Następnego dnia Ethan przyjechał po Belladonę. Okazało się,
że idiota zmądrzał i się dogadali a miłość zdawała się kwitnąć. Nic się nie
odezwałam.
Z ulgą przywitałam swój gabinet, który był wolny od mężczyzn.
Nie potrafiłam stwierdzić czy sterta dokumentów, piętrząca się na moim biurku,
cieszyła mnie czy martwiła. Pozwalało mi to oderwać się od niechcianych myśli,
ale z drugiej strony byłam zmęczona i nic mi się nie chciało robić. Na
szczęście w rozwiązaniu problemu mojego życia pomogła mi Rose.
- Normalnie tego nie robię, ale siostra Suz nalegała na
spotkanie z tobą - powiedziała, a ja skinęłam tylko głową wyrażając tym samym
zgodę na wprowadzenie kobiety. Poprawka - dwóch kobiet. Jedną z nich była
siostra Suzannah, ale druga była mi nieznajoma.
- Przepraszam, że zabieramy ci twój cenny czas - Consuela,
tak się nazywała siostra Suz. - Ale to ważna dla nas sprawa i mamy nadzieję, że
nas zrozumiesz. Może nie jesteś jeszcze matką, ale instynkt ma w sobie każda z
nas.
Gestem zaprosiłam obie panie, aby usiadły. Po chwili Rose
przyniosła herbatę dla pań i kawę dla mnie. Dokumenty wrzuciłam do szuflady z
myślą, że zajmę się nimi później.
- O co chodzi? - uśmiechnęłam się lekko, ale wolałam przejść
od razu do sedna sprawy.
Towarzyszka Consueli spojrzała na nią niepewnie.
- Mów, Marto - kobieta chciała jakoś podnieść na duchu swoją
towarzyszkę.
- Chodzi o mojego syna - westchnęła Marta spuszczając wzrok.
- Od jakiegoś czasu przychodzi do domu strasznie agresywny. Krzyczy, wścieka
się i jest bezczelny, a jego ciuchy praktycznie zawsze są zniszczone. Matt ma
dopiero szesnaście lat, ale nigdy sie tak nie zachowywał - kobieta była
zrozpaczona.
Zmarszczyłam brwi zastanawiając się. Mnie to wyglądało na
zwykłe zachowanie nastolatka.
- Może to jego okres buntu? - zasugerowałam delikatnie.
- Jego i trzech innych chłopców jego wieku? Nie, to
niemożliwe - zaprotestowała. - Dzisiaj rano zadzwoniła do mnie koleżanka czy
jej syn jest u mnie. Wyszedł wczoraj po południu i jeszcze nie wrócił.
- Czy możesz mi wypisać danego twojego syna i jego przyjaciół
oraz miejsca, które odwiedzali? - zapytałam przesuwając kartkę i długopis w jej
stronę. Kobieta skinęła głową i zaczęła zapisywać wszystkie dane.
- Zrobię co w mojej mocy, aby się czegoś dowiedzieć -
zapewniłam kobietę, gdy obie panie wychodziły z mojego gabinetu. Rose
odprowadziła je do windy.
- Rufin jest u siebie? - zapytałam patrząc na listę nazwisk.
- Jestem z Rafaelem.
- To dobrze się składa - mruknęłam. Zapukałam do
pomieszczenia i od razu weszłam.
Anioł z demonem stali przy białej tablicy, na której był
rozrysowany markerem schemat budynku. Nie mam pojęcia co to było, ale
obstawiałam, że planują ochronę. Gdy weszłam do pomieszczenia przerwali rozmowę
i spojrzeli na mnie pytająco.
- Zajmę wam chwilę tylko - powiedziałam, bo nie miałam ochoty
przebywać w ich otoczeniu. Najchętniej już dawno bym wybiegła z tego
pomieszczenia. Niemalże widziałam te burzę hormonów szalejącą w powietrzu. -
Odwiedziła mnie przed chwilą kobieta, która uważa, że coś się dzieje. Jej syn,
podobnie jak jego koledzy, zachowuje się jakby postradał wszystkie rozumy. Ja
bym powiedziała, że zachowuje się jak zwierzę.
- Znowu to samo - jęknął Rufin siadając na swoim fotelu
szefa.
