Rozdział dedykowany dla wszystkich, którzy za kimś tęsknią
Wybrałam pokój, który, na moje nieszczęście, był na przeciwko
pokoju Rufina. Uzasadniłam swój wybór tym, że po tej stronie domu nie wschodzi
słońce, więc będę mogła spać spokojnie.
Pomieszczenie było duże i przestrzenne. Ściany pomalowane
były na brzoskwiniowo, dlatego meble z ciemnego drewna idealnie się wpasowały.
Nie podobała mi się kremowa pościel, więc jak będę w mieście to przy okazji ją
zmienię. Miałam nawet swój własny balkon, skąd miałam widok na taras, który
wychodził z salonu.
Wróciłam do pokoju stając przed staromodną toaletką z owalnym
lustrem. Była totalnie w moim stylu. Nie wiem dla kogo Rufin urządzał ten
pokój, ale jeśli dla żony, która nie byłaby różową księżniczką Barbie, na pewno
by się jej tu spodobało. Cóż, na razie pokój należał do mnie, więc teoretycznie
mogłam robić co chciałam.
W sypialni poza łóżkiem, toaletką i półkami na książki (ha!
dobre sobie) stało jeszcze biurko. Miałam także własną łazienkę z ogromną wanną
i garderobę, w której mogłabym pomieścić wszystkie moje ciuchy pomnożone
trzykrotnie. Jedyne czego mi brakowało to radio.
Usiadłam przy biurku, na którym już zdążyłam rozłożyć mojego
laptopa. Weszłam na moje konto bankowe i zdębiałam. Moje konto, które trzymało
się całkiem nieźle jak na samoutrzymującą się studentkę, zostało wzbogacone o
sto tysięcy dolarów! Nie mam pojęcia jak długo tak siedziałam i wpatrywałam się
z otwartą buzią w monitor. Kiedy już się otrząsnęłam pośpiesznie przeszłam do
rachunków, aby zobaczyć kto jest nadawcą tych pieniędzy. Skarbiec dworski. O
mamciu, a za co to? Ja rozumiem, że na dworze nimfy nie musiały wydawać
pieniędzy na jedzenie czy płacić za mieszkanie.
Zerwałam się z miejsca i wybiegłam z pokoju.
- Rufin! - krzyknęłam, bo nie miałam pojęcia, gdzie go szukać
w tym wielkim domu.
- Na dole! - ale zanim nadeszła odpowiedzieć, zdążyłam
zlokalizować jego aurę i w momencie, gdy mi odpowiadał ja już byłam w drzwiach
centrum dowodzenia na dole.
Rufin był jeszcze w garniturze, gdyż wróciłam wcześniej od
niego. Spojrzał na mnie unosząc brwi.
- Aura - wyjaśniłam mu moje nagłe pojawienie się. - Cześć -
pomachałam do trzech facetów w czerni, którzy speszyli się na mój widok i pośpiesznie
odwrócili wzrok. Wygięłam usta w podkówkę. Rufin wywrócił oczami.
- Chciałaś coś? - zapytał wychodząc z pomieszczenia i
kierując się do jadalni. Chcąc nie chcąc podreptałam za nim. Bernard, nasz
lokaj i gosposia w jednym, przygotował kolację. Zawsze mnie dziwiło te bogactwo
potraw i owoców, ale bardzo często (zazwyczaj kiedy mnie już nie było przy
stole) faceci w czerni dosiadali się do Rufina.
- Czemu dwór mi wysłał pieniądze - zapytałam prosto z mostu
siadając na "swoje" miejsce.
- Podejrzewam, że przysłali ci zaliczkę, a później będą
przesyłać ci regularną pensję -powiedział jak gdyby nigdy nic i zajął się
jedzeniem.
Zaliczka? O, Kalipso. I jeszcze mam dostać pensję? Przecież
to jest kupa forsy. Z kłębiącymi się myślami w głowie zaczęłam wrzucać owoce do
miseczki, aby potem dodać do nich trochę płatków owsianych i jogurtu. Co ja
zrobię z takimi pieniędzmi?
- Muszę zadzwonić do Jerry'ego - odpowiedziałam na głos na
zadane w myślach pytanie.
- Po co? - dopiero po chwili zorientowałam się, że Rufin mówi
do mnie.
- Muszę kupić wieżę, aby cię męczyć muzyką - uśmiechnęłam się
szeroko na samą myśl o tym.
- Zołza - rzucił, a ja zabrałam swoją przekąskę i wróciłam do
swojego pokoju.
*
Moja praca póki co opierała się na zbijaniu bąków i
plotkowaniu z Rose. Okazało się, że bardzo sympatyczna z niej kobieta i
doskonale się rozumiałyśmy. Wdrażała mnie w te dziwne życie, w które nagle mnie
wrzucono. Cierpliwie tłumaczyła kto jest kim, czym się zajmuje, z kim romansuje
i tak dalej.
