Wiadomość, że ma być budowany szpital dla nieśmiertelnych,
szybko wyciekła do mediów. Zostałam zasypana mailami, a biedna Rose musiała się
użerać z telefonami. Ludzie kompletnie powariowali. Nazywali mnie drugą
królową, a propos królowej...
Przysłała mi krótką wiadomość, w której poprosiła, abym jej
przesłała kosztorys utrzymania szpitala i ogólne informacje. Nie wiedziałam czy
to dobrze, czy źle, ale zrobiłam to o co prosiła.
Bolała mnie już głowa i piłam trzecią kawę, gdy ktoś zapukał
do drzwi gabinetu. Zaczęłam je zamykać, bo było już kilku, którzy wlecieli
tutaj niczym kamikadze, dlatego ochrona przy windach została wzmocniona.
- Proszę - starałam się, aby mój głos był wesoły, ale byłam
tak zmęczona, że pewnie mi to marnie wyszło. - Ah, to wy - odetchnęłam z ulgą,
gdy zobaczyłam Rafaela i Rufina.
- Jak tam pani prezes? - zagadnął demon rozsiadając się na
krześle. Posłałam mu błagalne spojrzenie.
- Nie wierzę, że to mówię, ale mogliby nas wyrzucić z Let's
Dance - jęknęłam kładąc głowę na biurku.
- Dobry pomysł, w końcu byśmy mieli czas na treningi -
powiedział Rafael. Machanie mieczem było ostatnią rzeczą, na którą miałam
ochotę.
- Dziękuję, postoję - pozbierałam się w biurka i
przeciągnęłam się. - Wpadliście na pogaduchy czy coś chcecie?
- Właściwie to przyszliśmy ci coś zaproponować - Rufin
przekrzywił głowę.
- Nie interesują mnie orgie - zażartowałam wstając i
podchodząc do barku.
- Kiedy ona się taka dowcipna stała? - rzucił rozbawiony
anioł.
Wróciłam do biurka z fiolką z pomarańczowym płynem w środku.
Wlałam zawartość do kawy i zamieszałam.
- Co to? - zainteresowali się obaj, ale zanim odpowiedziałam
napiłam się.
- Witaminki Belladony - nie wiem co ona tam dodawała, ale
było bardzo smaczne i stawiało na nogi bardziej niż kawa. - Więc?
- Też chcemy być sponsorami - prawie zakrztusiłam się jak to
usłyszałam.
- Słucham? - patrzyłam na nich zszokowana.
- Mam firmę produkującą samochody. Zajmę się karetkami, które
będą specjalnie przystosowane dla nieśmiertelnych. Opłacanie paliwa znajduje
się w pakcie - Rufin uśmiechnął się szelmowsko, a ja powoli przyswajałam jego
słowa.
Ma firmę produkującą samochody. Wow. W sumie czemu mnie to
tak dziwi? Przeniosłam spojrzenie na Rafaela zastanawiając się co on wymyślił.
- Zajmę się ochroną. Trzeba będzie im przeprowadzić specjalne
szkolenie. Ci, którzy będą jeździć w teren, będą musieli być dobrze poinstruowani
jak zachowywać się w różnych sytuacjach.
Przez dłuższy czas nie odzywałam się i nie ruszałam. W końcu
przeczesałam włosy dłonią.
- Jesteście pewni?
- Oczywiście!
Chwyciłam telefon wykręcając numer Belladony. Odpowiedziała
mi niezadowolonym mruknięciem.
- Potrzebuję dwóch umów sponsorskich na czas nieokreślony z
trzymiesięcznym wypowiedzeniem.
- Żartujesz - jej głos był pełen niedowierzania.
- Mówię całkiem poważnie. Weź od Rose dane Rafaela i Rufina.
Rafael ochrona, a Rufin pojazdy plus paliwo.
