Tom I - Rozdział 31




Przez kolejne dni nie ruszałam się z mojego apartamentu, a Kaelas skutecznie odstraszał wszystkich gości. Nie byłam w stanie odezwać się do Belladony, która codziennie przynosiła mi jedzenie. Nie potrafiłam z nikim porozmawiać o tym jak bardzo źle się czuję.
Minęły może dwa dni, gdy na progu mojego mieszkania zawitała królowa. Nie odwróciłam się w jej stronę widząc jej odbicie w szybie.
- Katharino.
- Przepraszam, moja królowo, nie najlepiej się czuję. Mam nadzieję, że dopisuje Ci zdrowie? - zapytałam z grzeczności choć byłam na krawędzi płaczu.
- Tak, zdrowie mi sprzyja - odpowiedziała i zapadła cisza. Miałam zbyt ściśnięte gardło, aby się odezwać.
- Satyr, który wykupił znaną sieć w Stanach, Victoria's Secret, zwrócił się do mnie z prośbą o wystawienie kilku nimf w jego pokazie mody. Zgodziłam się. Esmeralda, Pandora, Dalia, Lissandra oraz ty weźmiecie w nim udział. Dziewczęta pojadą z tobą do Nowego Jorku.
Znowu miałam ochotę płakać. Przecież ja nie byłam nimfą.
- Oczywiście, kapłanko, uczynię to o co prosisz - głos mi się łamał.
*
Nie ogarniałam tego co się wokół mnie działo. Nie zwracałam uwagi na to, jak dostałam się na lotnisko. Zajęłam byle jakie miejsce w samolocie. Chciałam być sama, aby móc się nad sobą użalać. Przykryłam się szczelnie kocem, aby odciąć się od ludzi siedzących koło mnie. Czas jakoś leciał.
- Nie mam pojęcia po co tam ona. Była wystarczająco brzydka bez tej blizny, teraz jest po prostu odrażająca. Przecież ona nawet nie jest nimfą - Esmeralda mówiła na tyle głośno, abym ją usłyszała.
Niechciane łzy momentalnie pojawiły mi się w oczach. Esme doskonale wiedziała jakie dobrać słowa, by mnie zranić. Zacisnęłam zęby tłumiąc szloch i naciągnęłam koc na twarz. Odwróciłam się do okna nie zważając na Belladonę, która coś do mnie mówiła. Zachowywałam się jak duch.
Przez całą podróż budziłam się co jakiś czas. Sprawdzałam godzinę i odliczałam pozostały czas powrotu do domu.
Na lotnisku w Nowym Jorku czekała na nas liczna ochrona. Belladona ucałowała mnie w czoło i odjechała z Ethanem. Nie potrafiłam się odezwać.
Zapakowali mnie do jednego z czarnych suvów. Towarzyszył mi Rafael. Ruszyliśmy jako ostatni, bo anioł musiał upewnić się co do bezpieczeństwa pozostałych nimf.
Wyskoczyłam z auta pragnąc jak najszybciej znaleźć się w znajomym łóżku. Chciałam szybko przebiec na górę, ale zatrzymały mnie głosy w salonie. Przystanęłam w progu i zamarłam widząc nimfy, które rozgościły się jakby były u siebie.
- Rufinie, pobyt u ciebie będzie na pewno bardzo przyjemny - zaszczebiotała Esmeralda.
Lawina kamieni opadła mi na dno żołądka. To nie może być prawda. One nie mogą się tu zatrzymać na ponad miesiąc. Nie chcąc w to uwierzyć spojrzałam na demona. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Przeniosłam spojrzenie na Rafaela, który uśmiechał się krzywo.
- Co się tak gapisz, paskudo? Nie powinnaś przypadkiem szorować podłóg? - rzuciła Esmeralda w moim kierunku, a pozostałe nimfy roześmiały się szyderczo.
Pośpiesznie opuściłam salon wbiegając do swojej sypialni. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i opierając się o nie zjechałam po nich siadając na podłodze. Ostatnie wydarzenia mnie złamały i płakałam na okrągło. Nie potrafiłam się pozbierać, ani uspokoić. Moja duma i wartość siebie, pokopane i zdeptane, leżały gdzieś w kącie.
*
Stałam przed lustrem palcem wodząc po bliźnie. Belladona mówiła, że powinna zniknąć i zostanie jedynie biała kreska. Dla mnie będzie istnieć już zawsze, mimo tego, że nie będzie widoczna.
