Tom I - Rozdział 32



Dzwoniący telefon wyrwał mnie z cudownej krainy snu. Wyciągnęłam rękę na oślep chwytając upierdliwie urządzenie.
- Mhm? - mruknęłam do słuchawki.
- Cześć, słoneczko! Piękne południe, nieprawdaż?
- Lepiej żebyś miała dobry powód dzwoniąc tak wcześnie - westchnęłam przewracając się na drugi bok. Zamarłam widząc Rufina, który wpatrywał się we mnie rozbawiony. O cholera. Mój wzrok uciekł w dół i z przerażeniem stwierdziłam, ze jestem naga. Musiało się to odmalować na mojej twarzy, bo demon parsknął śmiechem.
- Rina!
- Em... Co? - Belladona chyba musiała coś do mnie mówić, ale byłam zbyt zaskoczona obecną sytuacją, aby być w stanie jej słuchać. Moja przyjaciółka westchnęła głośno.
- Przynajmniej nie mam kaca tak jak ty - powiedziała ze śmiechem.
- Nie mam kaca - oburzyłam się.
- Ty zawsze masz kaca, a ja nie zrobiłam ci jeszcze eliksirów.
- Faktycznie mnie boli głowa. Chyba jednak oceniłam swój stan pochopnie - wymyśliłam naprędce.
- Ściemniasz.
W tym momencie demon wybuchł śmiechem. Utkwiłam w nim przerażony wzrok.
- Czy to Rufin? - głos przyjaciółki nabrał podejrzliwości.
- Co? Nie! Oszalałaś?
- Nie rób ze mnie idiotki.
- No właśnie, nie rób z niej idiotki! - dodał głośno demon.
- Możesz mi powiedzieć co o tej godzinie robi Rufin w twojej sypialni? - zapytała rozbawiona, a ja miałam ochotę zamordować ich oboje.
- Jakiej godzinie! Przecież jest już południe, wpadł mnie podręczyć - wykręcałam się.
- Kate, jest szósta rano.
- Co?! - szybko usiadłam, kołdra którą byłam przykryta zsunęła się. Przypominając sobie, że jestem naga w obecności Rufina pośpiesznie się zakryłam. - Dlaczego dzwonisz do mnie o tak wczesnej porze?! - zapiszczałam.
- Bardziej mnie zastanawia co robi u ciebie Rufin o tak wczesnej porze - zachichotała.
- Rozmowa zakończona - burknęłam rozłączając się.
Odwróciłam się, aby nakrzyczeć na demona, że narobił bałaganu, ale odjęło mi mowę. Leżał na moim łóżku, wyglądając niczym jakiś pieprzony grecki bóg. Westchnęłam bezsilnie i kręcąc głową wstałam. Nie zdążyłam nawet zrobić jednego kroku, gdy ponownie leżałam w łóżku i już po chwili rozpoczęła się powtórka nocnych wydarzeń.
*
Kochałam Belladonę całym moim kamiennym sercem, ale w dni, takie jak ten, miałam ochotę ją zabić. Wybrałyśmy się na zakupy, a ja nie przepuściłam okazji, aby kupić parę ślicznych, maluśkich, różowych sukieneczek.
- Ten seks z Rufinem naprawę dobrze na ciebie wpływa - stwierdziła moja przyjaciółka przeglądając wieszaki ze śpioszkami.
Zamurowało mnie i zastygłam w bezruchu. Z niedowierzaniem zwróciłam głowę w jej kierunku. A podobno Belladona należała do tych nieśmiałych. Gówno prawda.
- Myślisz, że się nie domyśliłam? - prychnęła wrzucając do koszyka jakieś małe ciuszki. - Rufin chodzi zrelaksowany, a ty nie przypominasz już tykającej bomby. Zresztą minął już prawie miesiąc, a ja nie jestem głupia - uśmiechnęła się ironicznie.
Po tamtym ranku, gdy usłyszała Rufina w moim łóżku, Belladona o nic nie wypytywała wyciągając własne wnioski, które były właściwe. Nie poruszałyśmy, więc tego tematu, a moja przyjaciółka czasem rzucała dwuznaczne komentarze.
- Rozmawiałaś z Rafaelem? - zapytałam powoli składając układankę.
- Pewnie, a co? - Belladona nawet na mnie nie spojrzała. - Zaraz, zaraz. Czemu o to pytasz? - oprzytomniała po chwili. Parsknęłam przewracając oczami.
