Tom I - Rozdział 21



Wiadomość, że ma być budowany szpital dla nieśmiertelnych, szybko wyciekła do mediów. Zostałam zasypana mailami, a biedna Rose musiała się użerać z telefonami. Ludzie kompletnie powariowali. Nazywali mnie drugą królową, a propos królowej...
Przysłała mi krótką wiadomość, w której poprosiła, abym jej przesłała kosztorys utrzymania szpitala i ogólne informacje. Nie wiedziałam czy to dobrze, czy źle, ale zrobiłam to o co prosiła.
Bolała mnie już głowa i piłam trzecią kawę, gdy ktoś zapukał do drzwi gabinetu. Zaczęłam je zamykać, bo było już kilku, którzy wlecieli tutaj niczym kamikadze, dlatego ochrona przy windach została wzmocniona.
- Proszę - starałam się, aby mój głos był wesoły, ale byłam tak zmęczona, że pewnie mi to marnie wyszło. - Ah, to wy - odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam Rafaela i Rufina.
- Jak tam pani prezes? - zagadnął demon rozsiadając się na krześle. Posłałam mu błagalne spojrzenie.
- Nie wierzę, że to mówię, ale mogliby nas wyrzucić z Let's Dance - jęknęłam kładąc głowę na biurku.
- Dobry pomysł, w końcu byśmy mieli czas na treningi - powiedział Rafael. Machanie mieczem było ostatnią rzeczą, na którą miałam ochotę.
- Dziękuję, postoję - pozbierałam się w biurka i przeciągnęłam się. - Wpadliście na pogaduchy czy coś chcecie?
- Właściwie to przyszliśmy ci coś zaproponować - Rufin przekrzywił głowę.
- Nie interesują mnie orgie - zażartowałam wstając i podchodząc do barku.
- Kiedy ona się taka dowcipna stała? - rzucił rozbawiony anioł.
Wróciłam do biurka z fiolką z pomarańczowym płynem w środku. Wlałam zawartość do kawy i zamieszałam.
- Co to? - zainteresowali się obaj, ale zanim odpowiedziałam napiłam się.
- Witaminki Belladony - nie wiem co ona tam dodawała, ale było bardzo smaczne i stawiało na nogi bardziej niż kawa. - Więc?
- Też chcemy być sponsorami - prawie zakrztusiłam się jak to usłyszałam.
- Słucham? - patrzyłam na nich zszokowana.
- Mam firmę produkującą samochody. Zajmę się karetkami, które będą specjalnie przystosowane dla nieśmiertelnych. Opłacanie paliwa znajduje się w pakcie - Rufin uśmiechnął się szelmowsko, a ja powoli przyswajałam jego słowa.
Ma firmę produkującą samochody. Wow. W sumie czemu mnie to tak dziwi? Przeniosłam spojrzenie na Rafaela zastanawiając się co on wymyślił.
- Zajmę się ochroną. Trzeba będzie im przeprowadzić specjalne szkolenie. Ci, którzy będą jeździć w teren, będą musieli być dobrze poinstruowani jak zachowywać się w różnych sytuacjach.
Przez dłuższy czas nie odzywałam się i nie ruszałam. W końcu przeczesałam włosy dłonią.
- Jesteście pewni?
- Oczywiście!
Chwyciłam telefon wykręcając numer Belladony. Odpowiedziała mi niezadowolonym mruknięciem.
- Potrzebuję dwóch umów sponsorskich na czas nieokreślony z trzymiesięcznym wypowiedzeniem.
- Żartujesz - jej głos był pełen niedowierzania.
- Mówię całkiem poważnie. Weź od Rose dane Rafaela i Rufina. Rafael ochrona, a Rufin pojazdy plus paliwo.
Jej wybuch śmiechu rozbawił anioła i demona przebywających w moim biurze. Rozłączyłam się i spojrzałam na zegarek. Dochodziła siedemnasta.
- Zrobimy dzisiaj trening w salonie, nie chce mi się jechać na salę - mruknęłam otwierając szafę i wyjmując z niej torbę sportową.
Do końca programu zostały tylko trzy odcinki. Nie byłabym zła gdybyśmy jutro odpadli. Przez te całe zamieszanie praktycznie nic nie spałam i ciągle byłam w ruchu. Na nogach utrzymywała mnie kawa i witaminki Belladony, ale ostrzegła mnie, że jak nie będę uważać, to prześpię w końcu cały weekend. I doskonale wiedziałam, że w końcu padnę.
*
Odpadliśmy z programu pomimo dostania od jury dwóch dziesiątek i jednej dziewiątki. Być może do akcji wkroczyła królowa, a jeśli ona sprawiła, że odpadliśmy to chętnie bym ją wyściskała, jakkolwiek wydawało się to niestosowne. Gdy w końcu dotarliśmy do domu po afterparty usnęłam, gdy tylko położyłam się do łóżka.
Obudził mnie dzwoniący telefon. Gdy go zignorowałam i zadzwonił po raz szósty odebrałam w końcu te przeklęte połączenie.
