Zanim wróciłam do gabinetu musiałam zjeść czekoladową
babeczkę i wypić dużą kawę w kafejce po drugiej stronie ulicy. Wchodząc do
budynku kobiety posyłały mi ciepłe uśmiechy i mówiły miłe słowa. Skonfundowana
wjechałam windą na swoje piętro. Tam dopadła mnie Rose.
- Rany, ale rozpętałaś aferę - zaśmiała się stukając
paznokciami w blat biurka.
- O czym ty mówisz? - zapytałam siadając na kanapie.
- No jak to o czym? Cały budynek, aż wrze od plotek i sporów na
temat dzisiejszego spotkania! Informacje szybko się roznoszą, a członkowie byli
tak wzburzeni, że kłapali jęzorami na prawo i lewo - dodała widząc moją
zdziwiona minę.
- Było... ciężko - westchnęłam opadając na oparcie i
przykładając chłodną dłoń do czoła.
- Nareszcie ktoś się tym zajmie. Faceci myślą tak
prostolinijnie. Królowa dobrze zrobiła, że cię wybrała.
- Taa... - mruknęłam nie będąc ani trochę przekonana co do
tego. Nadal uważałam, że się tutaj nie nadaję i nie mam pojęcia jak wytrzymam
następne dni.
*
W pracy przez kolejne dni wrzało, a z Rufinem nie odzywaliśmy
się do siebie. Na treningach ograniczałam się do tłumaczenia mu choreografii i
poprawiania błędów, co zawsze sprawiało, że mówił mi jakieś przykre rzeczy. Często
kończyło się to tym, że szłam do toalety, aby uronić kilka łez i spróbować się
ogarnąć. Byłam totalnie nie sobą. Nigdy nie zdarzyło mi się tak często płakać,
zawsze miałam wylane na to, co ktoś o mnie mówi i myśli. A teraz stałam się
okropną płaczką i delikatną dziewczynką podatną na wszystkie obelgi. Oczywiście
na taką postawę pozwalałam sobie tylko w samotności.
Siedziałam w swoim gabinecie standardowo mając otwarte drzwi
i pijąc poranną kawę. Zaakceptowano plany, które stworzyła Victoria, listy
rzeczy potrzebnych były gotowe, tak samo jak potrzebna ilość pracowników.
Musiałam tylko pomyśleć nad ochroną i bezpieczeństwem, ale Rafael z Sebstianem
i Ethanem zdawali się omijać mnie szerokim łukiem.
- JAK TO SIĘ ZGODZIŁA?! - dobiegł mnie zrezygnowany krzyk
Rufina i mimo wszystko polepszył mi się humor słysząc jego nieszczęście. Wiem,
jestem okropna.
Demon jak burza wpadł do mojego gabinetu, gdy wkładałam
teczki do wielkiej komody z dokumentami. Nie obejrzałam się, aby na niego
spojrzeć, bo nie widziałam w tym większego sensu.
- To prawda? - zapytał rozjuszony, a ja miałam ochotę
parsknąć śmiechem.
- Ale co? - zapytałam niewinnie doskonale wiedząc do czego
pije.
- Że zgodziłaś się na sesję zdjęciową Kleina?
- Tak, musimy tam być za... - odwróciłam się patrząc na zegar
wiszący na ścianie. - za godzinę.
- Co? - Rufin wydawał się być kompletnie skołowany.
Przewracając oczami złożyłam plany szpitala.
- Jajco - mruknęłam rozbawiona pisząc wiadomość do Belladony.
*
Gdy później staliśmy w studiu zdjęciowym oboje z Calvinem
Kleinem byliśmy bardzo rozbawieni.
- Podałeś swój warunek, a ja go spełniłem - mówił mężczyzna
uśmiechając się szeroko i obejmując mnie ramieniem. Nie mogłam się powstrzymać
od śmiechu.
- Nie wierzę, że ci się udało - Rufin pokręcił głową
uśmiechając się lekko.
Zostaliśmy rozdzieleni i od razu wpadłam w szpony
makijażystek, fryzjerek i innych speców. Z moich włosów zrobiono piękne loki,
które rozkładały się w artystycznym nieładzie. Ubrałam się w białe bokserki
sygnowane imieniem i nazwiskiem Calvina oraz stanik do kompletu.
Narzucając na siebie szlafroczek i oglądając się w lustrze
musiałam przyznać, że dziewczyny zrobiły kawał niezłej roboty. Wyglądałam super
i tak też się czułam pomimo tego, że zaraz miałam paradować w bieliźnie przed
tłumem ludzi. Ale to zupełnie tak samo jak w stroju kąpielowym, przekonywałam
samą siebie.
