Tom 1 - Rozdział 12



Otrząsnęłam się z transu potrząsając głową.
- Przepraszam, śpieszę się do przyjaciółki - wymamrotałam i nie patrząc mu ponownie w oczy wyminęłam go i puściłam się biegiem bocznymi uliczkami. Na głównym placu trwała teraz biesiada, dla tych, którzy nie byle na tyle ważni, aby być w pałacu.
W końcu stanęłam przed piętrowym domkiem. Porośnięty był bluszczem i malutkimi białymi różami. Z tyłu domu był wielki ogród, w którym aż roiło się od przeróżnych roślin i jeszcze piękniejszych kwiatów.
Zastukałam kołatką z motywem liści, a głuchy dźwięk rozniósł się po spokojnej okolicy. Wiedziałam, że Belladona będzie w domu, bo nie widziałam jej w pałacu. Jej rodzice byli znani i powszechnie darzeni szacunkiem, dlatego mimo, że ich rodzina nie należała kiedyś do arystokracji, zanosiło się na to, że ten tytuł otrzyma.
Musiałam odczekać chwilę zanim usłyszałam kroki po drugiej stronie. Drzwi uchyliły się lekko, a ja dostrzegłam tylko cukierkowe oczy.
- Mam jakieś omamy? - zapytała Belladona otwierając drzwi i patrząc na mnie jakbym nagle miała wyparować. Była średniego wzrostu. Miała porcelanową cerę i długie czarne, proste włosy, które spływały jej przez ramię do pasa. Drobny nosek, wydatne różane usta i fioletowe oczy. Była słodka.
Nie czekając ani chwili dłużej wyciągnęłam rękę i zamknęłam ją w uścisku. Trudno opisać radość, którą wywołuje zobaczenie przyjaciółki po dłuższym czasie.
- Dobra, dobra! Wierzę już, że jesteś prawdziwa - zaśmiała się Belladona, ale mimo to sama mnie mocno ściskała. Musiała minąć dłuższa chwila zanim się od siebie oderwałyśmy.
- No, no, no, ale kiecka. Urwałaś się z przesilenia? - zapytała, ale każda z nas dobrze znała odpowiedź.
- Wybiegłam jak najszybciej mogłam! - usiadłam na krześle przy drewnianym stole w kuchni. Bella już krzątała się, aby zaparzyć nam herbatę. - Daj spokój, zrobiłam wejście smoka - jęknęłam przypominając sobie sytuację. - Spóźniłam się, więc wszyscy widzieli moje wielkie wejście. No i od razu wszyscy zaczęli gadać. A mówiłaś, że mnie nie pamiętają! Wystarczyła minuta, aby sobie przypomnieli!
Belladona odwróciła się przez ramię z niewinnym uśmieszkiem stawiając na stole dwa parujące kubki. Gdy chwyciłam swój za ucho i powąchałam, kąciki ust powędrowały ku górze. Herbata miętowa. Nadal pamięta.
- Ale opowiadaj jak twój test! - zawołałam podekscytowana przypominając sobie po co leciałam tutaj jak na złamanie karku.
Twarz Belli momentalnie się zmieniła. Była smutna i jakby zakłopotana. Jej aura przybrała szary kolor. Coś było zdecydowanie nie tak.
- Nie zdałam - Belladona spuściła wzrok obserwując fusy pływające w herbacie, a ja siedziałam jak sparaliżowana. Niemożliwe było, aby tak mądra i inteligentna osoba nie zdała testu, który zdawał się być błahostką.
- Na pewno się pomylili - powiedziałam, bo nie widziałam innego rozwiązania. Możliwe, że pomylili wyniki, albo coś w tym rodzaju.
- Dzięki, że we mnie wierzysz, ale to prawda - uśmiechnęła się kwaśno, ale ja poczułam jak moje serce zamienia się w kamień i opada na dno żołądka.
Nie zdanie testu sprawiało, że lądowało się na samym dole w tej pokręconej nieśmiertelnej hierarchii. Belladona nie uzyskała licencji na legalne tworzenie czarów i wywarów, więc wszystko czego uczyła się przez całe życie będzie jej niepotrzebne. Gardło miałam ściśnięte.
- Miałam wyczarować niebieską różę bez kolców. Wyszła mi taka, ale dodałam kilka rzeczy i miała niesamowity zapach, a w słońcu mieniła się lekko. Powiedzieli, że nie wykonałam zadania. Podobnie było z pozostałymi.
- Ale zrobiłaś coś o wiele lepszego, czego pewnie nawet oni sami by nie zrobili! - krzyknęłam oburzona niesprawiedliwością jaką spotkała moją przyjaciółkę. Zawsze wiedziałam, że magowie i alchemicy są gburami, ale nie pomyślałam, że aż takimi!
- Według nich źle wykonałam zadanie i koniec kropka - Belladona bezradnie wzruszyła ramionami.
Spuściłam wzrok wpatrując się w kubek. Czułam się przytłoczona tymi informacjami. Nie tak to wszystko miało się skończyć. Bella miała zdać test, a potem pracować na dworze lub wyjechać w podróż w poszukiwaniu starych zaklęć i studiowaniu ksiąg z innych krajów.
- Coś wymyślimy - zapewniłam ją wierząc we własne słowa. - A teraz wskakuj w kieckę i idziemy się zabawić!
- Chyba sobie kpisz, nie mam nastroju na imprezy - prychnęła brunetka, a ja miałam ochotę zdzielić ją po głowie, że wygaduje takie głupoty.
Jakiś czas później wyszłyśmy z domu kierując się w stronę pałacu. Belladona została przekupiona elfickim winem, które było za darmo na uroczystości.
Wchodząc na salę, już drugi raz tego wieczoru, wywołałyśmy małą sensację. No bo przecież niedziałająca nimfa i magiczka, która nie zdała testu to nieszczęście w parze! Przywołałam do siebie Kaelasa, który dał się podrapać Belladonie za uchem. Jego obecność sprawiała, że ludzie przestawali mówić i nie podchodzili, aby zadać jakieś durne pytanie. Był naszą tarczą.
Poczęstowałyśmy się winem i zajęłyśmy stolik w kącie, aby się oddać głupim rozmowom. Nie wiem jak to się stało, ale wychodząc tylnim wyjściem byłyśmy święcie przekonane, że Kaelas jest naszym jednorożcem wybawcą.

