Tom I - Rozdział 20





Zanim wróciłam do gabinetu musiałam zjeść czekoladową babeczkę i wypić dużą kawę w kafejce po drugiej stronie ulicy. Wchodząc do budynku kobiety posyłały mi ciepłe uśmiechy i mówiły miłe słowa. Skonfundowana wjechałam windą na swoje piętro. Tam dopadła mnie Rose.
- Rany, ale rozpętałaś aferę - zaśmiała się stukając paznokciami w blat biurka.
- O czym ty mówisz? - zapytałam siadając na kanapie.
- No jak to o czym? Cały budynek, aż wrze od plotek i sporów na temat dzisiejszego spotkania! Informacje szybko się roznoszą, a członkowie byli tak wzburzeni, że kłapali jęzorami na prawo i lewo - dodała widząc moją zdziwiona minę.
- Było... ciężko - westchnęłam opadając na oparcie i przykładając chłodną dłoń do czoła.
- Nareszcie ktoś się tym zajmie. Faceci myślą tak prostolinijnie. Królowa dobrze zrobiła, że cię wybrała.
- Taa... - mruknęłam nie będąc ani trochę przekonana co do tego. Nadal uważałam, że się tutaj nie nadaję i nie mam pojęcia jak wytrzymam następne dni.
*
W pracy przez kolejne dni wrzało, a z Rufinem nie odzywaliśmy się do siebie. Na treningach ograniczałam się do tłumaczenia mu choreografii i poprawiania błędów, co zawsze sprawiało, że mówił mi jakieś przykre rzeczy. Często kończyło się to tym, że szłam do toalety, aby uronić kilka łez i spróbować się ogarnąć. Byłam totalnie nie sobą. Nigdy nie zdarzyło mi się tak często płakać, zawsze miałam wylane na to, co ktoś o mnie mówi i myśli. A teraz stałam się okropną płaczką i delikatną dziewczynką podatną na wszystkie obelgi. Oczywiście na taką postawę pozwalałam sobie tylko w samotności.
Siedziałam w swoim gabinecie standardowo mając otwarte drzwi i pijąc poranną kawę. Zaakceptowano plany, które stworzyła Victoria, listy rzeczy potrzebnych były gotowe, tak samo jak potrzebna ilość pracowników. Musiałam tylko pomyśleć nad ochroną i bezpieczeństwem, ale Rafael z Sebstianem i Ethanem zdawali się omijać mnie szerokim łukiem.
- JAK TO SIĘ ZGODZIŁA?! - dobiegł mnie zrezygnowany krzyk Rufina i mimo wszystko polepszył mi się humor słysząc jego nieszczęście. Wiem, jestem okropna.
Demon jak burza wpadł do mojego gabinetu, gdy wkładałam teczki do wielkiej komody z dokumentami. Nie obejrzałam się, aby na niego spojrzeć, bo nie widziałam w tym większego sensu.
- To prawda? - zapytał rozjuszony, a ja miałam ochotę parsknąć śmiechem.
- Ale co? - zapytałam niewinnie doskonale wiedząc do czego pije.
- Że zgodziłaś się na sesję zdjęciową Kleina?
- Tak, musimy tam być za... - odwróciłam się patrząc na zegar wiszący na ścianie. - za godzinę.
- Co? - Rufin wydawał się być kompletnie skołowany. Przewracając oczami złożyłam plany szpitala.
- Jajco - mruknęłam rozbawiona pisząc wiadomość do Belladony.
*
Gdy później staliśmy w studiu zdjęciowym oboje z Calvinem Kleinem byliśmy bardzo rozbawieni.
- Podałeś swój warunek, a ja go spełniłem - mówił mężczyzna uśmiechając się szeroko i obejmując mnie ramieniem. Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.
- Nie wierzę, że ci się udało - Rufin pokręcił głową uśmiechając się lekko.
Zostaliśmy rozdzieleni i od razu wpadłam w szpony makijażystek, fryzjerek i innych speców. Z moich włosów zrobiono piękne loki, które rozkładały się w artystycznym nieładzie. Ubrałam się w białe bokserki sygnowane imieniem i nazwiskiem Calvina oraz stanik do kompletu.
Narzucając na siebie szlafroczek i oglądając się w lustrze musiałam przyznać, że dziewczyny zrobiły kawał niezłej roboty. Wyglądałam super i tak też się czułam pomimo tego, że zaraz miałam paradować w bieliźnie przed tłumem ludzi. Ale to zupełnie tak samo jak w stroju kąpielowym, przekonywałam samą siebie.
- Zrobiłaś to ze złośliwości? - zapytał Rufin kiedy staliśmy w wyznaczonym miejscu, a fotograf przygotowywał aparat.
- Możesz trzymać się tej wersji - odparłam wymijająco. Cholera, oczywiście że nie! Gdybym mogła to najchętniej bym już dawno stąd uciekła, ale w ten sposób znajdę sponsorów dla budowy szpitala. Boże, brzmię jak jakaś luksusową dziwka. Pośpiesznie wyrzuciłam tę myśl z głowy.
Nie było mi łatwo, a tym bardziej komfortowo, pozować z Rufinem do zdjęć, gdy oboje byliśmy w samej bieliźnie. On sam wydawał się nie mieć nic przeciwko temu. Był bardzo rozbawiony, gdy kazali mi się na nim położyć.
- O proszę, jaka chętna. Brakuje ci czegoś? - zapytał, a ja uderzyłam go w tył głowy.
- Nie bić się tam! - zawołał śmiejąc się Clavin.
- Należało mu się - odkrzyknęłam uśmiechając się niewinnie.
- To nie przeszkadzaj sobie - dodał, a ja roześmiałam się.
Poważne problemy zaczęły się później.
Znowu postawiono nas na nogi, ale fotografowi non stop coś nie pasowało. A to światło nie takie, a to poza nieodpowiednia. Byłam już gotowa ześwirować.
- Niech modelka zdejmie stanik - rzuca nagle fotograf, a mnie paraliżuje. Klein patrzy się na mnie i już chce coś powiedzieć.
- Nie ma mowy! Inaczej się umawialiśmy! - zaprotestowałam zaplatając ramiona na klatce piersiowej. Mężczyzna nie odzywał się dłuższą chwilę, a kiedy to zrobił uśmiechał się złowieszczo.
- Opłacę całość - rzucił w moim kierunku, a ja otworzyłam, aż usta ze zdziwienia.
Zapłaci całość. Czyli kupi budynek, wyremontuje go i wyposaży. Ewentualni sponsorzy, którzy się znajdą będą wtedy mogli opłacić pracowników.
- Okej - sama nie wierzyłam, że zgoda wyszła z moich ust, ale jeszcze większy szok malował się na twarzy Rufina, gdy się do niego odwróciłam.
Wzięłam głęboki wdech i zanim zdążyła mnie opuścić odwaga zdjęłam stanik i odrzuciłam go na bok. Nie patrząc na Rufina przybrałam pozę, na którą nakierował mnie fotograf. Czułam się strasznie źle tak obnażona, mimo, że nikt więcej oprócz demona mnie nie widział. Ale to i tak było zdecydowanie o jedną osobę za dużo.
- Kate, podnieś głowę - zawołał Klein, a ja zgrzytając zębami uczyniłam to. Rufin bezczelnie lustrował mnie wzrokiem.
- Nie gap się tak, bo jeszcze ci stanie - mruknęłam złośliwie, a on spojrzał na mnie rozbawiony.
- Już mi stoi - odpowiedział cicho uśmiechając się szeroko.
Mój wzrok automatycznie powędrował w dół i aż otworzyłam usta ze zdziwienia. Miał rację, faktycznie stał jak na baczność. O cholera. To wszystko się źle skończy. Zamykając usta uniosłam głowę i starałam się z całej siły, aby nie ześlizgiwać się wzrokiem w dół po jego klatce piersiowej przez brzuch do... Kurwa.
- Dlatego, aby oszczędzić nam obojgu kompromitującej sytuacji lepiej się nie ruszaj - nie wiem jak on mógł być tą sytuacją rozbawiony. Ale miał rację w tej pozycji go zasłaniałam, a kto wie jakie potem plotki by wyszły z tego studia. Błagam niech to się zakończy jak najszybciej!
- Stoicie tak daleko siebie jakbyście myśleli, że zarazicie się okropną chorobą, gdy tylko się dotkniecie. No już, przysunąć się! - Klein nawet nie miał pojęcia w jak niezręcznej sytuacji się znajdujemy.
By mieć to jak najszybciej za sobą przysunęłam się do Rufina i chcąc nie chcąc naparłam na jego krocze. Wciągnął gwałtownie powietrze i spojrzał na mnie jakby sam nie wiedział co chce mi zrobić czy zabić, czy poprosić, abym zrobiła tak jeszcze raz.
Fotograf kazał mu chwycić moją nogę pod kolanem i przyciągnąć do siebie. To wywołało kolejne tarcie naszych ciał i Rufin zamruczał cicho patrząc na mnie spod przymrużonych powiek.
- Przestań - ofuknęłam go szeptem, chociaż moje zdradziecko ciało mówiło co innego.
- Jakbym mógł coś na to poradzić, w sumie jest jeden bardzo dobry sposób, ale...
- Pomyśl o mnie jakbym była twoją babcią - zaproponowałam uśmiechając się głupio, bo mnie samej ten pomysł wydał się absurdalny.
- Boże, jesteś okropna - roześmiał się głośno, a ja odwróciłam się przez ramię i rzuciłam Clavinowi mordercze spojrzenie, który stał za fotografem. Wtedy błysnął flesz i moja mina została upamiętniona.
Gdy Rufin wrócił do normalnego stanu (mówiąc normalny stan mam na myśli brak sterczącego falusa niczym żołnierz, który czeka, aby oddać strzał) sesja dobiegła końca. Momentalnie zakryłam piersi rękoma i odskoczyłam od Rufina nie mogąc na niego patrzeć, bo przed oczami miałam jego wybrzuszone bokserki. Zamknęłam oczy i potrząsnęłam głową próbując się pozbyć tego obrazu. Nie odnosząc pozytywnego skutku, skupiłam się na tu i teraz, czyli jak najszybszym ubraniu się i ukryciu w dużo za dużej bluzie.
- Calvin, co jej obiecałeś, że się zgodziła? - demon doskoczył do projektanta.
- Że zafunduję budowę szpitala. Nie mówiła ci? - dodał zaskoczony.
- Klein, obiecałeś, że nikomu nie powiesz! - krzyknęłam oburzona.
- Myślałam, że on wie! - usprawiedliwiał się.
- Teraz już wie - zazgrzytałam zębami.
- Szpitala? - zapytał Rufin przenosząc na mnie spojrzenie, a ja przypomniałam sobie, że nadal nie mam na sobie niczego oprócz bokserek. Objęłam się ciaśniej ramionami.
- Wspaniała inicjatywa, prawda? - Clavin na szczęście należał do tych ludzi, którzy byli zachwyceni moim pomysłem.
*
Razem wracaliśmy do biura, a ja robiłam wszystko, byleby tylko nie spojrzeć na Rufina. Te wydarzenie będzie mnie prześladować do końca życia. Ale szpital! Złapałam się tej myśli jak ostatniej deski ratunkowej. Szpital powstanie, uda się, cholera jasna, uda się!
Wypadłam z cudownego audi i biegiem wpadłam do windy, zanim demon zdążył do mnie dołączyć. Okazało się, że Rose ma towarzystwo. Belladona powitała mnie z promiennym uśmiechem. Opadłam na miejsce obok niej.
- Nie chcę o tym rozmawiać - powiedziałam od razu, bo obie aż umierały z ciekawości.
Drzwi drugiej windy otworzyły się i wyszedł z niej Rufin. Zakryłam dłonią oczy odwracając się.
- Dajcie mi jakąś maskę na oczy, bo nie mogę na niego patrzeć - wymamrotałam i usłyszałam śmiech demona. Mogłabym się założyć, że dziewczyny właśnie wymieniały się spojrzeniami, próbując rozstrzygnąć co się stało.
- To jak z tym szpitalem?
- Skąd on wie? - jęknęła wystraszona Rose.
- Ten drań, Klein, się wygadał - wyburczałam zła.
- Dlaczego nagle go nie lubisz? - zapytała podchwytliwie Belladona, a w jej głowie wyczuwałam rozbawienie.
- Bo powiedział, że poniesie wszystkie koszty.
Ktoś upuścił szklankę, a ja oderwałam dłoń od oczu, aby zobaczyć co się dzieje. To Belladona.
- No to świetnie, no nie!? - zawołała uradowana.
- Tak, bombastycznie - mruknęłam, bo one jeszcze nie wiedziały jak musiałam się poświęcić. - A ty, żartownisiu, przyprowadź wieczorem Rafaela, bo zaraz i tak mu wszystko wypaplasz, a jest mi potrzebny. Jadę do domu, bo nie zniosę twojego widoku, ani chwili dłużej.
Rufin nie byłby sobą, gdyby się nie roześmiał głośno.
*
Korzystając z wolnego stwierdziłam, że byłoby dobrze, gdybym pouczyła się do obrony. Zajęcia skończyłam już dawno, a za jakieś dwa tygodnie miałam się bronić. Zależało mi, żeby dostać dyplom, więc bez marudzenia się zabrałam do roboty. Bernard był na tyle miły, że przyniósł mi różne przekąski.
Powtarzałam bezgłośnie moją pracę, siedząc w salonie obładowana kartkami, że dopiero głośne głosy w holu poinformowały mnie, że wrócił mój koszmar. Nie zdążyłam nawet mrugnąć, gdy wielka trójca była już w salonie. Spojrzeli na mnie jak na wariatkę.
- Co ty robisz? - zapytał Sebastian biorąc kartkę i czytając ją.
- Uczę się, niedługo mam obronę - wzruszyłam ramionami i pozbierałam rozrzucone papiery.
Mężczyźni rozsiedli się, a ja położyłam na stole dwie grube teczki i z jednej wyjęłam plany budynku. Rozłożyłam je i zwróciłam w stronę Rafaela.
- Musisz mi powiedzieć ilu ludzi potrzebnych jest do ochrony tego budynku, skąd ich wytrzasnę i ile muszę im zapłacić.
- Myślałem, że mnie wkręcasz - rzucił rozbawiony anioł w stronę Rufina, ale ten wzruszył ramionami w stylu "a nie mówiłem?".
- A w jakich godzinach będzie otwarty? - zapytał Rafael studiując uważnie plany.
- Całą dobę, oczywiście - odpowiedziałam zdziwiona, że na to nie wpadli. Rufin z Sebastianem chwycili teczki nawet nie pytając o zgodę.
- Co to za pomieszczenie? - zapytał anioł wskazując na kwadrat z czerwonym wykrzyknikiem.
- Sale, w których będą wzmocnione zaklęciami kajdany - cała trójka spojrzała na mnie jak na ufoludka. - Nie chcielibyśmy przecież, aby wygłodniały i chory wampir biegał wolno po szpitalu pełnym bezbronnych ludzi, albo natrafił na schowek krwi, prawda?
- Chryste, przecież tu jest wszystko przemyślane - Sebastian był pod wrażeniem. - Lista praw i ustaw? O jezu.
- Belladona się tym zajęła. Ona lubi te wszystkie kruczki. Ja zajęłam się wywiadem środowiskowym i pozyskiwaniem sponsorów - skrzywiłam się przypominając sobie dzisiejszą sytuację.
- Wywiad środowiskowy? - na moje szczęście Rufin odpuścił sobie złośliwości.
- Odwiedziłam wielu nieśmiertelnych, którzy nie mogli sobie pozwolić na wynajęcie położnej czy też zatrudnienie medyka.
- To dlatego tak się rzuciłaś na ostatnim spotkaniu - demon podrapał się po brodzie w zamyśleniu.
- Bo ja to widziałam na własne oczy. Poznałam chłopca, małego anioła, który ma złamane skrzydła, nigdy już nie będzie mógł latać. Jakby tego było mało jego matka musi kupować zaklęcia maskujące na zamówienie, bo skrzydełka są złamane i normalnie czary nie pasują. Wie, że nie będzie mógł latać i wie, że jego matki nie stać na czary, aby mógł normalnie chodzić do szkoły - spojrzałam po mężczyznach, ale Rafael był tym, który najmocniej odczuł ból chłopca. Widać było, że wstrząsnęła nimi ta historia.
- Pytałeś mnie co wiem o działaniach dobroczynnych, pozwól, że ja teraz zadam ci pytanie - spojrzałam Rufinowi prosto w oczy. - Czy wykorzystujesz tę wiedzę w praktyce?
__________________________________________
 Awwww!!! Te obrazki! Mniam <3
Przepraszam za kompletny brak mojej aktywności na waszych blogach. Postaram się to nadrobić jak tylko znajdę czas!
Aby wam umilić czas wstawiam reklamę Calvina Kleina z Kellename Lutzem w roli głównej!

5 komentarzy:

  1. Haha zajebisty rozdział! Masakra, po prostu niesamowity :D. Jestem ciekawa co będzie dalej. Czekam na następny bardzo niecierpliwie.
    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba każda kobieta kocha Calvina Kleina! :D

      Usuń
    2. Napewno większość ;3 Kiedy następna część?

      Usuń
    3. Już jutro opublikuję kolejny rozdział. Wszystkie rozdziały publikuję w piątki :)

      Usuń
  2. Dziękuję! W najbliższym rozdziale odpowiem na Twoje pytanie <3

    OdpowiedzUsuń