Tom I - Rozdział 17



Spotkanie okazało się najnudniejszym przeżyciem. W sali konferencyjnej zebrali ludzie się od pijaru, kilku ważniejszych ludzi od ochrony (w tym Ethan) z Rafaelem na czele, nie zabrakło prawnika, który towarzyszył Sebastianowi. Ogólnie byłam otoczona przez mężczyzn i wcale mi się to nie podobało.
Rose poleciła mi wziąć laptopa i teraz mogłam przeglądać nieruchomości słuchając jednym uchem rozmowy. Na początku zainteresowała mnie tylko kwestia obrony i zapytałam ilu ludzi potrzeba, aby zapewnili spokój średniemu budynkowi. Rafael, po udzieleniu odpowiedzi, wymienił z Rufinem spojrzenia.
Znalazłam kilka budynków, które mogły się nadawać. Były blisko centrum, ale na tyle na uboczu, aby łatwo je było zamaskować. Wysłałam wiadomość do Rose, gdy dotarło do mnie o czym się toczy rozmowa.
-... wygracie to napłynie dużo propozycji.
- Nie wygramy - przerwałam człowiekowi od pijaru. Dobrze zdawałam sobie sprawę, że aktualnie rozprawiają o Let's Dance. - Dalibyśmy kolejny przykład nieśmiertelnym, że jesteśmy lepsi od śmiertelników. Nawet gdybyśmy mieli dojść do finału to wyniki zostałyby sfałszowane.
Domyślałam się tego od samego początku. Bardzo dobrze rozumiałam ideę, którą kierowała się Cynthiana. Równość pomiędzy nieśmiertelnymi jak i tymi śmiertelnymi. Królowa chce pokazać, że możemy egzystować koło siebie nie szkodząc sobie nawzajem.
- Ale macie wielkie szanse. Prowadzicie w głosowaniach, a noty od jury też macie nie najgorsze - ciągnął pijarowiec, a ja miałam ochotę walnąć go w łeb. - Wpłynie to bardzo dobrze na wizerunek was obojga.
- Chyba nie chce mi pan powiedzieć, że wizerunek dwojga nieśmiertelnych jest ważniejszy niż pokój pomiędzy śmiertelnikami a nami? Czyżby negował pan decyzje królowej?
Mężczyzna momentalnie zbladł i jąkając się przyznał mi rację. Rafael z Rufinem siedzący obok siebie wydawali się bardzo rozbawieni. Wróciłam do przeglądania nieruchomości słuchając teraz uważniej rozmowy, która toczyła się o niczym.
Rozeszliśmy się do dwóch wind, a w mojej znalazła się wielka trójca. Rozdzwonił się mój telefon, ale mężczyźni nie przerwali swojej rozmowy. Lepiej dla mnie, pomyślałam, gdy zobaczyłam kto dzwoni.
- I jak? Ustaliłaś coś? - głos Belladony był spokojny.
- Tak rozmawiałam z nią i zgodziła się z tobą spotkać. Wydawała się zainteresowana.
- Gdzie?
- Myślę, że w siedlisku zła będzie najlepiej - tak z Bellą zwykłyśmy nazywać ten wielki szklany wieżowiec, w którym teraz znajdowało się moje biuro.
Tym sposobem przyciągnęłam uwagę zebranych w windzie. W słuchawce rozbrzmiał śmiech Belladony.
- Kończę, bo jesteśmy na podsłuchu - uśmiechnęłam się ironicznie i rozłączyłam się.
- Ona coś knuje prawda? - Sebastian spojrzał na towarzyszy.
- Taaa, chyba już blisko tydzień - odpowiedział Rufin w zamyśleniu, a ja zdziwiłam się, że jest taki spostrzegawczy.
- Chyba jej nie doceniamy - Rafael uśmiechnął się szeroko.
- Ja tutaj nadal jestem - mruknęłam oburzona.
- Wiemy - odpowiedzieli chórem, a ja przewracając oczami wyszłam z windy od razu podchodząc do Rose.
- Dostałaś maila?
- Tak, na kiedy cię umówić? - stwierdziłam, że powiem wampirzycy o całym supertajnym projekcie, a ona obiecała, że nikomu nic nie powie. To właśnie ona powiedziała nam o siostrze Suz i zaproponowała swoją koleżankę jako architektkę. Skombinowała też numer telefonu położnej, która miała przyjść jutro.
Ułożyłam w głowie szybki harmonogram jutra.
- Na rano, po lunchu przyjdzie Belladona z Paige - Rose zanotowała coś i spojrzała na mnie rozbawiona.
- Masz gościa - wskazała głową, a ja podążyłam wzrokiem w tamtym kierunku.
- Calvin Klein? - zapytałam osłupiała i spojrzałam na wampirzycę jakby właśnie oznajmiła mi, że jednorożce potrafią gadać.
Wielka trójca rozmawiała z projektantem, a ten gdy tylko dostrzegł mój wzrok, a stało się to natychmiastowo, ruszył w moim kierunku z szerokim uśmiechem.
- Katharino! - zawołał uradowany całując mnie w dłoń. To taki stary gest. - Mam nadzieję, że mogę ci zająć chwilę?
- Tak, oczywiście - otrząsając się z początkowego szoku wskazałam mu gestem gabinet. Idąc za nim obejrzałam się przez ramię na Rose, która uśmiechała się niewinnie.
- Nie wierzę! Mi przez tyle lat nie udało się wbić w jego łaski, a ona to zrobiła na pstryknięcie palców - dobiegł mnie głos Sebastiana zanim zamknęłam drzwi.
Usiadłam za biurkiem odkładając na bok dokumenty, które uszykowała mi Rose.
- Bo widzisz, Kate, mogę tak mówić do ciebie, prawda? - skinęłam głową śmiejąc się. - Od dłuższego czasu staram się namówić Rufina, aby był modelem, tylko jemu nie bardzo ten pomysł się podoba.
Za to mnie ten pomysł bardzo się podoba. Ugryzłam się w policzek za tę niechcianą myśl.
- Ostatnio odmówił mi, uwaga cytuje, "jeśli namówisz Kate, żeby pokazała tyłek w twojej bieliźnie to mnie masz".
Krew odpłynęła mi z twarzy. Skubany blondas miał rację. Nie było opcji, abym zgodziła się na coś takiego i jeszcze, żeby potem całe masy to widziały. O Chryste.
- A co ja z tego będę miała? Przecież to absurdalne - powiedziałam w końcu i musiałam wyglądać na bardzo zszokowaną, bo Calvin wyglądał na rozbawionego.
- Zapłacę ci każde pieniądze bylebyś się zgodziła. Zrobimy świetne zdjęcia, a dodatkowo utrę nosa temu cwaniakowi - mężczyzna zachichotał.
Przecież miałam pieniądze i to nawet dużo, więc po co mi więcej, ale potem coś mi wpadło do głowy.
- Okej, zgadzam się - teraz to Klein wyglądał na zszokowanego. - Ale znajdziesz mi sponsorów na budowę szpitala.
Poświęcałam się dla większego dobra. A nóż widelec nie będzie widać mojej twarzy i nikt nie zauważy, że to ja? Calvin Klein było imperium, które w trymiga mogło mi znaleźć sponsorów, a wtedy będę miała środki by kupić budynek, a może znajdą się jacyś hojni, którzy też zechcą go wyremontować. Oczywiście najpierw muszę zaświecić tyłkiem przed aparatem. W co ja się wpakowałam?
Odprowadziłam do windy rozpromienionego Kleina, który jakby mógł to by latał z radości. Zrezygnowana wróciłam do biurka Rose, usiadłam na krześle i oparłam czoło o blat.
- Co takiego mu powiedziałaś, że wyszedł stąd taki szczęśliwy? - Rufin opierał się o framugę drzwi swojego gabinetu. Posłałam mu mordercze spojrzenie, a jego usta rozciągnęły się w uśmiechu.
- Na twoim miejscu bym się tak nie cieszyła - odgryzłam się. - Rozwiązałam największy problem, ale załatwiłam sobie następny - wyjaśniłam Rose, a ona od razu zrozumiała pierwszą część zdania. Największym problemem szpitala był brak środków.
- Ale przecież... Nie gadaj! - wampirzyca otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia, a widząc moją ponurą minę wybuchła śmiechem. Chyba właśnie dotarła do niej druga część mojego przekazu. - Nie wierzę.
- Robię to dla większego dobra - skrzywiłam się, gdyż brzmiało to jak z jakiegoś beznadziejnego filmu.
- Nie lubię nie wiedzieć o co chodzi - naburmuszył się Rufin.
- Zupełnie jakby mnie to obchodziło - mruknęłam.
- Wracasz sama do domu.
- Żartowałam! - odkrzyknęłam od razu zanim zniknął w swoim gabinecie, a Rose wybuchła jeszcze głośniejszym śmiechem.