- Jeju, Kate, świetnie wyglądasz na tych zdjęciach! - głos Melody był tak piskliwy, że skrzywiłam się i odsunęłam telefon od ucha.
- Jakich zdjęciach? - zapytałam kompletnie nie rozumiejąc o co jej chodzi.
- No tych dla Calvina Kleina! - obudziłam się momentalnie, siadając na łóżku i patrząc na godzinę. Dochodziła czternasta. - A Rufin, mmm, schrupałabym.
- Przepraszam, Mel, muszę kończyć - nie zdążyła nawet odpowiedzieć, bo rozłączyłam się.
Rzuciłam telefon na łóżko i zbiegłam po schodach na dół wpadając do salonu w samej piżamie, na którą składały się figi i koszulka na ramiączkach. Na szczęście w weekendy faceci w czerni nie pałętali się po domu, tylko pilnowali otoczenia.
Rufin leżał na kanapie czytając jakąś gazetę o biznesie. Był na boso w szarych spodniach dresowych i białym podkoszulku.
- Gdzie one są? - zapytałam przerażona. A on rozbawiony wskazał mi magazyn na stole.
Chwyciłam gazetę i zaczęłam ją kartkować. Całe dwie strony zajmowało zdjęcie jak leżymy  na łóżku, na kolejnych jestem ja sama, potem Rufin, a ostatnie było te, na którym demon się śmiał, a ja patrzyłam groźnie w obiektyw.
- Chyba sobie je oprawię w ramki i powieszę w sypialni - powiedział, a ja jęknęłam tylko. - Te ostatnie wisi na kilku bilbordach w centrum.
Wypuściłam magazyn z rąk patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami.
- Jaja sobie robisz? - zapytałam z nadzieją, ale on tylko ze śmiechem pokręcił głową.
- Nie wiem o co ci chodzi, ja tam mam dobre wspomnienia - popatrzył na mnie znacząco, a ja miałam ochotę zniknąć. - Swoją drogą dobrze, że jest weekend, bo inaczej byś oślepiła moją ochronę - dodał rozbawiony patrząc na moją skąpą piżamę.
Schowałam twarz w dłoniach jęcząc i marudząc nad swoim marnym losem.
Sprawdzając wiadomości i połączenia, zadzwoniła do mnie Belladona.
- Niezłe zdjęcia, Kate. Mam jedno ulubione, powiedzieć ci które? - zachichotała.
- Zamknij się. Przez weekend nie mam zamiaru ruszać się z domu.
- Co ty gadasz! Ludzie uwielbiają te zdjęcia. Zastanawiam się kiedy zaczną je sprzedawać jako plakaty - jej chichot był nie do wytrzymania.
- Weź idź się zajmij Ethanem czy coś - burknęłam.
- Ej, to był cios poniżej pasa. A propos pasa, stanął mu?
- Boże, Bella, przestań! - krzyknęłam przypominając sobie tamtą krępującą sytuację.
- Czyli tak! A to ci dopiero! - nie mogąc jej już dłużej słuchać zostawiłam telefon w pokoju i nieco bardziej ubrana zeszłam do salonu.
Rufin siedział nadal w tym samym miejscu i obrzucił mnie tylko krótkim spojrzeniem wracając do czytania. Obserwowałam go przez chwilę, a mój wzrok uciekł tam, gdzie nie powinien.
- Podoba ci się to co widzisz? - nawet nie podniósł głowy, ale jego usta rozciągały się w uśmieszku.
- Może być - stwierdziłam rozkładając się na drugiej kanapie. Dzisiaj mam dzień lenia.
- Może być?! No wiesz co, ranisz moją dumę - powiedział udając urażonego.
- Ktoś musi - uśmiechnęłam się wzruszając ramionami, co wyglądało dość dziwnie skoro leżałam, w dodatku podwinęła mi się bluzka odsłaniając brzuch. Byłam jednak tak leniwa, że nie miałam ochoty wykonywać żadnych ruchów.
Złapałam pilot i włączyłam informacje, aby natrafić na wiadomości, w których właśnie pokazywano nasze zdjęcia, spekulując, czy para z Let's Dance ma jakiś romans.
- No nie! - jęknęłam zmieniając kanał i chowając twarz pod poduszkę. - I co się śmiejesz!? - zawołałam do Rufina rzucając w niego poduszką, która odbiła się od jego twarzy i spadła na gazetę.
- Czy ty właśnie rzuciłaś we mnie poduszką? - zapytał poważnie, a ja aż usiadłam.
- To nie ja! - zapiszczałam i wyrwałam się do biegu. Adrenalina zaczęła pulsować mi w żyłach kiedy zdałam sobie sprawę, że Rufin wystrzelił za mną jak z procy.
Przebiegłam przez jadalnię do kuchni, a potem znowu do salonu, gdzie wybiegłam na taras. Rzuciłam się do krzaków, aby schować się za żywopłotem. Pośpiesznie nałożyłam barierę na aurę, aby nie mógł mnie zlokalizować.