Moja rozpacz przeszła na kolejny etap zmieniając się w obojętność. Jadłam śniadanie, znajdując się we własnym świecie, głucha na docinki Esmeraldy, głucha na wszystkie rozmowy, głucha na cały świat.
Był poniedziałek, więc musiałam pojawić się w pracy. Po domu kręciło się mnóstwo strażników. Ich obecność była oczywista skoro mieli do pilnowania cztery nimfy. Nie zjadłam śniadania, bo szczebiot Esmeraldy tego dnia wyjątkowo mnie drażnił.
Wsiadając do swojego auta jeden ze strażników poinformował mnie, że nie mogę opuszczać sama posiadłości. Nie odezwałam się i taktownie poczekałam, aż wsiądzie do audi. Wiedziałam, że nie byłabym w stanie się o pozbyć, więc wolałam oszczędzić sobie kłótni.
Wchodząc do wielkiego, szklanego wieżowca, miałam nadzieję, że duże okulary zakryją moją twarz i okropną bliznę. Nadzieja matką głupich. Wszyscy pokazywali mnie palcami i szeptali coś do siebie. Nadjechała winda.
Powitałam Rose skinieniem głowy i zamknęłam się w gabinecie. Praca pozwoliła mi się oderwać od rzeczywistości. Przez chwilę czułam się komuś potrzebna. Okazało się, że Victoria zrobiła wstępne plany i była na dzisiaj umówiona. Prawdopodobnie była pierwszą osobą od kilku dni, z którą normalnie porozmawiałam. Z wymuszonym uśmiechem wyprowadziłam ją z gabinetu. W sam raz, aby trafić na zgraje idiotek.
Szczebiotały jedna przez drugą i wybuchały słodkim chichotem. Przerażona spojrzałam na Rose, która wyglądała jakby miała ochotę umrzeć. Nic dziwnego, czułam się podobnie. Victoria pośpiesznie się z nami pożegnała.
Drzwi gabinetu Rufina otworzyły się i wyszedł z nich demon z Rafaelem i nieznanym mi mężczyzną. Nimfy również to zauważyły i zapanowała chwilowa cisza. Na nowo rozpoczęły swój jazgot dopadając do mężczyzn. Zgrzytając zębami wyminęłam grupę wchodząc do kuchni, aby zrobić sobie kawę.
- Panienko Dorfmeister, zachowałaś się jak bohaterka broniąc naszej królowej - powiedział nieznajomy, a ja momentalnie zatrzymałam się. Nie byłam bohaterką. Byłam pieprzonym kamikadze. - Królowa powiedziała, że twoja blizna niedługo zniknie i będziesz znowu miała śliczną buźkę.
Powoli odwróciłam się przez ramię.
- Vic, chyba nie chcesz powiedzieć, że to... ona, będzie brała udział w pokazie? - zapytała oburzona Esmeralda.
- Oczywiście, że tak! Czy to nie wspaniale? - satyr uśmiechał się od ucha do ucha. - Calvin mówił, że jest świetna.
Stałam tam jak słup soli nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Szczęka Rose walała się gdzieś po podłodze, a Rufin z Rafaelem wyglądali na zaskoczonych.
W ten pokręcony sposób znalazłam się teraz w siedzibie aniołków otoczona ślicznymi modelkami. Czułam się okropnie z moją szpetną blizną i Esmeralda przypominała mi o tym na każdym kroku. Znowu miałam ochotę płakać.
Cały dzień poświęciliśmy na dobieranie strojów. Nimfy paplały jak szalone, a ja miałam ochotę je udusić. Były tak słodziutko podekscytowane, że zbierało mi się na wymioty. Oprócz tego, chodził za nami z tuzin wojowników z Rufinem i Rafaelem na czele.
*
Postanowiłam zjeść normalnie śniadanie. Obojętność przeszła do kolejnej fazy zamieniając się prawdopodobnie w złość. Będąc na schodach chciałam sobie wydrapać oczy słysząc szczebiot Esmeraldy i Pandory. Ale miarka przebrała się, gdy weszłam do jadalni.
Esme zajęła moje miejsce przy stole. Opierała się na stole dając Rufinowi bardzo dobry widok na swój dekolt.