*
Gdy następnego dnia opowiedziałam wszystko Belladonie jej reakcja była taka sama jak Rose. Wysiadłyśmy na moim piętrze i wystarczyła tylko chwila by ich spojrzenia się spotkały i znowu wybuchły śmiechem.
Rose obiecała, że nie powie nic Rufinowi i wpisała już nam obojgu w grafik sesję, którą (nie wiem kiedy) zdążyła już ustalić z Calvinem. Zupełnie jakbym go wywołała w myślach, z windy wysiadł Rufin w towarzystwie Rafaela. Dziewczyny nieco się uspokoiły, ale oczy miały pełne łez.
- Zignorujcie je, to wariatki - wytłumaczyłam, a na ich ponowne parsknięcie śmiechem przewróciłam oczami.
Szybko odzyskały rezon i spostrzegłam, że Belladona uważnie obserwuje Rafaela.
- Twoje zaklęcie maskujące się przeterminowuje - powiedziała mrużąc oczy jakby obserwowała coś tylko widocznego dla niej. Prawdopodobnie tak właśnie było. Anioł przystanął zaskoczony.
- Miał trzymać tydzień, a mija dopiero piąty dzień - zaklął pod nosem.
- Pokaż mi - nie miałam pojęcia co ma jej pokazać, ale Rafael chyba zrozumiał, bo ściągnął z palca pierścień i podał Belli. Pewnie to właśnie w nim ukryte jest zaklęcie.
- Zrobione na odwal - stwierdziła krzywiąc się. - Gdyby ktoś z niezłą wyobraźnią by się wystarczająco skupił to by cię przejrzał.
Zaklęcia maskujące miały ukrywać skrzydła anioła przed wzrokiem śmiertelników. Niektórzy płacili horrendalnie dużo pieniędzy, aby nie chodzić co drugi dzień do magów i odnawiać zaklęcia. I właśnie tym sposobem nasz anioł trafił na jakiegoś bubla.
- I ty to możesz ot tak wyczuć? - Rafael był zdziwiony tak samo jak Rufin i Rose. Ja nie, bo doskonale zdawałam sobie sprawę, że moja przyjaciółka ma talent.
- Oczywiście, że tak - odpowiedziała oburzona, że ktoś wątpi w jej możliwości. - Robiłam najlepsze zaklęcia maskujące - te słowa wywołały u mnie parsknięcie śmiechem.
Kiedyś uznałyśmy, że bardzo zabawne jest zamienienie rękojeści miecza na kaktusy.
- Potwierdzam - powiedziałam, a oczy Belli błysnęły radośnie, bo pewnie doskonale zdawała sobie sprawę o czym myślę.
- Możesz mi zrobić mocne zaklęcie maskujące? - zapytał Rafael, a wzrok Belladony momentalnie powędrował w moją stronę.
- Czy Belladona może jechać ze mną?
Cynthiana uśmiechnęła się jakby spodziewała się tego pytania.
- Oczywiście, ale pamiętaj, że jeśli gildia magów dowie się, że nielegalnie używa swoich mocy będzie musiała ponieść tego konsekwencje.
Jeśli się dowiedzą, ale nie muszą się dowiedzieć i królowa dała mi to jasno do zrozumienia.
- Nikt nie może się dowiedzieć - powiedziałam poważnie patrząc każdemu w oczy. - Nikomu ani słowa.
*
Wyszłam z mojego gabinetu zostawiając Belladonę i Paigę, położoną, same. Ustalały ile by było potrzeba ludzi, aby szpital mógł funkcjonować. Dodały także chyba kilka eliksirów i ziół do listy potrzebnych rzeczy.
W holu zastałam ubawioną po pachy Rose i Rufina z Rafaelem, którzy rozsiedli się na kanapach.
- Czy wy przypadkiem nie macie czegoś do roboty? - zmrużyłam oczy mierząc ich spojrzeniem.
- Spekulują co takiego ukrywasz i stwierdzili, że chcesz otworzyć burdel - wyjaśniła Rose, a ja przez chwilę stałam osłupiała. W końcu jednak parsknęłam śmiechem. Dobre sobie. Już teraz rozumiałam, dlaczego wampirzyca miała taki dobry humor. Sama bym się pewnie nieźle uśmiała słuchając wygadywanych przez nich bzdur.
Rose przysunęła w moją stronę wielki kubek kawy.
- Jesteś moim aniołem - powiedziałam uśmiechając się z wdzięcznością.
Nim zdążyłam upić chociażby łyk napoju bogów, drzwi windy rozsunęły się. Do środka weszła niska wampirzyca o blond włosach.
- Kate, to jest Victoria - przedstawiła Rose swoją przyjaciółkę, która uśmiechnęła się nieśmiało.
- Świetnie! - powiedziałam uradowana, bo póki co wszystko szło po mojej myśli.
Budynek, który może i był ruiną, okazał się całkiem odpowiedni i stosunkowo niedrogi. Dodatkowo właściciel dał mi plany, abyśmy mogli porobić wstępne rozmieszczenia pomieszczeń. Paige była bardzo podekscytowana wizją szpitala dla nieśmiertelnych i już wyraziła chęć do pracy w nim.
- Czym się pani zajmuje? - głos Rufina był uprzejmy, ale usłyszałam w nim ciekawość.
- Jestem architektem, panie Desmon - odpowiedziała speszona wampirzyca, a ja rzuciłam demonowi karcące spojrzenie.
- To zdecydowanie wyklucza nasz pomysł. Nie potrzebowała by, aż architekta - stwierdził Rafael.
Chrząknęłam znacząco, a mężczyźni uśmiechnęli się niewinnie.
- Zapraszam do środka - posłałam Victorii ciepły uśmiech. - A niektórym radziłabym wziąć się do pracy - dodałam obrzucając jeszcze spojrzeniem demona i anioła.
______________________________________________
I tym oto sposobem jeszcze już w połowie tomu pierwszego! *Fanfary* Teraz będzie już coraz bliżej końca. I zauważyłam, że mniej wiecej od tego miejsca rozdziały są nieco dłuższe (cieszycie się?) niż zwyczajowe 5 stron.
Przepraszam, że nie odpowiedziałam na wasze komentarze - brak czasu. Rozdział tak późno, poniewać wczoraj wracałam ze Szwecji do Polski i już nie miałam na nic mocy.
Pisząc te informacje muszę dodać, że strasznie bolą mni opuszki palców. Przyczyna? Męczę gitarę klasyczną xD

2 komentarze:

  1. Cześć! Zacznę od tego, że bardzo podoba mi się Twój szablon <3 Cud miód :D
    Właściwie czytam Twoje opowiadanie od dawna, ale robiłam to na telefonie i darowałam sobie komentowanie, bo prawdopodobnie wkurzyłabym się w połowie pisania. Poczekałam więc do kupna nowego komputera i oto jestem!
    Uwielbiam Twój styl pisania, to jak lekko i szybko czyta się każdy Twój rozdział i jak potrafisz zauroczyć nim człowieka. Nie ma nudy, nie ma narzekania, że ciężko się czyta - jest idealnie. Od razu polubiłam Kate, a Rufina pokochałam. Mam chyba jakąś słabość do złych, demonicznych facetów (bywa :D) O Rose nie wspominam, bo nawet jeśli nie byłaby tak przeurocza - lubiłabym ją mimo to, jako wielka fanka wszystkiego co ma kły. Za to na początku nie mogłam się przekonać do Belladony - nie pytaj czemu, bo teraz sama tego nie wiem.
    Błędów wypominać nie będę, bo nigdy nie zwracam uwagi, jeśli nie rażą bardzo w oczy :P
    I z góry przepraszam za zapewne beznadziejny komentarz, ale wyszłam z wprawy. Opuszczenie blogosfery na prawie pół roku robi swoje.
    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział, o, przy okazji zapytując, kiedy pojawi się drugi na Lot Ciemności?

    Jeśli masz tylko ochotę, czas i wgl. to zapraszam do mnie: http://sekret-przeznaczenia.blogspot.com - wróciłam z nowym prologiem i może tym razem zostanę na dłużej :)

    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  2. no uśmiałam się czytając, jak Calvin Klein zachęcał do bieliźnianej sesji Kate. Coś czułam, że się zgodzi! XD Na dodatek wkurzy tym Rufina, a to przecież jest bezcenne. Nie wiem, czy ja na jej miejscu bym się zgodziła, ale fakt, ma szczytny cel, skoro chce zbudować szpital. Aż chcę przeczytać fragment, w którym będą pozować do sesji xd
    Mam nadzieję, że nikt nie dowie się o używaniu mocy przez Belladonę. Ale część mnie czuje, że jednak kiedyś to się stanie i poniesie konsekwencje. No cóż, czasem jestem pesymistką XD
    Zapraszam do siebie!
    http://the-shadow-of-gritmore.blogspot.com
    Rozdział następny przeczytam prawdopodobnie jutro.

    OdpowiedzUsuń