- Ostatnio przyszedł do mojego biura i dał jasno mi do zrozumienia jak bardzo ceni sobie naszą przyjaźń.
- Przecież nie jest ślepy. Każdy, kto by was trochę lepiej znał, wiedziałby co jest na rzeczy. A Rafael jest mądry, bo nie będzie się między was ładował. Porządny z niego facet. Chodź idziemy poszukać Ci sukienki na wielkie otwarcie.
Za miesiąc szpital miał zostać oficjalnie otwarty. Stwierdziłyśmy, że taka huczna impreza może przyciągnąć więcej uwagi do tej placówki.
*
Ten czas minął tak szybko, że miałam wrażenie iż dopiero wczoraj byłam z Bellą na zakupach. Teraz chodziłam starając się nie panikować. Na otwarcie miała przyjechać para królewska, a ja zastanawiałam się, dlaczego. Dlaczego przyjechali i jaki mieli w tym plan?! Oni zawsze byli trzy kroki przed wszystkimi.
Nienawidziłam zimy. Może inaczej, lubiłam ją siedząc w domu i patrząc przez okno. Kiedy jednak przychodziło do wyjścia na dwór to mówiłam stanowcze nie. Na szczęście Belladona przemyślała wszystko i stworzyła zaklęcia, które będą utrzymywać ciepło i zapobiegać opadom. W ten sposób wszyscy zebrani przed szpitalem nie będą marzli. No i oczywiście mi też będzie ciepło.
Na prostą, długą, srebrzystą suknię zarzuciłam szal. W końcu był grudzień, a ja nie chciałam być pierwszym pacjentem w szpitalu. Musiałam się zmusić, aby wyjść z pokoju. Gdybym tylko mogła to bym w nim została, zakopując się w łóżku pod kołdrą.
- Pięknie wyglądasz - głos Rufina przeciął pomieszczenie drażniąc wszystkie moje zmysły.
- Super, może jak będą się na mnie gapić to nie zwrócą uwagi na to co mówię - mruknęłam robiąc zbolałą minę.
Demon roześmiał się obejmując mnie ramieniem, a ja bez żadnego sprzeciwu pozwoliłam się przytulić. Takie zachowania stały się już codziennością. Tak samo jak to, że za każdym razem burczałam, gdy w pokoju Rufina obudziło mnie słońce.
Na początku zdziwiłam się, gdy Rafael powiedział, że wraca do siebie, ale szybko zrozumiałam prawdziwą przyczynę. Po pierwsze, nie miałam zamiaru uciekać i bawić się w superniebezpieczną zabójczynię, a po drugie mimo, że z Rufinem staraliśmy się być cicho to nie zawsze to wychodziło, bo sypialnia demona, w porównaniu do mojej, nie była zabezpieczona zaklęciami wyciszającymi.
- Kupiłem ci dzisiaj prezent na gwiazdkę - uśmiechnął się złośliwie.
- Jesteś okropny! Wiesz o tym, prawda? - zmrużyłam groźnie oczy, ale Rufin nic sobie z tego nie robił.
Doskonale wiedział, że jestem ciekawska i teraz przez te całe dwa tygodnie będę się głowić co też takiego mógł mi kupić. Cóż, na pewno nie samochód.
- Powiedz mi - przybrałam inną taktykę robiąc słodkie oczka.
- Zapomnij - ze śmiechem pokręcił głową. Twarda sztuka. Trzeba go wziąć z innej strony.
- Ale Rufin... - wymruczałam przeciągając głoski. Przybliżyłam się do niego i zaczęłam poprawiać krawat, który już i tak wyglądał idealnie. Demon zmrużył oczy obserwując mnie uważnie. Przejechałam czubkiem języka po wardze, a potem ją przygryzłam. - No nie bądź taki - powiedziałam w jego usta.
- Czy ty właśnie próbujesz mnie przekupić? - zapytał niskim głosem, od którego przebiegł mi dreszcz po plecach.
- A działa?
- Jak cholera - zanim zdążyłam cokolwiek pomyśleć Rufin przycisnął mnie do ściany wpijając się w moje usta. Od jego pocałunków zawsze miękły mi nogi. Objęłam go rękoma za szyję, aby przyciągnąć go jeszcze bliżej siebie.
Głośne chrząknięcie oznajmiło nam, że nie jesteśmy sami.