- Pewnie przechodzą przez okres buntu, a matki już od razu
zrozpaczone biegną do nas, ze świat się wali - wyjaśnił Rafael.
- Ale jeden z chłopaków nie wrócił od wczoraj do domu -
powiedziałam, a ich ignorancja powoli wywoływała we mnie złość. Już teraz
wiedziałam, dlaczego przyszły do mnie. Mężczyźni to jednak mężczyźni i nie
zrozumieją kobiecego instynktu.
- Przecież to nastolatek. Pewnie poszedł na jakąś imprezę,
albo do dziewczyny. Wróci do domu dziś, albo jutro - demon wzruszył ramionami
jakby takie rzeczy zdarzały sie codziennie.
- Czyli zamierzacie to olać? - zapytałam zła.
- Tak.
Nie mając im już nic więcej do powiedzenia, odwróciłam się na
pięcie i trzaskając drzwiami wyszłam z gabinetu Rufina.
- Nie ma mnie dla nikogo, a tym bardziej dla tych dwóch
pajaców - burknęłam do Rose. - Ważne sprawy kierując telefonicznie do mnie.
W mojej głowie zaczął kiełkować plan, ale do jego wykonania
potrzebowałam wspólniczki. Zamknęłam się w swoim gabinecie chcąc jak
najszybciej załatwić czekające na mnie sprawy.
Po lunchu grzecznie poprosiłam Rose, aby zapytała czy ktoś
mógłby mnie podwieźć do Belladony. Nawet nie mogłam się nacieszyć moim autem,
bo teraz ktoś wiecznie musiał ze mną jeździć "dla bezpieczeństwa".
Dzisiejszym szoferem okazał się być Rafael. Szczęście w
minimalnym stopniu mi dopisało, bo oznajmił, że Rufin przyjedzie po mnie
wieczorem, a w domu Belli jestem bezpieczna, bo jest tam Ethan.
Z Belladoną idealnie się rozumiałyśmy, więc po bardzo głośnym
i przytulaśnym powitaniu z Jessicą, zamknęłyśmy się w sypialni czarnowłosej.
Opowiedziałam jej o dziwnych chłopcach oraz o totalnej ignorancji Rufina i
Rafaela. Przyjaciółka słuchała mnie w ciszy.
- Więc jaki masz plan? - różowe oczy Belladony były poważne,
a ja miałam wrażenie, że w głowie już opracowuje swój własny plan.
- Mam zamiar śledzić syna Marty. Problem polega na tym, że
muszę się wymknąć dwóm najsilniejszym nieśmiertelnym w całej Północnej Ameryce.
- Zmylisz ich aurą, ale musisz zmienić wygląd - dopowiedziała
wstając i podchodząc do regału na książki, którego nie było tutaj, gdy ja
zajmowałam ten pokój.
- Dokładnie.
- Zostaniesz u mnie na noc, ale na prawdę musimy z ciebie
zrobić inną osobę, bo twój prześladowca nadal gdzieś tam chodzi - ostrzegła
wyciągając z szafki jakieś zioła i inne cuda, których przeznaczenie znała tylko
Belladona.
- A moim osobistym strażnikom powiem, że mamy babski wieczór.
Idealnie - chwyciłam telefon dzwoniąc do Rufina. Przekazałam mu wiadomość i się
rozłączyłam. Nadal byłam na nich zła, że tak olali sprawę.
Belladonie zajęło kilka godzin zanim wszystko przygotowała.
Na biurku ustawiła parę eliksirów i jakieś przedmioty. Ustaliłyśmy, że
najlepiej będzie jak przybiorę aurę demonicy.
Po łyknięciu kilku magicznych trunków byłam już w połowie
inną osobą. Miałam włosy do ramion w kolorze piaskowego blondu, złociste oczy,
prosty nos. To wystarczyło, abym pozostała nierozpoznana. Zostawiłyśmy mój
wzrost, bo Belladona stwierdziła, że zaklęcia skurczające są zbyt
niebezpiecznie, aby stosować je na istotach żywych. Dostałam skórzaną kurtkę
przyjaciółki i ciemne jeansy.
Oprócz tego dała mi proszek ciemności (wystarczyła garstka,
aby nie widzieć dalej niż dwadzieścia centymetrów przed sobą), małe noże do
rzucania z bonusem w postaci paraliżu (nie mam pojęcia skąd u niej taka broń),
pierścień wzmacniający działanie eliksiru widzenia w ciemnościach oraz drugi pierścień zmniejszający robiony
przeze mnie hałas.