- To, że wyłączyłaś swoją aurę nie oznacza, że twój zapach do ciebie nie doprowadzi - zawołał, a ja zdałam sobie sprawę, że jest tylko kilka kroków ode mnie.
Cholera, miał rację. Gdy wyprostowałam się Rufin był po drugiej stronie żywopłotu uśmiechając się złowieszczo. Pisnęłam i przeskakując między kwiatami wpadłam do domu przez drzwi frontowe. Ucieszyłam się, że go za mną nie ma, ale wtedy zdałam sobie sprawę, ze wybrał drogę przez salon. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a moją jedyną drogą ucieczki było piętro.
Gdy już wbiegłam po schodach zdałam sobie sprawę, że zapędziłam się w kozi róg. Była to swojego rodzaju ślepa uliczka skąd nie było ucieczki, albo przynajmniej ja o niej nie wiedziałam. Chciałam zejść na dół, ale Rufin już wchodził do schodach śmiejąc się. Był zaledwie kilka kroków ode mnie. Gnana desperacką próbą ucieczki wbiegłam do jakiegoś pomieszczenia zamykając za sobą drzwi.
Gdy się odwróciłam to zamarłam. To...
- Mój pokój, dobry wybór - Rufin wydawał się być zadowolony z siebie.
- Cholera - mruknęłam pod nosem oddalając się od niego i stając po drugiej stronie wielkiego łóżka. Rufin ustawił się na przeciwko mnie. W błyskawicznym tempie obszedł łóżko, ale ja rzuciłam się przez nie, że stałam w miejscu, gdzie przed chwilą on się znajdował.
Przypominało to grę, w której zabiera się jedno krzesło, a kiedy przestaje grać muzyka trzeba usiąść. Coś mi się wydaję, że w tej sytuacji to ja zostanę bez krzesła.
Teraz Rufin spróbował rzucić się przez łóżko, ale zdążyłam je obiec.
- Całkiem dobra zabawa - rzucił zacierając ręce i patrząc na mnie z tym swoim złośliwym uśmieszkiem.
Sytuacja powtórzyła się kilka razy, a mi jakimś cudem udawało się uciec. Rufin ponownie zrobił krok, aby okrążyć łóżko, więc rzuciłam się przez nie. Nie przewidziałam jednak tego, że demon mnie przechytrzy i także się na nie rzuci.
Przygniótł mnie masą swojego ciała, a już po chwili nadgarstki miałam unieruchomione obok głowy, a był tak ciężki, że nie mogłam go zrzucić ze swoich nóg, mimo iż starałam się ze wszystkich sił.
- Cholera - powtórzyłam zrezygnowana nie mogąc znaleźć żadnego sposobu na uwolnienie.
Byłam w pokoju Rufina, a on sam leżał na mnie przygniatając mnie i uniemożliwiając ucieczkę. Jego twarz była zbyt blisko, a cała sytuacja wydawała się absurdalna. Cała ta zabawa w kotka i myszkę zmieniła się w coś dziwnego, nieznanego.
On chyba też to odczuł, bo rozluźnił ucisk na moich nadgarstkach i wpatrywał się w moje oczy jakby próbował coś rozgryźć. Zaczęłam być nagle świadoma swojego ciała, które stykało się z jego.
Cholera. Byliśmy dorosłymi ludźmi, sami w wielkim domu, a w powietrzu, aż skwierczało od buzujących hormonów. To się nie skończy dobrze. Zdałam sobie sprawę, że usta mam rozchylone, a oddech przyspieszony. Ale potem przypomniałam sobie tę noc, gdy wróciłam do domu zamiast pojechać do Belladony.
Mrugnęłam i cała atmosfera się zmieniła. Rufin musiał zauważyć, że podjęłam jakąś decyzję, bo odsunął się nieznacznie. Z niezręcznej sytuacji pomógł nam wybrnąć telefon Rufina, który się nagle rozdzwonił.
W sekundę stał już na nogach odbierając połączenie. Nieco skołowana pośpiesznie się ulotniłam. Własna sypialnia nagle wydała mi się zbyt przytłaczająca, więc zabrałam koc i rozłożyłam go w wysokiej trawie. Przez resztę weekendu się unikaliśmy, w poniedziałek miałam obronę, więc w pracy pojawiłam się dopiero po południu.
___________________________________________
Nawet nie macie pojęcia jaka jestem zmęczona. Moja dwuletnia bratanica spędziła u mnie ostatnie kilka dni z wysoką gorączką. Byłam budzona krzykiem i płaczem codziennie o szóstej rano. Nie byłoby tak źle, gdyby nie to, że dopiero po dwudziestej trzeciej wróciłam do domu po pracy.
Zapraszam was też na mojego nowego bloga Verba Sobria, na którym już niedługo powinny zacząć pojawiać się pierwsze posty.

1 komentarz:

  1. Nareszcie już jest! Rozdział bardzo fajny. Czekam co będzie dalej bo zaczyna coś iskrzyć..i to konkretnie! Mam taką cichą nadzieje że następny rozdział dodasz szybciej.
    Pozdrawiam.
    Joanna

    OdpowiedzUsuń