Tom 1 - Rozdział 5



Zamknęłam swoją aurę szczelnie. Nie miałam ochoty czuć Rufina, ani nie chciałam, aby inni o mnie wiedzieli. Jednak ciągle nie dawało mi spokoju to, że w jakiś pokrętny sposób zmodyfikowałam swoją aurę. To nie było możliwe. Chociaż cholera wie. Będąc na dworze raczej stroniłam od książek.
Ale Belladona nie.
Szybko spojrzałam na zegarek. Dochodziła pierwsza. Cholerne strefy czasowe. Może trafię na wieczór? Mogłam bardziej uważać na zajęciach. Taa, pilna studentka turystyki.
Pośpiesznie odnalazłam telefon. Wróć, chciałam to zrobić szybko, ale musiałam przekopać się przez całą torbę. Przejrzałam kontakty. Rozmawiałam z nią całkiem niedawno, więc to powinien być aktualny numer.
- Cześć, cukiereczku! - zawołałam do słuchawki, a głupi uśmiech pojawił mi się na twarzy.
- Kate - dobiegło mruknięcie z słuchawki. - Wiesz, bym skakała z radości słysząc ciebie, ale z tym cukiereczkiem to przesadzasz.
Roześmiałam się. Zawsze żartobliwie nazywałam tak Bellę, czego ona szczerze nienawidziła. Wszystko brało się od tego, że jej oczy były różowo-fioletowe, jak cukierki.
- I tak wiem, że za mną tęsknisz.
Belladona westchnęła.
- Oczywiście, że tak, ale... Boże, Kate, jak ja się dusze w tym dworze! Szczęściara z ciebie.
Zrobiło mi się smutno. Faktycznie, udało mi się opuścić dwór - dostałam zgodę królowej. Podejrzewam, że gdybym była normalną nimfą nigdy by się nie zgodziła. Ale gdy ukrywałam swoją aurę nie było zagrożenia. Byłam też niemalże pewna, że propozycję usunięcia mnie z dworu szeptały jej na ucho niektóre z nimf.
- Ta, dupa nie szczęściara. Muszę użerać się z zadufanym w sobie bez granic demonem.
W słuchawce usłyszałam brzęk tłuczonego szkła. Chyba Bella upuściła kubek.
- Co? - była zszokowana.
Ze wszystkimi szczegółami opowiedziałam jej co się działo w ostatnich dniach. Ani razu mi nie przerwała.
- A to numer, mieszkałaś przez prawie trzy lata z nieśmiertelnymi i o tym nawet nie wiedziałaś - w głosie Belladony słychać było szczere rozbawienie.
- Myślałam, że bardziej zainteresuje cię zwariowana aura - mruknęłam rzucając się na łóżko.
- Wybacz, ale to było zabawne - szuranie krzesła, a po chwili szelest papierów. - Mogę poszukać w bibliotece.
- Jesteś aniołem!
- Nie, jestem wiedźmą - powiedziała ironicznie, a ja przewróciłam oczami.
Belladona była córką alchemiczki i maga, co klasyfikowało ją jako uczennicę Gildii Magów. Jednak kobiety, które nie były czystej krwi magiczkami, nazywano wiedźmami. Dlatego z Bellą byłyśmy jak siostry. Obie byłyśmy nie takie jak trzeba.
- Tęsknię za tobą - powiedziałam nagle.
- Kiedy wrócisz do domu?
Zaśmiałam się gorzko.
- Daj spokój. Mój apartament nimfy stoi pusty.
Każda nimfa dostawała dość spore mieszkanie, gdy ukończyła siedemnaście lat. Cóż, ja od tego czasu podróżowałam kończąc kursy i szkolenia. Na dworze bywałam rzadko, a jak już to mieszkałam w rodzinnym domu.
- Znowu zacznie się gadanie jaka ta córka Dormeisterów jest dziwna - dodałam.
- Jeny, Rinnie, przecież ciebie już tutaj nikt praktycznie nie pamięta!
Jednocześnie poczułam smutek i radość.
- Ostatnio byłaś tutaj trzy lata temu, a przez poprzednie dwa mało kto cię widywał - kontynuowała Bella.
- Może przyjadę w wakacje - westchnęłam. - A tobie nie uda się wyrwać?
- Nie wiem na kiedy wyznaczą mi test.
Test końcowy był bardzo ważny dla magów. Świadczyło to o ich umiejętnościach i każdy miał indywidualnie ustalany termin.
- Muszę iść, mama mnie woła - ton Belladony był smutny.
- Dobra, dobra. Życz mi szczęścia. Za dwie godziny mam trening z tym pajacem - jęknęłam przykrywając twarz poduszką.
- Zapłacisz majątek za tę rozmowę - zachichotała Bella i się rozłączyła.
- Wiedźma - mruknęłam do siebie patrząc obrażona na telefon.

*

Rozgrzewaliśmy się z Rufinem, gdy usłyszałam swój telefon.
- Żadnych telefonów - odezwał się demon próbując naśladować mój głos.
- Przypomnij sobie kroki - zignorowałam go i odebrałam połączenie.
- Cześć, wariatko.
Na moich ustach momentalnie pojawił się szeroki uśmiech.
- Cześć, cukiereczku! - powiedziałam momentalnie ściągając na siebie zaciekawiony wzrok Rufina. To przypomniało mi, że demony mają dość dobry słuch. Nieśpiesznie podeszłam do odtwarzacza pogłaśniając muzykę, ale nie na tyle bym nie słyszała Belladony.
- Masz coś?
- Przekopałam chyba całą bibliotekę, ale nic konkretnego. Wiadomo tyle, że czasem aury ukazują emocje, a może je wyczuć większość nieśmiertelnych. No i tylko nimfy są w stanie je ukrywać, ale kosztem tego, że ich nie wyczuwają, ale to chyba już wiesz.
- Nie za bardzo mi to pomogło.
- Znalazłam też zbiór notatek jakiegoś tam uczonego. Twierdził, że aury nie są stabilne i można je odbierać inaczej, poprzez zapach, kolor i kształt oraz uczucia i emocje. Został wyśmiany, bo nie znaleziono osoby, która by potrafiła odbierać aury inaczej niż skupisko mocy.
- To mi nadal nie pomaga.
- Wiem o tym - burknęła Bella, a ja mimowolnie uśmiechnęłam się. - Ale wszędzie jest mowa o tym, że aury są stałe. Są lub ich nie ma.
- Muszę kończyć - powiedziałam, gdy obok mnie pojawił się Rufin z ponaglającą miną. - Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy.
Rozłączyłam się wrzucając telefon do torby.
- Co tam u chłopaka?
- Co? - zapytałam zaskoczona nie rozumiejąc o co mu chodzi. On myślał, że rozmawiałam z chłopakiem przez telefon. Parsknęłam śmiechem.
- A co, zazdrosny? - nawet nie oczekując odpowiedzi zapętliłam naszą piosenkę i przygotowałam się do układu.
- Jesteś nieznośna - stwierdził podczas naszego tańca.
- I kto to mówi - zrobiłam obrót po czym brutalnym gestem przyciągnął mnie do siebie.
- To dziwne, że taka zołza jak ty ma chłopaka - moja głowa wisiała może z dziesięć centymetrów nad ziemią, a szare oczy wpatrywały się we mnie ze złośliwymi błyskami.
Drwi sobie ze mnie? Pajac myśli, że ma nade mną kontrolę! Może sobie być wyższym demonem, ale ja jestem nimfą! I wtedy zrobiłam coś czego raczej unikałam. Zdjęłam swoją barierę pragnąc z całych sił, aby moja aura go przytłoczyła tak jak pomniejsze demony czują się w jego otoczeniu.
Ból w tyle czaszki był na tyle duży, że wszystkie inne moje emocje zniknęły. Co się do cholery stało?
Powoli otworzyłam oczy i stwierdziłam, że Rufin po prostu mnie upuścił! Stał sztywny kilka kroków obok mnie.
- Jesteś popieprzonym sukinsynem! - krzyknęłam siadając i wciąż trzymając się za tył głowy.
- Co ty zrobiłaś? - jego głos był jak lód. Dopiero teraz zauważyłam, że jest spięty gotowy w każdej chwili mnie zaatakować. Jego aura pulsowała mocą ostrzegając mnie. Momentalnie w głowie zapaliła mi się lampka z komunikatem "uciekaj!".
Nasz kontakt wzrokowy został przerwany przez wtargnięcie Ethana na salę. Błyskawicznie stanął pomiędzy nami przeskakując po nas wzrokiem.
- Co się stało? - jego głos był spokojny tak samo jak jego aura, miałam wrażenie, że szumiała uspakajająco. Ale nie była na tyle uspokajająca, aby powstrzymać mnie przed krzykiem.
- Ten idiota mnie upuścił!
- Rufinie? - głos Ethana był jak balsam dla moich nerwów.
- Przyćmiła mnie.
 Że co? Kompletnie nic z tego nie zrozumiałam, ale teraz wojownik wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem.
- Ależ oczywiście, nic mi się nie stało i wcale nie rozbiłam sobie czaszki! Dzięki za troskę! - warknęłam wstając niezgrabnie. Poczłapałam do okna, aby pooddychać świeżym powietrzem. Oparłam się na parapecie przyglądając się miastu.
- Jak to możliwe? - dobiegł mnie głos Ethana.
- Musiałem ją zdenerwować, bo zdjęła swoją barierę i wtedy... kurwa, po prostu zamknęła mnie w mojej aurze!
Zamrugałam zdziwiona, a dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że mam otwarte usta. To da się coś takiego zrobić?
- A najśmieszniejsze jest to, że ostatnio jej aura była identyczna jak elfów.
Jestem nieźle pokręcona. Jak mogłam zamknąć wyższego demona w jego własnej aurze, to niemożliwe! Moja musiałaby być wtedy na tyle silna, aby owinąć się wokół niego. Odwróciłam się i dopadłam swojej torby w poszukiwaniu telefonu.
Cholera nie odbiera. Myśląc co dalej zrobić spojrzałam na dwóch mężczyzn. Ethan powiedział coś szybko do telefonu i go schował, a Rufin stał z szeroko rozstawionymi nogami i rękoma skrzyżowanymi na klatce.
Wykręciłam inny numer. Kiedy ja słuchałam uciążliwego dźwięku sygnału do sali wszedł Jerry.
- Słucham? - tak jak się domyślałam, telefon odebrała kobieta.
- Dzień dobry pani Cartier, tu Kate, czy zastałam Belladonę?
- Witaj Katharino, już ją wołam - w słuchawce słychać było odgłosy przemieszczania się.
- O co chodzi? - Bella była zdyszana, obstawiam, że była w ogrodzie.
- Czy ten szalony naukowiec wspominał coś tym, że można zmienić własną aurę? - moja przyjaciółka zamilkła.
- Kim jest Belladona? - zapytał Rufin, ale ja nie miałam zamiaru mu odpowiadać.
W słuchawce słychać było szelest papieru. Jeremy wyciągnął swój tablet wklepując zapewne dane Belli.
- Belladona Cartier, córka alchemiczki i maga, dwadzieścia trzy lata, jeszcze nie zdawała testu - wyrecytował pomiot, a ja zmrużyłam groźnie oczy.
- Jesteście okropni - wysyczałam.
- Coś mówiłaś, Kate? - zapytała Bella.
- Nie, nic do ciebie - powiedziałam starając się, aby nie było słychać irytacji w moim głosie.
- W sumie to nic więcej nie napisał, ale wspomina tylko o jakiejś legendzie. Kurde, ktoś zrobił kleksa przy przepisywaniu i nie mogę rozczytać. Legenda o Eurod coś tam.
- O Eurydyce - poprawił Rufin, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że podsłuchuje moją rozmowę.
- To jest legenda o Eurydyce - powiedziałam z westchnieniem.
- Skąd wiesz? - Belladona była wyraźnie zaskoczona.
- Od tego pieprzonego demona - warknęłam posyłając mu złośliwy uśmiech.
- Lepiej odszczekaj co powiedziałaś - znowu ten głos przypominający trzaskający lód.
- To ty mnie rzuciłeś na podłogę! - zawołałam czując jak zalewa mnie niekontrolowana niczym wściekłość.
- Kate, co się dzieje? - Belladona była wystraszona.
- Nic, cukiereczku, po prostu ten palant drwił ze mnie, że nikt nie chce ze mną być, a potem po prostu mnie puścił... o cholera... - zamilkłam przypominając sobie moje pragnienie, aby Rufina oplotła moc. - Porozmawiamy wieczorem, jak możesz poszukaj wszystkiego co wiesz o przyćmieniu kogoś aurą.
_________________________________
I jest kolejny rozdział! W ramce po prawej macie daty ukazania się wszystkich rozdziałów, które zostały już napisane :) Ten rozdział krótki i w sumie tylko dwie sytuacje, ale mam nadzieję, że z czasem będzie lepiej :)

2 komentarze:

  1. Lubię wiedźmy, zawsze mnie interesowały, więc darzyłam je szczególną sympatią, dlatego cieszę się, że zamieściłaś Belladonę. OMG, to jest świetne! Naprawdę coraz bardziej mnie Twoje opowiadanie ciekawi. Więc kim jest Kate? Na pewno jest wyjątkowa, skoro takiego identycznego przypadku jak jej nigdy nie spisano... I o co chodzi z tą legendą o Eurydyce? Pamiętam ją tylko tak mniej-więcej ze szkoły i jestem ciekawa jaki ma to związek... I czyżby Rufin był zazdrosny? Podoba mi się to :D Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też uwielbiam wiedźmy. Stwarzają tyle możliwości! Ogólnie jak dla mnie magia sama w sobie jest cudowna. Wczoraj właśnie pisząc rozdział musiałam wrócić do Eurydyki ^^

      Usuń