Belladona spała, gdy weszłam, więc zabrałam swoje rzeczy i
wzięłam gorącą kąpiel. Wychodząc z łazienki, moja przyjaciółka siedziała na
łóżku przecierając zaspane oczy.
- Wyglądasz beznadziejnie - burknęłam susząc ręcznikiem
włosy.
Belladona miała podkrążone oczy, była blada i miała ślad
poduszki odciśnięty na policzku.
- Nie piłaś jeszcze kawy? - zachichotała, ale potraktowałam
ją moim morderczym spojrzeniem.
Mojej przyjaciółce wystarczyło piętnaście minut, aby
doprowadzić się do porządku. Podejrzewałam, że korzystała z magii. Nadal w
beznadziejnym humorze pomaszerowałam za czarnowłosą do jadalni. Gdy wpadłam na
nią, wypowiedziałam się głośno na temat takiego nagłego zatrzymywania się.
Pozwoliłam sobie także dodać, iż stan błogosławiony nie uprawnia jej do nagłego
zatrzymania się na drodze innych.
Wyminęłam ją wchodząc do pomieszczenia.
- Co się tak gapicie? - warknęłam w kierunku mężczyzn. Ethan
pośpiesznie opuścił wzrok na swój talerz, a Rafael z Rufinem wydawali się być
rozbawieni moją przemową.
Musieli niedawno przyjechać, bo jeszcze nie tknęli jedzenia,
a kawa była nienaruszona. Moja duża kawa stała na swoim miejscu, więc upiłam
szybkiego łyka.
- Zła noc? - zagadnął anioł, ale moje spojrzenie było
odpowiedzią samą przez się.
- Powiedziałeś Kate o naszym planie? - ciągnął Rafael
zwracając się do demona.
- Wolę z nią nie rozmawiać póki nie opróżni minimum połowy
zawartości tego kubka - powiedział teatralnym szeptem.
- Mądra decyzja - burknęłam nakładając sobie sałatki i
oddzielając z niej oliwki.
Demon, będący w wyraźnie dobrym nastroju, podał mi szklankę
soku pomarańczowego, który przyjęłam w milczeniu, i zapytał Belladonę czy też
chce trochę. Jednym haustem opróżniłam kubek z kawą do połowy. Chwyciłam swój
talerz i zrzuciłam oliwki na jajecznicę Rufina kradnąc przy okazji wszystkie
brokuły, które zostały starannie oddzielone od innych warzyw.
Po swojej lewej stronie usłyszałam parsknięcie śmiechem.
- Co? - spojrzałam na Belladonę, która przyciskała dłoń do
ust, bo ze śmiechu nie była w stanie przełknąć napoju.
- Zachowujecie się jak stare małżeństwo - powiedziała w
końcu. Spojrzałam na nią jak na wariatkę, a potem przeniosłam spojrzenie na,
równie zdziwionego jak ja, Rufina.
- No chyba nie - powiedzieliśmy równocześnie.
- O proszę! Nawet mówicie to samo. Jakie to urocze - zakpiła,
a ja musiałam się powstrzymać, aby jej nie wbić widelca w oko. Zamiast tego
nałożyłam na jej talerz górę jajecznicy.
- Musisz dużo jeść, mamusiu - powiedziałam głośno i wyraźnie
akcentując ostatnie słowo. - Bo wiesz, teraz musisz jeść za dwoje - mówiłam
dalej uparcie wpatrując się w Ethana, bo na kimś musiałam wyładować swoją
złość.
- Nie bądź dla mnie niesprawiedliwa - powiedział cicho
podnosząc wzrok znad talerza.
- To co w takim razie tutaj robisz? Chyba mi nie powiesz, że
wpadłeś na śniadanie - skrzywiłam się. - Choć słowo wpadłeś jak bardzo
adekwatne do zaistniałej sytuacji.
- Katharina! - zawołała Belladona, a ja zamknęłam usta z
ponurym wyrazem twarzy. - Miałaś w nocy sny? - zmieniła temat i tym razem to
Rufin zakrztusił się kawą.
