Tom I - Rozdział 11

Sophie, ten jest dla Ciebie <3


Strażnicy królewscy wyprowadzili mnie z części mieszkalnej i już po chwili wchodziliśmy do wielkich schodach prowadzących do sali tronowej, która też pełniła funkcję sali balowej. Była ogromna i mogła pomieścić pewnie z połowę, jak nie więcej, mieszkańców dworu.
Słyszałam gwar rozmów i jęknęłam w duchu na myśl, że zrobię wielkie wejście tak jak przewidziałam, bo wszyscy są już w środku i czekają na coś. Uroczyste otwarcie pewnie już było, ale zostały jeszcze chóry anielskie, akrobaci ognia, a także taniec nimf. Cholera, jako niezamężna nimfa także będę musiała wziąć w nim udział.
Gdy wkroczyłam do sali strażnicy gdzieś wyparowali, a osoby stojące najbliżej drzwi zaprzestały rozmów patrząc na mnie jakbym była co najmniej przybyszem z innej planety. W miarę jak szłam dalej, tym więcej osób zaczęło zwracać na mnie uwagę. Co się dziwić? Emanowałam aurą nimfy, w dodatku byłam ubrana w złoto i biel (kolory zarezerwowane dla nimf), ale mój wygląd kompletnie się nie zgadzał. No bo przecież widział ktoś kiedyś ciemnowłosą lub ciemnooką nimfę? A co dopiero te dwa razem! Na upartego mogli też twierdzić, że jestem za bardzo opalona.
Ludzie odwracali ode mnie wzrok, aby wyszeptać coś do swoich sąsiadów, a po chwili nazwisko Dorfmeister zaczęło się nieść przez plotkarski tłum. Gdy dotarłam do królewskiej pary miałam ochotę parsknąć śmiechem. Roman i Cynthiana wydawali się bardzo rozbawieni zaistniałym zamieszaniem.
- Ma reine, mon roi, wyglądacie jak zwykle kwitnąco - kiwnęłam najpierw królowej, a potem królowi. - Nasz lot się opóźnił przez szalejącą burzę, którą musieliśmy przeczekać na Islandii - mój ton był swobodny, a głos melodyjny, pomimo tego, że byłam podenerwowana.
- Oh, Katharino, nigdy nie szczędzisz nam słodkich słówek - zaćwierkała Cynthiana swoim głosem słodkim jak miód.
Była modelowym przykładem idealnej nimfy. Wysoka, włosy miała srebrzyste, a oczy błękitne jak czyste niebo. Podobnie jak ja ubrana była w długą togę, a w jej włosach lśnił złoty didadem.
Roman jak zwykle elegancki, z psotnym uśmiechem igrającym na ustach, drapał za uchem ogromną pumę śnieżną, która mrużyła oczy z rozkoszy. Moje spojrzenie od razu uciekło do pozostałej ósemki wielkich kotów, które leżały niedaleko wampira.
Wtem jeden z nich, ten największy, zerwał się na łapy i robiąc wielkie susy biegł tuż na mnie. Na sali zapanowała cisza jakby każdy wstrzymywał oddech, w sumie nawet byłam pewna, że tak było. W końcu niecodziennie się widzi jak jeden z kotów króla rozrywa na kawałki dziwną nimfę. Zaiste, to by była dopiero atrakcja roku.
Lecz ogromna puma przysiadła przede mną łasząc się do mojej ręki niczym domowy kociak. Schyliłam się, aby być na równi ze zwierzęciem i przytuliłam policzek do jego miękkiego pyska.
- Kaelas - wymruczałam drapiąc kota za uszami. Puma odpowiedziała mi rozkosznym mruczeniem i zmrużonymi ślepiami.
Jak byłam młodsza niemalże całe dnie przebywałam w pałacu ucząc się pod okiem królowej wraz z paroma innymi nimfami. Pewnego dnia do dworu przywieziono pumy śnieżnie, które miały zaledwie kilka tygodni. Zwierzęta te były niezwykle rzadko spotykane i mało kto potrafił nad nimi panować. Roman, wampir w rodzaju alfa wszystkich alf, bez problemu był w stanie sobie podporządkować koty. Gdy obejrzał wszystkie dziewięć kociaków  nakazał jednego zabić, gdyż był on najsłabszy z miotu. Jako dziewczynka nie mogłam znieść takiej myśli i zaczęłam błagać króla, aby pozwolił mi zabrać kota ze sobą. Zgodził się, bo wiedział, że puma i tak na niedługo zdechnie.