Podejrzewam, że większość z tych rzeczy Belladona
przygotowała już dawno, ale się nie chwaliła swoimi wyczynami. Bezpieczniej dla
niej.
- Pamiętaj, że zaklęcia będą działały przez osiem godzin
licząc od teraz, więc nieważne co by się działo za ten czas masz być z powrotem
- pouczyła mnie.
- Daj mi swoje perfumy - powiedziałam przypominając nagle coś
sobie. Moja przyjaciółka zdziwiła się, ale podała mi flakon. Zaczęłam się
psikać jak szalona.
- Oszalałaś?! - zakaszlała machając ręką przed twarzą.
- Rufin powiedział, że jest w stanie mnie znaleźć po zapachu
- wyjaśniłam zdmuchując prostą grzywkę, która wchodziła mi do oczu. - Jak Ethan
o mnie zapyta powiedz, że się upiłam i śpię - powiedziałam z wesołym uśmiechem.
- Rina, to nie jest zabawne. Umrę dzisiaj ze strachu o ciebie
- powiedziała czarnowłosa zaplatając dłonie na piersiach. - Chociaż gdybym
ciebie spotkała na ulicy nigdy bym nie pomyślała, że to ty - westchnęła kręcąc
głową.
Jessica spała, a Belladona poszła do pokoju Ethana
zapewniając mi swobodne wyjście z domu. Na wszelki wypadek wyszłam tylnimi
drzwiami, przeszłam przez płot znajdując się na spokojnej ulicy. Wakacje powoli
dobiegały końca co oznaczało, że szybciej się robi ciemno.
Zadzwoniłam po taksówkę i udałam się pod dom Marty na
obserwację. Kobieta powiedziała, że jej syn zazwyczaj wychodzi przed
dwudziestą. Także o godzinie dziewiętnastej siedziałam na ławce udając, że
robię coś na telefonie. Grzywka okazała się bardzo przydatna, bo ciężko było
dostrzec moje oczy.
Syn Marty wyglądał na lat co najmniej dwadzieścia. Nie wiem
dlaczego miałam takie wrażenie, bo nie był jakiś wysoki czy dobrze zbudowany.
Po prostu to było coś takiego. Gdy
był już wystarczająco daleko, podniosłam się i ruszyłam zanim starając się nie
wyglądać jakbym właśnie kogoś śledziła.
Kilka przecznic dalej przywitał się z kolegami i przeklinając
głośno grupka ruszyła dalej. Byli czymś podekscytowani, a przez to jeszcze
bardziej wulgarni i agresywni, co mogły potwierdzić zniszczone ławki i
wywrócone kosze na śmieci.
Po jakimś czasie dotarliśmy pod Sensuele co wywołało u mnie
skurcz żołądka. Grupka stanęła na końcu kolejki, a ja dla niepoznaki
odczekałam, aż kilka osób dołączy i dopiero się ustawiłam. Minęły całe wieki
zanim weszłam do środka, a kiedy dotarłam do ochroniarza zdałam sobie sprawę z
mojego problemu. Nie miałam odpowiedniego dowodu tożsamości. O mamo.
Wybadałam aurę strażnika i doszłam do wniosku, że nie jest
dość silna. Dzięki ci, Kalipso. Spróbowałam go przyćmić, co kiedyś udało mi się
przypadkiem zrobić Rufinowi. Skupiłam się napierając swoją aurą na aurę
bramkarza. Mężczyzna spojrzał na mnie momentalnie blednąc, a ja uśmiechnęłam
się słodko. Zostałam wpuszczona bez żadnego gadania.
Znajdując się już w środku moim kolejnym problemem okazało
się zlokalizowanie prześladowanej przeze mnie grupki. Klub był zatłoczony i pewnie
marudziłabym, że jest ciemno, ale pierścień i eliksir Belladony okazały się
działać cudownie.
Minęła prawie godzina, a ja byłam bliska poddania się, gdy
dostrzegłam Matta, syna Marty, który obściskiwał się z jakąś dziewczyną na
parkiecie. To, co oni wyprawiali, zdecydowanie nie można było nazwać tańcem.
