała widząc
moją minę. Nie lubiłam uświadamiać innych, że moje słowo ma jakieś znaczenie. I
jeżeli miałam to znowu robić, to Kalipso, błagam, zlituj się.
- Uważaj co mówisz, bo zmieni
się w sukuba, uwiedzie cię i zostawi niespełnionego w łóżku - spojrzałam na
przyjaciółkę zdziwiona.
- Zrobiłabym tak? - uniosłam
brwi.
- Zrobiłaby tak? - zapytał w tym
samym czasie klon Rufina.
- Może niekoniecznie to, ale mogłaby ćwiczyć
jogę w salonie, gdy ty próbujesz pracować - Rafael spojrzał na Rufina, a po
chwili ich wzrok powędrował na mnie. Co złego to nie ja!
Kiedyś dali mi areszt domowy i
nie mogłam nawet wyściubić nosa poza drzwi. Byłam tak zbulwersowana tym faktem,
że wpadłam na iście genialny pomysł. W skąpych ciuszkach ćwiczyłam dość
specyficzne pozycje jogi tuż pod ich nosami. Tylko po to, aby narobić im
apetytu i zwiać.
- I co z tego? - dopytywał
Ransom. Rufin machnął na niego ręką, a Rafel pokręcił głową ze śmiechem. Nie
rozumiałam o co im chodzi. Wolałam do tego nie wracać.
*
Nadal nie mam pojęcia, dlaczego
zgodziłam się mieszkać w tym domu pełnym wspomnień. Plusem było to, że Kaelas
mógł swobodnie poruszać się po całej posiadłości. Założyłam dzisiaj białą
sukienkę. Tylko po to, aby sprawić radość Belli. Kupiła mi ją jakiś czas temu (Boże, Kate! Ona jest taka piękna, że
musiałam ją kupić. Tylko na mnie nie wygląda dobrze...), a dzisiaj
wychodziłyśmy razem, aby załatwić parę spraw.
Wchodząc do jadalni z ulgą
stwierdziłam, że moje miejsce jest wolne. Wsunęłam się na krzesło. Wzrokiem od
razu zaczęłam poszukiwać kawy. Przed moimi oczami zmaterializował się duży
różowy kubek. Odwróciłam się przez ramię obdarzając Bernarda uśmiechem.
- Żadnego dzień dobry? Cóż za
brak wychowania! - dobiegł mnie rozbawiony głos. Podniosłam wzrok nad talerzem.
Wbiłam mordercze spojrzenie w klona Rufina. Po chwili uśmiechnęłam się
złośliwie.
- Dzień dobry, dupku - rzuciłam
tracąc nim zainteresowanie na rzecz kawy.
- Dupku? Kobieto, ty przecież
mnie nie znasz! - miałam cichą nadzieję, że da sobie spokój i zajmie się swoim
jedzeniem. Jak widać, myliłam się.
- Nie muszę. Przypominasz mi
kogoś - sięgając po tosty odważyłam się unieść wzrok. Po prawej stronie
usłyszałam prychnięcie. Ransom przeniósł spojrzenie ze mnie na Rufina i
wybuchnął śmiechem.
- Cieszę się, że się
zrozumieliśmy - burknęłam zajmując się śniadaniem.
*
Milion osób przylazło do mojego
gabinetu pod byle pretekstem. No dobra, może nie milion, ale bardzo dużo.
Niektórzy szczerze (albo i nie) mówili, że się za mną stęsknili. To miłe
uczucie, ale byłam już tym zmęczona. Dlatego z ulgą wsiadłam do cudownego audi
i pognałam do domu Rufina. Nie potrafiłam inaczej nazwać tego miejsca.
Wyjechawszy zza zakrętu zdałam
sobie sprawę, że ten wieczór może nie być spokojny. Przed domem stało
zaparkowanych kilka czarnych samochodów. I nie, to nie były samochody Rufina.
Te były z Dworu. Szlag by to.
Przy drzwiach stało dwóch
królewskich strażników. Dam sobie rękę uciąć, że kilku jest jeszcze ukrytych
niedaleko domu. Taka ilość ochrony przepowiadała ważne persony. Akurat dzisiaj
nie miałam ochoty widzieć swoich biologicznych rodziców. Chcąc nie chcąc
weszłam do domu.
W salonie ujrzałam całą tę
śmietankę towarzyską. Kaelas, gdy tylko weszłam, poderwał łeb z kolan Romana i
przydreptał do mnie łasząc się do nóg. Cynthiana stała za fotelem, na którym
siedziała inna nimfa. Królowa trzymała uspakajająco dłonie na jej ramionach.
Ciekawe.
Klony siedziały na kanapie. Byli
nawet tak samo usadowieni. Ciekawe czy są bliźniętami. Będę musiała zapytać
kiedyś Rafaela. Sam anioł tradycyjnie stał przy oknie trzymając czarne skrzydła
blisko ciała.
- Bądź pozdrowiona, kapłanko -
dygnęłam przed Cynthianą. Nimfa zerknęła na mnie nieufnie. Romanowi skinęłam
tylko głową. Stanęłam za kanapą, na której siedziały demony. Wybrali je nie
przypadkiem. Było to najlepsze miejsce do obserwacji.
