Rozdział dedykowany Kirze, której komentarze radują moje serduszko! <3
- Możesz nazywać mnie Kitty - powiedziałam starając się
uśmiechnąć zniewalająco i zanim ponownie zdążył mnie zatrzymać umknęłam mu
wtapiając się w tłum. Ale w moim przypadku ciężko było zniknąć, bo za bardzo
przyciągałam uwagę wszystkich. Chyba przesadziłam z tym doskonaleniem aury,
albo z ciuchami, albo ze wszystkim. Nieważne.
Niedaleko baru dostrzegłam korytarz, który zasłaniał sznur
koralików. Pośpiesznie ruszyłam w tamtym kierunku. Był pusty i tak jak w całym
klubie panował tu półmrok.
- Kate, dlaczego
zrobiło sie tak cicho? - z słuchawki dobiegł mnie głos Jerry'ego, a ja
drgnęłam przestraszona. Zupełnie zapomniałam o nim, albo po prostu nie
słyszeliśmy siebie nawzajem, gdy byłam w głównej sali.
- Opuściłam parkiet, jestem w korytarzu niedaleko baru - mruknęłam
cicho rozglądając się po korytarzu. Na końcu dostrzegłam drzwi, które były
ładniejsze od pozostałych. To musi być tam.
Policzyłam do trzech i nacisnęłam klamkę przybierając
najbardziej nonszalancką postawę na jaką mnie stać. Gdy tylko znalazłam się w
środku wyrosło przede mną dwóch ochroniarzy. Ich aury były słabe, ale karabiny,
które trzymali i ich mięśnie doskonale nadrabiały braki.
- Chłopaki, opuście te pistolety - wymruczałam opierając się
o framugę drzwi, gdy tego nie zrobili przewróciłam teatralnie oczami
wzdychając. - Oscarze, może zabierzesz swoich chłopców - zaczęłam oglądać swoje
paznokcie zupełnie jakbym nie znajdowała się w sytuacji zagrożenia życia.
- Kim jesteś? - zapytał prawdopodobnie Oscar. Dopiero teraz
skupiłam się na jego aurze. Była mętna pomieszana z zapachem proszku do prania.
Jego moc mogłam oszacować na powyżej przeciętnej.
- Twoimi snami? Może twoim pragnieniem, a może rozkoszą - mój
flirciarki ton mnie nie opuszczał. Oderwałam trochę mojej aury i rozpuściłam ją
po pomieszczeniu niczym diabelskie sidła. - Wybacz, nie jestem dobra w
czarowaniu słowami, czaruję zazwyczaj co innego - na moich ustach mimowolnie
pojawił się uśmieszek.
Też mi się zabrało na chichoty, bo gdy tylko wyda się moja
przykrywka razem z Rose jesteśmy martwe. Kiedy sobie o niej przypomniałam
przesondowałam pomieszczenie szukając jej aury. I faktycznie była jakaś aura,
której nie potrafiłam zidentyfikować.
Strażnicy odsunęli się na boki, a ja mogłam zobaczyć demona,
który siedział za biurkiem stykając ze sobą opuszki palców. Jego oczy pełne
były czegoś złowieszczego. Odbiłam się od ściany zanim się rozmyśliłam i kręcąc
biodrami ruszyłam w jego stronę. Oczy mu się zaświeciły, gdy usiadłam na biurku
i przerzuciłam nogi w jego stronę. Byłam niemal pewna, że gdyby obok była inna
sukkubica od razu by zdjęła moją przykrywkę.
- Mmm... podoba mi się - wymruczał sunąc dłonią po mojej
nodze, a ja starałam się z całej siły, aby się nie wzdrygnąć.
- To może poczarujemy razem - rzuciłam dwuznacznie nachylając
się w jego stronę, aby dać mu spojrzenie na mój dekolt.
Oczywiście wzrok Oscara od razu tam powędrował, a potem na
mnie dokładnie mnie lustrując. Nie wiedziałam jak to działa, ale starałam się,
aby mój zapach przeniknął do niego coś jak afrodyzjak. Chyba trochę się udało,
bo przymrużył oczy, ale zaraz jego spojrzenie padło w moją lewą stronę.
Podążyłam za jego wzrokiem widząc skuloną w rogu Rose. Jej ręce były całe we
krwi tak jak i ubranie. Zacisnęłam zęby, aby nie pokazać po sobie żadnej
reakcji na ten widok. Musiała być nieprzytomna, dlatego jej aura jest tak
słaba.
- Daj spokój, będziesz tu siedział z tym czymś? Z tą imitacją
kobiety? - prychnęłam rozjuszona dłonią odrzucając włosy na plecy. Zsunęłam się
z biurka stając za Oscarem. Położyłam mu dłonie na ramionach i powoli zsuwałam
je na jego klatkę piersiową.
No dawaj koleś, wstawaj i idźmy gdzieś, aby ekipa mogła tu
wpaść i odbić biedną Rose. Modliłam się w duchu, błagałam, a sekundy zdawały
się trwać godzinami. W końcu, ku mojej uldze i radości, Oscar podniósł się
obejmując mnie w talii.
- Mam nadzieję, że swoją broń też masz tak wielką jak tych
twoich dwóch chłopców - powiedziałam, ale komunikat ten był bardziej skierowany
do Jerry'ego, który będzie wiedział kto zostanie w pomieszczeniu.
-Oh, skarbie, nie masz nawet pojęcia - Oscar nie był
szczególnie przystojny, ani wyjątkowo bystry. Nie zapytał mnie nawet skąd się
tu wzięłam, ani nic. Ale czemu marudzę, lepiej dla mnie!
Wyprowadził mnie ze swojego gabinetu i otworzył drzwi, które
prowadziły na inny korytarz. Doszliśmy do samego końca, a naszym celem okazał
się być pokój z wielkim łóżkiem i masą różnych przyrządów, które niby mają
sprawiać przyjemność.
O boże. Ten człowiek jest totalnie psychiczny. Mój pejcz
wypada bardzo blado przy tych wszystkich obręczach, kolczatkach i dziwnych
klatkach. Niech szybko wyciągną stąd Rose, a jeszcze szybciej mnie.
Oscar pchnął mnie na łóżko nawet nie starając się być
delikatnym.
- Strażnicy właśnie
znokautowali bramkarza, wchodzą do klubu - w słuchawce odezwał się Jeremy,
a ja wiedziałam, że teraz muszę grać na czas.
Poddałam się Oscarowi zaczynając mówić jakieś zbereźne
rzeczy, aby skupił się na moich słowach, a nie na hałasie, który może zaraz
powstać. Jego oczy błyskały szaleńczo, a dłonie powędrowały do rozporka.
W tym momencie dobiegły nas jakieś krzyki z korytarza
momentalnie przyciągając uwagę Oscara. O matko, nie.
- Pewnie jakaś bójka - mruknęłam łapiąc go za koszulę i
przyciągając do siebie. Na moje nieszczęście położył się na mnie
unieruchamiając mi nadgarstki za głową. Cholera, miałam przechlapane. I bałam
się. Strach mnie obleciał, gdy uświadomiłam sobie swoją sytuację. Jeśli
chłopaki się nie pospieszą to on mnie tutaj zaraz zerżnie, a ja nie będę mogła
za dużo zrobić.
- Mają, Rose, gdzie
jesteś? - głos pomiota był jak balsam dla moich uszu. W tym momencie w
kieszeni Oscara coś zaczęło pikać.
- Trzecie drzwi po prawej - wydyszałam, bo w oczach demona
zebrała się furia.
- Ty sukusuko! - krzyknął i zamachnął się uderzając mnie w
twarz, aż zadzwoniło mi w uszach.
Zaczęłam się kręcić, próbując go zrzucić z siebie, ale był za
ciężki. Kolejne uderzenie przyjęłam w obojczyk, gdyż udało mi się odwrócić. W
ustach czułam metaliczny posmak krwi. Nie zdążyłam się nawet zorientować, gdy
uderzył ponownie tym razem w bok mojej głowy. Bił na oślep, zaślepiony przez
furię. Ten cios ogłuszył mnie na tyle, że nie byłam w stanie nic zrobić.
Zupełnie jakby z oddali usłyszałam drzwi wylatujące z
zawiasów. Oscar rzucił mną o ziemię, a ja poleciałam na kolana robiąc sobie
pewnie okropne siniaki. Padł jakiś strzał, potem drugi. Przestraszona uniosłam
głowę, aby zobaczyć jak Oscar upada obok na podłogę. Próbuje jeszcze uciekać,
ale dwóch strażników, których kojarzyłam przez falę czerwieni zalewającą moje
oczy, trzyma go mocno przystawiając lufy pistoletów do jego głowy.
Udało się.
- Kate! - krzyknął Ethan podbiegając do mnie. Odetchnęłam z
ulgą. Odgarnął mi włosy z twarzy, a jego dłoń zamarła. - Zabiję skurwysyna.
Zdaję sobie sprawę, że moja twarz musi wyglądać strasznie.
Przez półprzymknięte powieki widzę jak obok niego staje Rufin. Musiał mnie
nieźle walnąć skoro aura najwyższego demona przypomina mi burzę, którą co jakiś
czas przecinając czerwone błyskawice.
- Zabierz ją do uzdrowicieli - jego głos jest suchy i
najeżony kolcami.
Ethan wsuwa pode mnie ręce i unosi jakbym zupełnie nic nie
ważyła. Wynosi mnie z tego okropnego pokoju, a ja mam ochotę krzyczeć ze
szczęścia, że wszystko się udało. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić tego co
ten bydlak musiał zrobić Rose. A co jeśli zabrał ją do tego przeklętego pokoju
pełnego przedmiotów sprawiających ból?
- Co z Rose? Jej palce...? - mruczę i czuję na sobie
spojrzenia obecnych w klubie. Ale Ethan je widzi i przyciska mnie do swojej
piersi, aby ukryć przed wzrokiem innych. Na prawdę moja twarz musi wyglądać
okropnie. Dopiero teraz zaczęłam odczuwać ból, bo wcześniej napełniała mnie
adrenalina.
- Jest wampirką, wyleczy się.
- Oh, nie wiedziałam.
Dobrze, że nie będzie kaleką. Wampiry potrafiły sie wyleczyć
z najgorszych chorób, ale potrzebowały do tego krwi i czasami czasu.
Ethan zatrzymał się przy karetce sadzając mnie na jej
podłodze, a moje stopy dotykały ziemi. Ściągnęłam perukę, która zaczęła mnie
swędzieć. Niektóre jasne kosmyki przybrały szkarłatną barwę. Nie zdążyłam nawet
nic powiedzieć, bo przede mną stanęła uzdrowicielka. Kazała mi zamknąć oczy i
zaczęła oczyszczać moją twarz.
Widocznie ciosy Oscara musiały rozciąć mi łuk brwiowy, wargi
i porobić rany na policzkach, bo piekły mnie niemiłosiernie, gdy lekarka
przykładała wacik czymś nasączony. Zaciskałam zęby podczas całego zabiegu, bo
wiedziałam, że teraz będzie bolało, ale zaraz przestanie.
Pozwoliłam sobie otworzyć oczy, gdy poczułam powiew mocy. Ethan
gdzieś się ulotnił, a jego miejsce zajął Rufin. Oczy miał chmurne, w których
czaiły się pozostałości po burzy.
- Nie powinienem pozwolić ci iść - powiedział zły na siebie.
- Ale udało się, prawda? Macie Rose i tego dupka - starałam
się uśmiechnąć, ale wyszedł mi krzywy grymas.
Demon chciał coś powiedzieć, ale chyba się rozmyślił, bo
westchnął tylko i delikatne dotknął mojego poranionego policzka. Dopiero teraz
dotarło do mnie, że Oscar nosił sygnet.
- Możemy już stąd
jechać? Jedynie o czym marzę to kąpiel i łóżko - powiedziałam podnosząc z
podłogi karetki. Przypomniałam sobie, że mam na sobie te pseudo ciuchy i
zapragnęłam je jak najszybciej zdjąć.
_________________________________________________________
Rozdział chyba najkrótszy ze wszystkich za co bardzo mocno przepraszam.
Osobiście bardzo lubię Kate w wydani sukubicy, a jeszcze bardziej lubię wyzwisko "sukusuka". Kiedy napisałam dwa zdania tego opowiadania już wiedziałam, że będę musiała użyć tego określenia! :D
Post dodaję już godzinę po północy, abyście nie musieli jutro czekać tylko wejść na gotowe, taka dobra dusza ze mnie!
Chciałam jeszcze tylko dodać, że na prawdę uwielbiam czytać wasze komentarze i cieszę się jak dziecko z każdego czytelnika.
Przypomnę jeszcze, że po prawej stronie znajduje się ankieta dotycząca aktywności na moim blogu, zapraszam! :)
Ostra akcja! :D
OdpowiedzUsuńKate tak odważna xd Ale dobrze, że wszystko się (w miarę) dobrze skończyło. Ciekawe czy po tej akcji w relacjach Kate i Rufina się coś zmieni.
czekam na następny i weny!(:
Kate i Rufin to dość wybuchowa mieszanka, ale zobaczymy co czas przyniesie :)
UsuńOjej, dedykacja dla mnie, teraz moje serducho się raduje <3 bardzo, bardzo dziękuję. Rozdział z dużą ilością akcji i krwi, czyli tak jak lubię :D Jestem ciekawa tego wampira, póki co nie mam pojęcia jaką rolę będzie grał, ale mam przeczucie, że wkrótce się dowiem ;) Czekam do kolejnego piątku!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny!