Do dzisiaj pamiętam przerażoną matkę, gdy przyniosłam nowego milusińskiego do domu. Była przerażona i prawie zakrzyczała mnie na śmierć każąc oddać pumę. Obudził się wtedy we mnie bunt nastolatki i zapowiedziałam, że w takim razie wyprowadzam się z domu. Nie było mnie cały dzień, a w połowie nocy moi bracia przyszli do Belladony, u której się ukrywałam, i zaciągnęli mnie do domu.
Okazało się, że Kaelas, z moją pomocą, przeżył i wyrósł na bardzo potężnego kota. Roman mi go nie zabrał, gdyż wiedział, że teraz należy do mnie, a podczas mojego wyjazdu do Nowego Jorku zaoferował się, że się nim zaopiekuje. Mimo iż strasznie tęskniłam za Kaelasem nie widziałam możliwości, aby go trzymać w domu.
- O popatrz, stęsknił się, a już myślałem, że zaczyna mnie lubić - Roman zachichotał, a ja uśmiechnęłam się szeroko. Dygnęłam jeszcze przed królewską parą, aby ruszyć do skupiska bieli, którym były pozostałe nimfy. Kaelas oczywiście truchtał za mną.
Czułam na sobie te wszystkie zszokowane spojrzenia. Zaczęłam rozglądać się po tłumie. Gdy spojrzałam naprzeciwko mój wzrok padł na Rufina, który miał taką miną jakby zjadł cytrynę. Uśmiechnęłam się do niego wrednie i patrzyłam dalej. Już miałam szukać wzrokiem moich braci, gdy napotkałam świdrujące spojrzenie oczu w kolorze whisky. Zamarłam na moment, bo wampir wpatrywał się we mnie jakby próbował sobie przypomnieć skąd kojarzy moją twarz. Wtedy zdałam sobie sprawę, że przecież wcześniej widział mnie w roli sukuba. Oderwałam się od jego oczu tylko dlatego, że obok niego siedział anioł, który, Kalipso, błagam chroń mnie, był najpiękniejszym mężczyzną jakiego w życiu widziałam. Kiedyś zapisałam się na dodatkowe zajęcia z różnych sztuk walki, tylko po to, aby patrzeć na przystojnych chłopców, swoją drogą szybko pojęłam, że chłopcy w tym wieku są rozwinięci na poziomie dwulatka, ale zajęcia przywlokły się za mną, aż do Nowego Jorku, dopóki w ubiegłym roku z nich zrezygnowałam. Pewnego razu zawitał do nas ów piękny anioł, aby przeprowadzić jakiś kurs. Oczywiście nic nie zapamiętałam z tamtej lekcji, bo byłam za bardzo skupiona na wpatrywaniu się w niego. Ot, taka babska przypadłość.
Zajęłam wolne krzesło, a Kaelas rozłożył się przy moich stopach nawet nie zawracając sobie głowy tym, że może kogoś przerażać. Gdy ziewnął potężnie siedzące obok nimfy zamarły z przerażenia. Uśmiechnęłam się pod nosem. Powinnam się czuć źle z tego powodu iż cieszyłam się z ich strachu, ale większość z nich była dla mnie zbyt wredna, aby się tym przejmować.
Tak jak przewidziałam chóry anielskie dały swój występ. W międzyczasie przeczesywałam tłum wzrokiem, aby odnaleźć braci i matkę. Rodzicielkę znalazłam pośród wróżek, które razem wyglądały niczym tęcza. Moja mama oczywiście, tak jak ja, ubrana była w biel i złoto. Uśmiechnęłam się do niej szeroko, gdy dostrzegła mój wzrok.
Nie dane mi było dalej się rozglądać, bo na pustą przestrzeń wpadły ifryty, które zaczęły pokazywać przeróżne ogniste sztuczki i akrobacje. Byłam zachwycona oglądając jak kontrolując ogień opowiadają historie. Nie byłam w stanie oderwać od nich wzroku. Czegoś takiego nie można zobaczyć w świecie śmiertelnych.