- Nie chciałbym przeszkadzać, ale samochód już czeka - powiedział Bernard, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Rufin mruknął coś niezadowolony.
Było mnóstwo ludzi. Każdy chciał być jak najbliżej podwyższenia, na którym miały być wygłaszane przemówienia. Gardło miałam ściśnięte, gdy uświadomiłam sobie, że za chwilę przed nimi wystąpię.
Tłum rozstąpił się przepuszczając królewską parę. Wszyscy kłaniali się, gdy przechodzili obok. Cynthiana ubrana była w biel, a Roman w czerń. Stanowili idealny kontrast. Kiedy do nas podeszli, razem z Rufinem, pokłoniliśmy się.
- Bądź pobłogosławiona.
- I ty, Kapłanko.
Mimo, że była moją królową, bardziej ceniła swój status kapłanki.
- Mój panie - zwróciłam się do Romana przeklinając w duchu całą tę etykietę. Mogłabym przysiąc, że usta wampira drgnęły nieznacznie, ale bardzo możliwe, że mi się tylko przewidziało.
- Jak twoje zdrowie, Katharino? - zapytała cicho w staroniemieckim, którego prawdopodobnie nikt tutaj nie rozumiał, oprócz Rufina, królewskiej pary i mnie, reszta była za daleko.
- Dziękuję, dobrze - odpowiedziałam zaskoczona tym jej nagłym pytaniem i troską.
- Uważaj na siebie - posłała mi ciepły uśmiech. - A ty na nią - zwróciła się do Rufina, ale jej ton momentalnie stał się chłodniejszy.
O co, do jasnej cholery, tutaj chodzi? Co tym razem Cynthiana sobie wymyśliła? Demon musiał podzielać moje myśli, bo spojrzał na mnie zdziwiony. Wzruszyłam tylko ramionami. Jedno było pewne, królowa nigdy nie mówiła czegoś ot tak.
Zauważyłam, że zawsze w stresujących sytuacjach mam wrażenie jakby ktoś mną sterował. Wszystko robię automatycznie. Mój zamroczony umysł otrzeźwił widok Belladony, która cała blada stałą pod ścianą.
Pośpiesznie przeprosiłam swojego rozmówcę i ruszyłam w kierunku przyjaciółki. Była w ósmym miesiącu ciąży, więc w każdej chwili mogła urodzić. Jako przyszła ciocia, byłam strasznie przewrażliwiona i dbałam o Belladonę jak tylko mogłam. Zazwyczaj kończyło się to tym, że zostałam skrzyczana za nadmierną troskliwość.
- Bells? - położyłam dłoń na ramieniu przyjaciółki.
- Nic mi nie jest. Po prostu strasznie tu duszno - mruknęła odgarniając z twarzy czarne kosmyki.
- Wyprowadzę cię na zewnątrz.
- Nie - zaczęła coś mruczeć pod nosem, a po chwili poczułam jak rześkie powietrze owiewa mi twarz.
Belladona od razu nabrała kolorów, ale wśród gości wokół nas zapanowało lekkie poruszenie. Z tłumu wyłonił się mag, który zaczął iść w naszą stronę.
- O nie - jęknęła Bella otwierając szeroko oczy z przerażenia. - To obrońca z gildii.
- Osz kurwa.
Obrońcy pilnowali, aby używano zaklęć zgodnie z ich przeznaczeniem. Karali oni także, gdy ktoś uprawiał magię nie mając zdanego testu. Byłyśmy w poważnych kłopotach. Belladona złapała mnie za dłoń ściskając ją mocno.
Myśl, myśl.
Eurydyka!
Skupiłam się na dłoni przyjaciółki starając się zmodyfikować jej aurę. Belladona jest tylko niegroźną kelpią, jest tylko kelpią. Zaczęłam sobie wyobrażać jak aura kelpii otacza jej własną. Fiolet zamienia się w ciemny niebieski. Niech jeszcze tylko zapachnie oceanem, proszę. Powtarzałam te słowa jak mantrę obserwując zbliżającego się do nas mężczyznę. Gdy zatrzymał się przed nami, bałam się, że z tego stresu Belladona zaraz urodzi.
- Przepraszam panie najmocniej - odezwał się głębokim basem. - Ale czy zaobserwowały panie może coś dziwnego?
- Czy coś się stało? - zapytałam z trudem przełykając ślinę. Czułam jak Belladona trzęsie się obok.
Mag pokręcił zrezygnowany głową.
- Ktoś użył nieznanego zaklęcia, panno Dorfmeister. Mam nadzieję, że było niegroźne - westchnął ciężko i kłaniając się odszedł.
Jeszcze przez chwilę stałam jak sparaliżowana.
- Coś ty zrobiła? - syknęłam patrząc przerażona na przyjaciółkę.
- Użyłam zaklęcia powietrza - powiedziała jąkając się, a w jej oczach pojawiły się łzy. Zganiłam siebie w duchu, że tak na nią naskoczyłam. Bywałam okropna.
- On nas tak po prostu zostawił? - zapytała po chwili.
- Nie czujesz swojej aury? - ja doskonale widziałam jej energię, która przybrała taką postać jaką chciałam. Pod nią, ledwo widoczna, kumulowała się naturalna aura Belladony.
- Przecież ja nie jestem kelpią! - zapiszczała przerażona. Pośpiesznie uciszyłam ją i zaciągnęłam na zewnątrz, gdzie mogłyśmy w miarę spokojnie porozmawiać.
- Nie wiem jakim cudem się to udało, ale zmieniłam twoją aurę. Na Kalipso, Bells, ten człowiek mógł ci bardzo zaszkodzić, prawda? - usadziłam przyjaciółkę na ławce i odgarniając włosy z twarzy kucnęłam obok niej.
- Tym, którzy wbrew ich woli praktykująca magię, podają eliksir zapomnienia. Tworzą ci nową tożsamość w świecie śmiertelnych.
Ja pieprzę. Miałam ochotę nawrzeszczeć na nią jaka jest nierozważna, ale w porę się zamknęłam.
- Wszystko w porządku? - przestraszyłam się, gdy usłyszałam za sobą męski głos. - Wyglądasz na zmartwioną, Kate.
- Sebastian - odwróciłam się do niego z lekkim uśmiechem. - Przestraszyłam się, że Belladonie i dziecku się coś stało, ale wszystko jest w porządku.
Wampir uśmiechnął się kącikiem ust i kłaniając się odszedł.
- Chodź, cukiereczku, odwiozę cię do domu.
Belladona, nadal w lekkim szoku, pozwoliła się prowadzić pod ramię. Była zamyślona i kompletnie nie zwracała uwagi na to co dzieje się dookoła niej. Zajrzałam do sali bankietowej, którą wynajęliśmy, i zastygłam.
Na ramieniu Rufina uwieszona była śliczna blondynka. Poczułam ukłucie w środku.  Głupia ja. Przecież ten facet to playboy, a nas łączy tylko seks i czasem praca. Zacisnęłam zęby z bezsilnej złości, która mnie nagle ogarnęła.
Przecież wiedziałam, że taki jest, to dlaczego mnie tak bardzo to zabolało? Gdy demon nachylił się do kobiety, aby jej coś powiedzieć na ucho odwróciłam wzrok. Belladona spojrzała na mnie wystraszonymi oczyma.
- Jakaś laska miała takie same buty jak ja - wyjaśniłam, a Bella uśmiechnęła się niemrawo. Za nic w życiu głośno nie przyznam, że w tym właśnie momencie poczułam, że nie mam ochoty dzielić się Rufinem. Z nikim. Tym bardziej, że nie miałam do tego żadnego prawa.
________________________
Zostały tylko dwa rozdziały!  Jak czas szybko leci. Czy to tylko ja tak mam? Ostatnio strasznie kołacze mi się po głowie pomysł na zupełnie nową opowieść. Mam już nawet w głowie wyrobioną główną bohaterkę. Druga strona medalu jest taka, że pisanie drugiego tomu AN idzie bardzo źle. Mam nadzieję, że po prostu kopnie mnie wena tak jak było w przypadku pierwszego tomu (helloł! w niecałe trzy miesiące napisałam 34 rozdziały!)
Lubie Iggy? Ja kocham! A jej nowa piosenka? Mmm!!! Iggy Azalea - Beg For It

1 komentarz:

  1. Rozdział świetny jak zawsze ;) Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    Nowe opowiadanie mówisz...?
    Jestem za, tylko proszę nie zawieszaj tego bloga :))
    Do za tydzień!
    Pozdrawiam
    Joanna

    OdpowiedzUsuń