Zaczęłam się zastanawiać nad zachowaniem dzisiejszych nastolatków, ale
dochodząc do strasznych wniosków zaniechałam myślenia.
Po kolejnej godzinie stwierdziłam, że nic się nie stanie jak
zamówię coś do picia. W drodze do baru zostałam zaczepiona parę razy, ale
zbyłam natrętów. Okazało się, że mam stąd doskonały widok na parkiet.
W momencie dostania do ręki soku pomarańczowego, do Matta
podeszło dwóch jego kumpli gestykulując żywo, a potem szybko ruszyli do
drugiego wyjścia. Przeklinając pod nosem odstawiłam naczynie i przepychając się
przez tłum podążyłam za chłopakami.
Wychodząc skręcili za budynek, a gdy podeszłam bliżej
usłyszałam krzyki. Klnąc w duchu przyspieszyłam do biegu i wyskoczyłam zza rogu
w samą porę, aby zobaczyć Matta i jego przyjaciół rzucających się na większych
od siebie napastników. Dziewczęcy pisk zwrócił moją uwagę. Niska szatynka o
mało co nie dostała przez przypadek w twarz.
Nie myśląc za wiele, wyskoczyłam przed nią częstując mocnym kopniakiem
w plecy wielkiego mężczyznę, który siedział na chłopaku i okładał go pięściami.
Napastnik, który okazał się wilkołakiem, wściekły odwrócił się w moją stroną z
płonącymi ze wściekłości oczami.
- Na dół! - wrzasnęłam ciągnąc za sobą dziewczynę. W porę
uniknęłyśmy ciosu.
Włożyłam dłoń do spodni wyciągając z kieszeni proszek
ciemności. Rzuciłam go w powietrze, które po chwili stało się czarne. Mój czuły
wzrok pozwolił mi wyprowadzić dziewczynę z zaułka. Gdy na nią spojrzałam, cała
się trzęsła i była blada. Była wróżką.
- Zadzwoń po policję nieśmiertelnych - poleciłam jej szybko.
Proszek będzie działał przez jeszcze jakieś dwie minuty, ale
to powinno mi wystarczyć. Wyjęłam zza kurtki noże. Wchodząc w dym dostrzegłam
jednego z tych większych napastników. Wbiłam mu nóż w rękę, a on sparaliżowany
padł na ziemię. Dwóch pozostałych załatwiłam podobnie, ale na moje nieszczęście
proszek opadł wystawiając mnie na ataki.
Zdezorientowani chłopcy i mężczyźni rozglądali się ze
zdziwieniem spoglądając na trzech sparaliżowanych wilkołaków.
- Uciekajcie idioci - krzyknęłam do chłopaków, a oni potulnie
wzięli nogi za pas.
Usłyszałam za sobą ruch i w ostatnim momencie zdołałam
uchylić się od ciosu, który posłałby mnie na glebę. Trenując z Rafaelem czegoś
się nauczyłam i teraz wykorzystywałam to, że byłam szybsza i zwinniejsza od
swoich napastników. Nie oznaczało to, że nie nabawiłam się parunastu siniaków i
zadrapań.
Na szczęście usłyszeliśmy syreny, a to oznaczało nadciągające
radiowozy. Dwóch wilkołaków spojrzało na mnie rozłoszczonych.
- Zapamiętam cię, suko - wychrypiał wilkołak, ten sam,
którego oderwałam od zmaltretowanego chłopaka. Pośpiesznie opuścili zaułek, a
ja w ostatniej chwili przelazłam przez ogrodzenie i schowałam się w cieniu
budynku po drugiej stronie momentalnie ukrywając swoją aurę. Wojownicy wbiegli
w ślepą uliczkę świecąc latarkami i wykrzykując jakieś polecenia. Nie oglądając
się za siebie pobiegłam do domu.
Przyprawiłam Belladonę prawie o atak serca, gdy zobaczyła
mnie w pełnym świetle swojej sypialni. Ubrania miałam gdzieniegdzie podarte i
brudne, nie zabrakło także krwi. Przez pięć minut uspokajałam przyjaciółkę, że
to nie moja. Przemyła zadrapania jakimś płynem, a kiedy skończyła było grubo po
trzeciej, a ja byłam totalnie wyczerpana.