*

Czyjś jęk wyrwał mnie z lekkiego snu. Walcząc resztkami sił otworzyłam oczy. Przez pierwszą chwilę nie miałam pojęcia, gdzie się znajduję. Pokój na poddaszu z dużym oknem.
- Żałuję, że udało ci się mnie namówić na te wino - wychrypiała Belladona. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że leży obok mnie. Jej ogromne łóżko wydawało się bardzo małe, a przecież zawsze się mieściłyśmy na nim bez problemów.
Uniosłam głowę rozglądając się. Okazało się, że niemalże połowę łóżka zajmuje wielkie cielsko Kaelasa.
Belladona wyglądała okropnie. Potargane włosy i podkrążone oczy. Widać było po niej, że nieźle zabalowała w nocy.
- Wyglądasz paskudnie - mruknęłam czując z każdą chwilą nasilający się ból głowy.
- Vice versa.
Belladona dała mi jakiś eliksir, który wymyśliła dłuższy czas temu. Był to lek na kaca. Tłumaczyła mi jakich dodała roślin i dlaczego one pomagają. Nie słuchałam jej uważnie tylko szybko łyknęłam zawartość. Eliksir smakował wyjątkowo dobrze, w porównaniu do innych, które podkradłam braciom. Tamte dawały lekami i piekło po nich gardło. Specyfik Belladony smakował poziomkami i tak też pachniał.
Śniadanie zapakowałyśmy na drogę, bo pani Cartier o mało nie dostała zawału widząc w swoim domu prawie trzystukilogramowego kota. Kaelas machnął dwa razy ogonem i ruszył w tylko sobie znanym kierunku.
Śniadanie tak na prawdę było obiadem, gdyż było już po piętnastej. Usiadłyśmy na trawie na zboczu pagórka. Było to nasze ulubione miejsce. Jak jeszcze chodziłam do szkoły to przychodziłyśmy tutaj, aby popatrzeć na wojowników, którzy trenowali na dole. Stało się to naszą tradycją.
Bella pożyczyła mi błękitną sukienkę, a sama założyła żółtą. Kiedyś kupowałyśmy sobie takie same ciuchy, czasem w różnych kolorach.
- Zajebiście, mają trening - powiedziała podekscytowana Belladona, a moje oczy momentalnie powędrowały w stronę ubitej ziemi, która służyła za arenę.
Zjadłyśmy więc nasze śniadanie, które powinno być obiadem, napawając się widokiem pięknych, umięśnionych, męskich ciał. Zdążyłam opowiedzieć Belli o wszystkich zdarzeniach w klubie oraz o tym, że mogę manipulować aurą. Potem ze wszystkimi szczegółami opowiedziałam jej o minie Esmeraldy, gdy nie została pierwsza poproszona do tańca. Tak się śmiałyśmy, że leżałyśmy na plecach na trawie.
- Dorfmeister, twój śmiech słychać w promieniu kilometra, więc przestań podglądać z tej trawy! - dobiegł nas głos demona, którego nie miałam ochoty oglądać przez najbliższe trzysta lat.
- Nie ma mnie tutaj - odkrzyknęłam, a Belladona zachichotała.
- Jasne, a ten milusiński kotek wybrał akurat te miejsce do wylegiwania czystym przypadkiem.
Momentalnie usiadłam rozglądając się. Faktycznie, puma śnieżna leżała przed nami mrużąc ślepia na słońcu. Jego sierść błyszczała, a sam kot przybrał pozę sfinksa.
- Kaelas, ty mały zdrajco! - zawołałam podchodząc do zwierzęcia, ale ten nie przejmując się moimi pogróżkami wywrócił się na plecy odsłaniając brzuch i prosząc o pieszczoty.
Sytuacja ta wywołała śmiechy z dołu, a kiedy spojrzałam w tamtym kierunku jęknęłam w duchu. O mamuniu, tyle ciasteczek. Jakby to ujęła Jessica.
Przy barierkach stało co najmniej piętnastu chłopa bez koszulek. Wszyscy byli idealnie zbudowani, a ich spocone walkami ciała przyciągały mój wzrok jak magnes. Rufin stał na czele gromadki, a ja przez chwilę zapomniałam jak się oddycha.
Za każdym razem byłam oszołomiona jego potężnymi ramionami i szerokimi barkami. Pięknie wyrzeźbiona klatka piersiowa sprawiała, że moje serce zaczęło robić fikołki z radości. Jakby tego było mało, lniane spodnie miał opuszczone kusząco nisko, tak, że mój wzrok powędrował tam, gdzie zdecydowanie nie powinien.