Kopnęłam go z całej siły w nogę pod stołem, ale on przyłożył
zaciśniętą dłoń do ust starając się opanować.
- Eee... Tylko na początku - odpowiedziałam wymijająco.
- Dziwne, nawet nie skończyłam oczyszczać pokoju, więc jakieś
ochłapy powinny tam zostać... - zadumała się, a Rufin zaczął kaszleć szaleńczo.
Może gdybym powiedziała Belladonie, że nie spałam razem z nią, to by sie
wszystko wyjaśniło?
- Zakrztusiłeś się? Może cię poklepać po pleckach? -
spojrzałam na demona z wymuszonym uśmiechem.
Reszta zebranych w jadalni patrzyła na nas jak na idiotów. Resztę
śniadania zjedliśmy w milczeniu, a ja nalałam sobie drugiej kawy. W
międzyczasie Ethan poprosił Belladonę o rozmowę na osobności, a ja
odprowadziłam go morderczym spojrzeniem.
- Co to za plan z ochroną? - przypomniałam sobie dolewając
dużą ilość mleka do napoju bogów.
- Jako, że nie wiemy komu ufać, postanowiliśmy, że będziemy
cię pilnować na zmianę - Rafael siedział na specjalnym krześle dla aniołów
uśmiechając się.
- O nie! Mam was dość. Obojga! - uderzyłam pięścią w stół, a
naczynia zabrzęczały cicho.
- Mówiłem ci - rzucił Rufin do anioła. - Nie masz wyjścia. W
biurze jesteś bezpieczna, w domu też, ale zawsze zostaje ten czas, kiedy się
przemieszczasz.
- Zbieraj się, księżniczko - Rafael wstał od stołu. -
Jedziemy na strzelnicę.
- Księżniczka? - Rufin uniósł brwi.
- Pasuje, prawda? - anioł zaśmiał się ruszając w stronę
wyjścia.
- Kiedy myślę, że osiągnęłam poziom szczytowy nienawiści do
was, wy zawsze udowadniacie mi, że się mylę - mruknęłam wstając z ponurym
humorem.
*
Dzień, mimo słonecznego poranka, był chmurny, a po południu
zaczęło padać. Siedziałam w pomieszczeniu, które wyglądało mi na klasę, i
słucham wykładu o pistoletach, ich zabezpieczeniach, skutkach ich niewłaściwego
używania i tak dalej. Rafael oczywiście zostawił mnie i zniknął, gdzieś w tym
wielkim budynku, które było jego królestwem. Podejrzewam, że miał trening, z
którąś z grup. Póki co byłam pod opieką jakiegoś łotrzyka. Słynęli oni z tego,
że byli niezwykle dobrze obeznani z bronią i specjalizowali się w walce z
ukrycia. Można powiedzieć, że byli szpiegami.
Z trudem powstrzymywałam się, żeby nie ziewać, ale mężczyzna
chyba dostrzegł moje zmęczenie, bo niedługo później powiedział coś szybko przez
telefon, a kawa pojawiła się w trybie natychmiastowym. Już lubię tego gościa.
Wykład (dzięki ci Kalipso!) w końcu się skończył. Łotrzyk
przez interkom zlokalizował Rafaela i zaczęliśmy długą wędrówkę przez obiekt
szkoleniowy. Kiedy odkryłam, że mogę wyczuwać aury innych, gdy na swoją mam
nałożoną barierę, zaczęłam to stosować. Było to bardzo praktyczne, bo każdy
wiedział, że będąc nimfą posiadam zdolności ukrywania aury, ale nie wiedzieli,
że wtedy mogę też zobaczyć ich aury.
Okazało się, że Rafael znajduje się na jednej z większych sal
treningowych, a cała masa rekrutów powtarza za nim ruchy. Łotrzyk otworzył mi
drzwi, a sam gdzieś zniknął. Weszłam na salę, ale o dziwo nikt mnie nie
dostrzegł. Wszyscy byli za bardzo skupieni na aniele, który co jakiś czas coś
wykrzykiwał, obstawiałam, że to jakieś ryki bojowe.
