Tom 1 - Rozdział 2

Gdy odwróciłam się w stronę łóżka, dopiero po chwili spostrzegłam, że leży na nim list. Serce mi podskoczyło do gardła, gdy poczułam jaśmin. To się nie skończy dobrze.
Pośpiesznie dopadłam do łóżka biorąc w dłoń lawendowy pergamin. Gdy złamałam pieczęć i rozłożyłam papier mogłabym przysiąc, że właśnie znalazłam się na środku łąki otoczona drzewami wiśni. Taaa, królowa uwielbia robić piorunujące wrażenie.

Katharino,
Twoja tożsamość zostanie niektórym odkryta. Twoje zdolności pomogą nam w wypełnieniu misji, która pokazuje iż możemy żyć wśród ludzi. Weźmiesz udział w programie telewizyjnym razem z wyższym demonem. Jak zdajesz sobie sprawę, żadna z dworskich nimf nie mogła się podjąć tego zadania, a ludzka partnerka wyższego demona sprawiała problemy. Nie musisz martwić się o swoje bezpieczeństwo. Na miejscu jest już Twój opiekun i pomiot. Wiem, że mnie nie zawiedziesz.
Królowa Cynthiana

O Jezusku. Nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać. Doskonale zdawałam sobie z tego sprawę, że Cynthiana chciała utrzymać pokój pomiędzy nieśmiertelnymi, a śmiertelnymi. Tak samo jak utrzymywała pokój pomiędzy jasnymi a ciemnymi.
Królowa Cynthiana jest najstarszą nimfą chodzącą po tej ziemi. Ponad sto lat temu ona i najstraszniejszy, najokropniejszy i najinteligentniejszy wampir zawarli małżeństwo, aby połączyć istoty jasnej strony z istotami ciemnej strony. Był to wstrząs dla wszystkich. Nigdy wcześniej się nie zdarzyło, aby ktoś stworzył trwały, mieszany związek. I w ten oto sposób aniołowie egzystowali obok demonów, wymieniając plotki z upadłymi. Istny cyrk.
Moja matka jest nimfą, a ojciec był wampirem. Większość obstawiała, że nie dożyję roku, ponieważ dzieci nimf stworzone z kimś z ciemnej strony zazwyczaj umierały.  Swoją drogą nimfy nie lubiły demonów czy wampirów. Nawet jeśli był względny pokój, to nimfy wiodły samotne życie uwodząc satyrów i panów. Czasem przypadkiem tylko z takiego związku powstawało dziecko. Zdarzało się to niezwykle rzadko.
Dlatego nie byłam zwyczajną nimfą o czym świadczył już mój sam wygląd. Nimfy z reguły są jasnowłose i mają kontakt z wybranym elementem przyrody. Moja matka jest driadą, czyli nimfą leśną. Cóż, ja jestem nimfą bez przydziału. Taniec się nie liczy, bo wszystkie jesteśmy w tym dobre. Podsumowując mam ciemne włosy, prawie czarne oczy, nie mam przydziału przyrody i kompletnie mi zwisa to czy będę całować demona czy satyra (oczywiście jeśli jest przystojny).
Wystąpię w Let's Dance! Ta myśl uderzyła mnie tak niespodziewanie, że zaczęłam szczerzyć się jak głupi do sera. Wróciłam jeszcze raz do listu. Cholera, muszę się ujawnić. Nimfy jako jedyne mają ten przywilej, że mogą ukrywać swoją aurę. Większość nieśmiertelnych jest w stanie wyczuć drugiego. Nimfy mogą idealnie udawać ludzi, ale wtedy także nie mogą wyczuć innych nieśmiertelnych. Wóz, albo przewóz. Jeżeli mowa o moich zdolnościach to jestem niemal pewna, że jestem jedyną nimfą w Ameryce, która w dodatku nie ma nic przeciwko demonom. Oh, Cynthiano, jakie to dla ciebie wygodne.
Wszystkie nimfy żyją na dworze, ponieważ nadal zdarzają się grupy buntowników niezgadzające się z obecnymi rządami. Nie mówi się o tym, ale to właśnie moją rasę najczęściej porywano i zabijano. Dlaczego? Nie mam pojęcia, ale jakakolwiek wzmianka na ten temat sznuruje wszystkim usta.
Byłam w szoku kiedy Cynthiana zezwoliła na mój wyjazd do Nowego Jorku, bo wszystkie nimfy zawsze zostają u jej boku. Lecz później zdałam sobie sprawę, że mogę idealnie wtopić się w tłum. Nikt nie będzie w stanie odkryć, że jestem nimfą, póki się nie odsłonię. Zrobili mi nowe dokumenty, gdzie skuteczne zatuszowali moje rodowe nazwisko. Kathriene D. Mitchell. Nieśmiertelni padliby, gdyby gdziekolwiek usłyszeli nazwisko Dorfmeister. A i imię zrobili mi bardziej amerykańskie, nie lubiłam tego, ale cena była dość niewielka za możliwość studiowania poza dworem. Nie pasowałam tam. Reszta nimf zawsze patrzyła na mnie z odrazą, bo jestem skażona cieniem. Lepsze to niż bycie marionetką królowej.