- Ja pieprzę - usłyszałam obok siebie szept Belladony. Dzięki niej otrząsnęłam się z amoku. - Fajnych masz kolegów, Rina, nie powiem, że nie. Zapoznasz mnie?
Parsknęłam śmiechem i ruszyłam w stronę areny za truchtającym Kaelasem. Nie było już sensu siedzieć na wzgórzu, kiedy zostałyśmy zauważone. Bella szybko zrównała ze mną krok, a jej twarz wyrażała roztargnienie. Lecz tylko ja wiedziałam, że upomina się, aby nie patrzeć na nikogo zbyt długo. Nie chciała być niegrzeczna.
- Jak chciałaś mnie podziwiać to wystarczyło tylko poprosić - złośliwość nie odstępowała Rufina nawet na krok. Chociaż to może nazywa się zbyt wielkie ego?
- Nie pochlebiaj sobie. Nie spotykam się z facetami, którzy nie są w stanie dotrzymać mi kroku w tańcu.
Rozległy się gwizdy i śmiechy, a Belladona patrzyła na mnie rozbawiona. Kiedyś powiedziałam jej, że jeżeli facet nie dotrzyma mi kroku w tańcu tym bardziej nie zrobi tego w łóżku.
Rufin z Ethanem musieli przyjść, gdy byłyśmy z Bellą zbyt zaabsorbowanie opowieścią, że nawet tego nie zauważyłyśmy. Zbytnio mnie nie dziwiło, że zjawili się tutaj. Arena była otoczona zaklęciami, które blokowały wszystkie nadprzyrodzone moce. Liczyła się tylko siła fizyczna i znajomość walki. Idealne warunki, aby dla relaksu obić komuś mordę. To przecież takie fajne.
Z Belladoną siedziałyśmy na drewnianym płotku obserwując walczących, którzy nabrali nagle motywacji i za wszelką cenę każdy starał się wygrać. Takie oto ma działanie babski pierwiastek na polu walki.
- Cartier, Dorfmeister! Jesteście ostatnimi osobami na całym globie, które chciałbym widzieć - na arenę wszedł wojownik, który zaczynał już siwieć. Jego twarz szpeciła blizna. Michel mając dość bycia strażnikiem przyjął posadę nauczyciela. To właśnie do niego wraz z Bellą chodziłyśmy na dodatkowe zajęcia. Teraz także za nim szła grupka chłopaków, którzy mogli mieć maksymalnie po szesnaście lat.
- Michel, zawsze miło cię widzieć! - Belladona uśmiechnęła się szeroko, a ja pokiwałam głową na potwierdzenie jej słów. Mężczyzna załamał się jeszcze bardziej, a ci co byli na arenie wcześniej roześmiali się wesoło.
Reszta rozsiadła się wokół nas robiąc miejsce dla młodziaków.
- Co takiego żeście mu zrobiły, że was nie lubi? - zagadnął Ethan mierząc nas bacznym spojrzeniem. Na dłuższą chwilę zatrzymał się na Belladonie, a ja mogłabym rękę uciąć, że właśnie ją oceniał.
- Nic takiego - odparłam zgrywając niewiniątko.
- Bez jaj, jego praktycznie nie da się wyprowadzić z równowagi - Ethan nie dawał za wygraną.
Spojrzałam na Belladonę i obie parsknęłyśmy śmiechem. Kiedy nie gapiłyśmy się na chłopaków i zmuszone byłyśmy ćwiczyć, robiłyśmy wszystko, aby się za bardzo nie zmęczyć. Biedny Michel prawie powyrywał sobie włosy z głowy, gdy oznajmiłam, że będę walczyła wyłączenie biczem, a jeszcze bardziej się załamał, gdy Bella powiedziała, że wybiera dwa miecze.
O tyle o ile miecze były dość popularne, to kompletnie nie pasowały do drobnej Belli. Za to bicz był prawie bezużyteczny, gdy przeciwnik znalazł się zbyt blisko. Oczywiście nam to nie przeszkadzało. Belladona znalazła w jednej z książek proste zaklęcia i nieco ulepszyła naszą broń. Mój pejcz wywoływał zabójcze łaskotki, a miecze Belli raziły prądem. Także śmiech, urywany błaganiem o koniec i chłopcy ze stojącymi i lekko osmolonymi włosami, były normalnością na zajęciach.
Belladona musiała wspominać to samo co ja, bo gdy ponownie na siebie spojrzałyśmy wybuchłyśmy głośnym śmiechem.
- To może jakiś mały sparing? - zaproponował Rufin z łobuzerskim błyskiem w oku.
- NIE DAWAĆ IM ŻADNEJ BRONI! - krzyknął Michel, a my zaczęłyśmy się histerycznie śmiać.
Gdy nie mogłyśmy się uspokoić zostałyśmy wyproszone groźbą wiadra zimnej wody. Zataczając się na boki ze śmiechu ruszyłyśmy w kierunku centrum.

*

Umówiłyśmy się z Belladoną w bibliotece, aby poszukać czegoś o aurach. Było to prawdopodobnie najgorsze na co mogłam się zgodzić, ale w sumie nie miałam większego wyboru. Dlatego teraz też siedziałam przy stole pijąc moją dużą kawę. Bella była rannym ptaszkiem i nie widziała nic złego w tym, aby przyjść do domu mojej mamy, gdzie się zatrzymałam, i wytaszczyć mnie za włosy z łóżka.
Zostałam otoczona stosami książek, które dotyczyły niemalże wszystkiego. Nie wiem jaki związek miała magiczna książka kucharska ze zmianą aury, ale wolałam się nie kłócić z Bellą, gdy wpadła w swój książkowy szał.
Oczywiście sufit, wymyślny żyrandol czy też witrażowe okna były o wiele ciekawsze niż przeglądanie starych ksiąg, więc z powodu braku lepszych obiektów do obserwowania od razu zauważyłam anioła wchodzącego do biblioteki.
- Rwałabym jak reksio szynkę - wyszeptałam patrząc tęsknie na anioła, który rozłożył skrzydła. Były czarne na górze, a w dół przechodziły w ciemny niebieski. Włosy miał czarne, ale nie mogłam dostrzec koloru oczu.
- Boże, skąd ty bierzesz te beznadziejne teksty? - mruknęła Bella podążając za moim wzrokiem.
- No chyba mi nie powiesz, że ci się nie podoba?
- Jest zbyt... bo ja wiem, spektakularny? - uniosłam obie brwi zdziwiona. Belladona wywróciła oczami i powróciła do wertowania książek. - Wolę zwykłych facetów, którzy spocą się kiedy trzeba. Nie powiem, że nie jest przystojny, bo jest, ale zupełnie nie w moim typie.
O tak, spoconych facetów to ja też lubię. Kiedy o tym pomyślałam od razu za wszelką cenę starałam się usunąć z głowy scenę z dnia wczorajszego. Jakim cudem to się zachowało w moim umyśle? No dobra, wiem jakim cudem. To cholernie dobry widok patrzeć na tylu umięśnionych facetów, ale nie mogłam pogodzić się z myślą, że Rufin mnie w jakiś sposób pociąga. Cholera. Powiedziałam to w myślach.
Sięgnęłam po pierwszą lepszą książkę i otworzyłam ją na oślep. Starałam się nie patrzeć na anioła, ale moje spojrzenie co chwila z tekstu uciekało w jego kierunku. Czytał książkę, którą mu przyniósł bibliotekarz. Gdy uniósł głowę i posłał mi lekki uśmiech, miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Na pewno wiedział, że wgapiałam się w niego jak w obrazek. Parsknięcie Belladony wcale mi nie pomogło z faktem, że zostałam złapana na gorącym uczynku.
__________________________________________________

 Zobaczcie jakiego ślicznego Kaelasa wam znalazłam! Słodziak!