Zdziwiłam się jeszcze bardziej, gdy stanęłam kilka kroków
zanim, a ten nawet nie zarejestrował mojej obecności. Kilka osób w pierwszym
rzędzie obrzuciło mnie zaciekawionymi spojrzeniami. Czasem miałam wrażenie
jakbym była jedyną kobietą w tej wielkiej placówce.
Stanęłam za Rafaelem i z poważną miną przyjęłam taką samą
pozę jak on tylko, że ja dumnie uniosłam podbródek do góry. Pierwszy rząd
zwrócił na mnie uwagę nadal trzymając swoje pozycje. Anioł coś ryknął, a
wszyscy zaczęli wykonywać jakieś kopnięcia na przemian z ciosami w powietrze.
Było to dla mnie za trudne, więc zaczęłam tańczyć makarenę. Przyciągnęłam uwagę
drugiego rzędu, a na twarzach niektórych zaczęły się błąkać uśmieszki co było
surowo zakazane na tego typu ćwiczeniach.
Gdy sekwencja zakończyła się Rafael zaczął ich wszystkich
pouczać, a ja przybierając minę mędrca kiwałam im palcem. Jeden z rekrutów
parsknął śmiechem. Anioł zaczął objaśniać kolejną ze skomplikowanych taktyk
czegoś skomplikowanego, a ja cały czas chodząc za nim uniosłam ręce i udałam,
że prężę muskuły. Przyciągnęłam uwagę trzeciego i czwartego rzędu.
W momencie, gdy zaczęłam parodiować anioła uwagę skupiła na
mnie cała sala. Większość uśmiechała się głupkowato, parskali śmiechem lub się
z trzęśli ze śmiechu.
- Co to ma znaczyć do cholery! - ryknął stojąc na szeroko
rozłożonych nogach z rękoma zaplecionymi na piersiach. Oczywiście przyjęłam
taką samą pozę z moją nieodłączną miną mędrca.
Krzyk anioła może i był przerażający, ale nie w momencie, gdy
skakała za nim jakaś nimfa wygłupiając się. Rafael odwrócił się błyskawicznie
do tyłu, a ja pośpiesznie udałam, że oglądam swoje paznokcie. W środku, aż cała
się trzęsłam ze śmiechu.
- Nie umiesz zapanować nad swoją grupą, aniołku - zacmokałam
teatralnie odrzucając włosy na plecy.
Rafael wzniósł oczy do nieba jakby modląc się o cierpliwość.
- Ciekawe czy ty byś nad nimi zapanowała i jeszcze czegoś ich
nauczyła - uśmiechnął się pod nosem.
- Już ich nauczyłam. Macareny - powiedziałam i złapałam się
za usta, a sala ryknęła śmiechem. Właśnie wydałam się, że byłam za nim od
dłuższego czasu.
Anioł odwrócił się do swoich uczniów.
- Chcecie mi powiedzieć, że ona stała cały czas za mną i
pajacowała - zaczęłam gwałtownie kręcić głową mówiąc bezgłośne "nie mówcie
mu". Anioł przyłapał mnie na tym i posłał karcące spojrzenie. Uśmiechnęłam
się niewinnie.
- Za karę pięćdziesiąt okrążeń! - zawołał, a rekruci jęknęli.
- Nie bądź taki sztywny - klepnęłam go w ramię.
- A ty idziesz ze mną - uśmiechnął się złowieszczo, a po sali
rozeszło się tak dobrze wszystkim znane "uuuu". Potem do głowy
przyszedł mi głupi pomysł.
- Jeśli mnie złapiesz, berek! - krzyknęłam uderzając go w
ramię i puściłam się biegiem do wyjścia, ale zdążyłam jeszcze usłyszeć jak mówi
pobłażliwie "serio?".
Biegłam korytarzem śmiejąc się, a mężczyźni zdziwieni usuwali
mi się z drogi, dopiero jak dostrzegali pędzącego za mną anioła wybuchali
śmiechem. Gdyby się bardziej postarał to już dawno by mnie dopadł, ale chyba
spodobała mu się ta głupia zabawa.