*
Rano wyglądałam jakbym na prawdę w nocy nieźle zabalowała.
Belladona dała mi swój magiczny trunek na polepszenie wyglądu, ale niestety nie
usunął on zmęczenia. Więc w biurze zjawiłam się zmęczona, marudna i spragniona
kawy.
- Dawno cię nie widziałam - zwróciłam się do Sebastiana,
który siedział na kanapie.
- Mam trochę spraw na głowie - uśmiechnął się niewyraźnie.
Ziewałam akurat potężnie, gdy z windy wyszli Rafael z
Rufinem. Było dopiero po siódmej, a ja byłam zmuszona zjawić się z pracy, bo
okazało się, że do dzisiaj trzeba dostarczyć jakieś papiery w sprawie szpitala.
- Podobno nieźle wczoraj zabalowałaś - rzucił ze złośliwym
uśmiechem Rufin.
- Co? - zdziwiłam się, no bo przecież nie wypiłam ani
kropelki alkoholu. Po chwili miałam ochotę walnąć się w czoło. - Ethan ci
powiedział? - wyburczałam.
- Właściwie co wy tutaj robicie tak wcześnie rano? -
spojrzałam na wielką trójcę podejrzliwie.
- W takim razie zapraszam do gabinetu - demon ironicznie
wskazał dłonią na drzwi.
- A żebyś wiedział - mruknęłam zabierając swój kubek z kawą.
Umościłam się na Rufinowej kanapie popijając swój napój bogów. Jakby tego
wszystkiego było mało zaczęła mnie boleć głowa.
Rufin tradycyjnie zasiadł na swoim krześle szefa, Rafael
opierał się o ścianę, a Sebastian zajął miejsce obok mnie.
- Coś już wiadomo? - zapytał wampir krzyżując nogi w
kostkach.
- O czym? - moja ciekawość nie znała granic.
- W nocy w klubie Sebastiana doszło do bójki - wyjaśnił
Rafael, a ja zaczęłam się zastanawiać co z tym wszystkim ma wspólnego
Sebastian. Nie wiedziałam, że ma klub.
Prawda dotarła do mnie jak grzmot z jasnego nieba. Przecież
po usunięciu Oscara Rufin oddał Sensuele Sebastianowi. A to oznacza, że oni
mówili o tej bójce, w której ja uczestniczyłam. Żołądek podszedł mi do gardła.
- Świadkiem całego zajścia była młoda wróżka, która
zadzwoniła na policję - tak, była szatynką i miała niebieskie oczy. - twierdzi,
że kazała jej to zrobić jakaś kobieta.
- Kobieta? - zachłysnęłam się powietrzem o mało co nie wypluwając
swojej kawy.
- Podobno wyciągnęła ją stamtąd i dziewczyna przysięga, że
powaliła tych wszystkich wilkołaków, których znaleziono nieruszających się -
ciągnął Rafael, a ja ucieszyłam się, że postanowiłam nadal ukrywać swoją aurę,
bo inaczej ktoś mógłby się zorientować, że jestem zdenerwowana.
- Mamy portret pamięciowy tej kobiety? - zapytał Sebastian, a
ja wstrzymałam oddech. Rufin wyjął z szarej teczki jakiś rysunek podając go
reszcie.
- Wojownicy zapytali bramkarza czy ją widział. Powiedział, że
była starą demonicą i wpuścił ją do środka, ale nie pamięta kiedy wychodziła -
przerażało mnie to, że Rafael posiadał tak wiele informacji.
Gdy rysunek dotarł do mnie musiałam pochwalić wróżkę za
doskonałą pamięć. Na rysunku wypisz wymaluj była demonica, w którą się wczoraj
wcieliłam.
- Po co jej tak właściwie szukacie? - zapytałam dopijając
swoją kawę. W sumie to życzę im powodzenia w poszukiwaniach, bo jestem pewna,
że nikt już nigdy nie zobaczy tej kobiety na oczy. Ta myśl poprawiła mi trochę
humor.
- Bo może wiedzieć, dlaczego wilkołaki pobiły chłopaka na
krwawą miazgę.
- Jakiego chłopaka? - spojrzałam na nich groźnie.
- Jego matka powiedziała, że nie było go od dwóch dni w domu
- westchnął ciężko Rufin co oznaczało poniekąd przyznanie mi racji.
- A nie mówiłam! - krzyknęłam podnosząc się z miejsca.
- Chłopak pewnie szukał kłopotów i je znalazł - anioł
wzruszył ramionami, a we mnie zagotowała się krew.
- To czemu jeszcze zajmujecie się tą sprawą? - warknęłam
wściekła.
- Bo to klub Sebastiana, ale Jeremy już ustala tożsamość
uczestniczących w walce. Niestety kobieta nie znajduje się w jego bazie -
wyjaśnił Rufin.
- Czyli po prostu obijecie gęby tym wilkołakom i zostawicie
sprawę w spokoju?! - zapytałam z niedowierzaniem.
- Dokładnie - potwierdził moje słowa Rafael. Kręcąc głową
wyszłam z gabinetu trzaskając drzwiami.
*
Rafael oczywiście nie zapomniał o moim treningu, a Rufin
odprowadził mnie prosto do anioła, abym przypadkiem się nie zgubiła po drodze.
Wściekła na demona oznajmiłam, że nie wracam dzisiaj do domu. Przyjął to
rozbawiony i sobie poszedł.
Anioł nie oszczędzał mnie na treningu mimo iż byłam zdechła
po nocnej eskapadzie. Cały dzień popijałam napój pobudzający Belladony i
sprawował się całkiem dobrze, więc niechęć do treningów nie brała się tylko ze
zmęczenia.
Całe zajęcia ostentacyjnie milczałam wyraźnie pokazując, że
jestem obrażona. Swoim zachowaniem bardzo bawiłam anioła, że nie mogąc już
wytrzymać ze śmiechu zarządził koniec treningu.
Razem z Belladoną wybrałyśmy się na zakupy, oczywiście z
towarzyszącym nam Ethanem. Wybrałyśmy dla mnie kilka ubrań i wstąpiłyśmy do
drogerii, gdzie kupiłam różne perfumy. Znudzony do granic możliwości, świeżo
upieczony tatuś stwierdził, że pójdzie coś zjeść. Wykorzystałyśmy ten czas, a
ja kupiłam telefon z nowym numerem. Byłam niemalże pewna, że Jerry jest mnie w
stanie zlokalizować wszędzie, a w tej sytuacji nie mogłam sobie na to pozwolić.
Belladona przygotowywała mi dzisiaj nowe przebranie, a ja
wykorzystałam ten czas na drzemkę. Dzisiaj rano zdążyłam jej jeszcze przekazać,
że nie byłam w stanie usłyszeć co mówili, a ona powiedziała, że się tym zajmie.
Tego wieczoru byłam wampirzycą z burzą rudych loków na
głowie. Długi, zadarty nos, ogromne usta i wystające kości policzkowe. Dostałam
kolczyki, na które były nałożone zaklęcia przyciągające głosy. Byłam w stu
procentach pewna, że tu cudeńka są całkowicie nielegalne i nie pytałam
Belladony jak stworzyła takie coś. Nagrałyśmy jeszcze na dyktafon jak mówię, że
nienawidzę wszystkich mężczyzn i chcę spać. W razie czego gdyby dzwonił Rufin
lub Rafael, aby upewnić się, że jestem u przyjaciółki.
Tego wieczoru przysiadłam na ławce z wcześniej kupioną
gazetą. Magiczne kolczyki działały, ale Bella twierdziła, że ich moc wyczerpie
się za maksymalnie dwie godziny. Nie było to dużo czasu, ale zawsze coś.
Moją uwagę zwrócił jeden z chłopaków, których spotkałam
wczoraj. Matt wyszedł z domu i razem stanęli w cieniu drzewa. Wcisnął mu coś do
ręki.
- Uważaj na Corna, przesadził i połamał siostrze ręce. Do
później, nara - powiedział tylko i zawrócił do domu. Jego kolega zarzucił
kaptur na głowę i odszedł. Nie byłabym sobą, gdybym nie poszła za nim. Byłam
pewna, że syn Marty przekazał koledze pieniądze. Alkohol? Zielsko? Narkotyki?
Mam nadzieję, że po prostu chcą kupić dużo cukierków.
Trzymałam się cały czas w cieniu i omijałam latarnie. Kiedy
ubrałam się cała na czarno, Belladona śmiała się, że brakuje mi tylko maski, a
wyglądałabym jak kobieta kot. Zignorowałam ją.
Do chłopaka dołączył drugi. To zaczyna się robić
interesujące. Weszli w ciemny zaułek, a ja przeklęłam w duchu. Nie było mądrze
tam wchodzić za nim, gdy nie byłam zorientowana w sytuacji. Stanęłam na rogu i
nadstawiłam uszu.
- Macie kasę? - usłyszałam ochrypły głos wilkołaka, który
wczoraj nazwał mnie suką. Niedobrze. Otworzyłam zmysły na inne aury i i
odkryłam, że oprócz dwóch chłopaków (chochlika
i diablika) w ciemnej uliczce znajduje się kilku innych wilkołaków.
Odeszłam na bezpieczną odległość w moim nowym telefonie
wystukując numer.
- Bijatyka wilkołaków o narkotyki, wschodnia 159, Bronx -
rzuciłam do telefonu niskim głosem przerywając kobiecie. Pośpiesznie
rozłączyłam się chowając komórkę do kieszeni.
Słysząc strzał rzuciłam się w stronę ciemnego zaułka. Wilkołaki
mierzyły do chłopaków z pistoletów. Serce podeszło mi do gardła.
- Hej, cukiereczku! - rzuciłam wsuwając dłonie do tylnich
kieszeni jeansów i poczułam się pewniej zaciskając dłoń na proszku, a drugą na
małym nożu.
- Lepiej spadaj stąd, laluniu - warknął wilkołak patrząc na
mnie przelotnie.
- Wczoraj suka, a dzisiaj lalunia, a przecież mówiłeś, że
mnie zapamiętasz - stwierdziłam rozbawiona mimo, że ze strachu chciało mi się
wymiotować. Moje odwrócenie uwagi podziałało. Szybko wyrzuciłam proszek w powietrze,
a ciemna dotychczas uliczka, stała się czarna. Widziałam wystarczająco dobrze
na tyle, aby złapać chłopaków za karki i pociągnąć ich w dół zanim rozległy się
strzały. Jeden z nich wrzasnął dziko, ale jakoś udało nam się wydostać na
ulicę. Znajomy Matta został postrzelony w kolano, ale nie to mnie przeraziło.
- Kurwa - jęknęłam patrząc na wjeżdżające czarne suvy. Zanim
się zorientowałam z samochodów zaczęli wyskakiwać wojownicy. W tym samym
momencie z uliczki wyleciały uzbrojone wilkołaki. Wszyscy przystanęli
sparaliżowani, ale trwało to zaledwie ułamek sekundy. Już miałam się puścić
biegiem, gdy z piskiem opon zaparkowało cudowne żółte audi R8, a zza drzew
wyleciał czarny anioł.
Byłam w okropnej sytuacji. Przysłowiowo można rzec, że
pomiędzy młotem a kowadłem. Za plecami miałam wilkołaki, a przed sobą oddział
zbrojny z aniołem i demonem na czele.
Wilki musiały wyczuć potężne aury, bo powoli zaczęli się
wycofywać. Na czele gromadki stanął uzbrojony Rufin z Rafaelem u boku.
Spojrzeli na mnie, chłopaków obok mnie, a potem znajdującą się za moimi plecami
watahę. Ale nie rozpoznali mnie.
- To ja się zmywam - wymamrotałam wyrzucając w powietrze
resztę proszku i zaczęłam biec ile sił w nogach. Rozpętało się prawdziwe
piekło. Słychać było strzały, a ja pośpiesznie ukryłam swoją aurę wskakując w
krzaki.
Cała poharatana wypadłam na podwórku na tyłach jakiegoś domu.
Mimo wszystko dwóch strażników mnie goniło. Biegłam jak szalona co chwila
zmieniając kierunek, próbując ich jakoś zgubić w plątaninie uliczek. Dreptali
mi po piętach, a ja dziękowałam Rafaelowi za te wszystkie okrążenia, dzięki
którym mogłabym teraz dobiec nawet na Manhattan. Wypadłam na ruchliwą ulicę, a
plan, który przyszedł mi do głowy uznałam za absurdalny.
Dobiegłam do ciężarki padając na kolana, które nieźle sobie
obiłam. Wturlałam się pod samochodów i uwiesiłam na podwoziu jak na trzepaku.
Widziałam kiedyś coś podobnego w filmie, ale nigdy mi nie przyszło do głowy, że
kiedyś to wykorzystam.
Wojownicy nie mieli, aż takich czułych nosów, aby wyczuć mnie
po zapachu. Zatrzymali się przy ciężarówce, a ja widziałam ich ciężkie buty.
- Zgubiliśmy ją - wykrztusił jeden z nich, a z krótkofalówki
dobiegło przekleństwo. Tak jak ja ledwo łapali oddech. Staram się uspokoić, aby
przypadkiem mnie nie usłyszeli.
- Zajrzyj do przyczepy - mruknął jeden, a ja z wrażenia
prawie bym puściła podwozie. Usłyszałam dźwięk rozdzieranego materiału, a potem
westchnienie.
- Nic, czysto.
Błagam, nie zaglądajcie pod samochód. Wcale tam się nie
ukrywa nimfa, która przebrała się za wampirzycę. Idźcie, sobie, idźcie. Gdy
usłyszałam jak się oddalają, odetchnęłam z ulgą. Odczekałam dwadzieścia minut
zanim rozluźniłam zesztywniałe ręce i wytoczyłam się spod samochodu. Nie uszłam
nawet kilkunastu kroków, gdy usłyszałam za sobą dźwięk przeładowywanej broni.
- Ręce do góry!
Osz kurwa.
____________________________
Przepraszam, że nie odpisuję na komentarze :( Ale wszystkie czytam! Bez wyjątku.
Zostało jeszcze do końca 8 rozdziałów. Coraz bardziej rozważam opcję, aby nie kontynuować Aury, bo po prostu mam wrażenie, że czyta je tylko jedna osoba :)
Ja na pewno czytam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńJa czytam ;3 ~ karolina
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńJa też czytam :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny. Masz super pomysły na opowiadanie. Bardzo mi sie podoba ta akcja z przebraniem.
Czekam na następny rozdział.
Pozdrawiam
Joanna
Dziękuję, że jesteś <3
UsuńOstatnio kiełkuje się w mojej głowie nowy pomysł, ale nie chcę na razie zaczynać, bo nie mam aż tyle czasu :(
Na swoje usprawiedliwienie mam to, że mój laptop niedawno wrócił z naprawy i dlatego przez prawie dwa miesiące nic nie komentowałam. A poza tym mam strasznego lenia i nic mi się nie chce (ale to wina studiów i zajęć od rana do wieczora)
OdpowiedzUsuńKilkanaście rozdziałów, które nadrabiałam, były no normalnie genialne. Balledona w ciąży!!! Ja cię kręcę, naprawdę jestem wstrząśnięta tą informacją. Kate w roli szpiega nieźle, no i jeszcze ta końcówka, ciekawe kto ją złapał. Zastanawiam się z kim jeszcze Kate będzie się całować, zanim znajdzie odpowiedniego kandydata, by normalnie funkcjonować (wiadomo o co chodzi ;P)
Oczywiście czytam i nie wybaczę sobie jak nie zaczniesz drugiego tomu.
Pozdrawiam i życzę dużo weny!
O braku czasu i "nicniechceniu" wiem aż za dużo! Sama latam pomiędzy uczelnią a pracą. A jeszcze tyle muszę prac zrobić! Smuteczki :(
UsuńSię porobiło, prawda? Ale czytając na bieżąco rozdziały, stwierdziłam że mam tendencje do zaskakiwania i zmiany toru wydarzeń. Z perspektywy czasu sama się sobie dziwię skąd ja wzięłam takie pomysły :D
Huh, po takim szantażu emocjonalnym niedługo zacznę zabierać się za drugi tom (mam tylko prolog, rozdział pierwszy i troszeczkę drugiego:( )
Nie kontynuować?? Boże, nie. Nawet o tym nie myśl! To jeden z najlepszych blogów, jakie czytałam, a z rozdziału na rozdział robi się jeszcze lepszy! I ja czytam, mimo że nie komentuje :P
OdpowiedzUsuńMoje serduszko się raduje czytając Twój komentarz <3 Ostatnio postanowiłam, że gdy tom I się skończy to wrzucę go w pdf'ie na chomika :)
UsuńA kiedy dodasz następny rozdział?
OdpowiedzUsuńJoanna :D