Chciałabym tylko powiedzieć, że uwielbiam czytać wasze komentarze, dziewczyny <3
Pozostałe dni wykorzystałyśmy z Belladoną na zakupy. Ja
uzupełniłam swoje zapasy rzeczami, które można dostać tylko na dworze. O dziwo
kupiłam nawet jedną książkę o aurach. Ale moja przyjaciółka miała o wiele
gorsze zadanie. Musiała spakować bardzo wiele rzeczy, więc siedziała niemalże
do samego rana czarując swoje torby. Dzielnie jej w tym towarzyszyłam, chociaż
nie mogłam jej pomóc. Byłam pewna, że do szklanego, kwadratowego pojemnika
zmieściła połowę swojego ogrodu. Tworzyła mnóstwo zaklęć ochronnych.
Podtrzymywały odpowiednią temperaturę, powiększały przestrzeń, zmniejszały wagę
przedmiotów (biedny ten, który musiałby dźwigać biblioteczkę Belli).
Moja przyjaciółka była na tyle kochana, że rzuciła zaklęcie
powiększające na moją jedną walizkę bym mogła pomieścić wszystkie słodycze,
nasiona i ciuchy, które kupiłam. Były to trzy biało-złote sukienki. Długa,
podobna do togi, którą miałam na uroczystości przesilenia. Inna sięgała do
kolan i gdy kręciłam się dookoła unosiła się wokół mnie. Trzecia była niczym
druga skóra. Kończyła się w połowie uda i była piekielnie seksowna. Belladona,
aż piała z zachwytu nad nią.
Gdy w końcu nasza szóstka się zebrała (Ethan, Rufin,
Sebastian, Rafael, Belladona i ja) okazało się, że potrzebujemy, aż trzech
powozów. W jednym były nasze bagaże. Do drugiego wcisnęłyśmy się z Belladoną i
wciągnęłyśmy Ethana, więc wielka trójca miała swój powóz.
Mieliśmy przed sobą długą drogę i zajmie nam dobre kilka
godzin zanim dojedziemy do miejsca, skąd możemy lecieć samolotem. Ale mieliśmy
dobre towarzystwo, a już po chwili Belladona znikąd wyciągnęła szachy i razem z
Ethanem zaczęli grać, a ja ich dopingowałam rzucając jakieś głupie uwagi.
Gdy dojechaliśmy na lądowisko Ethan wysiadł oburzony z
powozu, a my wyskoczyłyśmy śmiejąc się wniebogłosy.
- Już nigdy więcej nie zagram z nimi w szachy - stwierdził
ponuro wojownik odpowiadając na nieme pytanie innych mężczyzn.
- Dlaczego? - zapytał Sebastian bacznie nam się przypatrując,
gdy szczerzyłyśmy się jak głupie.
- Bo oszukują! Belladona wyczarowała grzmot za oknem, Kate
rzuciła się do niego piszcząc jak porażona, a kiedy okazało się, że nic się nie
stało mój goniec dziwnym trafem został zbity.
Mężczyźni roześmiali się, a my z Bellą przybiłyśmy piątkę i
ruszyłyśmy w stronę samolotu, która okazał się być prywatnym odrzutowcem, ale
był zupełnie inny niż tym, którym przyleciałam. Wywnioskowałam, że musiał
należeć do Rufina.
Usiadłyśmy na swoich miejscach, z Sebastianem i Rufinem
naprzeciwko, Rafael stwierdził, że prędzej umrze niż wysiedzi na tych fotelach
i poszedł położyć się do sypialni. Ethan, wciąż obrażony, poszedł spać.
Oparłam głowę na ramieniu Belladony obserwując schemat, który
rysowała. Zajęło mi trochę czasu zanim zrozumiałam co to jest. Zapowiadało się
to na jakiś skomplikowany talizman, który ukrywa skrzydła chochlikom. Rozpisane
były przeróżne zaklęcia oraz jakie będą ich skutki. Bella chciała umieścić cały
urok w pierścieniu.
- Aura nie otocza skrzydeł chochlików - powiedziałam
przypominając sobie nagle.
- Więc założony pierścień może być zakłócany przez aurę -
dokończyła moją myśl Belladona. Pierścień będzie wtedy jakby pod aurą i może
nie docierać do skrzydeł, które jej nie posiadają.
Rufin podniósł wzrok znad gazety, a Sebastian odwrócił głowę
od okna. Zignorowałyśmy ich, zresztą jak zwykle.
- A ten czar odpychający aurę? - zaproponowałam.
- Mogę przesadzić z jego mocą i wtedy stworzymy piętę
achillesową.
Łatwiej wtedy było zabić nieśmiertelnego. Nawet śmiertelnik
mógłby to zrobić, gdyby akurat trafił w te miejsce. Oczywiście mówimy tu o
konkretnych ranach śmiertelnych lub potężnych truciznach. Otóż większość
śmiertelników nie jest w stanie przebić się przez naszą aurę. Tylko te
pistolety o wzmocnionych nabojach się przebiją. Jeśli zaś nieśmiertelny strzela
do nieśmiertelnego aura nie pomoże.
- Mogę przybrać aurę chochlika i wtedy zobaczymy na ile
zadziała odepchanie.
Oczy Belladony się zaświeciły.
- To otwiera nam wiele możliwości.
- Chyba powinniśmy zacząć się ich bać - powiedział Sebastian.
- Zdecydowanie powinniśmy - zawtórował mu Rufin.
*
Ktoś mną lekko potrząsał. Ostatnie obrazy rajskiego ogrodu
uleciały z mojego umysłu, a sen się rozpłynął. Otworzyłam oczy i przez chwilę
myślałam, że jest noc, ale gdy Rafael zmienił położenie swoich skrzydeł okazało
się, że jest ranek.
- Jesteśmy już na miejscu
- uśmiechnął się, a ja się rozpływałam.
- Dzięki - bąknęłam przeciągając się. Belladony nie było obok
mnie, ale kątem oka zobaczyłam jak jej czarne włosy mignęły w drzwiach
łazienki. Po chwili już stała przede mną promienna jak zawsze.
- Trzymaj - wcisnęła mi do dłoni jakąś małą fiolkę. - To
żadne czary tylko zwykłe witaminy.
Ufałam jej jak nikomu innemu, więc nie wahałam się ani
chwili, gdy wypiłam duszkiem zawartość. Nie miała szczególnego smaku.
- Dodałam trochę kofeiny, więc powinno cię postawić na nogi.
Jak ona mnie dobrze zna. Dobrze wie, że nie zaczynam dnia bez
kawy. Ogarnęła mnie nagła radość, gdy uświadomiłam sobie, że będę ją miała
blisko siebie.
Postanowiliśmy, że razem z Belladoną zatrzymamy się u Rufina,
a Sebastian, Rafael i Ethan pojadą do siebie. Minęło trochę czasu zanim
rozdzieliliśmy się do dwóch suvów, a nasze bagaże wylądowały w bagażnikach.
Rufin patrzył podejrzliwie na dwie duże, ale lekkie walizki
Belli i szklany pojemnik, w którym nie było widać nic prócz zieleni. Gdy zaś
przenosił moje dwie walizki zmarszczył brwi. Nic dziwnego skoro jedna z nich
praktycznie nic nie ważyła. Nie skomentował jednak tego.
Gdy wjeżdżaliśmy na posesję Belladona rzuciła mi spojrzenie
mówiące "ależ jest nadziany" odpowiedziałam na to wzruszeniem ramion.
Liczni strażnicy tylko utwierdzili mnie w przekonaniu, że ten dom jest chyba
najbezpieczniejszym miejscem w Nowym Jorku.
Zostałyśmy zaprowadzone do pokoi gościnnych. Wzięłam szybki
prysznic i zajrzałam do Belli, aby zapytać czy idzie ze mną poćwiczyć.
Spojrzała na mnie jak na wariatkę i wróciła do czytania jakiejś książki.
Słońce dopiero powoli zaczynało zachodzić, więc stwierdziłam,
że to idealna pora, aby poćwiczyć jogę. Trawa łaskotała mnie w stopy, ale była
soczyście zielona, nie przeszkadzało mi to. Ustabilizowałam oddech starając się
oczyścić umysł. Przyjęłam jedną z pozycji zamykając oczy i skupiając się na
mięśniach, które powoli zaczynały boleć. Joga to był mój sposób na odprężenie i
oczyszczenie umysłu.
Dlatego gdy otworzyłam oczy i zauważyłam Rufina, siedzącego
na trawie na przeciwko mnie, omal nie wrzasnęłam ze strachu. Nie mam pojęcia
jak długo tu siedział, ale tak byłam skupiona, że nawet nie wyczułam jego aury,
która kołysała się łagodnie jak kwiaty na wietrze. Musiał się tutaj czuć
bezpiecznie i bardzo dobrze. Cóż, to w końcu jego dom.
- Nie chciałem ci przeszkadzać, wyglądałaś na bardzo
skupioną.
Włosy miał wilgotne, z czego wnioskowałam, ze musiał brać
niedawno prysznic. Ubrany był w biały podkoszulek i szare spodnie dresowe. Tak
jak ja był na boso. Mój umysł, bez mojej zgody, przyznał, że wygląda
apetycznie.
Zaniepokojona torem własnych myśli położyłam się na trawie,
aby na niego nie patrzeć. Musiałam przyznać, że był stąd bardzo ładny widok na
zachód słońca, które już sięgało horyzontu.
- Jak chcesz to jeszcze dzisiaj możesz sobie wybrać pokój.
Jutro pokaże Ci twoje biuro - dobiegł mnie spokojny głos demona.
Będę miała swój gabinet? Jakie to wszystko szalone. Cały czas
zastanawiałam się, dlaczego Cynthiana uważa, że jestem idealna na te
stanowisko. Przecież ja nawet nie mam odpowiedniego wykształcenia. Studiuję
turystykę, do cholery! Nie jakieś stosunki międzynarodowe czy też nieśmiertelną
politykę.
- Nie myśl tylko, że cię ominie trening - powiedziałam tylko,
a odpowiedzią na moje słowa był wybuch śmiechu.
*
Nie wiem kto był takim śmieszkiem i nastawił mi budzik w
telefonie, ale stawiałam na Belladonę. Była ósma rano, czyli nieprzyzwoicie
wczesna godzina. Związałam włosy na czubku głowy i wciągnęłam na siebie dużą
bluzę, która zakrywała moje krótkie spodenki do spania.
Zeszłam po schodach przypominając zombie. Byłam niemalże
pewna, że przyjęliby mnie do tej roli, gdybym miała grać w filmie. Wiedziona
zapachami kierowałam się do jadalni. Weszłam do pomieszczenia szukając sprawcy
tego marnego żartu.
- Ha ha, bardzo to było zabawne - wyburczałam do Belladony
siadając do stołu i nalewając kawy do dużego kubka.
- Zawsze wstaje w takim dobrym humorze? - zapytał Rufin
popijając kawę i czytając jakąś gazetę, której odpowiednik widziałam też na
dworze.
- Nie radzę z nią rozmawiać zanim nie wypije kawy.
- Pani dobra rada się znalazła - wyburczałam. - Powinnaś się
zająć własnym dupskiem i dać mi spokój. Przysięgam, że się na tobie zemszczę za
te wszystkie złe rzeczy, które mi czynisz.
- Widzisz? - Belladona uniosła jedną brew uśmiechając się
szeroko i nic nie robiła sobie z mojego morderczego spojrzenia.
- Wiedźma - rzuciłam tylko pijąc kawę jakby była co najmniej
nektarem bogów. A może i nim była?
Ale Belladona miała rację. Nienawidziłam wcześnie wstawać i
byłam bardzo nieprzyjemna dla wszystkich zanim nie wypiłam kawy. Byłam typem
nocnego marka. O wiele lepiej uczyłam się w nocy, a spać mogłam do południa.
Kiedy wzięłam już ranny prysznic i doprowadziłam się do
porządku zbiegłam po schodach jedząc jabłko, które wcześniej zabrałam ze
śniadania.
- Więc najpierw jedziemy do mnie, tak? - zapytałam
przekładając torebkę przez ramię i wgryzając się w jabłko.
- O proszę, jaka nagła zmiana nastroju - zironizował Rufin, a
Belladona parsknęła rozbawiona.
- Lepiej się przyzwyczajaj - wzruszyłam tylko ramionami i
wyszłam na zewnątrz.
Pogoda tego dnia była przepiękna, więc krótkie spodenki i
koszulka na ramiączkach były jak najbardziej pożądane. Minęliśmy żółciutką
audicę, na którą zerkałam tęsknie, kierując się do suva. Nie żebym miała coś do
tych samochodów, były na prawdę fajne i napakowane elektroniką, ale nudziły
mnie. Były takie klockowate, podczas gdy Ashton Martin Vanquish był taki
śliczny.
Nie zajęło nam wiele czasu spakowanie wszystkich moich rzeczy
do pudeł. Ethan już wyjaśnił Jess, że się wyprowadzam, ale na moje miejsce już
znalazł inną osobę. Byłam niemalże pewna, że dziewczyny się nie polubią, ale
wiedziałam, że Belladona będzie bezpieczna z Ethanem w domu.
Bella została w moim starym lokum i powoli zaczęła się
wypakowywać, gdy Ethan stwierdził, że czas, abym pojechała zobaczyć swój nowy
gabinet. Taa... Bombastycznie.
Znowu weszłam do tego budynku ubrana nieodpowiednio. Moje
białe conversy przed kostkę chyba nie bardzo pasowały do czarnych szpilek
Louboutina innych pań. Kiedy przechodziłam obok recepcji diabliczka skinęła mi
głową.
- Dzień dobry, panno Dorfmeister.
Spojrzałam na nią jak na przybysza z innej planety, ale nic
się nie odezwałam tylko wsiadłam do windy. Od kiedy to ja jestem panną
Dorfmeister? Cholera, muszę dorwać tego plotkarskiego szmatławca, żeby wiedzieć
co napisali o przesileniu letnim.
Gdy wysiedliśmy na piętrze Rufina i kilka osób pozdrowiło
mnie per panno Dorfmeister, myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Oparłam
się o wysokie biurko Rose.
- Jeśli ty też zaraz wyjedziesz z tym "panno
Dorfmeister" to przysięgam, że stanie ci się krzywda, Rose - powiedziałam,
zanim wampirka zdążyła się odezwać. Kobieta roześmiała się wesoło, a mnie
momentalnie poprawił się humor.
- Okej, zapamiętam - uśmiechnęła się szeroko zerkając
przelotnie na Ethana. O proszę, proszę! Ktoś tutaj ma branie!
- Jak tam się czujesz? - zagadnęłam Rose. W końcu nie
widziałam jej dłuższy czas, a ostatnim razem wyglądała bardzo źle.
- Nawet nie masz pojęcia jaki mam u ciebie dług wdzięczności
- powiedziała szczerze, a ja poczułam się dziwnie w roli bohaterki.
- Daj spokój, ważne, że psychol siedzi zamknięty, nie?
- To ty nie wiesz? - zdziwiła się Rose.
- Czego nie wiem?
- Rufin wykonał publiczną egzekucję, aby dać ostrzeżenie
reszcie idiotów zanim przyjdzie im do głowy podobny, durny pomysł - powiedziała
to tak jakby mówiła o pogodzie.
Zesztywniałam próbując przyswoić sobie usłyszane informacje.
Rufin wykonał egzekucję. Rufin kogoś zabił. Fakt, Oscar zasługiwał na śmierć,
ale jasna cholera! Rufin go zabił. Publicznie. Aby dać ostrzeżenie. Pokaz
władzy. Zrobiło mi się słabo. Cały czas zapominałam o tym, ze nie bez przyczyny
to właśnie Rufin Desmon odpowiada za całą Amerykę. Ja chcę do domu.
Nawet nie zdałam sobie sprawy, kiedy zaczęłam okręcać włosy
wokół palca, aby się czymś zająć, bo inaczej bym zwariowała.
Drzwi do gabinetu Rufina otworzyły się i wyszedł z nich demon
o dość silnej aurze razem z samym Rufinem i Rafaelem.
- Oh, oto i panna Dorfmeister, zgadza się? - zapytał
nieznajomy. Usłyszałam ciche parsknięcie Rose, a sama zacisnęłam zęby
uśmiechając się wymuszenie.
Spojrzałam na wampirzycę, ale nawet jej oczy się śmiały.
- Odprowadzę pana do windy - powiedziała wstając, a ja
doskonale widziałam jak powstrzymywała się, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
Posłałam pożegnalny uśmiech nieznajomemu i odetchnęłam z ulgą, gdy zniknął w
windzie.
- Panno Dorfmeister - Ethan zachichotał.
- Oh, zamknij się - warknęłam. - Co oni wypisali w tym
szmatławcu?
- Można rzec, że napisali twoją biografię i bardzo wyraźnie
zaznaczyli, że jesteś wolna - Rafael poruszył porozumiewawczo brwiami. - Mamy
robotę, Ethan.
I już po chwili oboje zniknęli w windzie.
Rufin przeszedł obok mnie i otworzył drzwi, na przeciwko
tych, z których niedawno wyszedł. Ubrany był po prezesowsku, jak to nazywałam.
Grafitowa marynarka i jasne jeansy.
- Zapraszam do gabinetu, panno Dorfmeister - powiedział
gestem zapraszając mnie do środka.
Cudownie, tylko tego mi brakowało, aby pracować tuż obok
niego. Losie, za co mnie tak każesz?! Wzdychając z bezradności weszłam do
pomieszczenia nie mogąc przyjąć do świadomości, że to teraz jest moje.
Mój gabinet był lustrzanym odbiciem gabinetu Rufina. U mnie
meble miały ciepły odcień brązu, gdy u demona były czarne. W ogóle u Rufina
dominowała czerń, biel i stal. Mój gabinet był przytulniejszy. Ściany były
pomalowane na kolor kawy z mlekiem, kanapy miały kremowe skóry, a na biurku w
małym wazoniku stały konwalie.
- Podoba ci się? Jak coś ci nie pasuje to poproś Rose, aby
zamówiła odpowiednie rzeczy.
Podobało mi się tutaj, ale będę musiała poprosić Belladonę,
aby przyniosła mi jakieś rośliny.
- Dlaczego konwalie? - zapytałam zamiast odpowiedzieć na jego
pytanie, odwróciłam się przez ramie, aby na niego spojrzeć. Opierał się o
framugę drzwi obserwując mnie uważnie.
- Głupie pytanie - uśmiechnął się złośliwie i wyszedł z
pomieszczenia zostawiając mnie samą.
____________________________________________
Nie wiem jak pogoda w Polsce, ale w Szwecji już drugi tydzień są upały (47 stopni w słońcu, 35 w cieniu!!!). Btw, zobaczcie jaki śliczny art znalazłam w google! Isn't she cute? :)
EDIT: Szukam załogi na Pisane Ogniem. Chętnych zapraszam na gg: 121027 :)
EDIT: Szukam załogi na Pisane Ogniem. Chętnych zapraszam na gg: 121027 :)
Na początku skomentuje trzecią sukienkę Kath.... Mam nadzieję, że założy ją niedługo, na jakąś "specjalną okazję" i będzie ta okazja związana z Rufinem, Sebastianem bądź Rafaelem! *^*
OdpowiedzUsuńNie tylko ja cierpię na chorobę zwaną "Przed kawą nic nie ma sensu i ludzie mnie wkur*iają!" w skrócie "PKNNMSILMW" ^ ^
Ten moment z Jogą.... Finezja! :D Tak bardzo, że "mój umysł, bez mojej zgody," wyobraził sobie Rufina wychodzącego spod prysznica i... .///.
Wiem, że się teraz uczepię, ale "Aston Martin Vanquish", a nie "Ashton Martin Vanquish" ^ ^" Nie moje wina, że kocham tą markę T^T
"Panno Dorfmeister" xD Zapamiętam, żeby tak NIGDY nie mówić :D
Konwalie, konwalie.... Dlaczego konwalie?
Czekam na następny rozdział z utęsknieniem! <3 :*
I znów o czymś zapomniałam! *palmface* Art jest zajebisty! <3 Taki.... Tajemniczy i seksowny *^*
UsuńWow, szybka jesteś <3
UsuńSukienka jest zdecydowanie śliczna i działa na wyobraźnię!
Ja raczej daję radę bez kawy, ale doskonale rozumiem taich ludzi :d Swego czasu chodziłam spać o 13 i wstawałam jakoś po 22, aby znowu nie spać całą noc, iść na uczelnię itp...
Uwierz mi, moje palce bardzo często bez mojej zgody piszą rzeczy, od których się rumienię!
Wiesz, że nawet googlowałam ten samochód, aby upewnić się, że dobrze napiszę? Już idę poprawiać, dziękuję <3
O konwaliach było wspomniane już wcześniej ^^ Ale jestem taka kochana, że znajdę Ci ten fragment: " - Zostawiasz po sobie wizytówkę w postaci zapachu - wyjaśnił niczym nie zrażony Rufin.
- Jaśmin i konwalie dokładniej - dodał anioł, a ja poczułam się obdarta z całej pewności siebie."
Śliczny, nie? Powiedzmy, że ten art jest najbliższy mojej wizji Belladony. Za cholerę nic nie mogłam znaleźć w tych internetach ;<
Mózgu dlaczego nie zapamiętałeś tak ważnego aspektu?! T^T Wybacz, ale te resztki papki zwanej mózgiem kompletnie nie chcą ze mną współpracować ^ ^"
UsuńCoś wiem na ten temat! Mój mózg też ma ze mną kiepskie połączenie :D
UsuńJak mnie długo tu nie było!!! Ale co się dziwić byłam na wakacjach, a dostęp do internetu miałam ograniczony. Ale już jestem i komentuję :) Cytuję: „Nienawidziłam wcześnie wstawać i byłam bardzo nieprzyjemna dla wszystkich zanim nie wypiłam kawy. Byłam typem nocnego marka. O wiele lepiej uczyłam się w nocy, a spać mogłam do południa.” - jakbym czytała opis samej siebie :D! Cieszę się jak szalona, że Kath będzie mieszkać z Rufinem, to stwarza tyle możliwości...
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze świetny (poprzedni także) i z niecierpliwością czekam do kolejnego piątku.
Pozdrawiam i życzę weny oraz udanego pobytu w Sztokholmie (ja też miałam słoneczne wakacje :]).
PS: Jeśli chodzi o podobiznę Kath dokładnie tak sobie ją wyobrażałam, a jeżeli ten art na górze (śliczny z resztą) to podobizna Belli to również jest bliski mojemu wyobrażeniu.
Ważne, że juz jesteś <3
UsuńTak Kate mieszkająca z Rufinem to zdecydowanie wydarzenie roku :D
Można powiedzieć, że na górze to przybliżenie do wyobrażanej sobie przeze mnie Belli :)
Dawno mnie tu nie było, ale to przez te upały, obowiązki, staż i kurs. Ale teraz jestem i nadrabiam ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam twój prosty język i fakt, że zwykłe zdania całkowicie mnie wciągają. Niemal bez opamiętania. Ale przyznaję się, że po nadrobieniu tych wszystkich rozdziałów jestem totalnie team Rufin. Pokochałam jego starcia z Kath. Z resztą wnioskuję, że teraz będziemy mieć ich więcej.
Teraz mogę spokojnie stwierdzić, że zarówno Kath, tak samo jak i Rufin, mają bardzo zmienne humorki. Zdaje mi się, że mają chociaż jedną cechę wspólną ;)
Napisałaś już cały pierwszy tom, czyli 200 stron, tak? O ile dobrze pamiętam. Matko... ja się cieszę, ze mam napisanych 50.
Co do anioła i wampira o oczach whiskey [ o wiele łatwiej dzięki temu zapamiętać o kogo chodzi ;) A ja mam straszny problem z zapamiętaniem imion ;D ] Jeszcze nie wiem jak mam oceniać owych panów. Jakoś nie potrafię sobie ułożyć w głowie opinii o nich. Ale zapewniam, niedługo się przekonam do nich. I uwielbiam Belladone! Szczególnie jej imię ;P
Podoba mi się, że wprowadziłaś Kaelasa do opowiadania. Sama miałam równie podobny pomysł. Jednakże u mnie miała to być czarna pantera. Jak to musi ciekawie wyglądać, kiedy idziesz przez salę, a obok ciebie kroczy wielki, czarny kocur.
+ oczywiście, idę zajrzeć na nowego bloga ;)
Miłego wypoczynku w Szwecji :)
Jaki kurs robisz? :)
UsuńOsobiście często irytowały mnie te za bardzo kwieciste opowiadania. Dużo pitolenia o niczym, a mało akcji, czy też chociażby dialogów. Stawiam na prosty, ale poprawny, język. Staram się, aby cały czas działa się jakaś akcja, by nie zanudzić czytelnika opisem, że postać wstała zjadła śniadanie i umyła zeby etc.
Ja nadal nie mogę się zdecydować w jakiej drużynie gram :D Chyba w każdej po trochu. No bo Rufin jest boski. No ale Rafael. A potem oczy whisky! I jak tu się zdecydować? :D
Dokładnie mam napisane 222 strony, a jest to 34 rozdziały. Póki co, drugiego tomu mam tylko 8 stron. Sama jestem w szoku, bo zawsze miałam strasznie słomiany zapał i nigdy nie skończyłam żadnego opowiadania. Wydaję mi się, że to dlatego, że właśnie skupiałam się na nieistotnych rzeczach (poszła na lekcje itp). Teraz zapisywałam w notesiku każdy pomysł jaki mi przyszedł do głowy. I potem po prostu je odhaczałam. Zapisywałam nawet najmniejsze pierdoły np. powiększyć zaklęciami bagaż Belli.
Belladone to chyba każdy uwielbia! Sama ją kocham <3 A jej imię wybrałam z tego względu, że to nazwa jednej rośliny, a ona jest alchemiczką i ogólnie wiedźmą :D
Kocham koty, więc po prostu Kaelas musiał się tam znaleźć! :D
Jeszcze raz przyznam, że uwielbiam team Belladona-Kate. Uwielbiam tę czarownicę po prostu. Jest taka zaradna, mądra i zabawna. Uśmiałam się, jak każdy po kolei mówił "Panno Dorfmeister", a jak już Rufin powiedział to, to padłam :D Ale ja nie zdziwiłam się, że Rufin dokonał publicznej egzekucji. Od początku było wiadomo, że jest szychą, więc spodziewałam się, że na pewno dokonuje tego typu rzeczy. Cieszę się, że on i Kate będą spędzać ze sobą coraz więcej czasu. Idealnie :D I jestem ciekawa, jak dalej potoczą się przygody Kate w nowym zadaniu. Pozdrawiam i zapraszam do siebie! :*
OdpowiedzUsuńhttp://the-shadow-of-gritmore.blogspot.com