*

Następnego dnia tuż po zajęciach musiałam biec do pracy. No może niekoniecznie biec, ale oznaczało to bardzo szybkie przedostanie sie z terenu uczelni do siłowni w centrum miasta. Jessica dzisiaj nie pracowała, za to Ethan od razu rzucał się w oczy. Nie mógł usiedzieć w miejscu.
Dzisiaj prowadziłam zajęcia rozciągające na siłowni, więc korzystając z chwili podeszłam do Ethana.
- Coś ty taki niespokojny dzisiaj? - zagadnęłam opierając się o jeden z przyrządów do ćwiczeń.
Niebieskie oczy chłopaka przeniosły się na mnie błyszcząc wesoło.
- Stało się coś wspaniałego, Kate - odpowiedział uradowany z uśmiechem od ucha do ucha. Zapewne gdyby się dało to jego uśmiech rozciągał by się dookoła głowy.
- Boże narodzenie jest wcześniej? - zażartowałam.
- Nie, lepiej.
Uniosłam brwi zadumana.
- O mój boże, masz randkę?!
- Aha.
- Serio? - wytrzeszczyłam oczy zszokowana. Ethan nie umawiał się na randki, bo jak to uzasadniał "jeszcze nie znalazłem żadnej wartej zabrania na randkę". Wiadomo, przez jego sypialnię przewały się jakieś dziewczyny, ale z Jess udawałyśmy, że nie widzimy.
- No może niekoniecznie randkę - stwierdził kwaśno. - Ale mniejsza z tym - machnął ręką, a głupi uśmieszek wrócił na jego twarz. Już miałam coś odpowiedzieć, ale Ethan zobaczył kogoś za moim plecami.
- To co dzisiaj robimy?
Cholera. Znam ten głos. Słyszałam go... Ja pierniczę. Pośpiesznie odwróciłam się wlepiając wrogie spojrzenie w wyższego ode mnie blondyna.
Był szeroki w barkach, a jego ciało składało się z samych mięśni. Szare oczy, otoczone długimi rzęsami, przeszywały mnie na wskroś. Cholera, nic dziwnego, że wczoraj zabrakło Jess języka w gębie. Jest zabójczo przystojny.
- O i jest nasza pani od beznadziejnej muzyki - zadrwił od razu, gdy mnie rozpoznał.
- Beznadziejny jest w tym przypadku tylko pański gust - odpowiedziałam spokojnie, będąc już wcześniej przygotowaną na mini kłótnię.
- Kate, pogadamy później, twoje dziewczyny już czekają - Ethan mrugnął do mnie porozumiewawczo, a ja chcąc nie chcąc posłałam mu ciepły uśmiech i nawet nie zaszczycając pana-szare-oczy spojrzeniem odeszłam.

*

Przeklinałam w duchu moją uczelnię, że zawsze informacje podają na ostatnią chwilę. Okazało sie, że moje zajęcia z ekonomi przeniesiono na piątek (który, cholera, powinnam mieć wolny!), bo miał się zjawić jakiś gość specjalny. Sms od Jessiki także nie poprawił mojego humoru: "Rufin Desmon już tutaj jest! Zajęłam Ci miejsce z przodu". Z tego co znam Jess, to koleś albo musi być przystojny, albo nadziany, albo jest sławny dzięki ploteczkom krążącym po Nowym Jorku.
Gdy już i tak spóźniona wbiegałam po schodach ucieszyłam się, że jestem pupilką profesora od ekonomi. Dzięki ci panie!
Wślizgnęłam się do sali chcąc zostać niezauważona, ale jak zwykle mi to nie wyszło.
- Kathriene, jak dobrze, że jesteś. Moja żona mówiła, że dzisiaj... - jego żona chodziła do mnie na fitness.
Reszty nie słuchałam, bo stanęłam jak wryta. Gdyby nie całe stadko dziewczyn robiących do niego maślane oczka, pomyślałabym, że to wytwór mojego chorego umysłu, aby pogrążyć mnie jeszcze bardziej.
Właśnie tutaj, na środku sali, stał pan-mam-beznadziejny-gust-muzyczny i patrzył na mnie iście rozbawiony. Czy ten facet mnie prześladuje czy co?!
Otrząsając się nieco z amoku starałam się uśmiechnąć jak najładniej do profesora i powędrowałam do Jess, która, o ironio, zajęła miejsce w pierwszym rzędzie. Wślizgnęłam się na siedzenie obok niej, ale ona zdawała się nie widzieć mojego morderczego wzroku.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - syknęłam uderzając ją łokciem w żebra.
- Co, o czym? - zapytała nadal będąc w swojej krainie marzeń i tak jak reszta tych głupich kózek wlepiała wzrok w faceta prześladowcę.
- Że ten typ tu będzie - warknęłam ponownie ją szturchając.
- Chciałam Ci powiedzieć, ale w ogóle nie chciałaś o nim słuchać - obruszyła się patrząc na mnie jakbym popełniła najgorszą zbrodnię świata.
Zdołowana opadłam na krzesło nawet nie próbując słuchać tego o czym opowiada Rufin Desmon najgorętszy towar Nowego Jorku, prawdopodobnie najbogatszy obywatel Nowego Jorku i największy dupek Nowego Jorku. Te ostatnie dopowiedziałam sobie sama, bo z ust Jessiki nigdy by coś takiego nie wyszło.
- Skoczymy dzisiaj na drinka? - zapytała Jessica w drodze powrotne do domu. No tak, w końcu dzisiaj piątek, a my praktycznie zawsze gdzieś wychodzimy.
Otwierałam już usta, aby się zgodzić, ale w ostatniej chwili przypomniałam sobie list królowej, który zawierał małą karteczkę z datą i adresem spotkania.
- Nie mogę, mam jutro rano zajęcia - użyłam pierwszej wymówki jaka wpadła mi do głowy. Mam tylko nadzieję, że Jessica nagle jutro nie będzie musiała iść do pracy, bo wtedy jestem zgubiona.
- Eh, beznadziejnie - mruknęła, ale po chwili jej twarz znowu się rozpogodziła. - To pójdziemy jutro.
Nie mogłam nic powiedzieć Jess o królowej, ani o tym, że wezmę udział w Let's Dance. Od razu by chciała wiedzieć wszystkie szczegóły jak się dostałam i kogo będę miała za partnera. A w tym momencie ostatnie czego mi trzeba to przesłuchanie Jessiki Connory. Dlatego, gdy wróciłam do domu wybrałam się do pracy o wiele wcześniej niż powinnam.

*

Dźwięk budzika wyrwał mnie już i tak z niespokojnego snu. Usiadłam na łóżku dłonią przeczesując włosy. Im dłużej myślałam nad moją obecną sytuacją, tym bardziej wydawała mi się ona chora.
Aby się dłużej nad tym nie zastanawiać pośpiesznie wyszłam z łóżka wciągając na siebie ulubione jeansy. Znalazłam czarny top, a na to zarzuciłam bladoróżowy żakiet. Jako, że codziennie chodziłam w adidasach lub innych płaskich butach (brak samochodu ssie) dzisiaj pozwoliłam sobie założyć czarne botki, na które zawsze Jessica tęsknie patrzy.
Gdy się okazało, że Ethana nie ma (miałam nadzieję, że mnie podwiezie) zamówiłam taksówkę i pojechałam pod wskazany przez Cynthianę adres. Nie tego się spodziewałam, myślałam wysiadając pod szklanym wieżowcem. To tutaj mam się spotkać z... całą ekipą? Chyba tak można nazwać wyższego demona, mojego opiekuna wojownika i pomiota.
Jadąc windą na trzydzieste piętro czułam się lekko zdenerwowana. Minął już prawie rok odkąd miałam ostatnio do czynienia z nieśmiertelnym. Chociaż podejrzewam, że i to wtedy było przypadkowo. Albo mama z premedytacją poleciła mi kurs letni tańca u jednego z pomniejszych demonów. W każdym razie to nie zmienia faktu, że miałam pełne prawo się denerwować.
Pewnym krokiem podeszłam do sekretarki z olśniewającym uśmiechem rodem z reklam pasty do zębów. Ciekawe czy była nieśmiertelna. Wolałam tego nie sprawdzać, bo wtedy musiałabym ściągnąć swoją ochronę.
Kobieta momentalnie wstała nakazując bym podążyła za nią. Podeszła do podwójnych drzwi, zapukawszy w nie odczekała kilka sekund i wetknęła głowę do pomieszczenia.
- Proszę pana, przyszła Katharina Kalipso Dorfmeister.
Na plecach poczułam dreszcze. Już dawno nikt mnie tak nie nazywał. W końcu mogę być prawdziwą sobą. Sekretarka odsunęła się, a ja weszłam do gabinetu wyższego demona.

- No chyba sobie jaja robicie - wydusiłam kiedy weszłam do środka i zobaczyłam stojące tam osoby.

4 komentarze:

  1. Genialne. Zapowiada się bardzo ciekawie ;) Ciekawe jakie osoby tam stały :P

    http://in-another-world-melanie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. hej ! ;)
    Nie wiem czy mnie pamiętasz, może tak może nie. Nie ważne;) W każdym razie kiedyś napisałam na Twoim blogu spam, ale coś mnie do niego przyciągnęło i postanowiłam zagłębić się w Twoją historię. Zeszło mi troszkę i pewnie zejdzie zanim będę na bieżąco, ale na swoje usprawiedliwienie mam jedno - studia. Sesja trwa, więc na razie zdążyłam przeczytać tylko te dwa rozdziały. Komentuję, żebyś wiedziała, że jestem obecna i że masz nową czytelniczkę;) I niestety chyba nie uda mi się skomentować każdego rozdziału (choć będę się starać) ze względu na brak czasu. Ale oczekuj komentarzy ode mnie pod wybranymi rozdziałami;)

    Co do treści. Podoba mi się Twój styl pisania. Potrafisz zachęcić czytelnika do czytania i sprawić by nie potrafił oderwać się od tekstu. Poza tym iszesz prosto i przyjemnie, a tak właśnie czyta mi się najlepiej. Nienawidzę, gdy ktoś chce na siłę robić z siebie wielkiego poetę i dobiera słowa w taki sposób, że nie sposób zrozumieć zdanie. A wtu jest wszystko jasne i klarowne. Podobają mi się postacie, a w szczególności Ethan i wyszczekana Katharina. I ciekawi mnie, jaki wpływ na opowiadanie będzie mieć nowa postać - bezguścia muzycznego. Czuję, że będzie ostro, bo z tego, co widzę oboje nie ustąpią. A ja takie kłótnie uwielbiam;D
    Na razie tyle, więcej postaram się napisać o kolejnych rozdziałach;)
    A gdybyś miała ochotę zajrzeć do mnie : sila-jest-we-mnie.blogspot.com

    Ściskam;)

    OdpowiedzUsuń
  3. no kurde no... kim jest ten Rufin Desmon? coraz bardziej mnie to wszystko kręci :D I z kim się Ethan spotyka? Nie mogę się wprost doczekać następnego jego spotkania tego tajemniczego pana z Kate. a może... może to on będzie jej partnerem w konkursie? to byłoby wprost genialne! :D
    "ściągnać swoją ochronę" - ciekawe co to znaczy...
    Zapomniałabym: bardzo podoba mi się imię Kalisto. :)
    Co do błędów, to zauważyłam, że napisałaś "ekonomi" zamiast "ekonomii", ale do niczego więcej nie mogę się przyczepić! Naprawdę, jeszcze raz, ciekawy pomysł na opowiadanie!
    i tak jeszcze zapytam: ile planujesz napisać tomów?
    ( zapraszam na nowy, pierwszy rozdział mojego opowiadania :) :
    http://the-shadow-of-gritmore.blogspot.com )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "ii" lub "i" na końcu wyrazów to moja zmora, więc dziękuję, ze zauważyłaś ten błąd :)
      Chyba chodziło ci o Kalipso, ale Kalisto też bardzo ładne :D
      Póki co na pewno napiszę dwa tomy. Pierwszy jest już praktycznie skonczony. Co do trzeciego to nie jestem pewna, wyjdzie w trakcie. Bo mam pomysł, ale nie wiem co mi z tego wyjdzie :)

      Usuń