Tom I - Rodział 24



- Nie boli cię brzuch, nie wiem okre... - urwałam szeroko otwierając oczy, a myśli wirowały mi w głowie jak szalone. Zerwałam z nas koc wpatrując się w brzuch Belladony.
- O co ci chodzi? Zwariowałaś? - Bella założyła dłonie na piersiach patrząc na mnie jak na czubka.
O mamo, to się nie działo na prawdę. Jeśli to była prawda to... cholera, nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić co dalej. Zamrugałam kilkakrotnie oczami, ale nadal na brzuchu Belladony widziałam spokojną aurę w kolorze czystego nieba, która tak wyraźnie odcinała się od różowej aury mojej przyjaciółki.
- O boże, o boże... - zaczęłam mamrotać pod nosem z niedowierzaniem kręcąc głową.
- Gadaj już o co chodzi, bo zachowujesz się jak jakaś psychopatka - ponagliła mnie Bella. Wtedy przypomniałam sobie o Rufinie i Rafaelu, którzy przypatrywali się nam w zaciekawieniu.
- Nie tutaj - wymamrotałam przenosząc wzrok na przyjaciółkę.
- Mów!
- Ale to poważna sprawa...
- GADAJ! - krzyknęła na mnie, a ja aż podskoczyłam ze strachu.
- Jesteś w ciąży! - odkrzyknęłam zbyt wysokim głosem.
Belladona spojrzała na mnie, jakby zobaczyła mnie po raz pierwszy w życiu.
- To niemożliwe - powiedziała po chwili, pewna swoich słów.
- Możliwe, przecież widzę tam jakąś małą niebieską aurę! - zapiszczałam pokazując palcem wskazującym na jej brzuch. - Kiedy miałaś okres?
Belladona już chciała coś odparować, ale niemalże widziałam jej wylicza w głowie dni, a potem blednie nagle.
- O mój boże... - wyszeptała zapadając się w poduszki, a potem przyłożyła dłonie do twarzy i zaczęła płakać cicho. Przytuliłam ją do siebie, a ona zaczęła szlochać mi w ramię. Nad jej głową dostrzegłam, że Rafael z Rufinem są kompletne zbici z tropu. Zabawne, że mężczyźni stawali się nagle bezradni, jeśli pojawiło się magiczne słowo "ciąża" bądź "dziecko".
Nie musiałam nawet pytać kto jest ojcem, bo aura Ethana była mi doskonale znana, a ta, znajdująca się z w Belladonie, różniła się troszeczkę kolorem, ale emanowała tą samą energią.
- Bella zostanie dzisiaj u mnie - zwróciłam się do Rufina wstając razem z przyjaciółką. - Zadzwońcie do Ethana, żeby przyjechał.
- Nie! - krzyknęła Belladona.
- Do Ethana? - powtórzył Rafael zdziwiony.
Przeniosłam wzrok na Rufina, ale on już poskładał wszystkie części układanki. Spojrzał na mnie zszokowany. Zapewne przypomniał sobie przyczynę naszej kłótni. Przyłapałam Rufina z jakąś kobietą, bo nie pojechałam do Belladony, która miała małe tête-à-tête z Ethanem.
- Tak, musimy omówić ochronę Kate - powiedział w końcu zwracając się do anioła. Kiwnęłam głową i zaprowadziłam przyjaciółkę do swojej sypialni.
Belladona zdążyła się już trochę uspokoić. Siedziała na łóżku rękoma obejmując brzuch. Nie tak to sobie kiedyś wyobrażałyśmy. Marzyłyśmy, że będziemy miały wspaniałych mężów, a dzieci... cóż, też miały się pojawić w odpowiednim czasie.
- Co zrobisz? - zapytałam w końcu, leżąc na boku na łóżku. Czarnowłosa westchnęła ciężko.
- Nie wiem.
- Chcesz usunąć...
- Nie! - zaprotestowała od razu patrząc na mnie przerażona.
- To dobrze - odetchnęłam z ulgą, bo byłam przeciwniczką aborcji. Tym bardziej, że u niektórych nieśmiertelnych poczęcie dziecka było trudne. Mnie samej wizja siebie jako matki przerażała, ale ojcem dziecka musiałby być jakiś pan lub satyr, a póki co się na to nie zapowiada. Dzieci z innych krzyżówek niż nimfa/satyr albo pan, zazwyczaj umierają w pierwszych miesiącach ciąży. To dlatego jestem takim ewenementem.
- Musisz powiedzieć Ethanowi - odezwałam się przerywając nasze milczenie.
- Boję się - Belladona leżała skulona na łóżku przyciskając do ciała poduszkę.
- Chcesz żebym ja mu powiedziała? - przeczesałam dłonią włosy przytłoczona powagą całej tej sytuacji.
- Powinnam to sama zrobić, ale... ty mu powiedz. - Przytuliłam się do niej zastanawiając się, dlaczego problemy się mnie tak czepiają.
Belladona wymęczona zapadła w głęboki sen, a ja wymknęłam się z pokoju nadal mając przed oczami potwory, które prześladowały mnie w nocy. Zeszłam po schodach, a z każdym kolejnym krokiem narastał we mnie niepokój tego, co zaraz się stanie.
Wchodząc do salonu tylko upewniłam się kto jest ojcem dziecka. Niebieska aura Ethana szumiała niespokojnie. Zadziwiające było to na ile sposobów byłam w stanie opisać aury. Zapachy, kolory, kształty.
- Powiedzieliście mu? - zapytałam od razu, gdy tylko weszłam do pomieszczenia.
- Że szukamy ci nowego ochroniarza? Tak - Rafael z założonymi rękami opierał się tyłem o parapet.
- Kate, co się dzieje? Przecież wiesz, że dam radę cię ochronić... - jego oczy były zawiedzione. Czuł się beznadziejnie z tym, że nie wypełnił swojego zadania tak jak trzeba było. Oh, Ethan...
- Ethan... - zaczęłam, ale nie wiedziałam jak skleić zdanie. Postanowiłam, że łatwiej będzie rzucić prosto z mostu. - Belladona jest w ciąży.
Jego twarz z udręczonej przeszła w zaskoczoną, a potem przerażoną.
- Nie rozumiem... - wymamrotał.
- Będziesz ojcem - stwierdziłam dobitne, a wojownik pobladł.
- Jak to? Nie, to niemożliwe - zaczął zaprzeczać kręcąc głową, a ja czułam jak krew zaczyna się we mnie gotować.
- Chyba nie muszę ci tłumaczyć jak dochodzi do zapłodnienia - warknęłam ciskając w niego błyskawicami z oczu.
- Nie, to niemożliwe. To głupie - stwierdził chodząc po pokoju i nie pozwalając prawdzie dotrzeć do siebie. - Powinna się zabezpieczać!
Zachłysnęłam się powietrzem na te słowa patrząc na niego z niedowierzaniem. Jak on śmiał mówić coś takiego? Najlepiej wszystko zrzucić na kobietę, że to jej wina.
- To trzeba było pomyśleć, gdzie pchasz kutasa! - krzyknęłam nie będąc w stanie już dłużej powstrzymywać złości.
- Że niby to tylko moja wina?! - odpowiedział mi krzykiem. W mgnieniu oka stanęłam przed nim łapiąc go za koszulę z furią wymalowaną na twarzy.
- Wina leży po środku, ale to ty nie chcesz ponieść odpowiedzialności za swoje czyny! - zacisnęłam dłonie na materiale potrząsając nim. - Belladona urodzi te dziecko, czy ci się to podoba czy nie! A kiedy będzie duże i zapyta, gdzie jest tatuś, osobiście mu powiem, że był zbyt wielkim tchórzem, aby je pokochać! - wykrzyczałam mu prosto w twarz, ale wściekłość, ani trochę nie zmalała.
Czyjeś dłonie złapały moje zmuszając do puszczenia koszulki Ethana. Trzęsąc się ze złości zrobiłam krok w tył wpadając na kogoś. Gdy tylko dotknęłam plecami czerwonej aury nie musiałam widzieć twarzy Rufina, aby odgadnąć, że jest zaniepokojony.
Rafael szybko zareagował oferując się, że odwiezie Ethana do domu. Belladonie zaniosłam kolację do soku dolewając jej eliksir usypiający. Na pewno go wyczuła, ale nic nie mówiąc cmoknęła mnie w policzek i poszła spać.
Zeszłam do salonu siadając na skraju kanapy i chowając twarz w dłoniach. Nie mogłam spać. Samo zamknięcie oczu przywoływało okropne kreatury, a mi rósł krzyk w gardle.
Za dużo się działo. Jakiś psychopata chce mi wyrządzić krzywdę. Belladona jest w ciąży z tym idiotą. Wiedziałam, że będzie wspaniałą matką i zrobi dla dziecka wszystko, ale Ethan będzie jej drzazgą w sercu. Każde dziecko powinno mieć mamę i tatę. Na moje nieszczęście Bella usłyszała nasze krzyki. Kiedy weszłam do pokoju, cukierkowe oczy miała pełne łez, ale uśmiechała się smutno mówiąc "To nic, Rinnie".
- Czemu nie śpisz? - prawie dostałam zawału, gdy usłyszałam głos Rufina niedaleko siebie.
- Nie mogę. Boje się? Za dużo myśli? - odpowiedziałam nawet na niego nie spoglądając, skoro za wiele bym nie zobaczyła, bo było ciemno.
- Próbowałaś spać?
- Gdy tylko zamknę oczy, one... - wzdrygnęłam się na samą myśl o upiorach, które syczały do mnie. Ze strachu robiło mi sie zimno, a włosy stawały dęba. Wcześniej nie miałam tego problemu, bo Belladona przynosiła mi eliksiry snu, ale nadszedł czas z nimi skończyć.
- Chodź spać do mnie - zaproponował, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. Zobaczyłam tylko zarys jego sylwetki.
- To najbardziej absurdalna propozycja jaka wyszła z twoich ust - powiedziałam w końcu mimowolnie parskając śmiechem.
Rufin śmiejąc się poszedł do kuchni zostawiając mnie z głową pełną myśli
- To idziesz? - zapytał zatrzymując się w holu.
Przypomniałam sobie jak rano obudziłam się spanikowana, a on mnie uspokajał. Nie wiem co mi strzeliło do głowy, ale wstałam podchodząc do niego.
- Ale bez żadnego obmacywania - powiedziałam poważnie grożąc mu palcem. Kręcąc w rozbawieniu głową podążył za mną stawiając butelkę z wodą na stoliku obok łóżka.
Ściągnęłam moja za dużą bluzę przez głowę i wsunęłam się pod kołdrę. Dzisiaj w skład mojej piżamy wchodziły także krótkie spodenki, więc nie czułam się skrępowana. Rufin zniknął w łazience, a po chwili wrócił w samych spodniach dresowych. To, że łakomie zerknęłam na jego klatkę piersiową, było winą tego, że bałam się zamknąć oczy! Oczywiście.
- Zawsze tak śpisz? - zapytałam przekrzywiając głowę na bok i podbródkiem wskazując jego spodnie.
- Nie, zazwyczaj śpię nago - rozbawiony moją miną zaczął sprawdzać wiadomości na telefonie. - Robię to dla ciebie, żebyś się nie przestraszyła - rzucił się z taką siłą na łóżko, że podskoczyłam lekko na materacu.
- Przestraszyła czego? - zmarszczyłam brwi.
- Mojego przyjaciela - w blasku księżyca zobaczyłam jego szeroki uśmiech.
- Jesteś okropny - burknęłam. - Swoją drogą, twój przyjaciel ostatnio zdawał się być ucieszony na mój widok - dodałam po chwili. Nie wiem czy to było, dlatego, iż było ciemno i nie widziałam dobrze demona, czy to dlatego, że byłam zmęczona. Ale jakaś część mnie zapragnęła żartować. Ta głupsza część mnie.
Cichy śmiech Rufina wywołał ciarki na mojej skórze, które zdecydowanie nie powinny się pojawić.
- Chcesz mogę was zapoznać - zaproponował przewracając się z pleców na bok, w moją stronę.
- Dziękuję, postoję - podłożyłam sobie poduszkę pod głowę przytulając policzek do chłodnego jedwabiu.
- Ostatnio też staliśmy - zauważył, a mi przed oczami pojawił się obraz tej krępującej sytuacji podczas sesji zdjęciowej. Przeszedł mnie dreszcz podniecenia, a ja zaczęłam się zastanawiać od kiedy demon wywołuje we mnie takie emocje.
- Nie wiem, dlaczego w ogóle z tobą rozmawiam - mruknęłam odwracając się do niego plecami.
- Nie wmówisz mi, że nie podobało ci się to co wtedy zobaczyłaś - wymruczał tuż przy moim uchu, a jego bezszelestne przemieszczanie się przeraziło mnie. Zastygłam w bezruchu czując jak serce zaczyna mi bić coraz szybciej. Rufin zaśmiał się nisko, a jego ciepły oddech połaskotał moją szyję.
Głupie, zdradzieckie ciało!
- Nie rozumiem o co ci chodzi - odpowiedziałam, a mój głos drżał lekko. Szlag by to wszystko trafił! Przez niego traciłam władzę nad swoim ciałem, głosem i odczuciami! Dobrze, że chociaż ty mi móżdżku zostałeś.
- Ty już dobrze wiesz o co chodzi. Widziałem to w twoim spojrzeniu, a twoje ciało tylko to potwierdzało - nie mam pojęcia jak on to robił, ale uwodził mnie samymi słowami. Przejechał opuszkami palców po moim ramieniu wywołując przyjemne dreszcze. Byłam przerażona własnymi odczuciami.
Nie powinnam była tutaj przychodzić. To się źle skończy.
Gdy dłoń Rufina dotarła do biodra, które było odsłonięte przez podwiniętą koszulkę, odwróciłam się do niego gwałtownie, wpadając prosto w jego ramiona. Prawie dotykaliśmy się nosami. Sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy, była niebezpieczna i kusząca. Zdałam sobie sprawę, że wpatruję się w jego rozchylone usta.
Nie wiem, które z nas zrobiło pierwszy krok, ale po chwili stykaliśmy się ustami. Wystarczyła iskra, aby podpalić lont.
Rufin przyciągnął mnie do siebie zachęcająco rozchylając usta. Wtargnęłam w nie językiem, a demon wyszedł mi na spotkanie. Jego miękkie usta i zwinny język sprawiały, że traciłam zdolność myślenia, chcąc więcej i więcej. Nim się zorientowałam, podpierałam dłonie na poduszce obok jego głowy zasłaniając nas kurtyną moich włosów. Dopiero dłonie wślizgujące się pod moją koszulkę otrząsnęły mnie z amoku w jakim się znajdowałam.
Oderwałam się od niego patrząc prosto w jego zadowolone oczy.
- Dostałeś całusa, abyś się w końcu uciszył i dał mi spać - powiedziałam starając się unormować rozszalały oddech. Pośpiesznie oderwałam się od niego odwracając plecami i nakrywając kołdrą po uszy.
- I tak wiem swoje - głos Rufina był rozbawiony, a ja już nie miałam siły, aby uczynić mu jakąś uwagę na temat jego ręki przerzuconej przez moją talię.
Rano będę tego żałować.
*
- Głupie słońce, wstaje specjalnie tak wcześnie rano, aby mnie obudzić - wyburczałam wściekła na cały świat, gdy ciepłe promienie padały mi na twarz.
- Zawsze w ten sposób witasz piękny dzień? - usłyszałam za plecami senny, ale jednocześnie rozbawiony, głos Rufina.
- Spadaj - warknęłam przykrywając twarz poduszką. Po chwili uświadomiłam sobie, że leżę w łóżku z demonem, który obejmując mnie ramieniem przylgnął do moich pleców. A najgorsze w tym wszystkim było to, że z tym demonem, którego nienawidzę, całowałam się w nocy jak głupia. Jęknęłam z powodu własnej głupoty. Muszę jak najszybciej opuścić te pomieszczenie.
Wygramoliłam się z łóżka nie spoglądając nawet na Rufina, ale nie sposób było nie usłyszeć jego śmiechu. Warcząc pod nosem wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami.
__________________________________
Kto się spodziewał takiego zwrotu akcji, no kto? :D Huhu, zaczyna się dziać i będzie się już tylko dziać coraz więcej!
Przepraszam, że znowu rozdział po terminie, ale musiałam wziąc dodatkowe zmiany w pracy :(

2 komentarze:

  1. Wybaczam haha rozdziały i akcja nabierają tempa co mnie niezmiernie cieszy :D Co do tego rozdziału to jak zwykle jest świetny.
    Czekam na kolejny!
    Pozdrawiam
    Joanna

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwszy raz jestem na tym blogu. Zapowiada się fajnie. Zapraszam na http://apprentice-rangers.blogspot.com/ może ci się spodoba.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń