Najpierw miałam ochotę się roześmiać i pogratulować twórcy
tego pomysłu poczucia humoru, potem stwierdziłam, że to najgorsze co mogło mi
się przydarzyć i gdybym była małą dziewczynką zapewne bym się rozpłakała i
uciekła stąd.
Mój wzrok prześlizgiwał się po twarzach trzech mężczyzn,
którzy wydawali się być tak samo zaskoczeni jak ja. Cóż, przynajmniej nie
jestem jedyna.
- Kate, co ty tutaj robisz? - wykrztusił Ethan, który jako
pierwszy otrząsnął się z szoku.
- To jakaś pomyłka - stwierdził blondyn-prześladowca krzywiąc
się.
- Wiesz co, to będzie dziwne, ale się z tobą zgodzę -
mruknęłam zaplatając ręce na klatce piersiowej.
Koleś rzucił mi sardoniczny uśmiech i wyciągnął telefon z
kieszeni wybierając numer. Phi, na pogaduszki mu się zebrało. Początkowe
zaskoczenie zaczęło ustępować irytacji.
- Wasza wysokość - odezwał się formalnie, a ja przewróciłam
oczami.
No tak, kochana królowa Cynthiana, matka intryg i
beznadziejnego poczucia humoru. Najwyższa z nimf musiała coś powiedzieć, bo
blondas zacisnął usta w wąską linię. Dobrze mu tak. Po chwili nie odzywając się
nawet wyciągnął telefon w moim kierunku. Super.
- Bonjour, ma reine - przywitałam się przybierając swój
najweselszy ton. Cynthiana lubowała się w języku francuskim, a zwykły zwrot
"dzień dobry, moja królowo" w tym języku mógł zyskać jej
przychylność.
W słuchawce usłyszałam westchnienie, ale byłam niemalże
pewna, że królowa przewraca teraz oczami próbując powstrzymać uśmiech. Zawsze
tak robiła, gdy się do niej zwracałam w ten sposób.
- Niemalże zapomniałam Katharino, jaka potrafisz być
czarująca.
- Nauki pobierałam u najlepszej kapłanki - stwierdziłam
pogodnie zdając sobie sprawę, że komplementy polepszą humor Cynthiany.
Oczywiście ową kapłanką, u której pobierałam nauki, była sama królowa.
Śmiech dobiegający z telefonu zaskoczył mnie samą, ale
jeszcze bardziej moich towarzyszy. Szybko opanowałam wyraz twarzy, aby wydawało
się, że takie pogaduszki z królową są dla mnie codziennością.
- Teraz mam pewność, że nikt się pod ciebie nie podszywa. Do
widzenia, Katharino.
- Niech Kalipso ma cię w opiece.
Było to błogosławieństwo nimf. Kalipso pilnowała, aby nam się
nic nie stało byśmy nie przekroczyły granicy śmierci, Dafne pielęgnowała nasze
uczucia, a Echo uczyła mówić prosto z serca. Ogarnęła mnie tęsknota za dworem,
gdy wypowiedziałam te słowa.
- Dobra, kto z was jest kim? - zapytałam położywszy telefon
na biurku, a potem założyłam ręce na biodra uważnie lustrując mężczyzn.
- Wierzę w to, że królowej nie da się oszukać, ale ty się
zachowujesz jak kompletna idiotka - odezwał się Rufin, a ja miałam ochotę
wyczarować sobie nóż i wbić mu go w serce. Oczywiście, ani jednego, ani
drugiego nie potrafiłam, ale zawsze można sobie pomarzyć, prawda?
Ale potem sobie przypomniałam do czego piję. No tak, muszę
ściągnąć ochronę. Skupiłam się na nieistniejącym punkcie i po chwili poczułam
jakbym ściągała płaszcz. Byłam pewna tego, że kiedy to się działo moje oczy
błysnęły złotem.
Aury w pomieszczeniu przytłoczyły mnie. Zamknęłam na chwilę
oczy, aby odepchnąć je od siebie, by mnie nie pochłonęły. Pomiota było mi
najłatwiej oddalić, z opiekunem było trochę trudniej, ale aura wyczuła, że
jestem pod opieką i sama się usunęła. Została jedna silna, która chciała mnie
opleść jak bluszcz. Gwałtownie otworzyłam oczy wpatrując się w właściciela aury
i stanowczą myślą odepchnęłam ja od siebie.
- Na Dafne, do cholery, dlaczego nie możesz być pomiotem? -
warknęłam do Rufina. - Bez obrazy Jeremy - posłałam przyjacielowi pocieszający
uśmiech. Za moim plecami usłyszałam jak Ethan wybucha śmiechem.
Wyższy demon uniósł brew i usiadł w swoim fotelu szefa. Jerry
siedział na krześle po skosie od biurka, a Ethan stał pod ścianą. No tak,
zajęli swoje typowe pozycje. Już zapomniałam, że panuje hierarchia, tak się
przyzwyczaiłam do życia między ludźmi. Chociaż nie, wróć. Od trzech lat
mieszkam z dwoma nieśmiertelnymi. Ale są to bardzo ludzcy nieśmiertelni, czyli
się nie liczy.
- Królowa mówiła, że przydzieli mi nimfę, a nie jakąś
podróbkę - rzucił ironicznie kładąc łokcie na biurku i stykając ze sobą opuszki
palców.
Gdybym była driadą, bym wypełniła mu gębę liśćmi. Gdybym była
najadą, bym mu wypełniła gębę słoną wodą. Gdybym była hamadriadą wsadziłabym mu
patyk w tyłek, a gdybym była oreadą znalazłyby się tam kamienie.
Najbezpieczniejszy by był, gdybym była lejmoniadą, bo w gębie miałby kwiatki.
Chociaż nie do końca byłoby to takie bezpiecznie jeśli to byłyby róże. Ale
jestem sobą, więc gówno mogę zrobić.
- Widzisz, może jesteś tak mało ważny, że nie jesteś warty
więcej niż podróbka nimfy - stwierdziłam ze słodkim uśmiechem.
Złapałam za oparcie krzesła i ustawiłam je niedaleko biurka.
A kiedy siadałam włożyłam w to najwięcej mojego nimfowego wdzięku ile miałam.
- Wciąż nie mogę uwierzyć w to, że jesteś nimfą - powiedział
wesoło Ethan przerywając wzajemne mordowanie się wzrokiem przeze mnie i Rufina.
- A ja? Kurde, Kate, znamy się od dzieciaka. To aż niemożliwe
- Jeremy pochylił się do przodu nerwowo przeczesując dłonią włosy.
- Normalne, cały czas miałam osłonę - wzruszyłam ramionami.
- Nie zapominajcie, że jej ojcem jest wampir - mruknął Rufin
patrząc na mnie z góry.
- Brawo, demonie, odrobiłeś lekcje.
- To dlatego nie jesteś blondynką? - zapytał ze śmiechem
Ethan, a jego postawa się rozluźniła nieco.
- Taa - przewróciłam oczami śmiejąc się.
- Nie ma czasu na pogaduszki. Wszyscy przynajmniej na tym
piętrze już wiedzą, że jest tutaj nimfa, albo jej dobra kopia - Rufin rzucił mi
ironiczny uśmieszek, ale zacisnęłam tylko zęby na jego zaczepkę. - Żyjemy w
pokojowych czasach, ale jest wielu, których by się pokusiło, aby złapać nifmę. Ethan,
jak nie będziesz dawał rady to zostanie przydzielony drugi wojownik. Jeremy,
koszt wszystkiego co będzie ci potrzebne, aby ochronić nimfę, pokryje dwór. Czy
panna Dorfmeister wszystko rozumie, czy muszę coś wytłumaczyć?
Jak kocham rodziców zabiję kiedyś tego typa.
- Wychowywałam się na dworze - stwierdziłam z politowaniem,
więc nie potrzebowałam, aby mi coś tłumaczono. Podniosłam się z krzesła i już
miałam się obrócić, gdy mi się coś przypomniało.