Lubisz lejącą się krew? To pewnie by ci się spodobał sen, który miałam wczoraj ;p
UsuńOoo... ja też mam takie sny:D Oczywiście lubię lejącą się krew, ale jeśli nie występuje na każdym kroku i w dużych ilościach (tak jak u ciebie jest okey :P).
UsuńJa miałam tak szczegółowy sen, że aż zastanawiałam się czy nie zacząć pisać nowego opowiadania. Moi znajomi zawsze się śmieją, że ja coś wciągam zanim pójdę spać :D
UsuńZaprosiłaś, więc jestem. :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że tu trafiłam. Na pewno będę twoją stałą czytelniczką, bo bardzo zaintrygowało mnie to opowiadanie. Chyba jeszcze nie czytałam czegoś, gdzie występowałyby nimfy, więc to dla mnie zupełnie coś innego. Polubiłam też główną bohaterkę. Widać, że ma zadziorny charakterek i na pewno nie da sobą pomiatać. Takie są najlepsze. A Rufin to już w ogóle ideał. Wyczuwam niezły romans, polecą iskry :) Na koniec życzę ci dużo weny. Z niecierpliwością czekam na dodanie następnej części.
Pozdrawiam,
Parabola :)
Bardzo cieszy mnie to, że spodobało Ci się moje opowiadanie. Komentarze, takie jak Twoje, sprawiają, że cieszę się jak dziecko :) Kate to ja kocham, jestem dumna z siebie jak ją wykreowałam.
UsuńRufina też uwielbiam, on jest taki mrrr! Po prostu ciacho!
Musze ci się przyznać, że bardzo rzadko czytam inne blogi niż te typu Fanfiction, ale w twoim się zakochałam! Kate od początku stała się moją ulubioną bohaterką! A Rufin.... Mrrrrr~! Kocham go ponad wszystko! I po tej dzisiejszej akcji nie moge się doczekać tego "iskrzącego" momentu tej pary! To znaczy... Może się popłaczę bo Rufin powinien być ze mną, ale... Jeśli będzie dobry moment i dalej będziesz tak kusić nowymi rozdziałami to postaram się nie smutać ^ ^ Dlatego też życzę weny, weny i jeszcze raz weny <3
OdpowiedzUsuń(Bo chyba umrę z niecierpliwości i zaciekawienia do następnego rozdziału!)
Powinnyśmy wszystkie założyć fanklub Rufina! :D Podejrzewam, że by znalazło się parę członkiń :D
UsuńA nowy rozdział już w piątek, tak jak zawsze, jeśli cię to pocieszy to 14 lipca będzie rozdział dodany dodatkowo <3
Aaaaaaa! *cieszy się jak jedna z tych psychofanek* Za tego 14 lipca to cie pokocham! <3
UsuńJeeej! <3 *czuje się kochana*
UsuńMam w planach napisać jeszcze bonusy jakiejś sytuacji z perspektywy innej osoby, ale to przy późniejszych rozdziałach :D
*Q* Wiesz.... Jeśli kiedyś coś tam napiszesz dla siebie... To ja z chęcią to przeczytam! Nawet twoje paragony! <3
OdpowiedzUsuńNa pewno dam Ci znać <3
UsuńJuż pierwsze zdanie wywołało na moich ustach wielki uśmiech :D i ta sukusuka - genialne :D właśnie coś tak się obawiałam, że jak Kate zaczęła z nim coraz ostrzej flirtować, to może się dla niej źle skończyć. Jak dobrze, że się tak nie stało! Nie chciałabym wiedzieć do czego służą te wszystkie przedmioty, które miał w sypialni... i mam nadzieję, że Rose ich nie doświadczyła (tak na marginesie - lubię imię Rose)
OdpowiedzUsuńRufin - cóż za czuły gest! Czyli jednak się przyznaje, że się o nią troszczy. Jak słodko :D ale ciekawi mnie ta jego aura... o co chodzi? ale na pewno się kiedyś dowiem!
I co do komentarzy wyżej: też jestem chętna do zapisania się do fanklubu Rufina! jest genialny <3
No i został mi tylko ostatni opublikowany rozdział i nadrobię! przeczytam go jutro, obiecuję! pozdrawiam!
Też lubię imię Rose, ale nigdy nie pasuje mi ono do moich głównych bohaterek. Rosalie, Roseanne, czy inne wymyślne. No po prostu nie i kropka. Ale za to doskonale pasuje do wampirzycy! :D
UsuńTeam Rufin! Tak jest! <3