- I ty, córko - uśmiech
Cynthiany był ciepły. Wydawało się, że cieszy się z tego, że znam prawdę. Nie
to, żeby ten zwrot coś zdradzał. Dla niej wszystkie nimfy były córkami.
Nawet nie próbowałam wycofać się
do swojego pokoju. Po pierwsze, byłam ciekawa co oni kombinują. Po drugie, i
tak by mi nie pozwolili wrócić do siebie. Heloł! Cynthiana przyprowadziła inną
nimfę nie bez powodu.
- Przyjechał - zawiadomił Rafael
odwracając się od okna.
Że niby kto? Musiałam zrobić
dziwną minę, bo Roman patrzył na mnie rozbawiony. Uśmiechnęłam się ironicznie.
Poczułam silną aurę, którą skądś
kojarzyłam. Skupiłam się marszcząc czoło. Szkoda, że nie da się zamontować w
mózgu jakiejś wikipedii. Wpisałabym "dziwna, silna aura" i bam!
wszystko jasne. Tak bardzo mądre. Poznajcie córkę królewskiej pary, jednych z
najsilniejszych nieśmiertelnych na globie! Tak, to ja. Walnięta nimfa, która
jest jakąś wadliwą nimfą.
Do pokoju wkroczył wampir. Ale
to nie byle jaki. A gdzież by to! Bo po co nam normalne towarzystwo. Jakby tego
było mało dołączył do nas Najwyższy Wampir Ameryki Południowej. Cudownie!
- To by wiele wyjaśniało -
mruknęłam pod nosem zanim zdążyłam się powstrzymać. Romanowi niebezpiecznie
drgały kąciki ust, a Cynthiana miała minę jakby chciała mnie zganić. Cudnie.
_______________________________
Tadaaam! I jak wam się podoba? Tak, dałam rozdział dzień wcześniej (FreeWoman, tak dzięki Twojej sugestii <3) Ale nadal będe publikować rozdziały co dwa tygodnie w piątki. Mam nadzieję, że się cieszycie iż wróciłam z nową energią do pisania :)
Aaaaa!! Dzięki, dzięki :))
OdpowiedzUsuńKurcze, nawet nie wyobrażasz sobie jak się stęskniłam za tą historią.
To Rufin ma brata?? Od kiedy? :D
Chyba nie chcesz powiedzieć, że królewska para ma więcej dzieci? I ten wampir...
Liczę że w następnym rozdziale wszystko się wyjaśni :P
To na razie tyle ode mnie,
Do za tydzień :*
Pozdrawiam
Widzę, że nowe ciacho na horyzoncie. Właśnie się dowiedziałam kto był narratorem prologu. ;) Współczuję Kate, na co dzień użerać się z Rufinem, mając świadomość co ich łączyło w przeszłości. Z niej to jednak bardzo silna kobieta. ;) Widzę, że akcja się dopiero rozwija, ale co się dziwić przecież to dopiero rozdział pierwszy. Strasznie mnie ciekawi jak poprowadzisz dalej tę historię, także czekam na ciąg dalszy. No i mam nadzieję, że pojawi się więcej przystojniaków. ^^ Jeszcze taka mała dygresja, o której, nie wiedzieć czemu, nie napisałam wcześniej. Jeśli chodzi o dialogi jeśli nie piszesz po pauzie takich słów, jak powiedział, spytała, wykrzyknęła, to przed pauzą ma być kropka/pytajnik/wykrzyknik, a po zaczynasz z dużej litery. Oto przykład:
OdpowiedzUsuń„- Nie muszę. Przypominasz mi kogoś. - Sięgając po tosty, odważyłam się unieść wzrok.”
Pozdrawiam i życzę weny!
Jesteś już kolejną osobą, która mi o tym mówi, a ja ciągle nie jestem w stanie tego zapamiętać :( Chyba powinnam nakleić sobie karteczkę na laptopa :D
UsuńTak btw. ostatnio chciałam skomentować Twojego bloga i ciągle miałam błąd strony :(
amiś
Czasami się tak zdarza, z moją pamięcią też jest krucho, więc doskonale rozumiem. ;)
UsuńHmm nie wiem sprawdzę to ;)
Witam.
OdpowiedzUsuńW związku z ostatnimi zmianami na Rejestrze blogów podkategoria fantasy została podzielona na pięć podgatunków (dark, heroic, high, low, urban). Proszę o wybranie jednego z podgatunków i poinformowanie mnie o tym pod postami znajdującymi się na stronie głównej lub w zakładce „pytania i prośby”. W razie wątpliwości szczegółowe informacje na temat podgatunków można znaleźć TUTAJ.
Pozdrawiam
Czy już minęły dwa tygodnie? ¿? ¿ :D
OdpowiedzUsuńMam najgorszą odpowiedź ze wszystkich. Laptop mi się spalił i nie mam dostępu do moich plików, a głupia nie trzymałam drugiego tomu nigdzie w chmurze :(((
Usuń/Amiś
Oł noł!! :(
UsuńKurcze, no to lipa na potęgę..
Mam nadzieje że jakoś odzyskasz swoje pliki... Trzymam kciuki!!
Będzie dobrze :)
jakoś odzyskać muszę, ale gorzej, bo nie wiem kiedy to się stanie :(
Usuń/Amiś