- Zrobiłaś to ze złośliwości? - zapytał Rufin kiedy staliśmy
w wyznaczonym miejscu, a fotograf przygotowywał aparat.
- Możesz trzymać się tej wersji - odparłam wymijająco.
Cholera, oczywiście że nie! Gdybym mogła to najchętniej bym już dawno stąd
uciekła, ale w ten sposób znajdę sponsorów dla budowy szpitala. Boże, brzmię
jak jakaś luksusową dziwka. Pośpiesznie wyrzuciłam tę myśl z głowy.
Nie było mi łatwo, a tym bardziej komfortowo, pozować z
Rufinem do zdjęć, gdy oboje byliśmy w samej bieliźnie. On sam wydawał się nie
mieć nic przeciwko temu. Był bardzo rozbawiony, gdy kazali mi się na nim
położyć.
- O proszę, jaka chętna. Brakuje ci czegoś? - zapytał, a ja
uderzyłam go w tył głowy.
- Nie bić się tam! - zawołał śmiejąc się Clavin.
- Należało mu się - odkrzyknęłam uśmiechając się niewinnie.
- To nie przeszkadzaj sobie - dodał, a ja roześmiałam się.
Poważne problemy zaczęły się później.
Znowu postawiono nas na nogi, ale fotografowi non stop coś
nie pasowało. A to światło nie takie, a to poza nieodpowiednia. Byłam już
gotowa ześwirować.
- Niech modelka zdejmie stanik - rzuca nagle fotograf, a mnie
paraliżuje. Klein patrzy się na mnie i już chce coś powiedzieć.
- Nie ma mowy! Inaczej się umawialiśmy! - zaprotestowałam
zaplatając ramiona na klatce piersiowej. Mężczyzna nie odzywał się dłuższą
chwilę, a kiedy to zrobił uśmiechał się złowieszczo.
- Opłacę całość - rzucił w moim kierunku, a ja otworzyłam, aż
usta ze zdziwienia.
Zapłaci całość. Czyli kupi budynek, wyremontuje go i
wyposaży. Ewentualni sponsorzy, którzy się znajdą będą wtedy mogli opłacić
pracowników.
- Okej - sama nie wierzyłam, że zgoda wyszła z moich ust, ale
jeszcze większy szok malował się na twarzy Rufina, gdy się do niego odwróciłam.
Wzięłam głęboki wdech i zanim zdążyła mnie opuścić odwaga
zdjęłam stanik i odrzuciłam go na bok. Nie patrząc na Rufina przybrałam pozę,
na którą nakierował mnie fotograf. Czułam się strasznie źle tak obnażona, mimo,
że nikt więcej oprócz demona mnie nie widział. Ale to i tak było zdecydowanie o
jedną osobę za dużo.
- Kate, podnieś głowę - zawołał Klein, a ja zgrzytając zębami
uczyniłam to. Rufin bezczelnie lustrował mnie wzrokiem.
- Nie gap się tak, bo jeszcze ci stanie - mruknęłam
złośliwie, a on spojrzał na mnie rozbawiony.
- Już mi stoi - odpowiedział cicho uśmiechając się szeroko.
Mój wzrok automatycznie powędrował w dół i aż otworzyłam usta
ze zdziwienia. Miał rację, faktycznie stał jak na baczność. O cholera. To
wszystko się źle skończy. Zamykając usta uniosłam głowę i starałam się z całej
siły, aby nie ześlizgiwać się wzrokiem w dół po jego klatce piersiowej przez
brzuch do... Kurwa.
- Dlatego, aby oszczędzić nam obojgu kompromitującej sytuacji
lepiej się nie ruszaj - nie wiem jak on mógł być tą sytuacją rozbawiony. Ale
miał rację w tej pozycji go zasłaniałam, a kto wie jakie potem plotki by wyszły
z tego studia. Błagam niech to się zakończy jak najszybciej!
- Stoicie tak daleko siebie jakbyście myśleli, że zarazicie
się okropną chorobą, gdy tylko się dotkniecie. No już, przysunąć się! - Klein
nawet nie miał pojęcia w jak niezręcznej sytuacji się znajdujemy.
By mieć to jak najszybciej za sobą przysunęłam się do Rufina
i chcąc nie chcąc naparłam na jego krocze. Wciągnął gwałtownie powietrze i
spojrzał na mnie jakby sam nie wiedział co chce mi zrobić czy zabić, czy
poprosić, abym zrobiła tak jeszcze raz.
Fotograf kazał mu chwycić moją nogę pod kolanem i przyciągnąć
do siebie. To wywołało kolejne tarcie naszych ciał i Rufin zamruczał cicho
patrząc na mnie spod przymrużonych powiek.
- Przestań - ofuknęłam go szeptem, chociaż moje zdradziecko
ciało mówiło co innego.
- Jakbym mógł coś na to poradzić, w sumie jest jeden bardzo
dobry sposób, ale...
- Pomyśl o mnie jakbym była twoją babcią - zaproponowałam
uśmiechając się głupio, bo mnie samej ten pomysł wydał się absurdalny.
- Boże, jesteś okropna - roześmiał się głośno, a ja
odwróciłam się przez ramię i rzuciłam Clavinowi mordercze spojrzenie, który
stał za fotografem. Wtedy błysnął flesz i moja mina została upamiętniona.
Gdy Rufin wrócił do normalnego stanu (mówiąc normalny stan
mam na myśli brak sterczącego falusa niczym żołnierz, który czeka, aby oddać
strzał) sesja dobiegła końca. Momentalnie zakryłam piersi rękoma i odskoczyłam
od Rufina nie mogąc na niego patrzeć, bo przed oczami miałam jego wybrzuszone
bokserki. Zamknęłam oczy i potrząsnęłam głową próbując się pozbyć tego obrazu.
Nie odnosząc pozytywnego skutku, skupiłam się na tu i teraz, czyli jak najszybszym
ubraniu się i ukryciu w dużo za dużej bluzie.
- Calvin, co jej obiecałeś, że się zgodziła? - demon
doskoczył do projektanta.
- Że zafunduję budowę szpitala. Nie mówiła ci? - dodał
zaskoczony.
- Klein, obiecałeś, że nikomu nie powiesz! - krzyknęłam
oburzona.
- Myślałam, że on wie! - usprawiedliwiał się.
- Teraz już wie - zazgrzytałam zębami.
- Szpitala? - zapytał Rufin przenosząc na mnie spojrzenie, a
ja przypomniałam sobie, że nadal nie mam na sobie niczego oprócz bokserek.
Objęłam się ciaśniej ramionami.
- Wspaniała inicjatywa, prawda? - Clavin na szczęście należał
do tych ludzi, którzy byli zachwyceni moim pomysłem.
*
Razem wracaliśmy do biura, a ja robiłam wszystko, byleby
tylko nie spojrzeć na Rufina. Te wydarzenie będzie mnie prześladować do końca
życia. Ale szpital! Złapałam się tej myśli jak ostatniej deski ratunkowej.
Szpital powstanie, uda się, cholera jasna, uda się!
Wypadłam z cudownego audi i biegiem wpadłam do windy, zanim
demon zdążył do mnie dołączyć. Okazało się, że Rose ma towarzystwo. Belladona
powitała mnie z promiennym uśmiechem. Opadłam na miejsce obok niej.
- Nie chcę o tym rozmawiać - powiedziałam od razu, bo obie aż
umierały z ciekawości.
Drzwi drugiej windy otworzyły się i wyszedł z niej Rufin.
Zakryłam dłonią oczy odwracając się.
- Dajcie mi jakąś maskę na oczy, bo nie mogę na niego patrzeć
- wymamrotałam i usłyszałam śmiech demona. Mogłabym się założyć, że dziewczyny
właśnie wymieniały się spojrzeniami, próbując rozstrzygnąć co się stało.
- To jak z tym szpitalem?
- Skąd on wie? - jęknęła wystraszona Rose.
- Ten drań, Klein, się wygadał - wyburczałam zła.
- Dlaczego nagle go nie lubisz? - zapytała podchwytliwie
Belladona, a w jej głowie wyczuwałam rozbawienie.
- Bo powiedział, że poniesie wszystkie koszty.
Ktoś upuścił szklankę, a ja oderwałam dłoń od oczu, aby
zobaczyć co się dzieje. To Belladona.
- No to świetnie, no nie!? - zawołała uradowana.
- Tak, bombastycznie - mruknęłam, bo one jeszcze nie
wiedziały jak musiałam się poświęcić. - A ty, żartownisiu, przyprowadź
wieczorem Rafaela, bo zaraz i tak mu wszystko wypaplasz, a jest mi potrzebny.
Jadę do domu, bo nie zniosę twojego widoku, ani chwili dłużej.
Rufin nie byłby sobą, gdyby się nie roześmiał głośno.