- Widzimy się jutro o dziesiątej na sali. Wylosowaliśmy cha
chę, ależ będzie ubaw - powiedziałam radośnie opierając dłonie na biurku i
pochylając się w stronę Rufina. Kiedy się odwracałam, aby wyjść ze swoją świtą,
byłam niemal pewna, że przez chwilę widziałam przerażenie na jego twarzy.
Wyższy demon miał rację mówiąc, że każdy w tym budynku już o
mnie wie. Gdy szliśmy do windy paru pomniejszych demonów przypatrywało mi się z
zaciekawieniem, zaś na dole inkub posłał mi lubieżny uśmiech.
- Ethan, to ile ty masz lat? - moje pytanie nie było głupie.
Wojownicy mogli całkiem długo żyć, a ich wygląd bywał mylący.
- Żyję już trzydzieści dwa lata, ale w dokumentach mam
wpisane dwadzieścia siedem - powiedział i niczym prawdziwy gentelman otworzył
mi drzwi do samochodu.
- Skubańcu, odmładzasz się - zaśmiałam się wyjmując z torebki
telefon, a kiedy zobaczyłam kto do mnie wydzwaniał jęknęłam. - Co powiemy,
Jess?
- Nic i tak się nie domyśli niczego - odpowiedział Jerry,
który już coś sprawdzał na tablecie.
*
Wieczorem jeszcze na chwilę poszłam do Jessiki, aby dowiedzieć
się czegoś o wyższym demonie. Miał dość sporo nieruchomości i zarządzał wieloma
firmami. Oprócz tego bardzo często bywał na przyjęciach i był kobieciarzem.
Typowe. Krótko mówiąc, jest bardzo dobrze znany w Nowym Jorku.
Leżąc w łóżku zastanawiałam się ile już żyje. W sumie za
wiele o demonach nie wiedziałam. No dobra, nic o nich nie wiedziałam. Tyle
tylko, że skubane mogą długo żyć i sprytne z nich bestie.
*
Gdy zeszłam na dół do kuchni Ethan z Jerrym siedzieli już
przy stole. Zdziwiona uniosłam jedną brew, ale opiekun zbył mnie machnięciem
ręki. Nie przejmując się nimi zaczęłam wyjmować warzywa z lodówki, aby
przygotować sobie szybką surówkę. Jessica musiała spać. Nic dziwnego skoro
wczoraj poszła na jakąś imprezę i wróciła nieźle porobiona.
- Wiecie coś ciekawego na temat tego bezguścia muzycznego? -
zapytałam pakując resztę surówki na lunch.
- Rufin to w porządku gość - odezwał się Jeremy, a ja
mimowolnie się skrzywiłam. Dla mnie ani trochę nie jest w porządku.
- Jakoś w to wątpię - wyraziłam głośno swoją opinię. Ethan
westchnął głęboko.
- Kate, nawet go nie znasz.
- Znam wystarczająco, aby wiedzieć, ze jest dupkiem.
- Jeszcze zmienisz zdanie.
- Czemu go tak bronisz? - zapytałam odwracając się w jego
stronę. Ethan momentalnie nabrał wody w usta. Gdy mój umysł zaczął pracować
zrzedła mi mina. - On jest twoim szefem - jęknęłam zapadając się w krzesło.
Nieśmiertelni bardzo przywiązywali się do swoich
przełożonych. Bardzo rzadko przenosiło się ludzi zmieniając tym samym ich
zwierzchnictwo. Ale skoro Rufin miał pod sobą wojowników, przeniosłam
spojrzenie na Jerryego, i pomioty, to oznaczało, że musiał być ważny.
- Ten cały budynek jest jego? - zapytałam, ale już znałam
odpowiedź. Zaklęłam paskudnie na co Ethan się zaśmiał.
Ilu nieśmiertelnych on mógł tam pomieścić? Ale chyba jeszcze
pracują dla niego ludzie. Cholera, a jeszcze parę dni temu wiodłam takie
beztroskie życie. Szlag to wszystko trafił.
- To dlaczego się na to zgodziłaś? - Jerry zupełnie jakby mi
czytał w myślach. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Moją przełożoną jest Cynthiana, odmówiłbyś jej? - zapytałam
rozbawiona ich reakcją.
- Królowa jest twoją przełożoną?
- Czemu to cię tak dziwi, jest nimfą - Ethan wzruszył
ramionami i poklepał się po kieszeniach sprawdzając czy wszystko ma. - No
księżniczko zbieraj się.
Roześmiałam się. Ethan zawsze mnie tak nazywał. Na początku
mnie to strasznie irytowało, ale potem już się przyzwyczaiłam.
- Ale fajnie, mam własnego szofera - zawołałam i wzięłam
swoją torbę sportową zanim zdążył mnie dorwać i załaskotać na śmierć.
Chwilę później stałam oniemiała przed czarnym suvem.
- Jak widzisz, bycie twoim opiekunem ma swoje zalety - Ethan
wyjął torbę z mojej ręki i wrzucił na tylne siedzenie. Otrząsając się z szoku
wsunęłam się do samochodu zastanawiając się, czy sponsorem tego auta jest dwór
czy Rufin.
*
Gdy weszłam na naszą salę ćwiczeń Rufin stał odwrócony do
mnie tyłem i rozmawiał przez telefon. Musiał mnie wyczuć, bo już po chwili
obserwował mnie w lustrze. Kucnęłam przy swojej torbie, aby znaleźć buty do
tańca.
Ściągnęłam bluzę przez głowę i z rękoma na biodrach stanęłam
przed demonem. O nie, na moich zajęciach nie będzie żadnych telefonów. Znacząco
spojrzałam na zegarek, a Rufin przewracając oczami rozłączył się.
- Kiedy jesteś tutaj wyłączasz telefon - powiedziałam od razu
i ruszyłam do odtwarzacza, by podłączyć swojego ipoda. Na moich ustach
mimowolnie pojawił się złośliwy uśmieszek, gdy przypomniałam sobie jak narzekał
na moją muzykę. Cóż, teraz będzie musiał słuchać jej codziennie przez kilka
godzin.
Gdy odwróciłam się Rufin nadal stał w tym samym miejscu. To
będzie ciężkie.
Zakochałam się w tym opowiadaniu! <3 Nominuję Cię do nagrody! Szczegóły : http://i-am-sherlocked.blogspot.com/2014/05/liebster-award.html
OdpowiedzUsuńMoje serduszko skacze z uciechy na Twoje słowa <3
UsuńTrafiłam tu przypadkiem i zauroczyłam się :) Czyta się lekko i opowiadanie wciąga. Polubiłam główną bohaterkę, ale trochę nie do końca rozróżniam opiekuna i pomiota. A co do drugiego, o nie do końca znam/rozumiem jego rolę :) Albo nieuważnie przeczytałam, albo rozstrzygnie się to w przyszłych rozdziałach.
OdpowiedzUsuńNie mam zwyczaju komentowania regularnie, zwykle wpadam i czytam większą część tekstu. Będę jednak starała się czytać w miarę regularnie ;)
Pozdrawiam i życzę weny :)
Wyjaśni się wszystko w trakcie :) Doskonale zdaje sobie sprawę, że nie każdy zrozumie moje pokrętne myśli. I dziękuję, że wpadłaś, przeczytałaś i skomentowałaś! <3
UsuńOMG, nie wierze! Stawiałam, że zobaczy tam Rufina, ale że Ethana i Jeremy'ego też, to już nie. No pięknie, to teraz będą zawsze z nią chodzić? I też również muszę przyznać, że nie do końca rozumiem te wszystkie "stanowiska", ale skoro mówisz, że tego się dowiemy, to już nie mogę się doczekać :) Polubiłam bardzo Kate, ma dziewczyna charakter. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńSuprise! :D Podejrzewam, że każdy stawiał na Rufina, ale nikt nie połączył go z lokatorami Kate :D
Usuń