Już dawno się pogubiłam w tych korytarzach i byłam pewna, że
niektórymi mogłam przebiegać więcej niż jeden raz. Kilka razy zdarzyło się, że
Rafael prawie już mnie miał, ale nagle zmieniałam kierunek lub nurkowałam pod
czyimś ramieniem. Moja przewaga nad aniołem polegała na tym, że byłam mniejsza.
Na korytarzach przeważnie kręcili się ludzie i nie były zbyt szerokie przez co
anioł nie mógł rozwinąć skrzydeł i złapać mnie w locie.
W końcu moja dobra passa się skończyła i trafiłam w ślepą
uliczkę. Chciałam zawrócić, ale Rafael wypełniał cały korytarz swoimi
skrzydłami. Byłam w potrzasku, a anioł zmuszał mnie, abym się cofała pod
ścianę.
- Powinienem teraz dać ci karę - powiedział z łobuzerskim
uśmiechem.
- A co ja takiego zrobiłam? - zapytałam trzepocząc rzęsami.
Chwytając się ostatniej deski ratunku chciałam zanurkować pomiędzy jego
skrzydłem, a nogą, ale przewidział mój ruch i przygwoździł mnie do ściany.
- Hmm, pomyślmy... Rozpraszałaś moich rekrutów oraz
podważałaś mój autorytet.
- Gdzież bym śmiała - uśmiechnęłam się słodko. - Zresztą ja
już mam karę, twoja obecność nią jest - uśmiechnęłam się szeroko wywołując
swoimi słowami śmiech u anioła.
Dopiero z bliska dostrzegłam jak bardzo zielone są jego oczy
stanowiąc doskonały kontrast z czarnymi włosami i skrzydłami.
Zostałam zaprowadzona na strzelnicę. Przez całą drogę Rafael
trzymał mnie za ramię na wypadek, gdybym nagle uciekła. Moja naburmuszona mina
wywoływała uśmiechy na twarzach mijających nas ludzi.
Strzelnica była pusta. Dostałam okulary ochronne i jakiś
pistolet, który miał jakąś nazwę i jakieś tam naboje. Nic co by mnie
interesowało. Strzelanie z łuku, rzucanie włócznią, czy strzelanie z pistoletu
zdecydowanie mi nie wychodziło. To po prostu nie było dla mnie.
Zajęłam jedno ze stanowisk bez przekonania celując w tarczę.
Wystrzeliłam i dopiero sobie przypomniałam, że pistolety mają odrzut. Jak można
się było spodziewać trafiłam gdzieś hen daleko od celu.
- Dobrze mi idzie - mruknęłam rozbawiona do siebie strzelając
jeszcze kilka razy. Udało mi się trafić, gdzieś na obrzeżach tarczy. Ogólnie to żenada. Tak bym określiła swoje
umiejętności strzeleckie. Rafael chyba był tego samego zdania.
- Twoja postawa jest niepoprawna - powiedział podchodząc do
mnie. - Słuchałaś w ogóle wykładu?
- No coś tam słyszałam - mruknęłam wymijająco.
Rafael stanął za mną kładąc mi dłonie na biodrach. Przeszedł
mnie dreszcz. O nie, tylko nie to.
- Musisz stanąć na szerokość swoich bioder - polecił mi, a ja
stanęłam w lekkim rozkroku. - Broń, w twoim przypadku, musisz trzymać obiema
dłońmi, a ręce musisz mieć wyprostowane.
Rafael położył swoje dłonie na moich i, dotykając klatką
moich pleców, pokazał mi jak powinnam trzymać pistolet.
- Potem musisz tylko wycelować - powiedział cicho. Jego
oddech łaskotał mnie w ucho przez co ponownie przeszedł mnie dreszcz. Jakby
tego było mało nachylił się do mnie tak, że jego twarz znalazła się tuż obok
mojej. Stwierdziłam, że najbezpieczniej dla mnie i mojego ciała, będzie patrzeć
prosto i się nie odwracać.
Ale moje ciało już zaczęło rejestrować, że Rafael jest
przystojny, dobrze zbudowany i jego dotyk jest przyjemny. Co się ze mną
dzieje!? Zachowuje się jak jakaś sukubica.
Anioł wycelował moimi dłońmi i oddał pięć czystych strzałów w
sam środek tarczy. Idealny we wszystkim co robi, stwierdziłam ironicznie w
myślach, ale nadal się nie ruszałam i próbowałam ujarzmić szalejące we mnie
hormony.
- Spróbuj sama - powiedział tak cicho, że prawie szeptał.
Wzięłam głęboki wdech i wycelowałam, ale czując dłonie
Rafaela na swoich biodrach strzeliłam gdzieś obok tarczy. Spróbowałam drugi
raz, ale byłam zbyt świadoma jego dotyku i ponownie nie trafiłam nawet w
tarczę.
- Musisz się bardziej skupić - wymruczał, a gdy mówił muskał
ustami mój kark.
Co się ze mną dzieje?! Czy ja mam jakiś okres godowy i
wytwarzam feromony przyciągając wszystkich samców? Sama czułam się nieco
otumaniona.
- Nie mogę - powiedziałam cicho, a dłonie zaczęły mi drżeć na
pistolecie.
- Dlaczego? - anioł zaczął wodzić nosem po mojej szyi, a mnie
zmiękły kolana.
- Przestań - mój głos nie brzmiał stanowczo, a ciało także
mówiło co innego, gdy odchyliłam nieco głowę dając mu lepszy dostęp do tego
wrażliwego miejsca. Ogólnie to byłam mało przekonywująca.
- Mam przestać co? Robić tak? - mówił muskając moją szyję
ustami, a wszystkie nerwy w moim ciele drgały z niecierpliwości.
- Mhm - zdołałam tylko wymamrotać opierając się plecami o
jego klatkę piersiową. Nie mogłam myśleć, a cichy śmiech anioła łaskoczący moją
skórę wywołał dreszcze.
Przymknęłam oczy, gdy zaczął pocałunkami obsypywać moją
szyję. Kompletnie mu się poddałam i nie potrafiłam myśleć o niczym innym jak o
jego ustach muskających moją skórę.
Anioł wyjął mi broń z dłoni jednym ruchem zabezpieczając ją i
odkładając na bok. Teraz stałam z nim twarzą w twarz. Zadarłam podbródek do
góry wystawiając usta w jego stronę. Uśmiechnął się kącikiem ust i wpił się w
moje wargi, a mi zmiękły nogi.
Zarzuciłam mu ręce na szyję przyciągając bliżej siebie.
Rafael zamruczał rozkosznie i gdyby nie jego ramiona zapewne już dawno
osunęłabym się na podłogę. Jego pocałunek był tak słodki, że się rozpływałam.
To już drugi raz w ciągu doby kiedy przez mężczyznę nie
jestem w stanie trzeźwo myśleć. Wyrwałam się z tego słodkiego amoku odsuwając od
anioła. Byłam pewna, że na mojej twarzy malował się szok. Ten pocałunek nie
powinien mieć miejsca, tak samo jak ten w nocy. Cholera, jestem okropna.
- Koniec treningu! - mój głos był o ton wyższy niż normalnie
co zdradzało moje zdenerwowanie, ale nadal łudziłam się, że tylko Belladona
znała mnie tak dobrze.
Wywinęłam się z uścisku Rafaela w locie narzucając na siebie
swoją kurtkę. Niestety anioł stwierdził, że nie mogę jechać sama i uparł się,
aby odwieźć mnie do domu. Podczas jazdy zadzwoniłam do Rose wypytując o
wszystkie, nawet te najbardziej błahe rzeczy, aby nie być zmuszona do rozmowy z
Rafaelem. Metoda okazała się skuteczna, a kiedy byliśmy już pod domem
wystrzeliłam z auta jak z procy.
W korytarzu wpadłam na Rufina, który miał na sobie idealne skrojony
grafitowy garnitur. Z wciąż szalejącymi hormonami stwierdziłam, że wygląda
bardzo apetycznie i że bardzo chętni przeczesałabym jego włosy palcami.
Zacisnęłam oczy potrząsając głową.
- Bella! - zawołałam wymijając demona, a kiedy tylko to
zrobiłam do domu wszedł Rafael.
Chcąc jak najszybciej się ulotnić podążyłam za aurą
przyjaciółki. Siedziała w jadalni pogryzając jabłko. Opadłam na siedzenie obok
niej chcąc zniknąć.
- Jest jakiś sposób, eliksir, albo zaklęcie, aby być nieczułą
na męskie piękno? - zapytałam szeptem.
- Pewnie - Belladona wydawała się rozbawiona. - Mogę ci
wydrapać oczy.
- Nie pomogłaś mi - wyjęczałam kładąc głowę na stole.
Gdy tylko wyczułam dwie mocne aury pośpiesznie nałożyłam
barierę i odcięłam się od pozostałych aur.
- Kate - już ja znałam ten ciekawski ton mojej przyjaciółki.
- Nie ważne o co chcesz zapytać odpowiedź brzmi nie, lub nie
wiem - powiedziałam podnosząc głowę, a mój wzrok automatycznie powędrował do
dwóch mężczyzn, którzy powodowali, że moje ciało wyło z pożądania. - Ale wydaje
mi się, że nowe wieści ze szpitala powinny cię zainteresować - powiedziałam
wstając szybko i ruszając w stronę drzwi. Po kilku krokach zawróciłam łapiąc
jabłko. Rozbawiona Belladona przypatrywała się moim działaniom. Niemalże
wbiegłam po schodach na górę.
- Zrobisz jakieś czary mary z zaklęciem wyciszającym? -
zapytałam ręką wskazując swoją sypialnię. Mruknęła coś pod nosem, a po chwili
położyła się na łóżku.
- Już. A teraz mi powiedz co się z tobą dzieje - jęknęłam
zrozpaczona i rzuciłam się na łóżko.
- Nie wiem co się dzieje. Zachowuję się jak jakaś kotka
podczas rui - wyburczałam zła na siebie, a Belladona roześmiała się.
- Możesz trochę jaśniej czy mam rozumieć, że wskakujesz
każdemu mężczyźnie do łóżka?
Westchnęłam głośno. To wszystko nie jest łatwe.
- W nocy spałam u Rufina. Nie wiem co mi odbiło, ale byłam
taka przerażona tymi snami i Ethan mnie jeszcze wkurzył... - Belladona
wpatrywała się we mnie z zainteresowaniem. - I jakoś tak wyszło, że się
całowaliśmy.
- Jakoś tak wyszło, że się obściskiwaliście prawie półnadzy w
łóżku w środku nocy? I ja mam w to uwierzyć - Bella przewróciła z uśmiechem
oczami.
- W twoich ustach brzmi to bardzo źle - skrzywiłam się. - Ale
chyba gorsze jest to, że Rafael...
- Z nim też? - czarnowłosa uniosła brwi mrugając
kilkakrotnie.
- Jakoś tak wyszło no! Co ja poradzę, że oni wytwarzają
jakieś feromony od których głupieję! To nie moja wina - oburzyłam się i
schowałam twarz w poduszce.
- I co z tym zrobisz? - Belladona była rozbawiona.
- Tu nie ma nic do śmiania się! Będę udawać, że nic się nie
stało, a co mam zrobić? - jęknęłam.
- Jasne, masz chcicę jak nic i póki, któregoś nie przelecisz
nie zaznasz spokoju - powiedziała poważnie, a ja zdzieliłam ją poduszką po
głowie.
- To świetnie się składa, bo będą mi towarzyszyć dwadzieścia
cztery godziny na dobę.
Belladona wybuchła histerycznym śmiechem.
Łoohoho! Brak słów. To jest takie świetne że szok! Normalnie kocham kocham kocham...ughh...nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
OdpowiedzUsuńTa akcja z berkiem, strzelnica, Rafael, Rufin...to było po prostu genialne!!
Czekam na więcej, życzę weny i
Pozdrawiam
Joanna