- Esme, zjeżdżaj z tego miejsca zanim wytargam cię za twoje śliczniusie włosy, a doskonale wiesz, że jestem do tego zdolna - warknęłam stając nad dziewczyną. Zapadła cisza i każdy oczekiwał reakcji nimfy.
- Chyba na zbyt dużo sobie pozwalasz, szkarado - prychnęła odrzucając włosy na plecy.
Uśmiechnęłam się szeroko mimo gotującej się we mnie złości.
- Ostrzegałam - mruknęłam zaciskając dłoń na jasnej czuprynie Esmeraldy. Pociągnęłam ją z całej siły za włosy, aż dziewczyna piszcząc spadła z krzesła. Z gracją baletnicy podniosła się, a jej oczy ciskały błyskawice. - Chcesz mnie uderzyć? Śmiało! - uśmiechnęłam się rozbawiona.
Nimfa chciała wymierzyć mi policzek, ale byłam na tyle szybka, że złapałam jej nadgarstek wykręcając boleśnie.
- Mogę uratować czyjeś życie, więc chyba zdajesz sobie sprawę, że potrafię je równie szybko odebrać? - może nie była to do końca prawda, ale byłam wściekła.
- Kate! - zawołał ostrzegająco Rafael.
Puściłam dłoń nimfy z fałszywym uśmiechem i zajęłam swoje miejsce.
- Boże, prezesiku, ależ cię oblepiła tą swoją sraczkowatą aurą - skrzywiłam się jakby demon śmierdział.
- Uważaj na słowa, dziwko! - krzyknęła Esmeralda ze złością.
- Urocze, ale nie musisz mi się przedstawiać, znam już twoje imię - uśmiechnęłam się słodko sięgając po kawę. - Ale żeby cię pocieszyć powiem ci coś w sekrecie. Nie zarzucisz na niego swojego uroku, bo on jest zbyt silny, a ty o wiele za słaba.
Nimfa krzycząc z wściekłości opuściła jadalnię. Nimfy były w stanie zarzucić na kogoś czar. Różnie to działało. Przymus, uwodzenie, złość. Przypominano to trochę przenoszenie na kogoś swojej aury.
Pozostałe nimfy spojrzały na mnie z odrazą i pobiegły za swoją księżniczką.
- Bon apetit! - zawołałam za nimi śmiejąc się.
- W końcu! - Rafael z ulgą wyrzucił dłonie w powietrze, a Rufin roześmiał się. Rzuciłam im pytające spojrzenie.
- Ty jesteś okropna, ale one to już przegięcie - westchnął demon.
- Oh, to dlatego zaproponowałeś im, aby się tutaj zatrzymały? - stwierdziłam ironicznie.
- Musiałem, tu będą najbezpieczniejsze.
- Taaa, nie wątpię. A posiadanie pod ręką czterech napalonych nimf wcale nie jest ci na rękę - rzuciłam sarkastycznie i wgryzłam się w kanapkę. Rafael wybuchnął śmiechem.
*
Okazało się, że chodzenie po wybiegu może być na prawdę męczące. Do tego dochodziły wiecznie przymiarki i docinki nimf. Znowu zaczęłam mało sypiać, bo dzień musiałam sobie tak zorganizować, aby popracować, lecieć na wybieg, a potem jeszcze znaleźć czas na trening z Rafaelem.
Blizna pozostała, ale nie była już taka szpecąca, mogłam ją bez problemu ukryć pod podkładem, bez niego była bardzo dobrze widoczna.
Czas leciał jak szalony i nadszedł dzień, w którym dostałyśmy nasze stroje. Niestety Belladona wypaplała wszystko Ethanowi, a on powtórzył dalej i akurat tego dnia Rafael z Rufinem stwierdzili, że będą nam towarzyszyć.
- Vic, ty chyba sobie żartujesz! - zawołałam przerażona. - Mam w tym pokazać się przed tysiącami ludzi? - panikowałam, a satyr za wszelką cenę starał się mnie uspokoić.
- Na pewno wyglądasz ślicznie! - przekonywał zza drugiej strony parawanu.
- Rina, wyłaź już! - ponagliła mnie Belladona.
- Nie ma ich tam? - upewniłam się mając na myśli anioła i demona.
- Nie, chodź no tu!
Zamykając oczy wyszłam zza parawanu. Cisza trochę mnie przestraszyła i pośpiesznie je otworzyłam. Victor prawie skakał z radości. Rafael i Rufin wpatrywali się we mnie łakomym wzrokiem. Jakby nie patrzeć byłam ubrana w czerwoną bieliznę, długie czerwone rękawiczki i wielkie czerwone skrzydła.
- Powiedziałaś, że ich nie ma! - wycelowałam oskarżycielsko palec w Belladonę, która uśmiechając się niewinnie trzymała dłonie na całkiem sporym już brzuszku.
- Kupuję te bieliznę.
- Biorę te skrzydła.
Rufin z Rafaelem odezwali się w tym samym momencie.
*
Leżałam w salonie delektując się tą wspaniałą ciszą. Wariatki wróciły do wariatkowa, a ja znowu mogłam cieszyć się swobodą. Czy mogłoby być coś piękniejszego?
Usłyszałam śmiechy i przez taras do salonu weszli demon z aniołem. Pytałam czy mogłoby być coś piękniejszego, tak? Rufin z Rafaelem prezentujący swoje sześciopaki z warstwą potu na skórze, zdecydowanie byli czymś o wiele piękniejszym niż cisza i swoboda. Zaniemówiłam zaprzestając machania stopą. Moje uśpione przez nimfy hormony, ożyły i domagały się o swoje. Cieszyłam się w ciszy tym widokiem.
- Podoba ci się to co widzisz? - Rufin jako pierwszy dostrzegł mój wygłodniały wzrok.
Zmarszczyłam nos przykrzywiając na bok głowę. Otwierałam usta, aby coś powiedzieć, kiedy drzwi frontowe otworzyły się z hukiem.
- Rinnie! - Belladona brzmiała jakby dostała gwiazdkę z nieba.
- W salonie! - odkrzyknęłam wracając do machania stopą. Czarnowłosa wpadła jak burza do pomieszczenia.
- O, podziwiasz widoki - powiedziała rozbawiona przystając na widok mężczyzn, którzy jakby nigdy nic pili wodę. - Ale mniejsza z nimi! - krzyknęła wskakując na kanapę, a ja miałam wrażenie, że zaraz zmiażdży mi nogi. Zaczęła mi gorączkowo machać dłonią przed oczami.
- Bella, o co ci chodzi? - zapytałam odganiając jej rękę.
- Spójrz - zapiszczała podekscytowana zatrzymując dłoń, a ja dostrzegłam na jej palcu srebrny pierścionek. Otworzyłam usta ze zdumienia. - Śliczny, prawda?
Belladona promieniała z radości i była tak szczęśliwa, że tym szczęściem mogłaby obdarować cały Nowy Jork, a jeszcze by go trochę zostało.
- Ethan ci się oświadczył?! - wykrzyknęłam w końcu gwałtownie siadając i o mało co zwalając przyjaciółkę na podłogę.
- Co?! - zawołali chórem mężczyźni.
- Cudownie, prawda?! - Belladona skakała wokół nas piszcząc z radości. Mój wzrok nie był w stanie za nią nadążyć.
- Czyli teraz będziesz panią Ethanową? - zapytałam z głupią miną, a czarnowłosa roześmiała się szczerze.
- Aha - pokiwała radośnie głową.
- Ale jak to? - mój mały móżdżek nadal nie mógł tego przyjąć do świadomości.
- Byliśmy u lekarza, aby ustalić płeć dziecka, a potem Ethan zabrał mnie do takiego wspaniałego ogrodu, gdzie pełno było czerwonych róż! - Belladona zachowywała się jakby dostała jakieś turbodoładowanie.
- Chłopiec czy dziewczynka? - zapytałam tylko, oczekując w napięciu.
- Dziewczynka!
- Jest! Będę mogła kupować różowe ciuszki! - zawołałam radośnie skacząc po salonie razem z Bellą. Mamusia chciała wyściskać także anioła i demona.
- Nie! Oni śmierdzą! - zawołałam przypominając sobie, że byli na zewnątrz, aby powalczyć. Słysząc własne słowa parsknęłam śmiechem. W chwilę później dołączył do nas Ethan. Uznaliśmy, że to świetna okazja, aby się napić. Oczywiście Belladona zadowoliła się herbatą i ciasteczkami.
Alkohol lał się strumieniami, a ja prawie popłakałam się ze szczęścia, gdy Bella oznajmiła, że chce nazwać córkę Katalina, bo będzie miała najwspanialszą ciocię na świecie.
Wszystko skończyło się tym, że byliśmy totalnie pijani. Rafael sobie przysypiał na kanapie, a Ethan, z pomocą strażników, dostał się do auta, a potem zwieźli narzeczonych do domu.
Byłam świadoma tego co robię, jak i tego, że jestem pijana, a świat był o wiele weselszy. Nie wiem jak Rufin to robił, że wyglądał tak trzeźwo, chociaż widziałam jak w siebie wlewał trunki.
- Za dobrze wyglądasz - słowa same wyszły z moich ust, nie miałam nad nimi żadnej kontroli. Demon zatrzymał się i odwrócił przez ramię.
- Czy ty właśnie powiedziałaś mi komplement? - zapytał z zadziornym uśmiechem.
- Nie. To, że masz zajebiste ciało jest komplementem - powiedziałam pewna swoich słów. - Cholera, nie powinnam tego mówić.
- Dlaczego?
- Bo to oznacza, że mi się podobasz. Cholera, alkohol za bardzo rozwiązuje język - mruknęłam, a mój umysł działał na najwyższych obrotach, aby choć trochę myśleć racjonalnie.
- Czyli potwierdzasz, że ci się podobam - drążył temat wchodząc za mną do mojej sypialni.
- Pewnie, że tak. Z chęcią bym cię przeleciała - chlapnęłam i złapałam się za usta, a upojenie alkoholowe stało się trochę mniejsze, gdy dotarł do mnie sens moich słów. Odwróciłam się prędko, aby ukryć się w łazience.
- O nie, nie ma teraz uciekania - wymruczał łapiąc mnie za nadgarstek.  Momentalnie przeszedł mnie dreszcz, a ciało wyrywało się ku Rufinowi. Nie miałam siły, aby mu się oprzeć, więc po chwili przytulał mnie plecami do swojej klatki piersiowej kładąc głowę na moim ramieniu.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia? - zapytał nosem wodząc po mojej szyi.
- Nie powinno cię tu być - mruknęłam niezbyt przekonująco. - Bo przez ciebie myślę nie tym czym powinnam. Cholera, za dużo mówię.
Rufin zaśmiał się ochryple, a jego oddech podrażnił mi skórę. A potem mój zmęczony mózg rozpoczął analizę. Byliśmy dorosłymi ludźmi, którzy byli sobą nawzajem zainteresowani. I co takiego się stanie jak się prześpię z Rufinem? W sumie nic wielkiego. Źle. Stanie się coś wielkiego we mnie. No nie, moje myśli już przybrały zły tor. Ale, przekonywał drugi głosik, on ma takie miękkie usta i jego dotyk jest przyjemny. Możemy na tym bardzo dobrze wyjść.
Zdrowy rozsądek został zamknięty w komórce pod schodami.
- Pieprzyć to - powiedziałam do siebie odwracając się w stronę demona.
Zarzuciłam mu ręce na szyję wpijając się w jego usta. Przez pocałunek poczułam, że się uśmiecha. Przejechałam paznokciami po jego karku. Pod palcami poczułam jak przebiega go dreszcz i pocałował mnie tak, że zakręciło mi się w głowie.
Zaczęłam rozpinać guziki jego koszuli. Byłam go spragniona. Pragnęłam go tu i teraz. Znowu mogłam go dotykać i upajać się jego bliskością. Moja bluza z koszulką znalazła się na podłodze. Rufin podniósł mnie i bez większego wysiłku położył na łóżku. Zaczął pocałunkami obsypywać moją szyję, a moje ręce niecierpliwie zacisnęły się na jego spodniach ciągnąc w dół. Pomógł mi i po chwili ta część garderoby wylądowała obok reszty ubrań, do których dołączyły moje jeansy.
Naparł na moje krocze swoją erekcją. Zamruczałam cicho. Jego ręce były wszędzie. Na nogach, pośladkach, brzuchu. Jednym ruchem odpiął mój stanik i odrzucił na bok. Oderwał się od moich ust i obrzucił spojrzeniem. Na jego pełen zadowolenia uśmieszek, po prostu musiałam przewrócić oczami.
Później już nie było czasu na myślenie. Bielizna wylądowała na podłodze. Rufin umościł się pomiędzy moimi nogami, ani na chwilę nie odrywając się od moich ust.
Wydałam zduszony okrzyk, kiedy gwałtownie znalazł się we mnie. Otworzyłam oczy, zaciskając dłonie na jego ramionach. Doskonale wyczuwałam jego aurę i wszystkie targające nim emocje. Oczekiwanie, napięcie, pożądanie, gdzieś tam na krańcach plątały się małe nitki strachu. Poruszyłam zachęcająco biodrami. Czerwień pożądania demona zalała całe pomieszczenie i oplotła mnie jak bluszcz. Zdążyłam jeszcze zobaczyć jak nasze aury zaczynają się ze sobą mieszać, zanim zamknęłam oczy ogarnięta przyjemnością.
Nasze ciała idealnie do siebie pasowały. Wspinaliśmy się coraz wyżej po drabinie rozkoszy, aż w pewnym momencie nie byłam w stanie nad sobą panować. Moje mury ochronne runęły.
Rufin znieruchomiał. Ręce, na których się podpierał, drgały. Oczy miał zamknięte i usta rozchylone. Doskonale wyczułam jego chwilowe zdziwienie, a potem zalewającą go rozkosz. Spojrzał na mnie. Jego oczy były ciemne i ogarnięte pożądaniem. Wariowałam odczuwając zarówno jego jak i swoje emocje. Zaczął się poruszać szybko.
Ogarnięta rozkoszą, własną i demona, doszłam głośno wykrzykując słowa, które nie miały większego sensu. Z gardła Rufina wydobył się niski warkot i dołączył do mnie, a ja miałam wrażenie jakbym właśnie przeżywała drugi orgazm. Pewnie nawet tak było.
Rufin opadł obok mnie na poduszki głośno oddychając. Było mi tak gorąco, że miałam wrażenie jakbym się rozpływała.
- Nie wiem jak ty to zrobiłaś, ale... - urwał, a po chwili zaśmiał się cicho.
- Czułeś wszystkie moje emocje, prawda? - odezwałam się po dłuższej chwili przewracając na brzuch i tuląc policzek do chłodnej pościeli.
- Skąd... To działa w dwie strony, tak? - pierwszy raz widziałam, aby Rufin marszczył nos. Roześmiałam się.
- Prawie. Ty masz dostęp do mojej głowy w momencie, gdy nie jestem w stanie nad sobą panować. Ja ciebie wyczuwam już przy dotyku.
Demon nadal marszczył nos jak urażony chłopiec, co mnie niezmiernie bawiło. Zupełnie nie przejmowaliśmy się tym, że leżymy nadzy dyskutując o aurach. Chyba nawet jeszcze nie wytrzeźwiałam. To może dlatego się nie przejmowałam.
- Czyli jesteś w stanie opisać moją aurę? - zapytał leżąc na boku i podpierając głowę na ręce.
- Cała jest czerwona. W środku jaskrawa, stopniowo ciemnieje, aż na końcach jest czarna. Gdy jesteś zły robią się takie kolce.
- A jak teraz wygląda?
- Spokojna. Przypomina trochę fale, albo morze po sztormie.
Rufin się roześmiał.
- Trafne określenie - uśmiechnął się rozbrajająco.
- Idę spać - mruknęłam tylko w odpowiedzi odwracając od niego głowę.
Byłam wykończona i jedyne o czym marzyłam to oddać się w objęcia Morfeusza. Mogłabym przysiąc, że gdy tylko zamknęłam oczy od razu usnęłam.
________________________
 Jeszcze trzy rozdziały i koniec pierwszego tomu! Ostatnio przeczytałam te rozdziały i stwierdziłam, że jestem z siebie bardzo zadowolona. Nie mogę się doczekać waszych reakcji na zakończenie!

2 komentarze:

  1. Łohohohohoho...nareszcie!! haha
    No totalnie smaczny rozdział! Końcówki lepszej sobie nie wyobrażałam ;)) Jestem ciekawa co będzie dalej między Kate i Rufinem i jak zareaguje na to Rafael haha coś czuje że będzie wesoło.
    Nie mogę sie doczekać następnego rozdziału.....niech już będzie piątek..;//
    Pozdrawiam
    Joanna

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudeńko! ♥ No kurcze, cały rozdział czytałam z wypiekami na twarzy. Końcówka najlepsza, ale to przecież oczywiste. :P Już się nie mogę doczekać dalszego ciągu! I to już prawie koniec, a pamiętam jak narzekałam, że jeszcze tyle do końca, a ja już chcę znać zakończenie. :D
    Z niecierpliwością wyczekuję piątku!
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń