Tom I - Rozdział 26



Następnego dnia Ethan przyjechał po Belladonę. Okazało się, że idiota zmądrzał i się dogadali a miłość zdawała się kwitnąć. Nic się nie odezwałam.
Z ulgą przywitałam swój gabinet, który był wolny od mężczyzn. Nie potrafiłam stwierdzić czy sterta dokumentów, piętrząca się na moim biurku, cieszyła mnie czy martwiła. Pozwalało mi to oderwać się od niechcianych myśli, ale z drugiej strony byłam zmęczona i nic mi się nie chciało robić. Na szczęście w rozwiązaniu problemu mojego życia pomogła mi Rose.
- Normalnie tego nie robię, ale siostra Suz nalegała na spotkanie z tobą - powiedziała, a ja skinęłam tylko głową wyrażając tym samym zgodę na wprowadzenie kobiety. Poprawka - dwóch kobiet. Jedną z nich była siostra Suzannah, ale druga była mi nieznajoma.
- Przepraszam, że zabieramy ci twój cenny czas - Consuela, tak się nazywała siostra Suz. - Ale to ważna dla nas sprawa i mamy nadzieję, że nas zrozumiesz. Może nie jesteś jeszcze matką, ale instynkt ma w sobie każda z nas.
Gestem zaprosiłam obie panie, aby usiadły. Po chwili Rose przyniosła herbatę dla pań i kawę dla mnie. Dokumenty wrzuciłam do szuflady z myślą, że zajmę się nimi później.
- O co chodzi? - uśmiechnęłam się lekko, ale wolałam przejść od razu do sedna sprawy.
Towarzyszka Consueli spojrzała na nią niepewnie.
- Mów, Marto - kobieta chciała jakoś podnieść na duchu swoją towarzyszkę.
- Chodzi o mojego syna - westchnęła Marta spuszczając wzrok. - Od jakiegoś czasu przychodzi do domu strasznie agresywny. Krzyczy, wścieka się i jest bezczelny, a jego ciuchy praktycznie zawsze są zniszczone. Matt ma dopiero szesnaście lat, ale nigdy sie tak nie zachowywał - kobieta była zrozpaczona.
Zmarszczyłam brwi zastanawiając się. Mnie to wyglądało na zwykłe zachowanie nastolatka.
- Może to jego okres buntu? - zasugerowałam delikatnie.
- Jego i trzech innych chłopców jego wieku? Nie, to niemożliwe - zaprotestowała. - Dzisiaj rano zadzwoniła do mnie koleżanka czy jej syn jest u mnie. Wyszedł wczoraj po południu i jeszcze nie wrócił.
- Czy możesz mi wypisać danego twojego syna i jego przyjaciół oraz miejsca, które odwiedzali? - zapytałam przesuwając kartkę i długopis w jej stronę. Kobieta skinęła głową i zaczęła zapisywać wszystkie dane.
- Zrobię co w mojej mocy, aby się czegoś dowiedzieć - zapewniłam kobietę, gdy obie panie wychodziły z mojego gabinetu. Rose odprowadziła je do windy.
- Rufin jest u siebie? - zapytałam patrząc na listę nazwisk.
- Jestem z Rafaelem.
- To dobrze się składa - mruknęłam. Zapukałam do pomieszczenia i od razu weszłam.
Anioł z demonem stali przy białej tablicy, na której był rozrysowany markerem schemat budynku. Nie mam pojęcia co to było, ale obstawiałam, że planują ochronę. Gdy weszłam do pomieszczenia przerwali rozmowę i spojrzeli na mnie pytająco.
- Zajmę wam chwilę tylko - powiedziałam, bo nie miałam ochoty przebywać w ich otoczeniu. Najchętniej już dawno bym wybiegła z tego pomieszczenia. Niemalże widziałam te burzę hormonów szalejącą w powietrzu. - Odwiedziła mnie przed chwilą kobieta, która uważa, że coś się dzieje. Jej syn, podobnie jak jego koledzy, zachowuje się jakby postradał wszystkie rozumy. Ja bym powiedziała, że zachowuje się jak zwierzę.
- Znowu to samo - jęknął Rufin siadając na swoim fotelu szefa.
- Pewnie przechodzą przez okres buntu, a matki już od razu zrozpaczone biegną do nas, ze świat się wali - wyjaśnił Rafael.
- Ale jeden z chłopaków nie wrócił od wczoraj do domu - powiedziałam, a ich ignorancja powoli wywoływała we mnie złość. Już teraz wiedziałam, dlaczego przyszły do mnie. Mężczyźni to jednak mężczyźni i nie zrozumieją kobiecego instynktu.
- Przecież to nastolatek. Pewnie poszedł na jakąś imprezę, albo do dziewczyny. Wróci do domu dziś, albo jutro - demon wzruszył ramionami jakby takie rzeczy zdarzały sie codziennie.
- Czyli zamierzacie to olać? - zapytałam zła.
- Tak.
Nie mając im już nic więcej do powiedzenia, odwróciłam się na pięcie i trzaskając drzwiami wyszłam z gabinetu Rufina.
- Nie ma mnie dla nikogo, a tym bardziej dla tych dwóch pajaców - burknęłam do Rose. - Ważne sprawy kierując telefonicznie do mnie.
W mojej głowie zaczął kiełkować plan, ale do jego wykonania potrzebowałam wspólniczki. Zamknęłam się w swoim gabinecie chcąc jak najszybciej załatwić czekające na mnie sprawy.
Po lunchu grzecznie poprosiłam Rose, aby zapytała czy ktoś mógłby mnie podwieźć do Belladony. Nawet nie mogłam się nacieszyć moim autem, bo teraz ktoś wiecznie musiał ze mną jeździć "dla bezpieczeństwa".
Dzisiejszym szoferem okazał się być Rafael. Szczęście w minimalnym stopniu mi dopisało, bo oznajmił, że Rufin przyjedzie po mnie wieczorem, a w domu Belli jestem bezpieczna, bo jest tam Ethan.
Z Belladoną idealnie się rozumiałyśmy, więc po bardzo głośnym i przytulaśnym powitaniu z Jessicą, zamknęłyśmy się w sypialni czarnowłosej. Opowiedziałam jej o dziwnych chłopcach oraz o totalnej ignorancji Rufina i Rafaela. Przyjaciółka słuchała mnie w ciszy.
- Więc jaki masz plan? - różowe oczy Belladony były poważne, a ja miałam wrażenie, że w głowie już opracowuje swój własny plan.
- Mam zamiar śledzić syna Marty. Problem polega na tym, że muszę się wymknąć dwóm najsilniejszym nieśmiertelnym w całej Północnej Ameryce.
- Zmylisz ich aurą, ale musisz zmienić wygląd - dopowiedziała wstając i podchodząc do regału na książki, którego nie było tutaj, gdy ja zajmowałam ten pokój.
- Dokładnie.
- Zostaniesz u mnie na noc, ale na prawdę musimy z ciebie zrobić inną osobę, bo twój prześladowca nadal gdzieś tam chodzi - ostrzegła wyciągając z szafki jakieś zioła i inne cuda, których przeznaczenie znała tylko Belladona.
- A moim osobistym strażnikom powiem, że mamy babski wieczór. Idealnie - chwyciłam telefon dzwoniąc do Rufina. Przekazałam mu wiadomość i się rozłączyłam. Nadal byłam na nich zła, że tak olali sprawę.
Belladonie zajęło kilka godzin zanim wszystko przygotowała. Na biurku ustawiła parę eliksirów i jakieś przedmioty. Ustaliłyśmy, że najlepiej będzie jak przybiorę aurę demonicy.
Po łyknięciu kilku magicznych trunków byłam już w połowie inną osobą. Miałam włosy do ramion w kolorze piaskowego blondu, złociste oczy, prosty nos. To wystarczyło, abym pozostała nierozpoznana. Zostawiłyśmy mój wzrost, bo Belladona stwierdziła, że zaklęcia skurczające są zbyt niebezpiecznie, aby stosować je na istotach żywych. Dostałam skórzaną kurtkę przyjaciółki i ciemne jeansy.
Oprócz tego dała mi proszek ciemności (wystarczyła garstka, aby nie widzieć dalej niż dwadzieścia centymetrów przed sobą), małe noże do rzucania z bonusem w postaci paraliżu (nie mam pojęcia skąd u niej taka broń), pierścień wzmacniający działanie eliksiru widzenia w ciemnościach  oraz drugi pierścień zmniejszający robiony przeze mnie hałas.
Podejrzewam, że większość z tych rzeczy Belladona przygotowała już dawno, ale się nie chwaliła swoimi wyczynami. Bezpieczniej dla niej.
- Pamiętaj, że zaklęcia będą działały przez osiem godzin licząc od teraz, więc nieważne co by się działo za ten czas masz być z powrotem - pouczyła mnie.
- Daj mi swoje perfumy - powiedziałam przypominając nagle coś sobie. Moja przyjaciółka zdziwiła się, ale podała mi flakon. Zaczęłam się psikać jak szalona.
- Oszalałaś?! - zakaszlała machając ręką przed twarzą.
- Rufin powiedział, że jest w stanie mnie znaleźć po zapachu - wyjaśniłam zdmuchując prostą grzywkę, która wchodziła mi do oczu. - Jak Ethan o mnie zapyta powiedz, że się upiłam i śpię - powiedziałam z wesołym uśmiechem.
- Rina, to nie jest zabawne. Umrę dzisiaj ze strachu o ciebie - powiedziała czarnowłosa zaplatając dłonie na piersiach. - Chociaż gdybym ciebie spotkała na ulicy nigdy bym nie pomyślała, że to ty - westchnęła kręcąc głową.
Jessica spała, a Belladona poszła do pokoju Ethana zapewniając mi swobodne wyjście z domu. Na wszelki wypadek wyszłam tylnimi drzwiami, przeszłam przez płot znajdując się na spokojnej ulicy. Wakacje powoli dobiegały końca co oznaczało, że szybciej się robi ciemno.
Zadzwoniłam po taksówkę i udałam się pod dom Marty na obserwację. Kobieta powiedziała, że jej syn zazwyczaj wychodzi przed dwudziestą. Także o godzinie dziewiętnastej siedziałam na ławce udając, że robię coś na telefonie. Grzywka okazała się bardzo przydatna, bo ciężko było dostrzec moje oczy.
Syn Marty wyglądał na lat co najmniej dwadzieścia. Nie wiem dlaczego miałam takie wrażenie, bo nie był jakiś wysoki czy dobrze zbudowany. Po prostu to było coś takiego. Gdy był już wystarczająco daleko, podniosłam się i ruszyłam zanim starając się nie wyglądać jakbym właśnie kogoś śledziła.
Kilka przecznic dalej przywitał się z kolegami i przeklinając głośno grupka ruszyła dalej. Byli czymś podekscytowani, a przez to jeszcze bardziej wulgarni i agresywni, co mogły potwierdzić zniszczone ławki i wywrócone kosze na śmieci.
Po jakimś czasie dotarliśmy pod Sensuele co wywołało u mnie skurcz żołądka. Grupka stanęła na końcu kolejki, a ja dla niepoznaki odczekałam, aż kilka osób dołączy i dopiero się ustawiłam. Minęły całe wieki zanim weszłam do środka, a kiedy dotarłam do ochroniarza zdałam sobie sprawę z mojego problemu. Nie miałam odpowiedniego dowodu tożsamości. O mamo.
Wybadałam aurę strażnika i doszłam do wniosku, że nie jest dość silna. Dzięki ci, Kalipso. Spróbowałam go przyćmić, co kiedyś udało mi się przypadkiem zrobić Rufinowi. Skupiłam się napierając swoją aurą na aurę bramkarza. Mężczyzna spojrzał na mnie momentalnie blednąc, a ja uśmiechnęłam się słodko. Zostałam wpuszczona bez żadnego gadania.
Znajdując się już w środku moim kolejnym problemem okazało się zlokalizowanie prześladowanej przeze mnie grupki. Klub był zatłoczony i pewnie marudziłabym, że jest ciemno, ale pierścień i eliksir Belladony okazały się działać cudownie.
Minęła prawie godzina, a ja byłam bliska poddania się, gdy dostrzegłam Matta, syna Marty, który obściskiwał się z jakąś dziewczyną na parkiecie. To, co oni wyprawiali, zdecydowanie nie można było nazwać tańcem. Zaczęłam się zastanawiać nad zachowaniem dzisiejszych nastolatków, ale dochodząc do strasznych wniosków zaniechałam myślenia.
Po kolejnej godzinie stwierdziłam, że nic się nie stanie jak zamówię coś do picia. W drodze do baru zostałam zaczepiona parę razy, ale zbyłam natrętów. Okazało się, że mam stąd doskonały widok na parkiet.
W momencie dostania do ręki soku pomarańczowego, do Matta podeszło dwóch jego kumpli gestykulując żywo, a potem szybko ruszyli do drugiego wyjścia. Przeklinając pod nosem odstawiłam naczynie i przepychając się przez tłum podążyłam za chłopakami.
Wychodząc skręcili za budynek, a gdy podeszłam bliżej usłyszałam krzyki. Klnąc w duchu przyspieszyłam do biegu i wyskoczyłam zza rogu w samą porę, aby zobaczyć Matta i jego przyjaciół rzucających się na większych od siebie napastników. Dziewczęcy pisk zwrócił moją uwagę. Niska szatynka o mało co nie dostała przez przypadek w twarz.
Nie myśląc za wiele, wyskoczyłam przed nią częstując mocnym kopniakiem w plecy wielkiego mężczyznę, który siedział na chłopaku i okładał go pięściami. Napastnik, który okazał się wilkołakiem, wściekły odwrócił się w moją stroną z płonącymi ze wściekłości oczami.
- Na dół! - wrzasnęłam ciągnąc za sobą dziewczynę. W porę uniknęłyśmy ciosu.
Włożyłam dłoń do spodni wyciągając z kieszeni proszek ciemności. Rzuciłam go w powietrze, które po chwili stało się czarne. Mój czuły wzrok pozwolił mi wyprowadzić dziewczynę z zaułka. Gdy na nią spojrzałam, cała się trzęsła i była blada. Była wróżką.
- Zadzwoń po policję nieśmiertelnych - poleciłam jej szybko.
Proszek będzie działał przez jeszcze jakieś dwie minuty, ale to powinno mi wystarczyć. Wyjęłam zza kurtki noże. Wchodząc w dym dostrzegłam jednego z tych większych napastników. Wbiłam mu nóż w rękę, a on sparaliżowany padł na ziemię. Dwóch pozostałych załatwiłam podobnie, ale na moje nieszczęście proszek opadł wystawiając mnie na ataki.
Zdezorientowani chłopcy i mężczyźni rozglądali się ze zdziwieniem spoglądając na trzech sparaliżowanych wilkołaków.
- Uciekajcie idioci - krzyknęłam do chłopaków, a oni potulnie wzięli nogi za pas.
Usłyszałam za sobą ruch i w ostatnim momencie zdołałam uchylić się od ciosu, który posłałby mnie na glebę. Trenując z Rafaelem czegoś się nauczyłam i teraz wykorzystywałam to, że byłam szybsza i zwinniejsza od swoich napastników. Nie oznaczało to, że nie nabawiłam się parunastu siniaków i zadrapań.
Na szczęście usłyszeliśmy syreny, a to oznaczało nadciągające radiowozy. Dwóch wilkołaków spojrzało na mnie rozłoszczonych.
- Zapamiętam cię, suko - wychrypiał wilkołak, ten sam, którego oderwałam od zmaltretowanego chłopaka. Pośpiesznie opuścili zaułek, a ja w ostatniej chwili przelazłam przez ogrodzenie i schowałam się w cieniu budynku po drugiej stronie momentalnie ukrywając swoją aurę. Wojownicy wbiegli w ślepą uliczkę świecąc latarkami i wykrzykując jakieś polecenia. Nie oglądając się za siebie pobiegłam do domu.
Przyprawiłam Belladonę prawie o atak serca, gdy zobaczyła mnie w pełnym świetle swojej sypialni. Ubrania miałam gdzieniegdzie podarte i brudne, nie zabrakło także krwi. Przez pięć minut uspokajałam przyjaciółkę, że to nie moja. Przemyła zadrapania jakimś płynem, a kiedy skończyła było grubo po trzeciej, a ja byłam totalnie wyczerpana.
*
Rano wyglądałam jakbym na prawdę w nocy nieźle zabalowała. Belladona dała mi swój magiczny trunek na polepszenie wyglądu, ale niestety nie usunął on zmęczenia. Więc w biurze zjawiłam się zmęczona, marudna i spragniona kawy.
- Dawno cię nie widziałam - zwróciłam się do Sebastiana, który siedział na kanapie.
- Mam trochę spraw na głowie - uśmiechnął się niewyraźnie.
Ziewałam akurat potężnie, gdy z windy wyszli Rafael z Rufinem. Było dopiero po siódmej, a ja byłam zmuszona zjawić się z pracy, bo okazało się, że do dzisiaj trzeba dostarczyć jakieś papiery w sprawie szpitala.
- Podobno nieźle wczoraj zabalowałaś - rzucił ze złośliwym uśmiechem Rufin.
- Co? - zdziwiłam się, no bo przecież nie wypiłam ani kropelki alkoholu. Po chwili miałam ochotę walnąć się w czoło. - Ethan ci powiedział? - wyburczałam.
- Właściwie co wy tutaj robicie tak wcześnie rano? - spojrzałam na wielką trójcę podejrzliwie.
- W takim razie zapraszam do gabinetu - demon ironicznie wskazał dłonią na drzwi.
- A żebyś wiedział - mruknęłam zabierając swój kubek z kawą. Umościłam się na Rufinowej kanapie popijając swój napój bogów. Jakby tego wszystkiego było mało zaczęła mnie boleć głowa.
Rufin tradycyjnie zasiadł na swoim krześle szefa, Rafael opierał się o ścianę, a Sebastian zajął miejsce obok mnie.
- Coś już wiadomo? - zapytał wampir krzyżując nogi w kostkach.
- O czym? - moja ciekawość nie znała granic.
- W nocy w klubie Sebastiana doszło do bójki - wyjaśnił Rafael, a ja zaczęłam się zastanawiać co z tym wszystkim ma wspólnego Sebastian. Nie wiedziałam, że ma klub.
Prawda dotarła do mnie jak grzmot z jasnego nieba. Przecież po usunięciu Oscara Rufin oddał Sensuele Sebastianowi. A to oznacza, że oni mówili o tej bójce, w której ja uczestniczyłam. Żołądek podszedł mi do gardła.
- Świadkiem całego zajścia była młoda wróżka, która zadzwoniła na policję - tak, była szatynką i miała niebieskie oczy. - twierdzi, że kazała jej to zrobić jakaś kobieta.
- Kobieta? - zachłysnęłam się powietrzem o mało co nie wypluwając swojej kawy.
- Podobno wyciągnęła ją stamtąd i dziewczyna przysięga, że powaliła tych wszystkich wilkołaków, których znaleziono nieruszających się - ciągnął Rafael, a ja ucieszyłam się, że postanowiłam nadal ukrywać swoją aurę, bo inaczej ktoś mógłby się zorientować, że jestem zdenerwowana.
- Mamy portret pamięciowy tej kobiety? - zapytał Sebastian, a ja wstrzymałam oddech. Rufin wyjął z szarej teczki jakiś rysunek podając go reszcie.
- Wojownicy zapytali bramkarza czy ją widział. Powiedział, że była starą demonicą i wpuścił ją do środka, ale nie pamięta kiedy wychodziła - przerażało mnie to, że Rafael posiadał tak wiele informacji.
Gdy rysunek dotarł do mnie musiałam pochwalić wróżkę za doskonałą pamięć. Na rysunku wypisz wymaluj była demonica, w którą się wczoraj wcieliłam.
- Po co jej tak właściwie szukacie? - zapytałam dopijając swoją kawę. W sumie to życzę im powodzenia w poszukiwaniach, bo jestem pewna, że nikt już nigdy nie zobaczy tej kobiety na oczy. Ta myśl poprawiła mi trochę humor.
- Bo może wiedzieć, dlaczego wilkołaki pobiły chłopaka na krwawą miazgę.
- Jakiego chłopaka? - spojrzałam na nich groźnie.
- Jego matka powiedziała, że nie było go od dwóch dni w domu - westchnął ciężko Rufin co oznaczało poniekąd przyznanie mi racji.
- A nie mówiłam! - krzyknęłam podnosząc się z miejsca.
- Chłopak pewnie szukał kłopotów i je znalazł - anioł wzruszył ramionami, a we mnie zagotowała się krew.
- To czemu jeszcze zajmujecie się tą sprawą? - warknęłam wściekła.
- Bo to klub Sebastiana, ale Jeremy już ustala tożsamość uczestniczących w walce. Niestety kobieta nie znajduje się w jego bazie - wyjaśnił Rufin.
- Czyli po prostu obijecie gęby tym wilkołakom i zostawicie sprawę w spokoju?! - zapytałam z niedowierzaniem.
- Dokładnie - potwierdził moje słowa Rafael. Kręcąc głową wyszłam z gabinetu trzaskając drzwiami.
*
Rafael oczywiście nie zapomniał o moim treningu, a Rufin odprowadził mnie prosto do anioła, abym przypadkiem się nie zgubiła po drodze. Wściekła na demona oznajmiłam, że nie wracam dzisiaj do domu. Przyjął to rozbawiony i sobie poszedł.
Anioł nie oszczędzał mnie na treningu mimo iż byłam zdechła po nocnej eskapadzie. Cały dzień popijałam napój pobudzający Belladony i sprawował się całkiem dobrze, więc niechęć do treningów nie brała się tylko ze zmęczenia.
Całe zajęcia ostentacyjnie milczałam wyraźnie pokazując, że jestem obrażona. Swoim zachowaniem bardzo bawiłam anioła, że nie mogąc już wytrzymać ze śmiechu zarządził koniec treningu.
Razem z Belladoną wybrałyśmy się na zakupy, oczywiście z towarzyszącym nam Ethanem. Wybrałyśmy dla mnie kilka ubrań i wstąpiłyśmy do drogerii, gdzie kupiłam różne perfumy. Znudzony do granic możliwości, świeżo upieczony tatuś stwierdził, że pójdzie coś zjeść. Wykorzystałyśmy ten czas, a ja kupiłam telefon z nowym numerem. Byłam niemalże pewna, że Jerry jest mnie w stanie zlokalizować wszędzie, a w tej sytuacji nie mogłam sobie na to pozwolić.
Belladona przygotowywała mi dzisiaj nowe przebranie, a ja wykorzystałam ten czas na drzemkę. Dzisiaj rano zdążyłam jej jeszcze przekazać, że nie byłam w stanie usłyszeć co mówili, a ona powiedziała, że się tym zajmie.
Tego wieczoru byłam wampirzycą z burzą rudych loków na głowie. Długi, zadarty nos, ogromne usta i wystające kości policzkowe. Dostałam kolczyki, na które były nałożone zaklęcia przyciągające głosy. Byłam w stu procentach pewna, że tu cudeńka są całkowicie nielegalne i nie pytałam Belladony jak stworzyła takie coś. Nagrałyśmy jeszcze na dyktafon jak mówię, że nienawidzę wszystkich mężczyzn i chcę spać. W razie czego gdyby dzwonił Rufin lub Rafael, aby upewnić się, że jestem u przyjaciółki.
Tego wieczoru przysiadłam na ławce z wcześniej kupioną gazetą. Magiczne kolczyki działały, ale Bella twierdziła, że ich moc wyczerpie się za maksymalnie dwie godziny. Nie było to dużo czasu, ale zawsze coś.
Moją uwagę zwrócił jeden z chłopaków, których spotkałam wczoraj. Matt wyszedł z domu i razem stanęli w cieniu drzewa. Wcisnął mu coś do ręki.
- Uważaj na Corna, przesadził i połamał siostrze ręce. Do później, nara - powiedział tylko i zawrócił do domu. Jego kolega zarzucił kaptur na głowę i odszedł. Nie byłabym sobą, gdybym nie poszła za nim. Byłam pewna, że syn Marty przekazał koledze pieniądze. Alkohol? Zielsko? Narkotyki? Mam nadzieję, że po prostu chcą kupić dużo cukierków.
Trzymałam się cały czas w cieniu i omijałam latarnie. Kiedy ubrałam się cała na czarno, Belladona śmiała się, że brakuje mi tylko maski, a wyglądałabym jak kobieta kot. Zignorowałam ją.
Do chłopaka dołączył drugi. To zaczyna się robić interesujące. Weszli w ciemny zaułek, a ja przeklęłam w duchu. Nie było mądrze tam wchodzić za nim, gdy nie byłam zorientowana w sytuacji. Stanęłam na rogu i nadstawiłam uszu.
- Macie kasę? - usłyszałam ochrypły głos wilkołaka, który wczoraj nazwał mnie suką. Niedobrze. Otworzyłam zmysły na inne aury i i odkryłam, że oprócz dwóch chłopaków (chochlika  i diablika) w ciemnej uliczce znajduje się kilku innych wilkołaków.
Odeszłam na bezpieczną odległość w moim nowym telefonie wystukując numer.
- Bijatyka wilkołaków o narkotyki, wschodnia 159, Bronx - rzuciłam do telefonu niskim głosem przerywając kobiecie. Pośpiesznie rozłączyłam się chowając komórkę do kieszeni.
Słysząc strzał rzuciłam się w stronę ciemnego zaułka. Wilkołaki mierzyły do chłopaków z pistoletów. Serce podeszło mi do gardła.
- Hej, cukiereczku! - rzuciłam wsuwając dłonie do tylnich kieszeni jeansów i poczułam się pewniej zaciskając dłoń na proszku, a drugą na małym nożu.
- Lepiej spadaj stąd, laluniu - warknął wilkołak patrząc na mnie przelotnie.
- Wczoraj suka, a dzisiaj lalunia, a przecież mówiłeś, że mnie zapamiętasz - stwierdziłam rozbawiona mimo, że ze strachu chciało mi się wymiotować. Moje odwrócenie uwagi podziałało. Szybko wyrzuciłam proszek w powietrze, a ciemna dotychczas uliczka, stała się czarna. Widziałam wystarczająco dobrze na tyle, aby złapać chłopaków za karki i pociągnąć ich w dół zanim rozległy się strzały. Jeden z nich wrzasnął dziko, ale jakoś udało nam się wydostać na ulicę. Znajomy Matta został postrzelony w kolano, ale nie to mnie przeraziło.
- Kurwa - jęknęłam patrząc na wjeżdżające czarne suvy. Zanim się zorientowałam z samochodów zaczęli wyskakiwać wojownicy. W tym samym momencie z uliczki wyleciały uzbrojone wilkołaki. Wszyscy przystanęli sparaliżowani, ale trwało to zaledwie ułamek sekundy. Już miałam się puścić biegiem, gdy z piskiem opon zaparkowało cudowne żółte audi R8, a zza drzew wyleciał czarny anioł.
Byłam w okropnej sytuacji. Przysłowiowo można rzec, że pomiędzy młotem a kowadłem. Za plecami miałam wilkołaki, a przed sobą oddział zbrojny z aniołem i demonem na czele.
Wilki musiały wyczuć potężne aury, bo powoli zaczęli się wycofywać. Na czele gromadki stanął uzbrojony Rufin z Rafaelem u boku. Spojrzeli na mnie, chłopaków obok mnie, a potem znajdującą się za moimi plecami watahę. Ale nie rozpoznali mnie.
- To ja się zmywam - wymamrotałam wyrzucając w powietrze resztę proszku i zaczęłam biec ile sił w nogach. Rozpętało się prawdziwe piekło. Słychać było strzały, a ja pośpiesznie ukryłam swoją aurę wskakując w krzaki.
Cała poharatana wypadłam na podwórku na tyłach jakiegoś domu. Mimo wszystko dwóch strażników mnie goniło. Biegłam jak szalona co chwila zmieniając kierunek, próbując ich jakoś zgubić w plątaninie uliczek. Dreptali mi po piętach, a ja dziękowałam Rafaelowi za te wszystkie okrążenia, dzięki którym mogłabym teraz dobiec nawet na Manhattan. Wypadłam na ruchliwą ulicę, a plan, który przyszedł mi do głowy uznałam za absurdalny.
Dobiegłam do ciężarki padając na kolana, które nieźle sobie obiłam. Wturlałam się pod samochodów i uwiesiłam na podwoziu jak na trzepaku. Widziałam kiedyś coś podobnego w filmie, ale nigdy mi nie przyszło do głowy, że kiedyś to wykorzystam.
Wojownicy nie mieli, aż takich czułych nosów, aby wyczuć mnie po zapachu. Zatrzymali się przy ciężarówce, a ja widziałam ich ciężkie buty.
- Zgubiliśmy ją - wykrztusił jeden z nich, a z krótkofalówki dobiegło przekleństwo. Tak jak ja ledwo łapali oddech. Staram się uspokoić, aby przypadkiem mnie nie usłyszeli.
- Zajrzyj do przyczepy - mruknął jeden, a ja z wrażenia prawie bym puściła podwozie. Usłyszałam dźwięk rozdzieranego materiału, a potem westchnienie.
- Nic, czysto.
Błagam, nie zaglądajcie pod samochód. Wcale tam się nie ukrywa nimfa, która przebrała się za wampirzycę. Idźcie, sobie, idźcie. Gdy usłyszałam jak się oddalają, odetchnęłam z ulgą. Odczekałam dwadzieścia minut zanim rozluźniłam zesztywniałe ręce i wytoczyłam się spod samochodu. Nie uszłam nawet kilkunastu kroków, gdy usłyszałam za sobą dźwięk przeładowywanej broni.
- Ręce do góry!
Osz kurwa.

____________________________
Przepraszam, że nie odpisuję na komentarze :( Ale wszystkie czytam! Bez wyjątku.
Zostało jeszcze do końca 8 rozdziałów. Coraz bardziej rozważam opcję, aby nie kontynuować Aury, bo po prostu mam wrażenie, że czyta je tylko jedna osoba :)

11 komentarzy:

  1. Ja czytam ;3 ~ karolina

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też czytam :)
    Rozdział jak zwykle świetny. Masz super pomysły na opowiadanie. Bardzo mi sie podoba ta akcja z przebraniem.
    Czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam
    Joanna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że jesteś <3
      Ostatnio kiełkuje się w mojej głowie nowy pomysł, ale nie chcę na razie zaczynać, bo nie mam aż tyle czasu :(

      Usuń
  3. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że mój laptop niedawno wrócił z naprawy i dlatego przez prawie dwa miesiące nic nie komentowałam. A poza tym mam strasznego lenia i nic mi się nie chce (ale to wina studiów i zajęć od rana do wieczora)
    Kilkanaście rozdziałów, które nadrabiałam, były no normalnie genialne. Balledona w ciąży!!! Ja cię kręcę, naprawdę jestem wstrząśnięta tą informacją. Kate w roli szpiega nieźle, no i jeszcze ta końcówka, ciekawe kto ją złapał. Zastanawiam się z kim jeszcze Kate będzie się całować, zanim znajdzie odpowiedniego kandydata, by normalnie funkcjonować (wiadomo o co chodzi ;P)
    Oczywiście czytam i nie wybaczę sobie jak nie zaczniesz drugiego tomu.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O braku czasu i "nicniechceniu" wiem aż za dużo! Sama latam pomiędzy uczelnią a pracą. A jeszcze tyle muszę prac zrobić! Smuteczki :(
      Się porobiło, prawda? Ale czytając na bieżąco rozdziały, stwierdziłam że mam tendencje do zaskakiwania i zmiany toru wydarzeń. Z perspektywy czasu sama się sobie dziwię skąd ja wzięłam takie pomysły :D
      Huh, po takim szantażu emocjonalnym niedługo zacznę zabierać się za drugi tom (mam tylko prolog, rozdział pierwszy i troszeczkę drugiego:( )

      Usuń
  4. Nie kontynuować?? Boże, nie. Nawet o tym nie myśl! To jeden z najlepszych blogów, jakie czytałam, a z rozdziału na rozdział robi się jeszcze lepszy! I ja czytam, mimo że nie komentuje :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje serduszko się raduje czytając Twój komentarz <3 Ostatnio postanowiłam, że gdy tom I się skończy to wrzucę go w pdf'ie na chomika :)

      Usuń
  5. A kiedy dodasz następny rozdział?
    Joanna :D

    OdpowiedzUsuń