*
Korzystając z wolnego stwierdziłam, że byłoby dobrze, gdybym
pouczyła się do obrony. Zajęcia skończyłam już dawno, a za jakieś dwa tygodnie
miałam się bronić. Zależało mi, żeby dostać dyplom, więc bez marudzenia się
zabrałam do roboty. Bernard był na tyle miły, że przyniósł mi różne przekąski.
Powtarzałam bezgłośnie moją pracę, siedząc w salonie
obładowana kartkami, że dopiero głośne głosy w holu poinformowały mnie, że
wrócił mój koszmar. Nie zdążyłam nawet mrugnąć, gdy wielka trójca była już w
salonie. Spojrzeli na mnie jak na wariatkę.
- Co ty robisz? - zapytał Sebastian biorąc kartkę i czytając
ją.
- Uczę się, niedługo mam obronę - wzruszyłam ramionami i
pozbierałam rozrzucone papiery.
Mężczyźni rozsiedli się, a ja położyłam na stole dwie grube
teczki i z jednej wyjęłam plany budynku. Rozłożyłam je i zwróciłam w stronę
Rafaela.
- Musisz mi powiedzieć ilu ludzi potrzebnych jest do ochrony
tego budynku, skąd ich wytrzasnę i ile muszę im zapłacić.
- Myślałem, że mnie wkręcasz - rzucił rozbawiony anioł w
stronę Rufina, ale ten wzruszył ramionami w stylu "a nie mówiłem?".
- A w jakich godzinach będzie otwarty? - zapytał Rafael
studiując uważnie plany.
- Całą dobę, oczywiście - odpowiedziałam zdziwiona, że na to
nie wpadli. Rufin z Sebastianem chwycili teczki nawet nie pytając o zgodę.
- Co to za pomieszczenie? - zapytał anioł wskazując na
kwadrat z czerwonym wykrzyknikiem.
- Sale, w których będą wzmocnione zaklęciami kajdany - cała
trójka spojrzała na mnie jak na ufoludka. - Nie chcielibyśmy przecież, aby
wygłodniały i chory wampir biegał wolno po szpitalu pełnym bezbronnych ludzi,
albo natrafił na schowek krwi, prawda?
- Chryste, przecież tu jest wszystko przemyślane - Sebastian
był pod wrażeniem. - Lista praw i ustaw? O jezu.
- Belladona się tym zajęła. Ona lubi te wszystkie kruczki. Ja
zajęłam się wywiadem środowiskowym i pozyskiwaniem sponsorów - skrzywiłam się
przypominając sobie dzisiejszą sytuację.
- Wywiad środowiskowy? - na moje szczęście Rufin odpuścił
sobie złośliwości.
- Odwiedziłam wielu nieśmiertelnych, którzy nie mogli sobie
pozwolić na wynajęcie położnej czy też zatrudnienie medyka.
- To dlatego tak się rzuciłaś na ostatnim spotkaniu - demon
podrapał się po brodzie w zamyśleniu.
- Bo ja to widziałam na własne oczy. Poznałam chłopca, małego
anioła, który ma złamane skrzydła, nigdy już nie będzie mógł latać. Jakby tego
było mało jego matka musi kupować zaklęcia maskujące na zamówienie, bo
skrzydełka są złamane i normalnie czary nie pasują. Wie, że nie będzie mógł
latać i wie, że jego matki nie stać na czary, aby mógł normalnie chodzić do
szkoły - spojrzałam po mężczyznach, ale Rafael był tym, który najmocniej odczuł
ból chłopca. Widać było, że wstrząsnęła nimi ta historia.
- Pytałeś mnie co wiem o działaniach dobroczynnych, pozwól,
że ja teraz zadam ci pytanie - spojrzałam Rufinowi prosto w oczy. - Czy wykorzystujesz
tę wiedzę w praktyce?
__________________________________________
Awwww!!! Te obrazki! Mniam <3
Przepraszam za kompletny brak mojej aktywności na waszych blogach. Postaram się to nadrobić jak tylko znajdę czas!
Aby wam umilić czas wstawiam reklamę Calvina Kleina z Kellename Lutzem w roli głównej!
Haha zajebisty rozdział! Masakra, po prostu niesamowity :D. Jestem ciekawa co będzie dalej. Czekam na następny bardzo niecierpliwie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :3
Chyba każda kobieta kocha Calvina Kleina! :D
UsuńNapewno większość ;3 Kiedy następna część?
UsuńJuż jutro opublikuję kolejny rozdział. Wszystkie rozdziały publikuję w piątki :)
UsuńDziękuję! W najbliższym rozdziale odpowiem na Twoje pytanie <3
OdpowiedzUsuń