Jej wybuch śmiechu rozbawił anioła i demona przebywających w
moim biurze. Rozłączyłam się i spojrzałam na zegarek. Dochodziła siedemnasta.
- Zrobimy dzisiaj trening w salonie, nie chce mi się jechać
na salę - mruknęłam otwierając szafę i wyjmując z niej torbę sportową.
Do końca programu zostały tylko trzy odcinki. Nie byłabym zła
gdybyśmy jutro odpadli. Przez te całe zamieszanie praktycznie nic nie spałam i
ciągle byłam w ruchu. Na nogach utrzymywała mnie kawa i witaminki Belladony,
ale ostrzegła mnie, że jak nie będę uważać, to prześpię w końcu cały weekend. I
doskonale wiedziałam, że w końcu padnę.
*
Odpadliśmy z programu pomimo dostania od jury dwóch
dziesiątek i jednej dziewiątki. Być może do akcji wkroczyła królowa, a jeśli
ona sprawiła, że odpadliśmy to chętnie bym ją wyściskała, jakkolwiek wydawało
się to niestosowne. Gdy w końcu dotarliśmy do domu po afterparty usnęłam, gdy
tylko położyłam się do łóżka.
Obudził mnie dzwoniący telefon. Gdy go zignorowałam i
zadzwonił po raz szósty odebrałam w końcu te przeklęte połączenie.
- Jeju, Kate, świetnie wyglądasz na tych zdjęciach! - głos
Melody był tak piskliwy, że skrzywiłam się i odsunęłam telefon od ucha.
- Jakich zdjęciach? - zapytałam kompletnie nie rozumiejąc o
co jej chodzi.
- No tych dla Calvina Kleina! - obudziłam się momentalnie,
siadając na łóżku i patrząc na godzinę. Dochodziła czternasta. - A Rufin, mmm,
schrupałabym.
- Przepraszam, Mel, muszę kończyć - nie zdążyła nawet
odpowiedzieć, bo rozłączyłam się.
Rzuciłam telefon na łóżko i zbiegłam po schodach na dół
wpadając do salonu w samej piżamie, na którą składały się figi i koszulka na
ramiączkach. Na szczęście w weekendy faceci w czerni nie pałętali się po domu,
tylko pilnowali otoczenia.
Rufin leżał na kanapie czytając jakąś gazetę o biznesie. Był
na boso w szarych spodniach dresowych i białym podkoszulku.
- Gdzie one są? - zapytałam przerażona. A on rozbawiony
wskazał mi magazyn na stole.
Chwyciłam gazetę i zaczęłam ją kartkować. Całe dwie strony
zajmowało zdjęcie jak leżymy na łóżku,
na kolejnych jestem ja sama, potem Rufin, a ostatnie było te, na którym demon
się śmiał, a ja patrzyłam groźnie w obiektyw.
- Chyba sobie je oprawię w ramki i powieszę w sypialni -
powiedział, a ja jęknęłam tylko. - Te ostatnie wisi na kilku bilbordach w
centrum.
Wypuściłam magazyn z rąk patrząc na niego z szeroko otwartymi
oczami.
- Jaja sobie robisz? - zapytałam z nadzieją, ale on tylko ze
śmiechem pokręcił głową.
- Nie wiem o co ci chodzi, ja tam mam dobre wspomnienia -
popatrzył na mnie znacząco, a ja miałam ochotę zniknąć. - Swoją drogą dobrze,
że jest weekend, bo inaczej byś oślepiła moją ochronę - dodał rozbawiony
patrząc na moją skąpą piżamę.
Schowałam twarz w dłoniach jęcząc i marudząc nad swoim marnym
losem.
Sprawdzając wiadomości i połączenia, zadzwoniła do mnie
Belladona.
- Niezłe zdjęcia, Kate. Mam jedno ulubione, powiedzieć ci
które? - zachichotała.
- Zamknij się. Przez weekend nie mam zamiaru ruszać się z
domu.
- Co ty gadasz! Ludzie uwielbiają te zdjęcia. Zastanawiam się
kiedy zaczną je sprzedawać jako plakaty - jej chichot był nie do wytrzymania.
- Weź idź się zajmij Ethanem czy coś - burknęłam.
- Ej, to był cios poniżej pasa. A propos pasa, stanął mu?
- Boże, Bella, przestań! - krzyknęłam przypominając sobie
tamtą krępującą sytuację.
- Czyli tak! A to ci dopiero! - nie mogąc jej już dłużej
słuchać zostawiłam telefon w pokoju i nieco bardziej ubrana zeszłam do salonu.
Rufin siedział nadal w tym samym miejscu i obrzucił mnie
tylko krótkim spojrzeniem wracając do czytania. Obserwowałam go przez chwilę, a
mój wzrok uciekł tam, gdzie nie powinien.
- Podoba ci się to co widzisz? - nawet nie podniósł głowy,
ale jego usta rozciągały się w uśmieszku.
- Może być - stwierdziłam rozkładając się na drugiej kanapie.
Dzisiaj mam dzień lenia.
- Może być?! No wiesz co, ranisz moją dumę - powiedział
udając urażonego.
- Ktoś musi - uśmiechnęłam się wzruszając ramionami, co
wyglądało dość dziwnie skoro leżałam, w dodatku podwinęła mi się bluzka
odsłaniając brzuch. Byłam jednak tak leniwa, że nie miałam ochoty wykonywać
żadnych ruchów.
Złapałam pilot i włączyłam informacje, aby natrafić na
wiadomości, w których właśnie pokazywano nasze zdjęcia, spekulując, czy para z
Let's Dance ma jakiś romans.
- No nie! - jęknęłam zmieniając kanał i chowając twarz pod
poduszkę. - I co się śmiejesz!? - zawołałam do Rufina rzucając w niego
poduszką, która odbiła się od jego twarzy i spadła na gazetę.
- Czy ty właśnie rzuciłaś we mnie poduszką? - zapytał
poważnie, a ja aż usiadłam.
- To nie ja! - zapiszczałam i wyrwałam się do biegu. Adrenalina
zaczęła pulsować mi w żyłach kiedy zdałam sobie sprawę, że Rufin wystrzelił za
mną jak z procy.
Przebiegłam przez jadalnię do kuchni, a potem znowu do
salonu, gdzie wybiegłam na taras. Rzuciłam się do krzaków, aby schować się za
żywopłotem. Pośpiesznie nałożyłam barierę na aurę, aby nie mógł mnie
zlokalizować.
- To, że wyłączyłaś swoją aurę nie oznacza, że twój zapach do
ciebie nie doprowadzi - zawołał, a ja zdałam sobie sprawę, że jest tylko kilka
kroków ode mnie.
Cholera, miał rację. Gdy wyprostowałam się Rufin był po
drugiej stronie żywopłotu uśmiechając się złowieszczo. Pisnęłam i przeskakując
między kwiatami wpadłam do domu przez drzwi frontowe. Ucieszyłam się, że go za
mną nie ma, ale wtedy zdałam sobie sprawę, ze wybrał drogę przez salon. Nasze spojrzenia
się skrzyżowały, a moją jedyną drogą ucieczki było piętro.
Gdy już wbiegłam po schodach zdałam sobie sprawę, że
zapędziłam się w kozi róg. Była to swojego rodzaju ślepa uliczka skąd nie było
ucieczki, albo przynajmniej ja o niej nie wiedziałam. Chciałam zejść na dół,
ale Rufin już wchodził do schodach śmiejąc się. Był zaledwie kilka kroków ode
mnie. Gnana desperacką próbą ucieczki wbiegłam do jakiegoś pomieszczenia
zamykając za sobą drzwi.
Gdy się odwróciłam to zamarłam. To...
- Mój pokój, dobry wybór - Rufin wydawał się być zadowolony z
siebie.
- Cholera - mruknęłam pod nosem oddalając się od niego i
stając po drugiej stronie wielkiego łóżka. Rufin ustawił się na przeciwko mnie.
W błyskawicznym tempie obszedł łóżko, ale ja rzuciłam się przez nie, że stałam
w miejscu, gdzie przed chwilą on się znajdował.
Przypominało to grę, w której zabiera się jedno krzesło, a
kiedy przestaje grać muzyka trzeba usiąść. Coś mi się wydaję, że w tej sytuacji
to ja zostanę bez krzesła.
Teraz Rufin spróbował rzucić się przez łóżko, ale zdążyłam je
obiec.
- Całkiem dobra zabawa - rzucił zacierając ręce i patrząc na
mnie z tym swoim złośliwym uśmieszkiem.
Sytuacja powtórzyła się kilka razy, a mi jakimś cudem udawało
się uciec. Rufin ponownie zrobił krok, aby okrążyć łóżko, więc rzuciłam się
przez nie. Nie przewidziałam jednak tego, że demon mnie przechytrzy i także się
na nie rzuci.
Przygniótł mnie masą swojego ciała, a już po chwili
nadgarstki miałam unieruchomione obok głowy, a był tak ciężki, że nie mogłam go
zrzucić ze swoich nóg, mimo iż starałam się ze wszystkich sił.
- Cholera - powtórzyłam zrezygnowana nie mogąc znaleźć
żadnego sposobu na uwolnienie.
Byłam w pokoju Rufina, a on sam leżał na mnie przygniatając
mnie i uniemożliwiając ucieczkę. Jego twarz była zbyt blisko, a cała sytuacja
wydawała się absurdalna. Cała ta zabawa w kotka i myszkę zmieniła się w coś
dziwnego, nieznanego.
On chyba też to odczuł, bo rozluźnił ucisk na moich
nadgarstkach i wpatrywał się w moje oczy jakby próbował coś rozgryźć. Zaczęłam
być nagle świadoma swojego ciała, które stykało się z jego.
Cholera. Byliśmy dorosłymi ludźmi, sami w wielkim domu, a w
powietrzu, aż skwierczało od buzujących hormonów. To się nie skończy dobrze.
Zdałam sobie sprawę, że usta mam rozchylone, a oddech przyspieszony. Ale potem
przypomniałam sobie tę noc, gdy wróciłam do domu zamiast pojechać do Belladony.
Mrugnęłam i cała atmosfera się zmieniła. Rufin musiał
zauważyć, że podjęłam jakąś decyzję, bo odsunął się nieznacznie. Z niezręcznej
sytuacji pomógł nam wybrnąć telefon Rufina, który się nagle rozdzwonił.
W sekundę stał już na nogach odbierając połączenie. Nieco
skołowana pośpiesznie się ulotniłam. Własna sypialnia nagle wydała mi się zbyt
przytłaczająca, więc zabrałam koc i rozłożyłam go w wysokiej trawie. Przez
resztę weekendu się unikaliśmy, w poniedziałek miałam obronę, więc w pracy
pojawiłam się dopiero po południu.
___________________________________________
Nawet nie macie pojęcia jaka jestem zmęczona. Moja dwuletnia bratanica spędziła u mnie ostatnie kilka dni z wysoką gorączką. Byłam budzona krzykiem i płaczem codziennie o szóstej rano. Nie byłoby tak źle, gdyby nie to, że dopiero po dwudziestej trzeciej wróciłam do domu po pracy.
Zapraszam was też na mojego nowego bloga Verba Sobria, na którym już niedługo powinny zacząć pojawiać się pierwsze posty.
Nareszcie już jest! Rozdział bardzo fajny. Czekam co będzie dalej bo zaczyna coś iskrzyć..i to konkretnie! Mam taką cichą nadzieje że następny rozdział dodasz szybciej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Joanna