Ten rozdział jest bonusowy, bo właśnie dzisiaj strzeliła mi dwudziestka. Koniec z naście, a czas na dzieścia. Przerażające jest to, jak czas szybko leci.
Uwielbiam te scenę na arenie. Tak bardzo Team Rufin! Ogólnie lubię ten rozdział, bo pojawia się anioł! Hihi! Z chęcia bym wam opowiedziała wszystko, ale nie mogę. Nie martwcie się kochane. Następny rozdział już w piątek!
Chciałabym was także zaprosić na Lot Ciemności, gdzie pojawił się pierwszy rozdział :)

Enjoy i ogólnie was kocham! <3

6 komentarzy:

  1. Na początek chcę Ci życzyć spełnienia marzeń ale tak, by zawsze zostawało Ci jedno, byś miała do czego dążyć. I by droga którą idziesz była tą, którą sobie wymarzyłaś. :*
    Co do rozdziału: Niecierpliwiłam się na ten rozdział i strasznie szybko go przeczytałam. Cudownie się czytało fragmenty z Kate i Bellą razem. Polubiłam tą Belladonę, rzeczywiście jest taka słodka. To, że nie zdała testu jest niesprawiedliwe. Trochę mi to przypomina fakt, że prawdopodobnie nie dostanę się na studia, więc wiem co czuje. Ten kociak w gifie jest przeuroczy! <33
    Haha, a ta scena z Rufinem najlepsza! Wreszcie Kate przyznała, że on ją pociąga, yay! I jeszcze raz napiszę, że wprost uwielbiam ich przekomarzanie się. Pozdrawiam i jeszcze raz wszystkiego najlepszego! :*
    Niedługo wpadnę na Twojego drugiego bloga!
    Zapraszam także do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za życzenia <3
      Cudownie z nich przyjaciółki, prawda? :) A Ty na pewno dostaniesz się na studia! Nawet nie myśl, że tak nie będzie.
      Tak, scena z Rufinem, mmm! Ciasteczko! Też uwielbiam ich przekomarzanie się, hihi ^^

      Usuń
  2. WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO I SPEŁNIENIA MARZEŃ SOLENIZANTKO!!! (Rany, ty masz tyle lat co ja, a głowę dałabym urwać, że o wiele więcej!)
    Scena z Rufinem zdecydowanie najlepsza, a ich teksty czasami doprowadzają mnie do łez ze śmiechu :D Och i Bella strasznie szkoda mi się jej zrobiło, że nie zdała tego testu ;(.
    Ten kociak jest naprawdę słodki, taki kofany ♥! Czekam do piątku!
    Pozdrawiam, życzę weny i jeszcze raz wszystkiego najlepszego!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yayy! Dziękuję ślicznie za życzenia! <3
      A czemu dałabyś mi więcej lat? :D
      Sceny z Rufinem zawsze są najlepsze! Nie wiem jak wy, ale go szczerze kocham i uwielbiam :D A Bella biedna, że ją tak zrobili w balona :(
      Kaelas przesłodki, ja wiem <3

      Usuń
  3. Khmy *chrząka*.... Sto lat, sto lat~! Niech żyje, żyje nam~! Dużo zdrowia, szczęścia, słodyczy, świetnych pomysłów na rozdziały, weny i oczywiście wszystko co tuczące, ale zero dodatkowych kilogramów :* Spóźnione, życzenia, ale jak to Bóg mówi "Ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi"!
    Co do rozdziału...
    Tyle ciach *Q* I Rufin!!!! *Q* *Q* Ja tam nie wiem jak Kate nie dostała ślinotoku bądź zawału! Ja bym dostała ._.
    Nie rozumiem jak Bella mogła nie zdać! To przez to, że te stare zgredy były zazdrosne! Ja to wiem ><
    Anioł... Te skrzydła *^* Weź już nie trzymaj nas w niepewności! ;(
    Pozdrawiam i już nie mogę się doczekać się piątku :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie za życzenia urodzinowe! <3
      Ja też nie wiem jak Kate udało się nie zemdleć. Ale wiesz, ona z nim tańczy codziennie to może jakoś się uodporniła na jego wdzięki :D
      Aniołek fajny, co? Tak sobie myślę, że on jest moją ulubiona postacią. Przebija nawet Belladonę!

      Usuń