Ifryty zakończyły swój występ, a nimfy zaczęły się podnosić, a wraz z nimi podekscytowanie zebranych. Taniec nimf zawsze był wyczekiwany. Czując jak ogarnia mnie panika spojrzałam w kierunku królowej, która ledwo zauważalnie uśmiechnęła się i wskazała głową środek sali. Dała mi jasno do zrozumienia, że muszę zatańczyć. Ruszyłam za pozostałymi nimfami, ale nie miałam pojęcia, które miejsce mam zająć. Dopiero teraz zauważyłam, że wszystkie tańczące nimfy miały krótkie togi. Oh, mam we krwi wyróżnianie się z tłumu. Założyły je pewnie, dlatego by pokazać najwięcej ciała. Miało to na celu wzięcie kochanka na noc, a jutro będą się przechwalały, która dostała najlepszą partię.
- Królowa powiedziała, że masz stanąć obok Esme - syknęła Pandora, gdy znalazła się blisko mnie.
Pandora była najlepszą przyjaciółką Esmeraldy, która była kimś w rodzaju nimfiej księżniczki. Wszystkie ją uwielbiały i chciały się przypodobać. Wszystkie prócz mnie. Dla mnie była suką, która wykorzystywała wszystkich jak tylko mogła.
Pandora musiała być na mnie wściekła, bo prawdopodobnie zabrałam jej miejscówkę. Otóż na przedzie zawsze stały dwie nimfy, które jakby prowadziły resztę. Nie mam pojęcia, dlaczego Cynthiana tak sobie pogrywa, ale chyba bardzo bawi ją, gdy wywołuję zamieszanie i złość.
Stanęłam koło Esme, która uśmiechnęła się do mnie fałszywie, bo nie mogła pluć na mnie jadem na oczach wszystkich. Pieprz się, Esme!
Gdy popłynęła muzyka rozpoczął się taniec zmysłów i walka o dominację. Taniec nimf miał na celu uwodzenie, kuszenie, wodzenie. Każda chciała być najlepsza, a Esmeralda obrała sobie za cel, abym się ośmieszyła. Dlatego przestałam zwracać na nią większą uwagę i skupiłam się na tym co do mnie należało: uwodzeniu mężczyzn, a to potrafiłam. Znałam doskonale swoje ciało i tańczyłam codziennie. Niemożliwym też było zapomnienie układu, którego nauczyć się chce każda dziewczynka. Patrzyłam mężczyznom w oczy, kusiłam ciałem. Musiało to zdenerwować Esmeraldę, bo jej ruchy stały się zbyt mocne, ale tylko ja byłam w stanie to zauważyć.
Nasza pieśń skończyła się, a przed oczami wyrosła mi Esme.
- Nawet sobie nie myśl, że ktoś tutaj ciebie chce - sarknęła, a ja miałam wrażenie, że zaraz wydrapie mi oczy.
- Ktoś musi skoro sprowadził mnie z Nowego Jorku - odpowiedziałam rozbawiona, unosząc lekko jedną brew.
Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, śliczna twarz Esme wygładziła się, a na jej ustach zakwitł przepiękny uśmiech. Wyminęła mnie i stanęła za moimi plecami. Pośpiesznie odwróciłam się i zobaczyłam zbliżającego się Rufina.
Tradycją było, że po tańcu nimf, proszono je do tańca i rozpoczynała się zabawa. Oczywiście pierwszymi tancerzami byli ci najwyżej postawieni, dlatego też za bardzo się nie zdziwiłam, gdy ujrzałam najwyższego demona Północnej Ameryki.
- Witaj, Rufinie - zaświergotała Esmeralda, a ja przycisnęłam pięść do ust, aby się nie roześmiać, ale zdradzało mnie drganie ramion. Demon spojrzał na mnie nad ramieniem kobiety, a kąciki jego ust niebezpiecznie drgnęły jakby doskonale wiedział co mnie tak rozbawiło.
- Witaj, Esmeraldo - odpowiedział uprzejmie, a ja miałam wrażenie, że nimfa zaraz rozpłynie się ze szczęścia.
Zaraz, zaraz. Od kiedy nimfy bratają się z demonami? Czyżby podczas mojej trzyletniej nieobecności coś się wydarzyło? Nie dane mi było nad tym się zastanawiać, bo Rufin wyminął Esme stając przede mną.
- Uczynisz mi ten zaszczyt, Katharino, i zatańczysz ze mną? - zapytał wyciągając w moim kierunku rękę. Jego szare oczy śmiały się, a postawa była rozluźniona. Zerknęłam na oszołomioną Esmeraldę i musiałam użyć całych pokładów samokontroli, aby nie wybuchnąć śmiechem.
- Ależ oczywiście - ujęłam jego dłoń uśmiechając się szeroko i dając się poprowadzić na środek parkietu. - Ale to nie znaczy, że nie pamiętam o afterparty - wyburczałam, gdy nikt inny nie mógł mnie usłyszeć.
Rufin roześmiał się szczerze, kładąc dłoń na mojej tali, a drugą łapiąc moją. Położyłam rękę na jego ramieniu i zaczęliśmy niemalże płynąć po sali.
- Nawet nie masz pojęcia jak nas wystraszyłaś - powiedział, a ja uniosłam brew w zdziwieniu. Faktycznie, przecież na telefonie miałam wiele nieodebranych połączeń. - Nagle wyparowałaś, kontakt się z tobą urwał, a twoja współlokatorka nie była nawet w stanie powiedzieć, gdzie jesteś - skrzywił się, a ja mimowolnie parsknęłam śmiechem.
- A potem zjawiasz się jak jakaś księżniczka na uroczystości, żartujesz sobie z królem i królową, a jakby jeszcze tego było mało wielki potwór zachowuje się jak potulny kociak względem ciebie.
- Ma na imię Kaelas - powiedziałam, a na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech.
- Uroczo - Rufin uśmiechnął się złośliwie. - W dodatku przez ciebie spadają morale mojej ochrony - burknął niczym obrażony chłopiec.
- Dlaczego? - spytałam szczerze zdziwiona.
- Bo już drugi raz nie mogli cię upilnować - ta odpowiedź wywołała u mnie głośny wybuch śmiechu, a kilka par tańczących wokół nas spojrzało na nas z zainteresowaniem.
W trakcie wykonywania piruetu był tak zwany "odbijany" i znalazłam się w ramionach najstarszego brata.
- Eduardo! - zapiszczałam uradowana i rzuciłam mu się na szyję.
Był wielki. Można o nim powiedzieć, że był górą mięśni. Miał ciemne, krótkie włosy i zielone oczy. Pomimo twardych rysów twarzy był przystojny, zresztą jak pozostali moi bracia.
Łączyło nas pokrewieństwo przez ojca. Matką moich braci była demonica, która zmarła tuż po porodzie mojego najmłodszego brata. Potem mój ojciec poślubił moją mamę i niedługo później urodziłam się ja. Gdy miałam jakoś pięć lat mojemu ojcu wbito kołek w serce i odcięto głowę.
Moi bracia zyskali siłę, wytrzymałość i szybkość wampira oraz spryt i zawziętość matki co czyniło z nich idealnych wojowników. Cała trójka, Eduardo, Eliah i Eric, należała do prywatnej straży króla. Dlatego utrzymanie w sekrecie mojego nazwiska było takie ważne. Bracia Dorfmeister słynęli ze swej skuteczności i każdy kto choć trochę interesował się dworem kojarzył ich.
- Moja mała siostrzyczka - zaśmiał się kręcąc się ze mną dookoła, gdy już postawił mnie na ziemi, jego zielone oczy błyszczały radośnie. - Nie wiedzieliśmy, że będziesz dzisiaj.
- Sama nie wiedziałam, aż do ostatniej chwili - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. - Mów mi, jak się sprawuje mój kociak?
Wiadome było, że na myśli miałam ogromną pumę śnieżną.
- Lord Roman ma z nim czasami problemy - Edurado uśmiechnął się rozbawiony. - Stał się alfą i bardzo chce zapłodnić ulubienicę lorda, Lilę. Podejrzewam, że większość ludzi jest zdziwiona, że cię słucha.
Spojrzałam na brata uśmiechając się niewinnie. Nic dziwnego, że mnie słucha i kocha skoro ocaliłam mu życie i Kaelas zdawał się wiedzieć o tym.
Gdy w końcu udało mi się uciec z parkietu, po przetańczonych kilkunastu tańcach, przemykałam chyłkiem w stronę bocznego wyjścia. Stałam się trzymać w cieniu przy ścianach, aby uniknąć ciekawskich oczu.
Będąc już niedaleko wyjścia odwróciłam się przez ramię, aby zobaczyć czy nikt za mną nie idzie. To była moja zguba, bo w tym momencie wpadłam na skałę. Odskoczyłam jak oparzona, gdy zdałam sobie sprawą, że owym nagle wyrastającym głazem jest wampir. Zachłysnęłam się powietrzem dostrzegając oczy w kolorze whisky.
I tym razem także poraziła mnie jego uroda. Był przystojny z tą otoczką niegrzecznego chłopca. Wiedziałam, że musiałam się ruszyć, ale byłam uwięziona jego spojrzeniem. Będę musiała zapytać Belladony, czy wampiry mogą to robić.
Właśnie! Belladona!

______________________________________________________
Rozdział jest dzień wcześniej z tego względu, że i tak następny rozdział będzie już za cztery dni (14 lipca)! Fajnie się złożyło, że mój ulubiony rozdział będzi akurat dodany w moje urodziny :)
W końcu przedstawiam wam mojego kociego ulubieńca! Kaelas jest przesłodki, prawda? ^^
Jeszcze chciałabym raz przypomnieć, że piszę nowe opowiadanie Lot Ciemności, więc zapraszam was serdecznie! :)

P.S. Parabola nominowała mnie do Liebster Award. Dziękuję Ci ślicznie! <3 Odpowiedzi na jej pytanie możecie znaleźć w zakładce nominacje.

4 komentarze:

  1. Jakże ja się cieszę, że za cztery dni nowy rozdział!!! Zazdroszczę Kate, też zawsze chciałam mieć takiego kociaka w domu ;) No i oczywiście, nareszcie się dowiem kim jest ten tajemniczy wampir (długo musiałam czekać, wiesz :P) I jak zwykle jest wspaniale!
    Pozdrawiam i życzę dużo weny!
    PS: Wybacz za tak beznadziejny i nudny komentarz, na następny raz postaram się bardziej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę z tej Cynthiany, tak łatwo jej się przypodobać :D
    ej, od teraz ja też chcę mieć pumę śnieżną! musi być śliczna *.* myślisz, że da się gdzieś ją kupić? :D
    Ta Esmeralda jest straszną zołzą :D uwielbiam ten moment, w którym Rufin omija Esme i idzie zatańczyć z Kate, to jest po prostu wspaniałe <3 haha, jej mina musiała być wtedy bezcenna :D Ten tajemniczy wampir intryguje mnie... Aż jestem ciekawa ich rozmowy!
    I jeszcze pojawili się bracia Kate, yay!
    Wow, no to niedługo już kolejny rozdział. Skoro mówisz, że Twój ulubiony, to aż nie mogę usiedzieć na miejscu, bo przeczytałabym teraz!
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. *chrząka* Wysoki sądzie! Pragnę skazać obecną tu Helfy za niesamowity talent do pisania, utrzymywanie mnie oraz innych czytelników w niepewności oraz sprawienie iż prawie dostałam zawału!!!!
    Kobieto! Piszczałam jak idiotka, gdy Rufin poprosił ją do tańca! *Q* Kaelas to zdecydowanie od teraz mój uuuuukochany zwierzak <3 A co do Eduardo.... Gdy tylko przeczytałam to imię to od razu skojarzył mi się z tym fioletowym potworem z tej bajki... Jak to było...A! "Dom dla zmyślonych przyjaciół Pani Foster"! ^.^
    Nie mogę dzięki tobie doczekać się 14!!!!
    Weny, weny i jeszcze raz weny~~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I z tego wszystkiego zapomniałam podziękować za dedykację! Tak się podnieciłam rozdziałem, że nie zauważyłam wcześniej ^ ^" <3

      Usuń