Kobiety z innych pięter przychodziły do nas pod byle
pretekstem, bo każda chciała zobaczyć na własne oczy dworską wysłanniczkę co
było dla mnie śmieszne. Drzwi do mojego gabinetu były cały czas otwarte, więc
mogły przyjść i zapytać mnie osobiście, ale wolały przychodzić pod przykrywką.
Oczywiście ta zasada nie tyczyła się tylko kobiet, co to to
nie! Mężczyzn także wielu się zjawiało, ale Rose odprawiała ich z kwitkiem, a
oni potulnie odchodzili. Doszłam do wniosku, że wampirzyca należy do osób, z
którymi się nie zadziera.
Gdy zadzwonił telefon Rose odebrała go bez entuzjazmu. Po
chwili jest usta utworzyły "o", a potem podziękowała i spojrzała na
mnie podekscytowana. Rzuciłam jej pytające spojrzenie.
- Calvin Klein właśnie tu jedzie - zapiszczała cicho i teraz
przyszła moja kolej na otworzenie ust.
- TEN Calvin Klein? - zapytałam zszokowana.
- Dokładnie ten. Jest demonem i już od dłuższego czasu stara
się namówić Rufina, aby był modelem nowej linii bokserek - poruszała brwiami, a
ja zaśmiałam się.
W tym samym momencie otworzyły się drzwi gabinetu jak i
windy. "Idę do siebie" powiedziałam bezgłośnie do Rose i rzucając
ukradkowe spojrzenie na Clavina Kleina zniknęłam w swoim gabinecie.
Umówiłam się dzisiaj z Belladoną, aby popracować nad pomysłem
stworzenia szpitala dla nieśmiertelnych. Cukiereczek znała niemalże wszystkie
systemy prawne (dziwne hobby, ja wiem) ponadto znała się na zaklęciach i
alchemii, czyli była w stanie ustalić co będzie potrzebne, jakie musimy
zastosować procedury, aby uzyskać zgodę. W moim zakresie zostawało znalezienie
miejsca, sponsorów oraz architekta, który by zaprojektował nowy budynek lub
ewentualnie przystosował jakiś stary. Już nie wspominam nawet o tym, że to ja
będę świecić oczami przed dworem, jeśli coś pójdzie nie tak.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że praktycznie ciągle ktoś
mi towarzyszył "dla mojego bezpieczeństwa". Niezwykle mnie to
irytowało, więc nawet na widok Ethana skrzywiłam się.
Z Belladoną pozbyłyśmy się wojownika tłumacząc, że będziemy
rozmawiały o babskich sprawach i nie jest on nam potrzebny. Tak na prawdę to
nie chciałyśmy, aby ktoś dowiedział się o naszym supertajnym projekcie.
Wszystko skończyło się na tym, że Belladona wręczyła mi kopię
dokumentów, z którymi musiałam się zapoznać. Sama zajęła się wyszukiwaniem
zaklęć zwodzących i ochronnych. Dodatkowo została nam kwestia skąd byśmy
pozyskiwały wszystkie potrzebne eliksiry i wywary. O pensji dla potencjalnych
pracowników nie wspominając.
Po godzinie Ethan stwierdził, że nic nam nie grozi w centrum
handlowym i gdzieś pojechał. Minęło następnych kilka godzin, a z popołudnia
zrobił się wieczór, kiedy postanowiłyśmy z Belladoną, że czas wracać do domu.
Wchodząc do tego ogromnego domu doszły mnie śmiechy i rozmowy
dochodzące z jadalni. No tak, wszyscy się tam zebrali skoro mnie nie było. Nie
było opcji dostać się na górę nie przechodząc koło jadalni, która zamiast drzwi
miała otwartą przestrzeń. Zresztą stukot moich szpilek i tak już wszystkich
zaalarmował, że jestem w domu.
- Przyniosłaś ze sobą pracę domową? - zapytał Rufin śmiejąc
się ze mnie.
- Nie twój interes! - zawołałam, gdy już zniknęłam mu z pola
widzenia.
Tak jak podejrzewałam w jadalni znajdowało się prawie
dziesięć osób i byłam pewna, że kiedy zejdę to nie zastanę tam już nikogo.
Dlatego poinformowałam Bernarda, którego spotkałam na górze, że zjem później.
Była dopiero dziewiętnasta, więc to była idealna pora, aby poćwiczyć. Miałam
tyle energii, że potrzebowałam wycisku. Włączyłam głośno muzykę, a bas rozniósł
się chyba po całym domu.
Uśmiechnęłam się do siebie głupio, że umilę komuś dzisiaj
wieczór. Będę musiała podziękować Jerry'emu za znalezienie mi sprzętu i
zamontowanie go. Głośniki były tak rozmieszczone, że wtapiały się w pokój.
Odłożyłam skakankę będąc już cała mokra od potu, także od
innych ćwiczeń. Lubiłam nosić tylko stanik sportowy i czarne spodenki, które
bardziej przypominały mocno wykrojone bokserki niż szorty. Ułożyłam się na
podłodze i zaczęłam robić pompki, przy dziesiątej muzyka ucichła.
- Ej! - krzyknęłam, nie musiałam nawet podnosić głowy, aby
wiedzieć kto przyszedł. - Ja - pompka - tutaj - pompka - ćwiczę!
Ale nie dostałam żadnego odzewu. Dobiłam do dwudziestu i
podniosłam się łapiąc za skakankę.
- Włącz muzykę - powiedziałam skacząc tak szybko, że nawet
nigdy mi do głowy nie przyszło, aby liczyć.
- Ty to nazywasz muzyką?! - Rufin był przerażony.
- To hardstyle - wypowiedziałam nie zaprzestając swojego
ćwiczenia.
- Nie obchodzi mnie to. Masz w tej chwili zejść na dół zjeść
kolację - powiedział krzyżując ręce na klatce piersiowej tym samym odcinając mi
drogę do wieży.
- Od kiedy mi tak matkujesz? - zapytałam rozbawiona.
- Bernard kazał mi cię przytaszczyć za włosy, abyś zjadła,
ale podejrzewam, że też już nie mógł wytrzymać twojej muzyki - uśmiechnął się
złośliwie, a ja przestałam skakać i chciałam go uderzyć skakanką po nogach, ale
przewidział mój ruch i złapał sznurek zanim ten dotknął jego skóry.
Skrzywiłam się z niezadowolenia i łapiąc ręcznik odwróciłam
się, aby zejść na dół.
- Wiesz co, informacja, że twój tyłek jest fajny, nadal jest
aktualna.
- Spadaj!
*
Dzisiaj miałam wyjątkowo dobry humor, więc zdecydowałam się
założyć kremową koronkową sukienkę do połowy uda oraz wysokie czarno-złote
sandałki. Belladona przysłała mi esemesa, że nic nie może nam przeszkodzić w
kwestii prawnej i legalnej w otworzeniu szpitala. Położyłam swoją torebkę w
holu i odpisując milionami wesołych buziek i wykrzykników weszłam do jadalni.
Dopiero po dłużej chwili spostrzegłam, że cisza jest zbyt
cicha. Oderwałam wzrok od telefonu i spojrzałam na zebranych. Było lekko po
siódmej i nikt nie spodziewał się mnie o tej godzinie na śniadaniu.
- Czy ty chcesz wypalić moim ludziom oczy? - Rufin w końcu
napił się kawy, której filiżanka nagle zatrzymała się w połowie.
Był jeden powód, dlaczego nigdy nie narzekałam na mój prawie
metr osiemdziesiąt. Przez to, że byłam wysoka miałam długie nogi, które teraz
pokazywałam w całej okazałości.
- Tak, dzięki. Też uważam, że ta sukienka jest ładna -
powiedziałam bez większych emocji siadając i nalewając sobie kawy.
- Oczywiście, że pięknie pani wygląda, panienko Katharino -
powiedział Bernard ganiąc wzrokiem Rufina, który się skrzywił.
- Dzięki, Bern - uśmiechnęłam się do niego szeroko, a już po
chwili stała przede mną sałatka grecka. - Zabierzesz mnie ze sobą? - zapytałam
Rufina, a on spojrzał na mnie jak na przybysza z kosmosu.
- Podmienili cię w nocy czy co?
Dzisiaj złamałam już dwa z moich przyzwyczajeń. Wstałam przed
dziewiątą i pojawię się w pracy przed dziesiątą. Powinno się to zapisać w
kalendarzu i ustalić jako święto!
Gdy żółta audi podjechała pod budynek znalazło się kilku
takich, którzy robili zdjęcia telefonami. Wysiadłam z auta, a Rufin rzucił
kluczyki młodemu diablikowi, który parkował. Pod wejściem stało kilku paparazi.
Kilka dni temu, gdy wieść, że jestem nimfą się rozniosła,
pojawili się ci nieśmiertelni. Zaledwie dzień później do mediów śmiertelników
dostała się wiadomość, że używałam nazwiska matki i jestem siostrą tych
sławnych braci Dorfmeisterów, którzy mają wielką firmę w Austrii zajmującą się
ochroną. Rufin potwierdził wiadomość, że jestem ich wysłanniczką, bo podjęli
współpracę. Ile w tym było prawdy to nie mam pojęcia. Pewne było to, że moi
bracia mieli firmę ochroniarską, na którą składali się nieśmiertelni chroniący
prezydentów i innych ważnych.
Pomachałam do kilku fotografów, a flesze zaczęły błyskać jak
szalone.
- Wiesz, że znajdziesz się jutro na okładce tego pismaka,
którego tak nie znosisz? - Rufin był wyraźnie rozbawiony.
- To dobrze - uśmiechnęłam się szeroko przechodząc przez
drzwi, które przytrzymał dla mnie najwyższy demon.
- Cześć, Suz! Jak tam siostra? - rzuciłam uśmiechając się do
chochliczki, która zajmowała się recepcją na dole.
- Dobrze, kazała cię pozdrowić - kobieta uśmiechnęła się
szeroko.
Wczoraj rozmawiałam z siostrą Suzannah, która znalazła się w
fatalnej sytuacji. Będąc w ciąży, dziecko pośpieszyło się z terminem i była
zmuszona urodzić w normalnym szpitalu. Sytuacja skończyłaby się tragiczne, bo
lekarze stwierdzili, że dziecko ma niebezpieczną narośl na plecach i chcieli ją
jak najszybciej wyciąć. Na szczęście był tam mąż kobiety, który załatwił sprawę
pięściami, a to wystarczyło, aby przybyło wsparcie i wymazali wspomnienia.
Sprawa dobrze się skończyła, bo mały chłopczyk zachował skrzydełka, ale nie
każdy może mieć tyle szczęścia.
- Nie wiem co ty kombinujesz, ale podczas lunchu mamy
spotkanie i musisz na nim być - oznajmił Rufin wciskając przycisk w windzie. -
Chociaż lepiej gdyby cię tam nie było - dodał już ciszej, a ja roześmiałam się.
___________________________________________________
Tymczasem moje wakacje trwają w najlepsze! Ale mam nadzieję, że już za tydzień uda mi się wrócić do Polski do mojego cudownego chłopaka i kochanego (wredna małpa!) kota.
Nadal poszukuję ekipy na bloga Pisane Ogniem. Więcej informacji można uzyskać na gg: 121027.
Nadal poszukuję ekipy na bloga Pisane Ogniem. Więcej informacji można uzyskać na gg: 121027.
Czy ty kobieto chcesz przyprawić mnie o erotyczny zawał?! Calvin Klein, Rufin i bokserki w jednym momencie to nie za dobrze działa na moją wybujałą wyobraźnie! Ale... Wiesz.... Kath mogła by go przymusić.... I pojechać razem z nim.... Bo kurde! On gada, że ma świetny tyłek ("Wiesz co, informacja, że twój tyłek jest fajny, nadal jest aktualna." Świetny tekst <3 Kocham :3 ) to ona może sobie też popatrzeć na jego tyłek! A my przy okazji też! ^ ^ Jestem zbyt zboczona przepraszam T^T
OdpowiedzUsuńA teraz serio...
Uważam, że to świetny pomysł z tym szpitalem. W końcu nieśmiertelne też mają jakieś prawa, nie? Myślę, że to wypali no bo team Kadona (bądź Belrina albo jeszcze inne takie nazwy jakie Kalipso da ludziom na myśl) jest niezwyciężony!
Rufin jest taki boski *Q* Z każdym rozdziałem kocham go jeszcze mocniej <3 Ale.... W następnym rozdziale będę mogła zobaczyć te cudowne oczy w kolorze whisky, prawda? *słodkie oczka*
I znów muszę czekać caaaalutki tydzień T^T
(Przepraszam, że komentarz został napisany nieskładnie, ale żyję na trzech kawach, rano wyjeżdżam, a musiałam skomentować rozdział! <3)
Co ja bym dała by być na miejscu Kate? Dojże że mieszka z takim przystojniakiem, to jeszcze ma tyle forsy, że może mieć co tylko zechce. Ogólnie rozdział jest super, a pod koniec to już zwijałam się ze śmiechu. A Rufin w roli modela... Tak zdecydowanie Calvin Klein musi go namówić :]. Ciekawa jestem co to za spotkanie (mam podejrzenia, ale nic nie mówię). Czekam do piątku!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny!
Ej no, ja też chcę 100 tysięcy dolarów na koncie :D A Kate ma jeszcze dostawać pensję regularną, to niesprawiedliwe, zazdroszczę jej :D W ogóle to jej dobrze, tyle facetów!
OdpowiedzUsuńZ tym Calvinem Kleinem to mnie zaskoczyłaś :D Jestem ciekawa, które jeszcze sławne osoby są tak naprawdę nadprzyrodzone. No i chciałabym poczytać o tym jak Rufin pozuje jako model :D
Jeszcze raz chcę napisać, że drażnienie się Kate i Rufina jest przezabawne. Ale ten tekst: "Wiesz co, informacja, że twój tyłek jest fajny, nadal jest aktualna." był najlepszy! po prostu genialne <3
Pozdrawiam!